21. Każdy ma prawo do gorszego dnia.
Posłałam mu lekki uśmiech, nie za bardzo wiedząc jak zareagować.
-Shawn, przenieś tą rękę na kierownice. Jest ciemno powinieneś prowadzić obydwoma rękami - skarciłam chłopaka, musiałam to zrobić, ostrożność podczas jazdy to podstawa.
-Dobrze mamo - odpowiedział. Tak jak poprosiłam tak też zrobił, zabrał rękę i ponownie usadowił ją na kierownicy.
***
Kiedy dojechaliśmy do domu cioci, Shawn zatrzymał auto koło bramy.
-Dziękuje za ten świetny dzień - powiedziałam, cmokając chłopaka w policzek.
-Daj spokój przez dobrze pół dnia zachowywałem się jak kretyn - odpowiedział, zauważyłam, że na jego twarzy widnieje grymas.
-Nie wracajmy do tego okej? Było minęło - nie chciałam, żeby chłopak nadal się tym zamartwiał. W końcu każdy ma prawo do gorszego dnia, nie mogę go obwiniać o jego uczucia.
-Jesteś cudowna - szepnął, uśmiechając się lekko.
-Czemu szepczesz? - spytałam.
-Madison! - krzyknął - Zepsułaś tak romantyczną chwilę! - dodał po chwili, zaczął się śmiać co również mi się udzieliło.
-Jeju przepraszam, nie wiedziałam - próbowałam się bronić.
-Więc wybaczam, a teraz zmykaj do domu, spać, jutro tak o jedenastej wpadnę do ciebie, ok?
-Jasne, papa - pożegnałam się, dałam chłopakowi buziaka w usta. Wyszłam z auta i od razu pokierowałam się w stronę domu.
***
Ledwo co przekroczyłam próg domu, a już usłyszałam męski głos, który w stu procentach należał do Stuarta. Nie mam pojęcia czemu jego obecność tak bardzo zaczęła mnie denerwować. Nie chcę, żeby ciocia tak się do niego przywiązywała, skoro nie wiadomo czy jest z nią szczery.
Teraz wiedziałam jedno. Nie chcę tej nocy spędzać w domu. Z nim pod jednym dachem, stwierdziłam, że najlepszym pomysłem będzie przenocowanie u Shawn'a.
Weszłam do kuchni skąd wydobywały się głosy. Zauważyłam, że przy stole siedzi Stuart, ciocia Robyn oraz pani Mendes, co w gruncie rzeczy dobrze się składa.
Uśmiechnęłam się sztucznie na widok ich trójki, chociaż w tym towarzystwie nie pasował mi jedynie Riggs.
-Dobry wieczór! Mam sprawę do pani Mendes i ciebie ciociu - odezwałam się, patrząc to na ciocię to na panią Mendes.
-O co chodzi? - spytały w tym samym czasie, co dało zabawny efekt.
-Dzisiaj z Shawnem chcieliśmy urządzić sobie nockę u niego w domu, możemy? - skłamałam. Shawn o niczym nie wiedział. Ale w swoim czasie się dowie, prawda?
-Nie jestem do tego zbytnio przekonana - ciocia zaczęła marudzić.
-Daj spokój Robyn. Są młodzi daj mi się sobą nacieszyć, zresztą ja i tak będę parę pokoi dalej - wtrąciła pani Mendes, dziękowałam jej w duchu za to, że postanowiła mnie wybronić.
-Idź się spakować i zmykaj do Shawna - przytuliłam ciocię i przy okazji, na ucho szepcząc podziękowania.
****
Chwyciłam w rękę mały plecak. Zapakowałam do niego piżamkę, bieliznę, szczoteczkę, pastę, ładowarkę, kapcie typu balerinki, i jeden czysty t-shirt.
Kiedy te wszystkie rzeczy znalazły się na swoim miejscu, zapięłam go, a zaraz potem zarzuciłam sobie plecak na plecy.
