Rozdział 19 - Drugi Rok
Wakacje się skończyły, a razem z tym rozpoczął się nowy rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Razem z chłopakami siedzieliśmy w przedziale Ekspresu Hogwart. Ja jak zawsze czytałam książkę, a chłopcy grali w jakąś grę, która Draco dostał od ojca.
- Nie tak się w to gra! - znów się kłócą.
- To jak jesteś taki mądry to pokaż mi jak, a nie krzyczysz na mnie! - rozbrzmiał donośny głos Blaise'a.
- Ja już w to z wami nie gram. Ciągle się kłócicie, jakbyście nie mogli zagrać normalnie. Przecież po tym jak Zabini się pomylił nadal możemy kontynuować grę i nie trzeba się odrazu kłócić. - powiedział poddenerwowany Theodor.
- Theo ma rację. Od paru godzin jedyne co słyszę to wasze kłótnie, parę razy miałam już ochotę wyjść i nie wracać. - rzuciłam niezobowiązująco.
- No może. - mruknął Draco i wrócił do gry z Zabinim, tym razem po cichu i bez zbędnych kłótni między nim, a blondynem.
Gdy Ekspres Hogwart zatrzymał się na stacji, wzięłam do ręki książkę i razem z chłopakami udałam się do wyjścia z pociągu. Tym razem zamiast płynąć łódka, jechaliśmy na powozach, które ciągnęły testrale. Tylko osoby, które widziały i zrozumiały czyjąś śmierć je widziały. Ja widziałam śmierć mojej babci, więc też widzę.
- Widzicie te zwierzęta ciągnące powozy? - zapytałam.
- Powozy jadą same, nic je nie ciągnie. - mruknął blondyn.
- Kiedyś ci udowodnię, że to testralę je ciągną. - odparłam pewnie.
- Tak, nie mogę się doczekać. - powiedział sarkastycznie.
Już po parunastu minutach wchodziliśmy do zamku. Z chłopakami od razu poszliśmy do Wielkiej Sali i zajęliśmy najlepsze miejsca. Po paru chwilach cała Sala wypełniona była uczniami Hogwartu. Wszyscy w popłochu zajmowali miejsca przy stole, a pierwszoroczni stali na środku. Widać było, że się denerwowali i byli zestresowani. Ciekawe czy ja też tak wyglądałam? McGonagal zaczęła swoją przemowę o przydziale i innych sprawach z tym związanych. Zaczęła wyczytywać nazwiska uczniów.
- Weasley Ginevra. - powiedziała po paru minutach Minerva.
Kolejny zdrajca krwi. I kolejna ruda głowa Weasleyów.
- GRYFFINDOR! - wrzasnęła Tiara Przydziału.
To było chyba oczywiste. Każdy Weasley trafiał do Gryffindoru od dekad. Później przydzielili jeszcze paręnaście osób i wreszcie zaczęła się uczta. Każdy rzucił się na jedzenie jakby nie jadł od lat. Ja nałożyłam sobie trochę pieczonych ziemniaków, a na deser kawałek tarty z jabłkami.
- Cordelia, co z Cedrikiem, nie idziesz z nim pogadać? Przecież to twój przyszły mąż. - zaśmiał się Draco.
- Zamknij się! - warknęłam na niego. - Odwal się od mnie. Hufflepuf to tylko kolega.
- Widzicie chłopcy? Nadała mu nawet przezwisko. Widać, że się kochają. - rzucił Blaise, patrząc na mnie rozmarzonym wzrokiem. - Mogę zostać świadkiem, najlepiej to chrzestnym waszych dzieci? - zapytał głupio brunet.
- Odwal się od mnie i od Cedrika! Nie jestem z nim i nigdy nie będę! To tylko K O L E G A! - warknęłam i wstałam od stołu.
