Rozdział 27 - Święta

Spędziłam już w Lestrage Manore prawie tydzień. Dziś, czyli dzień przed Wigilą wybrałam się z moją mamą na małe zakupy, ponieważ potrzebowałam sukienki na Wigilię, tak samo jak Bellatrix. Chodziliśmy razem po wszystkich sklepach i nie mogliśmy znaleźć nic co przypadło by nam co gustu. Właśnie wchodziłysmy do ostatniego sklepu z ubraniami jak znajdował się na ulicy Pokątnej.

- Jak tu nic nie będzie to spędzimy święta ubrane w swetry. - mrukła moja mama.

Weszliśmy do sklepu i zaczęłyśmy rozglądać się za sukienkami. Przeglądałam wszystkie wieszaki i wystawy. Nagle dostrzegałem piękną suknię. Była biała, do kolan na ramiączkach. Poszłam z nią do Belli.

- Patrz, mamo! - pokazałam jej sukienkę.

- Jest naprawdę ładna. Będzie ci pasować. - stwierdziła. - To jak masz już coś dla siebie, to teraz pomóż mi cos znaleźć dla mnie.

Zaczęłam przeszukiwać wieszaki w poszukiwaniu sukni dla mamy. Spędziłyśmy na szukaniu napewno ponad pół godziny i wreszcie znalazłam idealną suknie. Była długa i oczywiście czarna, miala rękawy z koronki.

- Cordelio! To właśnie to czego szukałam! - ucieszyła się. - A teraz choćmy je kupić i wracamy do domu, bo jeszcze mamy mnóstwo roboty przed świętami.

Razem z naszymi sukniami poszłyśmy do kasy, gdzie miła pani ekspedientka nas obsłużyła. Z torbą wypchaną po brzegi sukienkami wyszłysmy z sklepu i tak jak postanowiliśmy, teleportowałysmy się prosto do domu.

Tam zaczęłyśmy ostatnie przygotowania do świąt.

∞∞∞

Następnego dnia wreszcie nastał dzień Wigilii. Dziś w goście mieli przyjechać do nas Malfoy'owie i co mnie bardzo zdziwiło Nicholas Selwyn z jego ojcem. Chyba nigdy nie byli u nas w gościach, a jak zapytałam się mojej mamy czemu ich zaprosiła, to powiedziała, że Rudolf polubił Pana Sewelyna i jego syna. I tyle było z jej wyjaśnień. A moje zdanie już się nie liczyło! Ja niedokońca polubiłam Nicholasa, wydaje się gburowaty, ale czasami jest nie najgorszy. Może się do niego przekonam i złapiemy wspólny język.

Kolacja miała się rozpocząć za pół godziny, a ja siedziałam z nosem w książce. Moja mama i tata pewnie byli już gotowi i czekali na gości.

- Delia, czy ty nadal siedzisz i czytasz książkę? - usłyszałam donośny głos mojej mamy.

- No tak. - odparłam.

Bellatrix weszła do mojego pokoju i rozejrzała się zniesmaczona.

- Mam cię dość. - powiedziała zrezygnowana. - No, ubieraj się. - pogoniła mnie.

Wstałam powoli z fotela i odłożyłam książkę na półkę. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej moją białą sukienkę. Z nią poszłam do łazienki i się w nią przebrałam. Uczesałam moje włosy, które spiełam w kucyka. Założyłam naszyjnik z znakiem nieskończonośći, który dostałam od Dracona rok temu na święta i kolczyki od Theodora. Jeszcze pomalowałam rzęsy i gotowa zeszłam na dół do salonu. Cały salon i wogóle to cały dom został ustrojony na święta. Wszędzie były lampki, jakieś stroiki, łańcuchy i choinki. Duża choinka stała w salonie. Była przepięknie ozdobiona i mieniła się na każdy kolor.

Akurat w tym momencie do domu, przez kominek weszli Malfoyowie, a zaraz za nimi Nicholas i jego ojciec. Uprzejmie się z wszystkimi przywitałam, nawet z Sewelynem. Dziś wydawał się mniej irytujący niż ostatnio. Po powitaniu wszyscy zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy uroczystą kolację. Dorośli prowadzili rozmowy między sobą, w między czasie jedząc. Ja też grzebałam w jedzeniu i wsłuchiwałam się w rozmowe prowadzoną pomiędzy nimi. Czasami coś tam porozmawiałam z Draco i nawet Nicholas dołączył się do rozmowy.

- No dzieci! Czas na prezenty. - powiedziała Narcyza.

Wszyscy odeszlismy od stołu i usiedliśmy w salonie na kanapie.

- Dla Cordeli od Dracona. - moja matka podałam mi małą paczuszkę.