Zawiązałam jeszcze trampki, na wychodnym krzycząc coś w tylu "Paaa, bęęęędęęę ranoooo" i wybiegłam z domu, kierując się w stronę posesji Mendesów.
***
Zniecierpliwiona coraz głośniej pukałam w drzwi. Czekałam dobre dziesięć minut, aż w końcu chłopak postanowił się nade mną zlitować. Usłyszałam jego kroki zbliżające się do drzwi.
-Mamo! Otwarte jest! - krzyknął.
Zachichotałam mimo wszystko.
-Co ty tutaj robisz? - spytał, zauważyłam że jego oczy są zaspane co wskazywało na to, że spał.
-Przepraszam, że cię obudziłam, śpię dziś u ciebie - wytłumaczyłam.
-Ani chwili nie mogę od ciebie odpocząć - westchnął, zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
-SHAWN NIE ZGRYWAJ SIĘ! - krzyczałam, uderzając pięściami w drzwi jak najmocniej potrafiłam.
-Aż tak bardzo zależy ci na zakazie zbliżania? - spytał, ponownie otwierając drzwi.
-N I E Ś M I E S Z N E - przeliterowałam.
-No żartuje przecież! Zawsze mile widziana, wchodź! Chcesz wziąć prysznic ze mną lub beze mnie? Pff, o co ja pytam jasne, że ze mną - mówił zdecydowanie za szybko.
-hola, hola. Tak wezmę prysznic.. hmmm.. sama - odpowiedziałam.
-Jak tam sobie chcesz - prychnął, udając obrażonego.
-Zaprowadzisz mnie do łazienki? - spytałam, ignorując jego poprzednią odpowiedź.
-Tak, jasne.
***
Dopiero gdy chłopak prowadził mnie do łazienki, zdałam sobie sprawę z tego, jak przekomicznie musiała wyglądać nasza rozmowa z perspektywy trzeciej osoby. Ja stoję przed domem i krzyczę na niego, a on zaś zaspany proponuje mi wspólny prysznic. To nie jest normalne.
Nawet się nie spostrzegłam, a już staliśmy przy drzwiach, prowadzących do łazienki, były wykonane z ciemnego drewna, jeśli można to tak nazwać.
Weszłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Po kolei zaczęłam ściągać z siebie buty, spodnie, bluzę, koszulkę. Zostawiłam tylko bieliznę. Wyciągnęłam z plecaka piżamy, odłożyłam je na pralkę, która stała nieopodal prysznica. Dopiero teraz mogłam rozebrać się do reszty.
Powoli weszłam do kabiny, zamykając za sobą szklane drzwi.
Kiedy nastawiłam idealną temperaturę wody weszłam pod "natrysk" . Czułam jak ciepłe kropelki uderzają o moje wychłodzone ciało, o tej godzinie na dworze nie jest za ciepło. Poczułam, że robi mi się gęsia skórka poprzez nagłą zmianę temperatur.
Stałam tak jeszcze chwilkę, dając upust zmęczeniu.
Sięgnęłam po waniliowy żel, który stał na półce, na przeciwko mnie. Nalałam parę dość dużych kropel na rękę. Żelową substancję zaczęłam wcierać w ciało, niemalże od razu pokryłam się pianą.
Ponownie stałam nieruchomo, pozwalając na to żeby woda zmyła ze mnie pozostałości po kąpieli.
***
Stałam przy drzwiach łazienki, nie zbyt wiedząc gdzie powinnam się kierować.
-Shawn?! - krzyknęłam.
-Co jest?! - niemal od razu usłyszałam odpowiedź chłopaka.
-Gdzie ja mam iść?! - spytałam, jednocześnie śmiejąc się z zaistniałej sytuacji.
-Już po ciebie idę - odpowiedział, również się śmiejąc.
Nie musiałam czekać długo, aż zauważyłam chłopaka idącego w moją stronę.
