11. Są myśli dla samej siebie, i myśli z którymi chcesz się podzielić z innymi.

** Perspektywa Madison**

Wysiedliśmy z pokładu samolotu, z nadzieją, że będzie troszkę mniejsza duchota niż panowała tam. Niestety przeliczyliśmy się, było jeszcze gorzej. Gorący klimat Hiszpanii dał się we znaki.

-Ciepło tutaj - powiedziałam, patrząc na trójkę moich towarzyszy.

-Zawsze możesz pozbyć się koszulki - patrzyłam na Shawna śmiejąc się z tego co właśnie powiedział. Żarty na jak najwyższym poziomie, to trzeba przyznać.

-Jesteś nienormalny - odpowiedziałam i wsunęłam swoje okulary na nos.

****

Weszliśmy do hotelu, był ładny i do tego w świetnym miejscu. Mam nadzieję, że dam radę zapomnieć o problemach, że chociaż trochę oderwę się od rzeczywistości. Mam nadzieję, że kobieta która rano do mnie dzwoniła nie będzie się już odzywać. Te mini wakacje to na prawdę wielka szansa na wypoczynek.

-Mamy mały problem - spojrzałam w stronę cioci czekając, aż zacznie kontynuować swoją wypowiedź - ktoś z was zna Hiszpański? Chociaż w podstawach? - spytała.

-Ja - odezwałam się nieśmiało, choć szczerze wątpiłam czy coś jeszcze pamiętam.

-To w takim razie ty będziesz rozmawiać z recepcjonistką - ciocia posłała mi pełny nadziei wzrok.

-Okej - zgodziłam się przy okazji prosząc Boga żeby nic mi się nie pokręciło.

-Buenos dias - przywitałam się z recepcjonistką.

-Buenos dias. Sirve? - spytała. Ja musiałam dać sobie chwilkę na przypomnienie Hiszpańskich słówek.

Odwróciłam się w stronę cioci, Shawna oraz pani Mendes.

-Jakie pokoje wziąć? - spytałam.

-Dwa pokoje dwuosobowe z dwoma łóżkami - odpowiedziała.

Prośbę cioci powtórzyłam recepcjonistce w języku hiszpańskim. Cudem będzie to, że nic nie przekręciłam w wypowiedzianym przeze mnie zdaniu.

Zaczęła coś sprawdzać w komputerze, a kiedy w końcu oderwała wzrok od monitora popatrzyła na mnie ze skwaszoną miną. No pięknie jeszcze nam przyjdzie spać pod hotelem - pomyślałam.

Kobieta wytłumaczyła mi, że niestety nie mają wolnych pokoi w takim ułożeniu, w jakim byśmy sobie życzyli.

-Co ci powiedziała? - tym razem spytał Shawn.

-Że jej przykro, ale zostały tylko dwa pokoje z małżeńskimi łożami- przetłumaczyłam wypowiedź kobiety. - I jak? - dodałam po chwili.

-Zgódź się, ja będę spała z panią Mendes, a ty ze Shawnem - propozycja cioci nie do końca była mi na rękę, ale po chwili przypomniałam sobie, że jesteśmy PRZYJACIÓŁMI i muszę przestać myśleć tak, jakbyśmy mieli do siebie jakieś zamiary, bo tak na ten czas nie jest. Jestem tego pewna.


Zgodziłam się, a szatynka niemal od razu nas zameldowała. Po zakończeniu zabawy z formalnościami, bardzo powoli wytłumaczyła mi gdzie znajdują się nasze pokoje.

-Co teraz powiedziała? - od razu zostałam zaatakowana pytaniem.

-Wytłumaczyła, że pokoje znajdują się na trzecim piętrze i mają numerki trzysta dwadzieścia dwa i trzysta dwadzieścia trzy - wytłumaczyłam to co kobieta przed chwilą mi powiedziała.

*****

Byliśmy już w pokoju ja, jak i Shawn zaczęliśmy się rozpakowywać.

-Na ile zostajemy? - spytałam, odrywając się na chwilkę od rozpakowywania.

-Cztery dni - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc, pewnie dla tego, że był zajęty.

-Oki - odpowiedziałam i znów powróciłam do wyciągania rzeczy z walizki.

Kiedy już uporałam się z rozpakowywaniem usiadłam na mojej stronie łóżka, żeby troszkę odsapnąć. Nie miałam pojęcia, że aż tak zmęczy mnie ta czynność.

-Idziemy na plaże? - odwróciłam się w stronę chłopaka słysząc jego pytanie.

-Teraz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, choć odpowiedź była chyba oczywista.

-Nie, jutro - zaczął się ze mną droczyć.

-Dowcipniś - powiedziałam, spojrzałam na niego robiąc przy tym zabawnego zeza.

-Ale teraz na serio.. Idziemy? - spoważniał.

-Jasne - odparłam, w zasadzie spacer po plaży dobrze mi zrobi. Lubię spacery, a dziś jest pięknie mam nadzieję, że zdążymy na zachód słońca.