- Dziękuję. - wzięłam prezent i go otwarłam.

W środku była cienka, srebra bransoletka z znakiem nieskończonośći. Rok temu dostałam od niego taki naszyjnik. Od razu założyłam bransoletkę i cicho podziękowałam Draconowi. Ja kupiłam Draconowi książkę o, której mówił już od dawna. I mam dla niego jeszcze coś niezwykłego, ale dam mu to później.

Rozdawanie prezentów nadal trwało. Dostałam jeszcze parę rzeczy od rodziców, takich jak książki, słodycze i jakieś ubrania. Potem dorośli wrócili spowrotem do stołu, a ja, Draco i Nicholas poszliśmy do mojego pokoju. Sewelyn rozsiadł się na moim fotelu, a Draco rzucił się na moje łóżku.

- Draco, mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. - oświadczyłam.

- Po co?- zapytał zdezorientowany. - Już dostałem od ciebie książke.

Podeszłam do komody i wyjęłam z niej małe, różowe skrzydełka wróżki, które kupiłam w mugolskim Londynie.

- I jak ci się podoba? - zapytałam szeroko się uśmiechając.

Usłyszałam śmiech Sewelyna.

- Do cholery, co to jest? - spytał blondyn.

- Skrzydełka wróżki. - wyjaśniłam.

- Po co mi one?

- Po gówno. A tak naprswe to kiedyś tam, jak się kłóciłeś z Blaisem skojarzyłeś mi się z wróżka, taką z bajek szlam. I oto kupiłam ci przepiękne różowe skrzydełka wróżki!

- Jesteś nienormalna. - odparł.

- Malfoy, nie przymierzysz nowego prezentu? - zapytał Nicholas.

Draco posłał mu mordercze spojrzenie i wyrwał mi z rąk skrzydełka.

- Cordelia, załóż mi to dziadostwo, ale za sekundę to ściągam. - powiedział gburowato.

Założyłam skrzydełka wróżki Draconowi. Zrobiłam krok do tyłu i przyjrzałam się mu. Wyglądał jednocześnie słodko i komicznie. Nicholas siedział na fotelu i prawie dusił się z śmiechu. Wpadłam na świetny pomysł. Szybko wyjęłam z szuflady aparat i zrobiłam Draconowi zdjęcie.

- O ty podł.... - zaczął mówić Draco, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.

- Dzieci, chodźcie na des... - w drzwiach stała Bellatrix, która z nieskrywanym zainteresowanie przyglądała się blondynowi. - Okej, ja chyba nie chce wiedzieć co tu się dzieje. - powiedziała i szybciej niz weszła, wyszła z pomieszczenia.

- Draco! Teraz będziesz najczęstszym tematem rozmów w tym domu dzisiejszego wieczoru. - powiedział z udawanym podekscytowaniem brunet.

Draco szybko ściągnął z siebie wróżkowe skrzydełka i rzucił nimi we mnie.

- Ej ty! - wycelowałam w niego palcem. - Nie ładnie tak rzucać prezentami.

- To twoja wina. Zrobiłaś mi wstyd. Teraz przez miesiąc będę słyszała o Draco w skrzydełkach jakiegoś szlamowatego motyla. I jeszcze to głupie zdjęcie. - mówił wkurzony Draco.

- To zdjęcie będzie bezpieczne z mną. Zobaczy je tylko Blaise, Theo i tyle.

- A ja? - zapytał Nicholas.

- Nie! - sprzeciwił się Malfoy.

- Tak. - podeszłam do Nicholasa i pokazałam mu zdjęcie.

Chłopak znowu się zaśmiał.

- Malfoy, te skrzydła na serio ci pasują.  Poprostu blondwłosa wróżka! Tylko spódniczki brakuje.

Blondyn kolejny już raz spiorunował go wzrokiem.

- Dobra, koniec. Teraz idziemy na deser. - zarządziłam.

Reszta wieczoru minęła w podobnej atmosferze. A Malfoy, tak jak obstawiliśmy, stał się głównym tematem rozmów przy stole. On i jego skrzydła były bardziej popularne dzisiejszego dnia, niż Potter.

***

Pozostałe dwa dni świat wyglądały niemal identycznie jak Wigila. Jedne dzień spędziliśmy u Malfoy'ów, a drugi o dziwo u Sewelynów. I nawet Nicholas przestał być taki irytujący. Szczerze mogę powiedzieć, że to jedne z najlepszych Świąt w moim życiu, nie tylko z względu na wrożkoego Malfoya.

Heja! Witam was w kolejnym rozdziale. Tym razem mamy święta. Napiszcie czy podoba wam się wrozkowy Malfoy. Do zobaczenia w krótce. Nara!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top