Rozdział 1 - Pierwszy Rok
Następnego ranka, wstałam dosyć wcześnie. Była siódma, a pociąg był dopiero o dziesiątej. Wsumie miałam jeszcze wiele spraw do załatwienie, takich jak kupno szaty czy pergaminów, i najważniejszej rzeczy czyli mojej różdżki. Jej zakupu, z wszystkich rzeczy nie mogłam się doczekać najbardziej. Od dziecka marzyłam o swojej różdzce, która będę mogła czarować tak jak moi rodzice.
Po chwili wreszcie zeszłam z łóżka, by iść do łazienki i przyszykować się na wyjście na ulicę Pokątną. Tak jak co rano umyłam zęby i twarz, wyczesałam moje włosy i ubrałam się. Dziś postawiłam na zwykłe czarne spodnie i białą bluzeczkę a na nią narzuciłam sweterek. Całość prezentowała się naprawdę dobrze.
Gdy miałam wychodzić ju z pokoju usłyszałam ciche pyknięcie. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się skrzat, a dokładniej Śnieżynka. Jej imię wzięło się z tego, że przybyła do naszego dworu w zimę.
-Panienko, rodzice wołają na śniadanie. Proszą także, by zniosła panienka kufer do przedpokoju. - powiedział skrzat.
-Dobrze powiedz im, że za chwilę będę. - odpowiedziałam a skrzata po chwili nie było już w moim pokoju.
Odrazu udałam się na dół, zaniosłam kufer do wyznaczonego pokoju, a potem powędrowałam do jadalni.
-Dzień dobry - przywitałam sie i zajęłam miejsce przy stole.
-Cześć Del. - powiedział Rudolf. - Jak tam?
-Dobrze. A jak ma być? - spytałam.
-No, jedziesz do Hogwartu. Nie jesteś nie wiem, podekscytowana?
-A no tak. Jakby uważam, że to nic nadzwyczajnego, że wyjeżdżam do szkoły. Taka kolej rzeczy, nie zmienisz tego.
-Gadasz jakbyś miała przyjmniej 60 lat. - wtrąciła się mama.
-Ech, z wami to się nawet nie da porozmawiać. - nałożyłam sobie jedzenie na talerz.
-Nie przesadzaj - odparł mój tata.
-Noie pszesodam- zaczełam mówić z pełną buzią jedzenia.
-Co? Co ty tam mówisz? - spytała mama.
-Już nic - odpowiedziałam zaraz po tym gdy przełknełam ostatnią porcję jedzenia.
-To to zbieramy się. - westchnęła Bella. - Mamy tyle do załatwienie, a tak mało czasu.
Pożegnałam się jeszcze z moim tatą, a potem poszłam za moją mamą do przedpokoju. Z stamtąd miałyśmy się teleportować na ulicę Pokątną.
-Gotowa na teleportację? - pyta, łapią mnie za rękę.
-Zawsze - odpowiadam, a po chwili znajduje się na ulicę Pokątnej.
Jej ulice jak zawsze przepełnione są czarodziejami, którzy tak jak my spieszą się po ostatnie zakupy przed wyjazdem do Hogwartu.
-Ty idź po różdżkę, a ja kupię szatę i pergaminy. - mówi Bellatrix.
-Okej, to idę. Może spotkamy się za godzinę, przy Banku Gringotta?
-Tak to dobry pomysł. - i odeszła w stronę sklepów.
Ja pokierowałam się w stronę sklepu Olivadnera. Był on najlepszym producentem różdżek w całym magicznym świecie. Gdy doszłam do sklepu, pewnym ruchem otworzyłam drzwi. Wygląd sklepu od środka mnie zaskoczył. Było tam pełno regałów, na których znajdowały się pudełka z różdżkami. Było ich tam setki, jak nie tysiące.
-Dzień dobry panienko Lestrage. - usłyszałam chrapliwy głos zza jednego z regałów.
-Dzień dobry - odparłam niepewnie.
Nagle zza regału wyłoniła się postać. Był to stary mężczyzna z licznymi zmarszczkami na twarzy. Ubrany był w długą, ciemno-brązowa szatę. Nie prezentował się najgorzej.
-Przyszła panienka po różdżkę.
-Tak proszę pana. Mogłabym ją już dostać.
-Tak, podejdź do mnie. Musimy znaleźć, ci odpowiednią.
Dosyć niepewnie podeszłam bliżej. Zauważyłam, że mężczyzna wyjmuje jakieś pudełko z jednej z półek.
-Może ta będzie dobra. - mruczy starzec pod nosem - Akacja, włos jednorożca, 10 1/4 cala. Wypróbój.
Wzięlem różdżkę do ręki, lecz poczułam że nie dokońca mi ona pasuje. Nagle w rózdzki wystrzeliło jakieś zaklęcie, które popsuło całe biurko.
Przepraszam- powiedziałam szybko.
-Yhy. Ta nie pasuje, inna...
Wypróbowałam już pięć różdżek, a żadna nie pasuje dla mnie. Straciłam już nadzieję, że coś znajdziemy.
-O chyba wreszcie mam! - powiedział uradowany starzec i podał mi różdżkę do ręki. Chyba naprawdę to był ta różdżka.
-To chyba ta! - powiedziałam uradowana.
-Tak, tak myślałem że ta będzie idealna. Jest to cis, pióro feniksa, 13 cali, giętka. Trafiała ci się naprawdę niespotykana różdżka, sprzedałem tylko jeden taki egzemplarz, ale ona miała 15 cali. - gadał.
