4. Do zobaczenia, kocham was.

Jedyne co słyszałam to bicie mojego serca. Choć patrzyłam na kobietę i widziałam, że mówi coś do mnie z szerokim uśmiechem, nie słyszałam tego, nie potrafiłam się skupić. Czułam się jak w jakimś transie z którego jak najszybciej chcę wyjść. Nie zdawałam sobie sprawy, że strach może zrobić z człowiekiem takie "rzeczy". Doprowadzić go do takiego stanu, stanu całkowitego osłupienia.

-Witaj w moim domu, kochanie - nareszcie usłyszałam co ciocia miała mi do powiedzenia. Zauważyłam, że ma malutkie łzy w oczach, co wskazywało na to, że się wzruszyła.

-Ciociu.. Tak... Tak b-b-bardzo ci dziękuje - po raz kolejny nie potrafiłam się wysłowić i dobrać odpowiednich słów. Zresztą zawsze gdy byłam komuś bardzo wdzięczna nie wiedziałam co mam mówić. Po prostu nie należę do osób którym łatwo mówić o swoich uczuciach.

Wtuliłam się w kobietę i zaczęłam płakać. Były to łzy radości pomieszane z goryczą. Pytanie które wam pewnie teraz przeszło przez głowę to "Gorycz? Czy ona jest nienormalna? Przecież tak jej na tym zależało?" No właśnie, gorycz tylko i wyłącznie dla tego, że właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że prosiłam o odebranie mnie rodzicom. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest im to na rękę i nie przypuszczam, żeby odezwali się do mnie chociaż słowem.

Ciocia Robyn zaczęła mi szeptać do ucha "Będzie dobrze kwiatuszku, musi być dobrze". Dopiero po siedemnastu latach życia doczekałam się tego zdania, wreszcie je usłyszałam. Nocami modliłam się o to, żeby kiedyś ktoś podszedł do mnie i z takim przekonaniem jakie w głosie miała ciocia powiedział mi, że będzie dobrze. W końcu doczekałam się tego momentu. Na samym początku gdy prosiłam Pana o to, sądziłam, że to żenujące, i wiele razy podczas odmawiania modlitwy śmiałam się sama z siebie, ze swojego beznadziejnego zachowania. Czy ja w ogóle potrafię sobie radzić z problemami?

-Chyba powinnam zadzwonić do rodziców, jestem im to winna - przerwałam nasz uścisk, i w końcu bez większych problemów udało mi się wypowiedzieć zdanie.

-Tak, to zdecydowanie dobry pomysł - kobieta przyznała mi rację, a na końcu uśmiechnęła się czym dodała mi otuchy.

Zabrałam swój telefon ze stołu i udałam się do już mojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, przekręciłam kluczyk w zamku, tak zamknęłam się dosłownie, teraz nie chciałam nawet towarzystwa cioci, chciałam mieć pewność, że nikt nie wejdzie.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam się denerwować. Co mam im powiedzieć? Że już nie wrócę? Że uciekłam? Poprawka.. Że wyruszyłam w poszukiwaniu szczęścia?

W końcu zebrałam się w sobie, wybrałam numer mamy i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

Pierwszy sygnał - cisza.. Drugi sygnał - cisza... - Coraz mniej wierzyłam, że odbierze. Trzeci sygnał- Halo? - w słuchawce rozniósł się kobiecy głos który ewidentnie należał do mojej mamy.

-Mama? - spytałam, a w moim gardle urosła gula i niespodziewanie zaczęłam płakać.

-Madison? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, również nie wiedząc z kim rozmawia.

-Tak, to ja.. Do zobaczenia, kocham was. Ja naprawdę was kocham.. kochałam i zawsze będę kochać. Nie zapomnijcie o mnie dobrze? - wyszeptałam, moja twarz była cała mokra od łez. Czemu to tak cholernie boli? Czemu mnie to spotyka? Dlaczego to ja teraz muszę siedzieć, na tym cholernym łóżku i rozmawiać ze moją mamą wiedząc, że to prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa? Dlaczego?

-Mad...Wróć proszę cię - rodzicielka również płakała, rozpoznałam to po tonie jej głosu.

-Nie mogę, przepraszam. Tak cholernie was kocham. Do zobaczenia - nie czekałam na odpowiedź nie mogłam, nie potrafiłabym ciągnąć tej rozmowy.

Rzuciłam telefonem o podłogę, a on z głośmy hukiem odbił się od niej lądując pod fotelem. Ukryłam twarz w dłoniach, zaczęłam łkać. Uświadomiłam sobie, że pomimo tych wszystkich krzywd jakie mi wyrządzili kocham ich. Tak, nie mogę zaprzeczyć, po prostu nie mogę. Okłamywanie siebie nie jest fair.