Popatrzył na mnie, uśmiechając się lekko.
-Chodź do mnie - powiedział, obejmując mnie ręką.
Kiwnęłam głową.
***
-Jednoosobowe łóżko? - spytałam, patrząc w stronę chłopaka.
-Jak widać - odparł, siadając na krześle.
-Będziemy się gnieść - stwierdziłam, siadając na rogu łóżka.
-Nie narzekaj - odpowiedział, przysiadając się koło mnie.
-Nie narzekam - zaprzeczyłam, uśmiechając się lekko.
-To co kładziemy się spać? - spytał.
-Tak, jasne - przytaknęłam, dopiero teraz poczułam jak bardzo zmęczona jestem.
**Perspektywa Shawn'a **
-Ja przy ścianie - oznajmiłem.
-Niech ci będzie - odpowiedziała, chyba niezbyt zadowolona takim obrotem spraw.
***
Położyliśmy się tak, jak to wcześniej ustalaliśmy.
Leżała odwrócona do mnie plecami, wyciągnąłem ręce i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Kiedy poczułem, że jej plecy dotykają mojego brzucha, oplotłem jej drobne ciało rękoma. Głowę zaś położyłem na jej ramieniu.
-Ten Stuart źle na mnie działa - odezwała się niespodziewanie.
-W jakim sensie? - spytałem.
-W każdym, to znaczy chyba w każdym. Dzisiaj jak zauważyłam go w domu, ogarnęła mnie złość. Nie chcę żeby przebywał tyle czasu z ciocią - wytłumaczyła. Poczułem, że jedną ręką chwyta moją dłoń.
-To znaczy wiesz kochanie, nie wszystko jest jeszcze przesądzone, może to my się mylimy -próbowałem ją uspokoić.
-Może, ale nie jakby nie miał rodziny to czy wstawiałby takie zdjęcia? - spytała.
-W sumie.. To mega trudna sprawa, trzeba go złapać na gorącym uczynku, to najlepsze wyjście - stwierdziłem.
-Co masz z tym na myśli? - ponownie zadała pytanie.
-Nie mam jeszcze pomysłu jak, ale jakoś trzeba go przyłapać - wytłumaczyłem.
Madison nie odpowiadała mi przez dobre dwadzieścia minut. Stwierdziłem, że pewnie poszła spać, więc postanowiłem zrobić to samo. Już prawie zamykałem oczy, kiedy usłyszałem jej podekscytowany głos.
-Mam plan - oznajmiła.
-Jaki? - spytałem, lekko zmęczonym głosem.
-Będziemy go śledzić - prawie udławiłem się własną śliną.
-Co? Jak ty sobie to wyobrażasz? - spytałem, nie dowierzając do końca temu co wymyśliła.
-Normalnie, jutro rano pójdziemy do mojego domu, poczekamy aż on będzie wychodzić i pojedziemy za nim - wytłumaczyła, choć nie do końca było to pomocne.
-Aha - odparłem, nie wiedząc co innego mógłbym powiedzieć.
-Pomożesz mi? - spytała z nadzieją w głosie.
-Jak najlepiej będę potrafił.
Nie do końca byłem przekonany, co do tego pomysłu, jednak co innego mi zostało? Muszę jej pomóc, a raczej chcę. Mam nadzieję, że razem szybciej przez to przebrniemy, i dowiemy się co jest na rzeczy. Widzę jak bardzo to męczy Madison. Ona tak bardzo przejmuje się szczęściem innych, że zapomina o tym, że jej szczęście również jest istotne. Jestem więcej niż pewnym, że nie przestanie się tym zamartwiać dopóki wszystko nie będzie jasne. Ale damy radę, ja w to wierzę.
-Damy radę - szepnąłem do jej ucha, przy okazji kreśląc wzroki na jej brzuchu.
-Z tobą jest wszystko łatwiejsze Shawnie - odpowiedziała, również ściszając głos do szeptu.