Poszłam prosto na wieżę astronomiczną, żeby posiedzieć tam sama z sobą i uwolnić się od głupoty Blaise'a i Draco. Tylko Theodor zachowywał się normalnie, a nawet zbyt normalnie. Widziałam, że coś z nim nie tak, bo gdy Draco zaczął rozmowę w jego oczach pojawił się jakby...smutek? Nie jestem za dobra a rozpoznawanie uczuć i rzadko kiedy sama jakieś mam ( nie licząc obojętności), więc nie znam się na tym. Może mi się przywidziało, abo za bardzo wyolbrzymiam sprawę? Pewnie tak, bo nie wymyśliłam innego sensownego wytłumaczenia.
- Slitherin? Co ty tu robisz? - usłyszałam zdziwiony głos Diggorego.
- Stoję, jak widać. - odpowiadam z sarkazmem.
- Sarkazm... Ciągle go używasz. Ale jak to mówią ' Ślizgon bez sarkazmu, to jak żołnierz bez karabinu.' - rzucił.
- Kto niby tak mówi? Nikt. - odpowiadam.
- Popsułaś moją świetną wypowiedź. - powiedział udając obrażonego.
- Bardzo cię przepraszam, nie sądziłam, że cię to zrani. - powiedziałam sarkastycznie, na co Cedrik zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi, głupku? - zapytałam.
- Ty. - wskazał na mnie palcem. - Ty i twój sarkazm.
- Aha. - odparłam. - To chyba dobrze. Ja już będę się zbierać. To pa. - chciałam iść, ale Cedrik złapał mnie delikatnie za nadgarstek.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne. Pytaj śmiało.
- Dlaczego tak nagle wyszłaś z Sali? Coś się stało? - dopytywał.
- Poprostu chłopacy sobie żartowali, że jesteśmy razem i się zdenerwowałam, bo to nie jest prawda. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Och, okej. - mruknął. - A nie chciałabyś być z mną...w związku? - zapytał niepewnie.
- Nie, to znaczy napewno nie teraz. Jestem za młoda na to. Może kiedyś, kto wie? - wzruszyłam ramionami. - To ja będę iść. Do zobaczenia.
Zeszłam po schodkach z wieży Astronomicznej i zaczęłam kierować się w stronę lochów i pokoju wspólnego Slitherinu. Ale zanim tak poszłam wstąpiłam do sowiarni, by wysłać list do Pheobe. Chciałam zapytać się jej o spotkanie, mogłabym jej wtedy opowiedzieć o tym co się nowego dowiedziałam. Razem może byśmy coś nowego wymyśliły.
Droga Pheobe Black,
Piszę do ciebie z zapytaniem o to czy nie chciałabyś się z mną spotkać, by obgadać pewną sprawę ( wiesz jaką). W wakacje dowiedziałam sie paru ważnych rzeczy i chce Cię o nich poinformować. Pasuje ci termin jutro o 16.00? Zaraz po lekcjach?
Przywiązałam jakiejś sówce list do nóżki i wyszłam z sowiarni. Pewnie dziwicie się dlaczego nie użyłam swojej sowy. A to dlatego, że w wakację, gdy wysłałam ją by zaniosła list Blaise'owi, lecz nie wiedziałam, że był on na wyspach tropikalnych i moja sówka gdzieś w drodze się poddała i już nie wróciła. Trochę mi jej szkodaz, lecz nic jej już życia nie przywróci. Poszłam do pokoju wspólnego Slitherinu i usiadłam na fotelu. Zaklęciem przywołającym przywołałm księgę do zaklęć, z której będziemy uczyć się dopiero na 4 roku. Chciałam zacząć czytać nowy rozdział, lecz usłyszałam deliktne stukanie w okno. Podeszłam do niego i je otworzyłam, ponieważ po drugiej stronie stała mała sówka z listem. Wpuściłam ją do środka. Nakarmiłam i wzięłam list.