*

Po opuszczeniu hotelu udaliśmy się w stronę najbliższej plaży, w duchu miałam nadzieję, że nie będzie za wiele ludzi choć wiem, że to prawie niemożliwe biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę. Jest pięknie i pewnie wiele ludzi, również będzie miało ochotę rozkoszować się widokiem pięknego, hiszpańskiego zachodu słońca.

-Lubię takie dni jak te - posłałam brunetowi pytające spojrzenie.

-No wiesz.. Że beztrosko idziemy sobie na plaże, niczym się nie przejmując. Nie patrzymy na to, że ktoś nas tu ocenia, bo ich nie znamy i oni nie znają nas. Możesz zrobić co chcesz, a i tak oni cię nie obchodzą bo wiesz, że prawdopodobnie widzisz tych ludzi ostatni raz - wyjaśnił. Bardzo mi się spodobał jego tok myślenia. Choć u mnie nie do końca się sprawdzał. Ja nie miałam czasu, kiedy się nie przejmowałam. Kiedy żartowałam, śmiałam się, wygłupiałam jednocześnie się zamartwiałam po prostu nie dawałam tego po sobie poznać. Dobra w to jestem co nie? Teraz też się zamartwiam, ale Shawn o tym nie wie, bo nie dopuszczam do tego, żeby się domyślił. O to w tym chodzi.

-O czym tak myślisz? - spytał obejmując mnie ramieniem.

-Umm, o niczym ważnym - odpowiedziałam niezbyt pewnym tonem.

-Nie kłam - powiedział dość stanowczo.

-Shawn.. Ja myślę o wielu rzeczach, ale nie wszystkie moje myśli muszą wyjść z mojej głowy.. wiesz o co mi chodzi... Są myśli dla samej siebie, i myśli z którymi chcesz się podzielić z innymi, to o czym teraz myślałam zalicza się do myśli dla mnie, i jak na ten czas tylko dla mnie. - wyjaśniłam jak najlepiej i najmilej potrafiłam nie chciałam żeby się na mnie obrażał, ale ja naprawdę tak myślałam. A w przyjaźni chodzi o szczerość, prawda? Ja jestem szczera.

-Szanuje twoje zdanie Madison, ale zrozum nie pytam się ciebie o to z ciekawości, pytam się ponieważ się martwię. O moją małą księżniczkę Madison - gdy wypowiedział ostatnie zdanie stanęłam jak wryta wpatrując się w jego oczy, to  w jaki sposób to powiedział.. Nie znajdę drugiego takiego przyjaciela jak on.. Chciałabym się z nim podzielić moimi myślami.. Niestety teraz to nie ma sensu, on na prawdę musi jeszcze troszkę poczekać. Musze być pewna tego, że chce mu o tym powiedzieć.

-To kochane mój drogi przyjacielu, niestety to jeszcze nie czas na to, cały czas się przygotowuję do powiedzenia tego tobie, proszę bądź cierpliwy tylko tego teraz potrzebuję. Poczekaj troszkę - wyszeptałam.

-Kocham Cię Madison - wyszeptał.

-Jako przyjaciółkę? - spytałam. Moja warga przy tym bardzo drżała, bałam się odpowiedzi, to by było za szybko.. O wiele za szybko.

-Jak przyjaciółkę - przytaknął.

-Kocham Cię Shawn, jak przyjaciela - wyznałam wtulając się w chłopaka.

Staliśmy jeszcze tak przez chwilkę, nie chciałam go wypuścić z moich objęć z całych sił nie chciałam. Potrzebowałam teraz bliskości mojego przyjaciela. Cały czas potrzebuję bliskości.

-Nie opłaca nam się już iść na plaże i tak już po zachodzie - stwierdził.

-Trudno. W takim razie wybierzemy się tutaj jutro - odpowiedziałam uśmiechając się lekko.

*****

*Perspektywa Shawn'a*

Leżałam w łóżku czekając, aż Madison skończy się kąpać i dołączy do mnie. 

Dzisiejszy dzień mogę uznać za jeden z lepszych. Choć muszę przyznać, że smutno mi z powodu Madison. Zastanawia mnie dlaczego tak bardzo nie chce otworzyć się przede mną, a raczej dlaczego tak bardzo to przekłada. 

Położyłem się na prawym boku, przykrywając się kołdrą. Usłyszałem, że Madison rozmawia z kimś przez telefon. Zaczął podsłuchiwać, nie ruszałem się, żeby nie dać po sobie poznać, że nie śpię, tak wiem to nie w porządku...

-Wiesz co ciociu przyjdź do mnie do pokoju, Shawn już smacznie śpi, na pewno nie będzie nic słyszał - wyszeptała. Teraz byłem jeszcze bardziej zaciekawiony tym, czego miałem nie usłyszeć.

Nie minęło nawet pięć minut, a już dało się słyszeć otwierające się drzwi pokoju, ja nadal leżałem na prawym boku udając, że śpię.

Łóżko od strony Madison ugięło się, co oznaczało, że własnie na nim usiadła.

-Opowiadaj od początku - słyszałem szept pani Robyn.

-D-dobrze - Madison lekko zająkała się odpowiadając swojej cioci. - A więc - dodała po chwili już nieco pewniej, lecz dalej szeptem. 

-Przed tym wydarzeniem i nie chodzi tu o dzisiejszy telefon od tej kobiety nie było tak źle. Ja zawsze o piątej rano szłam pracować do kiosku, o siódmej rano zmieniała mnie Melissa, bo musiałam iść do szkoły.. Kiedy wracałam ze szkoły zawsze chłodziłam na spacery.. Potem dopiero do domu, zjeść coś.. A zaraz potem, szłam znów do kiosku, i siedziałam tam do dziesiątej w nocy... Kiedy wracałam do domu było tak jak zawsze.. Nie wchodziłam do pokoju rodziców, czy też do salonu, żeby się z nimi przywitać. Ściągałam buty i jak najszybciej wchodziłam do swojego pokoju, czułam się jak w jakiejś pieprzonej grze, jak można uciekać przed swoimi rodzicami we własnym domu? Najwidoczniej można... - zatrzymała się cicho łkając. Boże nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałem, ją teraz przytulić i jak bardzo musiałem się od tego powstrzymywać.

-A ten chłopak? - pani Robyn zadała następne pytanie.

-Ethan? No właśnie.. On był jak moje wybawienie, taki aniołek stróż. Dosłownie.  Prawie dziennie o piątej rano przychodził do mnie i nie pozwalał iść do tego kiosku, zawsze zabierał mnie do lodziarni swoich rodziców, gdzie robiłam sobie największe lody włoskie jakie można.. W szkole nie odstępował mnie na krok, zawsze jedliśmy razem lunch, on jabłko i jakąś drożdżówkę, a ja kanapki z serem - przerwała i lekko się zaśmiała, ale zaraz potem zaczęła kontynuować. - Tydzień przed naszym zerwaniem w szkole zaczęli mi dokuczać jak nigdy przedtem, nie mogłam wejść do sali, bo już byłam obrzucana jakimiś obelgami, pamiętam, że podeszłam do Ethana i powiedziałam mu, że nie chcę już być dziś na lekcjach, że mam dość i spytałam czy uciekniemy i czy  weźmie mnie na lody. Odpowiedział, że jak tak bardzo zależy mi na tym lodach mam sobie iść sama. I poszłam, wybiegłam ze szkoły modląc się, żeby żaden nauczyciel mnie nie przyłapał. Weszłam do pobliskiego sklepu i za wszystkie pieniądze jakie miałam przy sobie kupiłam lody, wielkie pudełko czekoladowych lodów. Zaraz potem udałam się na nasze miejsce, na miejsce moje miejsce i Ethana, siedziałam patrząc przed siebie. To był jedyny dzień w moim życiu kiedy nie myślałam, nie zamartwiałam się, po prostu siedziałam jak piętnastoletnia Madison, siedziałam i jadłam lody, czekając a raczej łudząc się, że zaraz koło mnie usiądzie mój chłopak i mnie przytulił. Pokaże mi, że mam dla kogo żyć na tym świecie. Nie zrobił tego, przed dobre dwie godziny, albo nawet więcej siedziałam sama wgapiając się w drzewa. Zastanawiasz się pewnie czemu z nim nie zerwałam - przerwała, prawdopodobnie po to, żeby odsapnąć, ja nadal leżałem nieruchomo. To jak opowiadała swoją historię.. jakbyście byli teraz na moim miejscu uwierzcie.. leżelibyście teraz cali we łzach. - Nie zerwałam z nim bo się bałam, bałam się, że zostanę sama, że już nikt nie pokocha mnie tak jak on mnie pokochał, a najgorsze, że ja nikogo nie pokocham jak jego pokochałam. A jednak, zostałam sama, powinnam się była do tego przyzwyczaić - dokończyła. Słyszałem jak podciąga nosem.. płakała.

-A teraz pojawił się Shawn..-  Powiedziała i rozpłakała się na dobre 

-Boje się, że go też stracę, tak cholernie się tego boje - dodała

-Nie stracisz mnie księżniczko, nigdy nie stracisz - pomyślałem.

Nie pozwolę żebyś mnie straciła.

Moja mała księżniczka Madison. 

*******************

Hej!

1653 słów ^^

Zaczynacie troszkę więcej dowiadywać się o przeszłości Madison.. Jesteście ciekawi jak to do końca u niej było? Bo najważniejszego jeszcze nie wiecie... no i musicie troszkę poczekać.

Chciałabym również was powiadomić o tym że jedna z czytelniczek mojego ff obchodzi dziś urodzinki! Wszystkiego najlepszego! Tak jak jej obiecałam rozdział dodałam w dzień jej urodzin. Niech ci się powodzi jak najlepiej księżniczko.

Bardzo dziękuje wam za wszelkie vote czy też komentarze, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak to motywuje do dalszej pracy. A PRZEDE WSZYSTKIM DZIĘKUEJ ZA 1,2K READS!!!!!

Bardzo wam dziękuje że ze mną jesteście.

Moje social media:

twitter : oopsmyshawn 

Do następnego rozdziału! 

Love ya!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: