Otwarte karty
- Nie wierzę... Przyszłaś tylko po to?! Tylko dlatego że dostałaś taki rozkaz od swojego pana?! Myślałem że jesteś inna... -
- Harry... To nie tak! Martwiłam się o ciebie bo wiem że twój stan nie jest za dobry do tego stres też ci nie sprzyja ale powinieneś wiedzieć że Czarny Pan nie odpuści o będzie cię nadal szukał. -
- Nie. -
- Słucham? -
- Spotkam się z nim w Londynie przy ludziach. -
- Harry nie wiem czy to jest najlepszy pomysł... -
- Spokojnie Remusie. Bella ma rację musimy to skończyć raz na zawsze. Przekaż... przekaż Tomowi że spotkamy się za 3 dni w naszej kawiarnii, będzie wiedział o co chodzi. -
- Jesteś tego pewien? -
- Nie mam innego wyjścia Bella, chcę móc normalnie wychować dziecko. -
- Zgoda... Przekażę mojemu panu
twoją prośbę. -
- Bella? -
- Tak Harry? -
- Powiedz że to nie jest prośba tylko rozkaz i ostatnia szansa na spotkanie.-
- Jesteś szalony. -
- Tylko szaleńcy są coś warci. -
Kobieta uśmiechnęła się słabo do chłopaka po czym opuściła dom kuzyna. Zielonooki opadł na fotel i zaczął powoli oddychać. Dopiero po chwili zauważył że mężczyźni go obserwują.
- Co? Mam coś na twarzy? -
- Czy ty rozkazałeś coś Voldemortowi? Czy mój umysł już tak zbzikował... -
- Wiem że przyjdzie i wiem że dużo ryzykuje, ale muszę to zrobić. -
- Wiem Harry i właśnie tego się obawiam... -
To że Voldemort był wściekły gdy zobaczył wspomnienie Belli było mało powiedziane. Jeszcze nigdy nikt nie śmiał stawiać mu warunków aż tu nagle pojawia się nastolatek z problemami i mu się opiera. Z jednej strony to go denerwowało a z drugiej interesowało. Postanowił spotkać się z chłopakiem żeby wytłumaczyć swoje słowa. Dosyć kłamstw zostały tylko otwarte karty. Chłopak pozna bolesną prawdę.
- Harry Potterze nawet nie wiesz jak powinieneś żałować tego że się urodziłeś... A już szczególnie tego że mnie poznałeś. Teraz nasz los został razem złączony czy ci się to podoba czy nie... -
Rozpieszczam was dzisiaj...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top