Usłyszałam pukanie do drzwi i zdenerwowałam się jeszcze bardziej, czy ja na prawdę nie zasługuję na chwilkę samotności? Czy to tak wiele?

-Chcę być teraz sama - odezwałam się z niezbyt miłym akcentem. Szczerze? Teraz nie dbałam o to czy będę miła czy nie.

-Proszę otwórz. Porozmawiamy - gdy zorientowałam się, że za drzwiami stoi Shawn, potrząsnęłam głową z niedowierzania. Niech ten chłopak da mi święty spokój, chociaż teraz.

-Nie wyglądam za dobrze - odpowiedziałam, odpowiednio dobierając argumenty i w duchu prosząc, żeby były dość dobre.

-Nie będę rozmawiał z twoim wyglądem, tylko z tobą, nie daj się prosić Mad - Czy on mnie nazwał Mad?

-No dobrze, ale tylko chwilkę - z niechęcią, ale jednak zgodziłam się na towarzystwo chłopaka, choć nie ukrywam nie było mi to na rękę.

Leniwie podniosłam się z łóżka, poprawiłam okulary i otworzyłam mu drzwi.

Gdy zauważył w jakim jestem stanie, skrzywił się. Co mnie ociupinkę zdenerwowało. Ale zostawiłam jego reakcje bez komentarza, nie miałam teraz siły na żadne sprzeczki.

Ruchem ręki pokazałam mu, żeby wszedł w głąb pokoju. Zamknęłam drzwi i przekręciłam kluczyk.

-Co cię sprowadza? - spytałam i usiadłam jak zawsze w bezpiecznej odległości.

-To co zawsze, moja mama przyszła do twojej cioci, a mi już du.. no wychodzi słuchanie o sadzonkach - wyjaśnił i zaśmiał się na końcu.

-Nie chodziło mi o to - skrzywiłam się, bo nie do końca załapał sens mojego pytania - co się sprowadza do mojego pokoju ? - dokończyłam, wyjaśniając chłopakowi co dokładnie chciałam wiedzieć.

-Aaa, o to chodzi. Więc usłyszałem jakiś trzask i się zaniepokoiłem, więc przyszedłem zobaczyć czy wszystko jest okej.

-Mój telefon nie należy do najlżejszych rzeczy - wyjaśniłam wzruszając przy tym ramionami

-Nie rozumiem - spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.

-Rzuciłam telefonem, stąd ten trzask. Jesteś bardzo nie kumaty - na końcu zdania pozwoliłam sobie na niewinny uśmieszek skierowany do młodego Mendes'a.

-To nie było miłe - skrzywił się.

-A miało być? - spytałam.

Nie odpowiedział mi na pytanie, a swój wzrok przeniósł na ręce, skupiał na nich całą swoją uwagę, miałam wrażenie, że chce w nich wypalić dziurę czy coś podobnego.

-Wiesz co? - w końcu oderwał wzrok od swoich rąk i przeniósł go na moją twarz.

-Hmm?

-Wydajesz się taka zamknięta w sobie - powiedział, a moje zdziwienie sięgnęło maksimum, co jak co ale tego to ja się spodziewałam najmniej.

-Och.. - to jedyne co potrafiłam teraz z siebie wydusić.

Shawn, również nie nalegał, żebym się jakoś rozgadała i opowiedziała mu historię mojego dotychczasowego życia. Znów powróciliśmy do punktu wyjścia, siedzieliśmy w ciszy, każdy pochłonięty swoimi myślami.

Nie miałam już co robić, więc zaczęłam wbijać sobie paznokcie w rękę. Nie bolało mnie to, w domu zawsze tak się w domu "rozluźniałam".

-Nie rób tak - chłopak przybliżył się do mnie i to, aż za bardzo, zabrał moją rękę i położył ją wzdłuż mojego uda.

-To nie boli - zaczęłam się tłumaczyć.

On spojrzał mi głęboko w oczy i przybliżył się jeszcze trochę bardziej, atak paniki znów zaczął mi doskwierać. A serce znów podeszło mi do gardła.

To nie jest odpowiedni moment.

____________________________

Hejka!

Czyżby zaczęli się do siebie zbliżać? Jaka jest wasza teoria na ten temat?

Ja wam życzę miłego czytania.

Pokażcie że tu ze mną jesteście w postaci gwiazdki oraz komentarza.

Podczas czytania polecam słucham piosenki :

1. Plain White Ts - Hey There Delilah

2. Selena Gomez - Love Will Remember

Do następnego rozdziału.

Love ya!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: