Rozdział 18 - Lato
Wakacje mijały dosyć szybko i zrobił się już sierpień, czyli dużymi krokami zbliżał się bal dla osób z nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Rodzina Lestrage także się tam wybiera, no bo jesteśmy czystej krwi. Będą też tam Malfoyowie, Nottowie i wiele innych rodzin, nie tylko ze Slitherinu. Będę nawet osoby, które chodzą lub chodziły do Gryfindoru. Od rana w domu panował popłoch, moja mama krzątała się w te i z powrotem nie mogąc zdecydować się jakie buty ubrać albo, który pierścień założyć. A Rudolf biegał za moją matką doradzając jej w wszystkim. Tylko ja na spokojnie siedziałam w swoim pokoju i czekałam aż będziemy mogli wyruszyć na bal. Ubrana byłam w czarną sukienkę do kolan. Jako biżuterie miałam sznur pereł i kolczyki także perły. Na palce założony miałam rodowy pierścień, który dostałam od mojej matki na ósme urodziny. Był to srebrny pierścionek z ametystem. Miał on 'niby' moc odganiania złych emocji, co miało pomagać w utrzymaniu nerwów na wodzy. Gdyby posiadał te niezwykłą funkcje naprawdę byłby naprawdę przydatną biżuterią, a szczególnie dla mnie, bo jak wiemy ja i trzymanie emocji na wodzy się nie łączą. Ale już koniec o głupotach, czas zacząć myśleć o Balu dla osób z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki.
Była godzina szesnasta, a już na siedemnastą powinniśmy być na Dworze Zabinich, bo akurat w tym roku Bal odbywa się w Zabini Manore. Jak już gdzieś tam wspomniałam moja mama latała wszędzie, przez ten dzień przebyła więcej kilometrów niż nie jeden pielgrzym. Co chwilę wychodziła z sypialni w nowej fryzurze, sukience czy kolczykach. Dzisiejszego wieczoru widziałam ją już w każdym możliwym kolorze i każdej możliwej biżuterii czy butach. To samo z moim ojcem, lata jak poparzony za Bellatrix i "doradza" jej w sprawie ubioru. On już od godziny (tak jak ja) jest w stu procentach przygotowany na Bal Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Za kwadrans siedemnasta - pomyślałam - Może Bella wreszcie coś wybrała. I jakbym przepowiadała przyszłość, Bellatrix wyszła z garderoby ubrana w piękna czarną sukienkę z dużą ilością koronki (też czarnej), a na nią narzucona była czarna szata wyjściowa. Jako buty ubrała ciężkie kozaki. Na jej uszach można było zobaczyć duże Srebrne kolczyki w kształcie węży. W ten sam wzór miała też naszyjnik. Jej makijaż był delikatny, lecz podkreślał jej piękne atuty. A włosy, pewnie ciekawi was co z nimi, lecz zaskoczenia nie będzie, zostawiła rozpuszczone. Prawda że nowość (czuć sarkazmem, co?).
-Jestem już gotowa, a wy? - zapytała Bellatrix Lestrage.
-Jakbyś mamo nie zauważyła jesteśmy z tatą gotowi od godziny. Tylko ty się ociągasz. - mrukłam.
-Nie pyskuj młoda damo. - powiedziała do mnie czarnowłosa z wyraźną pogardą w głosie. - Zbieramy się.
-Kominek czy teleportacja łączna? - zapytał Rudolf.
-Kominek. - odpowiedziała moja mama i już po chwili weszła w płomienie ognia krzycząc wyraźnie 'Zabini Manore'.
Ja razem z moim tatą zrobiłam to samo i już po chwili całą trójką byliśmy w miejcu docelowym.
-Idziemy przywitać się z organizatorami przyjęcia, choć z nami. - szepła mi mama na ucho.
Udaliśmy się razem w stronę pani Zabini.
-Dzień dobry. - zaczęła moja matka. - Dziękujemy za zaproszenie, to zaszczyt móc być tu razem z panią.
-Drobiazg. - odparła matka Blaise'a. - Cordelio, pięknie wyglądasz!
-Dziękuję, pani również wygląda ładnie. - powiedzialam miło.
-Tam są chłopcy, może do nich pójdziesz. - popatrzyłam w stronę, którą wskazywała mi kobieta.