Cordelio,
Pewnie, że się z tobą spotkam. Już nie mogę się doczekać co masz mi do przekazania. Do zobaczenia jutro o 16.00 w bibliotece.
Po przeczytaniu listu ponownie wziełam się za czytanie.
***
Siedziałam razem z Thodorem i Blaisem w dormitorium chłopaków. Draco był na treningu Quidditcha, ponieważ w tym roku startuje na nowego szukającego do drużyny Slitherinu. A byłam w dormitorium chłopców, dlatego,że pomagałam tym dwóm głupką napisać esej z Eliksirów. Jak zawsze nic nie rozumieli i z wszystkim musiałam im pomagać.
- Dobra, ja będę już się zbierać. - powiedziałam, uprzednio patrząc na zegar. - Miałam być o 16.00 w Bibliotece. - wstałam z miejsca w , którym siedziałam.
- Po co idziesz do biblioteki?Byłaś już tam dzis. - stwierdził Theodor.
- Mam spotkać się z Pheobe Black, miałam z nią porozmawiać na pewnien temat , bo wydaje mi się, że udało mi się odkryć coś nowego. - wyjaśniłam mu.
- Ledwo rok szkolny się zaczął a ty już będziesz latać do tej całej Black?! - zapytał zdenerwowany.
- Ale i co ci znowu chodzi? Ja nie bronie ci się spotykać z znajomymi, więc ty też nie masz prawa mi tego zabraniać. - odpowiedziałam mu i wyszłam z dormitorium, przy okazji trzaskając drzwiami.
Poszłam prosto do biblioteki, gdzie miała czekać na mnie Pheobe. Weszła do pomieszczenia i w oczy rzucił mi się widok Black i bliźniaków Weasley.
- Cześć. - przywitała się entuzjastycznie blondynka.
- No hej. - przywitałam się już nie tak entuzjastycznie jak ona.
- Widzę, że nowe towarzystwo przyszło. My będziemy się zbierać. Do zobaczenia Skrzacie. - powiedział Fred i razem z jego bliźniakiem wyszedł z biblioteki.
- To ci mi miałaś opowiedzieć? - zapytała zanim zdążyłam usiąść.
- Jak pewnie wiesz, byłam na balu dla Osób z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, i uznałam, że wykorzystam te sytuacje. - zaczęłam opowiadać. - Zaczęłam rozmawiać z jakąś starsza kobietą, która opowiedziała mi parę plotek, jak to ona ujęła, które opowiadali, gdy moja matka była nastolatką. Kobieta powiedziała mi, że słyszała plotkę iż moja mama rzuciła na twoją matkę jakąś klątwę.
- O Gryfindorze. - mrukła zaskoczona. - Jeśli to prawda, wyjaśniało by to czemu twoja matka dostała od mojego taty Cruciastusem.
- Możliwe, że masz rację, lecz nie zakładajmy odrazu najgorszego. Może to naprawdę fałszywe plotki? - zapytałam.
Wiedziałam, że była możliwość, że taka była prawda. Moja matka zawsze była, jest i będzie szalona, a Syriusz kochał, kocha i będzie kochał swoją żonę nad życie i zrobił, robi i będzie robił wszystko, by ją chronić i uszczęśliwiać. Tak samo jak jego córkę.
- Musimy się dowiedzieć czy to prawda, ale innym razem. Spieszę się na spotkanie z bliźniakami. Do zobaczenia Cordelio. - powiedziała i wybiegła z biblioteki.
Pewnie poszła razem z bliźniakami opracowywać plan na nowe żarty. Ja też wróciłam do siebie, uprzednio wypożyczając książkę z dziedziny czarnej magii. Zapowiada się cudowny wieczór, z cudowną lekturą.
★★★
Witam wam ponownie! ( Tym razem nie po miesięcznej przerwie)
Jak wam się podobał rozdział? Co myślicie o Pheobe i jej teoriach? Napiszcie w komentarzach!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top