Niespodziewanie odwróciła się w moją stronę i obdarowała mnie namiętnym pocałunkiem. Popatrzyłem na nią zdezorientowanym wzrokiem, a zaraz potem ja ją pocałowałem.
Przygryzałem jej wargę. Moje ręce błądziły po jej plecach. Niemalże czułem jej wielkie zaangażowanie w ten pocałunek. Z każdą chwilą coraz bardziej go pogłębialiśmy.
Zwolniliśmy, delikatnie muskaliśmy nasze usta, poddając się przyjemności.
Położyłem się na niej z zamiarem zrobienia malinki. Odgarnąłem jej włosy z szyi dzięki czemu miałem do niej lepszy dostęp. Przyssałem się do jej skóry w tym miejscu. Słyszałem jak nieregularnie oddycha.
-Shawn! - usłyszałem krzyk, który z pewnością nie należał do Madison.
Momentalnie oderwałem się od dziewczyny, stając na równe nogi. Zacząłem rozglądać się po pokoju, szukając miejsca z którego dochodził ten odgłos.
-Obydwoje do salonu, a to już! - jedyne co zauważyłem, to czyjąś sylwetkę znikającą za framugą drzwi.
-Mama? - spytałem zdezorientowanym głosem.
Pokiwała tylko głową. Zauważyłem, że jest bardzo poddenerwowana.
-Ejj, nie martw się wszystko będzie okej - próbowałem pocieszyć dziewczynę, choć sam w to za bardzo nie wierzyłem.
*****
Siedzieliśmy w salonie, nie odzywając się ani słowem. Madison chyba też wolała poczekać na rozwój sytuacji.
-Wytłumaczy mi ktoś co tu się działo?!- z myśli wybudził mnie dość donośny krzyk mamy.
-W zasadzie to nic - odpowiedziałem najspokojniej jak się dało.
-Jak to nic?! Shawn! Byłeś do niej przyssany gorzej niż pijawka! - mimowolnie spojrzałem w stronę Madison, rumieniła się.
-To moja wina pani Mendes, to ja to zaczęłam - wtrąciła, chowając twarz we włosach.
-A więc tak?! Co wy sobie w ogóle wyobrażacie?! Wy wiecie ile macie lat, że tak się zachowujecie? - nie rozumiałem dlaczego mama, aż tak bardzo się denerwuje. My tylko się całowaliśmy.
-W zasadzie to nie robiliśmy nic złego. Mamo, mamy już po siedemnaście lat - odpowiedziałem, choć nie byłem pewnym, czy to aby jeszcze bardziej nie rozzłości mamy.
-Zostawiłam was tylko na chwilę samych - dramatyzuje.
-Mamo! - podniosłem głos bardziej niż powinienem. - Madison jest moją dziewczyną, i jako siedemnastolatek mam prawo do bliskiego kontaktu z nią. Całowanie się nie jest niczym złym, nie możesz mi tego zabronić - dodałem po chwili, mój ton nie był już taki rozzłoszczony jak na początku.
Mama chciała już coś powiedzieć, ale Madison jej przerwała.
-Shawn ma rację prze pani, żyjemy w jak najnormalniejszych relacjach typu chłopak- dziewczyna. Całowanie się to żadne przestępstwo - to się nie skończy dobrze.
-W TEJ CHWILI WRACASZ DO SWOJEGO DOMU MADISON!
________________________
Hejka!
Drama za dramą ewew.
Parę ogłoszeń parafialnych.
Poprzez to że zaczął się rok szkolny rozdziały będą pojawiać się rzadziej, raz góra dwa w tygodniu, musicie mi to wybaczyć, ale tym roku mam niezły zapieprz :(
Status na dziś: 4.3k reads! Woho! Dziękuje bardzo!
Dziękuje za wszelkie vote oraz komentarze.
Miłego dnia/ wieczoru/ nocy ! xx
Moje social media:
twitter : oopsmyshawn
Love ya!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top