Pożegnałam się z panią Zabini i dostojnym krokiem poszłam w stronę Draco, Theo, Blaise'a i jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Ten nieznajomy miał kręcone ciemno brązowe włosy i czarne oczy. Wyglądał na starszego od chłopaków, i to z trzy lata jak nie więcej.
-Hej. - przywitałam się miło.
-Cześć Del. - powiedział równie miło Zabini. - Poznaj Nicholasa Selwyna.
-Cześć. - przywitałam się na co on kiwnął głową. - Ja jestem Cordelia Lestrage. - odparłam a on otworzył szerzej oczy. Dziwne. Może mnie skąds kojarzy?
Poszłam razem z chłopakami i tym dziwnym chłopakiem do pokoju Zabiniego. Było tam już pare osób, w większości jakieś dzieci z Slitherinu. Wszyscy rozwiedli się na łóżku i fotelach, niektórzy grali w jakieś planszówki, inni żywo dyskutowali o czymś, a jeszcze inni siedzieli cicho.
-ZAGRAJMY W BUTELKĘ! - krzyknął ktoś z tłumu.
-ŚWIETNY POMYSŁ! - od krzyknął ktoś.
Już po chwili większość z nas siedziała w kole na podłodze. Siedziałam obok Draco i tego pożal się Boże Nicholasa. W ogóle dziwi mnie, że on tu jest, bo od wieków osoby z jego nazwiskiem się tu nie pojawiały .Nagle, ktoś zakręcił butelką i jak na złość wypadło na... mnie.
-Pytanie czy wyzwanie? - zapytał chłopak, który akurat kręcił butelką.
-Pytanie. - mrukłam.
-Kręcisz coś z Cedrikiem? - spytał bardzo pewny siebie.
-Musze cie za smucić, ale nie. Oprócz koleżeństwa nic mnie z nim nie łączy. - odpowiedziałam szczerze. - Po drugie mam 11 lat, więc to moim zdaniem za wcześnie na związek.
Butelka znowu została zakręcona i tym razem wypadło na... Nicholasa.
-Wyzwanie. - mruknął zanim został zapytany.
-Podejdź do jeden osoby z grupy i powiedz jej na ucho swój największy sekret. - powiedział głośno chłopak.
Nicholas wstał i szybkim krokiem podszedł do... mnie. Zdziwiłam się i to bardzo, ponieważ my się wcale nie znamy. Przybliżył się do mnie i zaczął szeptać mi coś na ucho.
- Salwyn nie jest moim prawdziwym nazwiskiem. - wyszeptał i szybko wrócił na swoje miejsce.
-Uuu leci na Lestrage. Ciekawe co na to Cedrik. - ktoś krzyknął żartobliwie. Zignorowałam to tak samo jak brunet.
Nadal nie otrząsłam się z szoku. Za wszelką cenę dowiem się czemu wybrał akurat mnie i ciekawe czemu ukrywa się pod fałszywym nazwiskiem, lecz teraz nie jest czas by o tym rozmyślać.
- Theodor. Pytanie czy wyzwanie? - tym razem wypadło na Theodora.
-Wyzwanie. - odpowiedział odważnie.
- Okej... to przytul najładniejsza osobę z pokoju. - rzucił.
Theo wstał i podszedł do mnie. Co oni dziś z mną mają? Delikatnie mnie przytulił i ja także się przytuliłam. Salazarze, nich ta gra się skończy jak najszybciej.
- Cordelia! - krzyknął ktoś - Pytanie czy wyzwanie?
- Co? Znowu wypadło na mnie? - pytam głupio - Wyzwanie.
- Co by ci tu dać...Wiem! Pocałuj, może być w policzek, jakiegoś chłopaka stąd. - powiedział.
Te wyzwania są głupie, nie mogą wymyślić czegoś kretywniejszego. A ja już wiem czemu dali mi takie wyzwanie ,myśleli ,że albo powiem, że nie mogę, bo jestem z Cedrikiem, albo pocałuje Nicholasa. Wstałam odważnym krokiem i podeszłam do Dracona. Tak, wiem to mój kuzyn ,ale to będzie mały buziak w policzek ,taki jak dają sobie ludzie na powitanie.
- Del, co ty robisz? - wyszeptał blondyn, zanim moje usta znalazły się na jego policzku.
- Musiałam jakoś wybrnąć z tego zadania, a ty byłeś bezpiecznym celem. - mrukłam pod nosem.
- Ej nie o to nam chodziło! - krzyknął ktoś.
- Mogliście sprostować polecenie, kazaliście mi pocałował jakiego chłopaka i to zrobiłam. No chyba, że Malfoy to babą. - w pomieszczeniu rozbrzmiały salwy śmiechu.
- Haha, bardzo śmieszne. - mruknął sarkastycznie Draco.
- Nie obrażaj się blondyneczko. Pamiętaj złość piękności szkodzi. - odparłam, na co Draco popatrzył na mnie morderczym wzrokiem, a pomieszczeniu było słychać tylko głośny śmiech.
Później, wszyscy się uspokoili butelka ponownie ruszyła. Graliśmy tak naprawdę długo,a czas w gronie tych ludzi mijał mi szybko i dość przyjemnie.(nie licząc spotkania i rozmów z Nicholasem.) Gdy gra się zakończyła, prawie każdy rozeszedł się w swoją stronę i ja postanowiłam zrobić coś pożytecznego. A tą pożyteczną rzeczą będzie dowiedzenie się czegoś na temat tej sprawy, która próbuje razem z Pheobe rozwiązać. Podeszłam, więc do jakiejś starszej kobiety i zaczęłam z nią niezobowiązującą rozmowę.
- Witam panią. Jak podoba się pani przyjęcie? - zapytałam miło.
- Wyśmienicie. - odparła kobieta. - A tobie gwiazdeczko jak się podoba? Słyszałam, że się nie nudzicie. Te wasze śmiechy i rozmowy o głupotach przypomniały mi moje młodzieńcze lata. - mówiła rozmarzona kobieta.
- Mi także przyjęcie się bardzo pogoda. I ma pani rację, nie nudzi na się w ogóle. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - A znała pani moją matkę jak była w moim wieku lub trochę starsza?
- Owszem, znałam. Często odwiedzałam twoją babcię, jej matkę Druellę. - kobieta napiła się łyk jakiegoś picia, pewnie alkoholu, bo nieznacznie się skrzywiła. - Pewnie chcesz mi zadać parę pytań na temat dzieciństwa twojej mamy? Nieprawdaż?
- Tak, zgadła pani. - odparłam. - Zapytam prosto z mostu, wie pani dlaczego moja matka nienawidzi Syriusza Blacka?
- Tego gwiazdko nie wie nikt oprócz Belli i Druelli. Ukrywają to od dekad. Wszyscy mówią, że to przez zostanie przez Syriusza Gryfonem, ale ja czuję, że jest tego jakiś inny powód. Słyszałam, że twoja matka rzuciła jakąś klątwa w dziewczynę, teraz już żonę Blacka, ale to tylko jakieś plotki. Nic więcej na ten temat mi nie wiadomo. - opowiedziała kobieta.
- To mnie pani zaskoczyła. Ale moja mama i klątwy, to się łączy. - rzuciłam.
Kobieta chciała coś dodać, ale zamiast jej głosu usłyszałam swoją mamę.
- Cordelio, będziemy się już zbierać. - powiedziała ostro.
- Tak mamo. Dowidzenia pani. - powiedziałam i poszłam za Bellą.
W trakcie drogi do kominka, przy którym stał już mój tata, moja mama zaczęła rozmowę.
- Nie gadaj więcej tą kobietą. Ona ma niepokolei w głowie i opowiada niestworzone rzeczy. - rzuciła.
I tak zakończył się bal dla osób z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Z jednej strony dowiedziałam się dużo, bardzo dużo na temat sekretu moje mamy, ale z drugiej strony nie wiem czy ta kobieta mówi prawdę. Może mama ma rację i ta pani naopowiadała mi bzdur. I jeszcze ten Nicholas, o nim też nie wiem co myśleć. Dobrze, że zostało jeszcze trochę wakacji, bo będę mieć czas by porozmyślać o tym wszystkim.
★★★
Witam was po jakimś miesiącu nieobecności! Wreszcie! Sorry za to że nie było tak długo rozdziału lecz nie mogłam się zebrać by go dokończyć ,ale finalnie jak widać udało się. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i że był wystarczająco długi. Do następnego! ( Obiecuję że nie za miesiąc)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top