- A komu ją pan sprzedał?
-Twojemu ojcu.
Pokiwałam głową na znak odpowiedzi. Zapłaciłam za różdżkę, pożegnałam się z Ollivanderem. Teraz musiałam dojść do Banku Gringotta, ponieważ tam miałam się spotkać z matką. Udało mi się dojść do budynku w parę minut. Tam czekała już na mnie moja mama. Widziałam z daleka że miała ze sobą torbę i... klatkę?
Co ona kupiła?
-Jak tam? Masz różdżkę? - zapytała mnie.
-Tak. To cis z piórem feniksa, chyba 13 cali i giętka. Tak mówił ten pan.
-Oo masz taką samą różdżkę jak twój ojciec. Ale to mało ważne, patrz co ci kupiłam.
Popatrzyłam w kierunku, który wskazywała moja mama i wzrokiem napotkałam klatkę w której była mała sówka. Była ona brązowo czarna.
-I jak podoba Ci się? - dopytywała.
-Tak jest przecudna. - zachwycałam się zwierzątkiem.
-Jak ją nazwiesz? - pytała zaciekawiona Bella.
-Eee jeszcze nie wiem...Wymyślę coś po drodzę.-odparłam - Chodźmy na peron, bo pociąg jest już za niecałą godzinę.
-Tak idźmy. Chyba nie chcesz się spóźnić.
Powędrowałam z mamą w stronę wyjścia z ulicy Pokątnej. Potem przeteleporowałyśmy się na mugolski peron.
-Chyba wiesz co robić. Biegniesz prosto w ścianę, pomiędzy 9 a 10. Dawaj.
I zrobiłam tak jak kazała mi mama. Już po chwili znajdowałam się na peronie czarodziejów. Wszyscy tak jak ja taszczyli kufry i klatki. Był tu większy harmider niż na Ul. Pokątnej.
-No to córciu, papa. Napisz, do nas list. Najlepiej pisz je co tydzień. Pamietaj kocham cię i do zobaczenia już niedługo.
Przytuliłam się z mamą na pożegnanie i poszłam w stronę wejścia do pociągu. Gdy chciałam wejść do pojazdu, w tłumie ujrzałam blond włosy Draco. Wycofałam się w wejścia do pociągu i pognałam w jego stronę.
-Hej Draco. - przywitałam się.
-Hej Delia*-odpowiedział blondyn.
-Siadamy razem, w jednym przedziale.
-Pewnie. Będą z nami też Blaise i Theodor.
Razem z moim kuzynem weszłam do pociągu. Zajęliśmy pusty przedział i czekaliśmy na resztę.
-Hej - nagle do przedziału weszli Zabini i Nott.
-Ooo wreszcie jesteście. - zaczął Draco - Ty Blaise znasz Cordelia więc nie muszę wam się przedstawiać. Cordelio to jest The....
-Ale my się znamy - powiedzieliśmy obydwoje w tym samym czasie.
- Od kiedy? - zapytał zszokowany Draco.
-Od wczoraj. Nasi rodzice się spotkali. - wyjaśniłam.
- Aaa no dobra - Powiedział Zabini.
Po przeprowadzonej rozmowie z chłopakami wszyscy zajęli miejsca w przedziale. Przez całą podróż rozmawiali, śmiali się, grali w jakieś gry albo tak jak ja czytali ksiązki.
- A ty będziesz tylko czytać? - zaczął zagadywać mnie Theo.
-No a jaki problem? - zapytałam nie uprzejmie.
-No żaden, porostu chcieliśmy żeby znami zagrała.
-Może innym razem, tak już jesteśmy blisko Hogwartu. Idę przebrać się w szatę, wam też polecam to zrobić.
Gdy miałam już wychodzić z przedziału, wpadła do niego jakaś dziewczyna.
-Nie widzieliście tu ropuchy Nevila? - zapytała nieznajoma.
- Nie a wogule kim ty jesteś? - zapytał się jej Malfoy.
-Granger. Hermiona Granger. - odpowiedziała.
-Pochodzisz z mugolskiej rodziny? - zapytałam.
-Tak, a jaki problem?
- Żaden, a teraz wynocha.
Dziewczyna szybko opuścił przedział, a ja poszłam przebrać się w szatę. Gdy wróciłam, dowiedziałam się że, za dziesięć minut dojedziemy do Hogwartu. Pierwszy raz zobaczę jak wygląda na żywo i czy jest taki jak go opisywali.
Nagle pociąg sie zatrzymał, więc to znaczy, że jesteśmy już na miejscu. Razem z chłopakami szybko wysiedliśmy z przedziału, ponieważ chcieliśmy jak najszybciej zobaczyć Hogwart, lecz okazało się że zobaczymy go gdy dotrzemy na miejsce łódką.
-Pirszoroczni - usłyszeliśmy jak ktso nas wolał. - Do mnie, Pirszoroczni.
Okazało się że wolał nas gajowy, Rubeus Hagrid. Mieliśmy dwójkami wchodzić na łodzie i płynąć do Hogwartu. Ja płynęłam razem z Nottem. Cała droga zajęła nam dużo czasu lecz opłacało się dla tego widoku. Hogwart nocą jest przepiękny! Teraz wszyscy udaliśmy się do w Wielkiej Sali...
***
Delia lub Del to skrócone imię Cordelia.
Zostawiajcie gwiazdki i komentarze. 💖‼️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top