2. Życie to nie koncert życzeń.
-Ciociu! Tęskniłam! - powiedziałam w progu, przytuliłam się do kobiety płacząc jak małe dziecko.
-Kochanie.. jest tak wcześnie, wejdź położysz się spać, a jutro opowiesz mi co cię tu sprowadza - odpowiedziała, całując mnie w czoło.
Jak ciocia kazała tak też zrobiłam, weszłam do domu, który był bardzo ładnie urządzony. Ciocia Robyn zaprowadziła mnie do wolnego pokoju, gdzie mogłam się spokojnie położyć.
Już od trzydziestu minut leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Cały czas myślałam jak to teraz będzie, czy moim rodzice będą dzwonić? A może taki układ im w stu procentach pasuje? Co odpowiem cioci gdy będzie się pytać dlaczego przyjechałam do niej? Przecież nie mogę jej okłamać, to by było nie fair w stosunku do niej.
Następne o czym bardzo namiętnie myślałam to moje życie. Wam pewnie pierwsze co przychodzi na myśl to typowe życie 17- latki. Co drugi dzień imprezy, co tydzień nowy chłopak. Mnóstwo znajomych na facebook'u. Moje życie może powinno tak wyglądać, ale na pewno nie wygląda i nigdy nie wyglądało. Na imprezy nie chodziłam, może byłam na jednej lub dwóch i to nie dlatego że nie byłam typem imprezowiczki. Wręcz przeciwnie! Uwielbiałam, głośną muzykę, i tłumy ludzi dobrze bawiących się do ulubionych kawałków. Ale mi niestety przywilej imprezowania został odebrany. Spytacie pewnie o chłopaka. No właśnie.. jedyny chłopak z jakim byłam, był Ethan, miałam wtedy piętnaście lat i był pierwszym chłopakiem w którym się zakochałam, i pierwszy po którym płakałam, zostawił mnie po sześciu- miesiącach ze względu na inną. To takie typowe, prawda? Znajomi na portalu społecznościowym? Na tym akurat zależało mi tak, jak na promocji w sklepie.. czyli wcale. Nie kontaktowałam się z kolegami przez facebook'a, nie wchodziłam na niego za często, nie miałam na to czasu. Moi rodzice twierdzili i z resztą nadal twierdzą, że to głupota, i nie potrzebuję korzystać z niego. Więc nawet nie prosiłam ich o dostęp do mojego profilu. Jedynym profilem jaki udało mi się przednimi ukryć był twitter.
"Życie to nie koncert życzeń, Madison" to zdanie słyszałam tyle razy z ust moich rodziców, że chciało mi się wymiotować gdy już słyszałam początek. Zawsze gdy o coś ich prosiłam, usprawiedliwiali się tym zdaniem. Nawet gdy, moja prośba dotyczyła nowych okularów korekcyjnych, nie mieli skrupułów. To dla nich zwykła głupota, byle by wyciągnąć od nich pieniądze. Nazwanie ich tylko skąpymi byłoby komplementem.
Przez moje przeżycia mogę stwierdzić, że nie należę do materialistów. Już coraz mnie zależy mi na markowych ciuchach, a nawet mogę powiedzieć, że nie zależy mi na nich wcale. Przyzwyczaiłam się do tego, że ciuchy dostaję od kuzynek, i po tym czasie, już mi to nie przeszkadza? A może po prostu nie mam już sił protestować?
Obudziłam się o 9 rano. A w zasadzie to obudziły mnie głosy z dołu, które były dość donośne, ciocia na pewno nie była sama. Troszkę bałam się zejść, no ale jednak chyba żaden morderca na mnie nie czyha. Ubrałam na nos moje nieszczęsne okulary, a włosy spięłam w kucyka.
Niepewnym krokiem zaczęłam schodzić do kuchni, skąd dobiegał "gwar" . Gdy tylko pojawiłam się w kuchni, wszystko ucichło, mogę nawet powiedzieć, że było ciszej niż na kazaniu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu zdenerwowanym wzrokiem, przy stole siedział dość wysoki dobrze zbudowany brunet, a koło niego dużo starsza kobieta, która jest prawdopodobnie jego mamą, przy kuchence stała Ciocia Robyn.
-Dzień dobry wszystkim - powiedziałam, i usiadłam przy stole, na przeciwko nieznajomego chłopaka.
-Dzień dobry różyczko - ciocia odpowiedziała, jak zawsze z rozweselonym akcentem.
-Cześć - brunet nagle odezwał się, a mój wzrok padł na jego twarz, był przystojny, nawet bardzo.
Pomachałam mu tylko ręką, żeby dać znać, że usłyszałam jego powitanie.
Siedziałam przy stole cała spięta, nie byłam przyzwyczajona do jedzenia śniadania w tak radosnej atmosferze, u mnie w domu było całkowicie inaczej, moje śniadanie to były kanapki z serem które jadłam w drodze do szkoły. A teraz? Jakby nigdy nic siedzę sobie przy stole, jedząc co tylko sobie dusza zapragnie, przy okazji popijając sokiem pomarańczowym. W końcu mój poranek wyglądał tak, jak od zawsze powinien.
Nieznajomy chłopak, bardzo mnie rozpraszał, nie mogłam się przez niego skupić na jedzeniu, cały czas zerkał na mnie, a gdy ja na niego spojrzałam udawał, że je i, że wcale przed chwilką się we mnie nie wgapiał. Pewnie teraz myślicie sobie, że ubzdurałam sobie, iż się we mnie zakochał czy coś w ten deseń, a zaraz urwiemy się z śniadania, pójdziemy do "mojego" pokoju i zaczniemy się całować, jak to często bywa w filmach romantycznych. Ale nie, nic z tych rzeczy nie przeszło mi przez głowę. O nie, nie w takich dziewczynach jak ja, się nie zakochuje, a jeśli już ktoś by się we mnie zakochał ( w co szczerze wątpię) to albo ma duże problemy ze wzrokiem, albo po prostu chce mnie ośmieszyć.
Śniadanie minęło w bardzo rodzinnej atmosferze, choć nie udzielałam się za często, a niektóre żarty mnie nie śmieszyły, jednak i tak mogę uznać ten poranek za dobry. A przynajmniej jeden z lepszych.
-Teraz czas pozmywać - ciotka się odezwała, a ja zauważyłam grymas na jej twarzy.
-Ty przygotowałaś śniadanie, ja pozmywam, napracowałaś się ciociu - odpowiedziałam, zerkając na kobietę.
-O nie moja droga, jesteś tutaj gościem, nie będziesz za mnie odwalać brudnej roboty.
-Nie ciociu, pozmywam za ciebie, i nie słyszę słowa sprzeciwu - stanowczo, albo i nie zakończyłam krótką wymianę zdań, przecież nie będziemy sprzeczać się o jakieś głupie zmywanie. Powolni wstałam od stołu, zabierając od każdego po kolei talerz oraz szklankę.
Naczynia odłożyłam do zlewu, i szybko wróciłam się po resztę: dzbanek po soku, widelce, łyżeczki i noże. Gdy już wszytko znalazło się na swoim miejscu, korek umieściłam w odpływie i nalałam cytrynowego płynu do naczyń. Żwawymi ruchami, obracałam naczynia w rękach zmywając z nich resztki jedzenia, a zaraz potem płukałam je i odkładałam na suszarkę. I tak na okrągło.
Zmywanie zajęło mi nie więcej niż dziesięć minut, i skłamałabym mówiąc, że zmęczyłam się tą czynnością. W domu zawsze ja zmywałam i mogę wam przysiąc, że tą czynność mam opanowaną do perfekcji. I nie sprawiała mi żadnych trudności.
Nie wiem dlaczego, ale cały czas czułam na sobie wzrok, dalej mi nie znajomego chłopaka, co wcale mi nie pomagało w pozbieraniu myśli. Zachowanie tego chłopaka było co najmniej dziwne. A jego wzrok przeszywał mnie na wylot non stop. Bardzo nie lubiłam sytuacji, w których czułam się niepewnie i to jeszcze przez chłopaka, bardziej wolałam gdy wiedziałam na czym stoję i na co mogę liczyć. No ale hola, hola, ja go nawet nie znam. Może on się patrzy tylko dlatego, że widzi mnie pierwszy raz. Lub po prostu wyglądam tak żałośnie, że chce się naprzeć bo nie jest pewne czy jeszcze kiedyś będzie miał "przyjemność" pooglądać sobie dziewczynę w takim stanie, z śmiesznymi okularami na nosie.
Teraz zostałyśmy już same, tylko ja i ciocia. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że wielkimi krokami zbliża się moja rozmowa z kobietą. Z chęcią bym to przełożyła.
-Co cię do mnie sprowadza skarbeńku? - ciocia przerwała ciszę która pomiędzy nami nastała.
-Nie mam czego szukać w domu, przyjechałam do ciebie w poszukiwaniu szczęścia, nie chcę wracać do domu, ciociu.. Błagam.. - skończyłam mówić, tylko i wyłącznie dlatego, że dokończenie zdania równało się z moim wybuchnięciem płaczem.
-Mam rozumieć, że rodzice się nie zmienili? - zapytała z przejęciem w głosie.
-Nie - szepnęłam, mrużąc, przy tym oczy żeby łzy nie wydostały się z moich oczu.
-Kochanie, to takie trudne..
Czy powoli mam się przygotować na odmowę? - zapytałam sama siebie.
****************
Cześć!
Witam te 33 osoby które czytają... Nie mam pojęcia czy dalej kontynuować to ff, skoro znikoma ilośc osób je czyta.. Rozsyłałam linki na twitter'ze a jednak liczba czytających zadowalająco nie wzrosła. Komentarzy pod 1 rozdziałem też nie ma (zero motywacji) a szkoda, bo na dalsze rozdziały mam mega pomysł, a nie lubię pisać sama dla siebie.. :(
No ale dobra koniec tego narzekania. Jak widzicie to już 2 rozdział. PS. Nieznajomy brunet to Shawn.
W komentarzach liczę na wasze opinie. Miło by też było, jakbyście zostawili po sobie gwiazdeczkę.
*Rozdział pojawił się dzień wcześniej niż miał*
Miłego czytania, do następnego!
Love ya!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top