Rozdział Trzeci
Byliśmy w trójkę w pokoju Gerarda. Gee i ja siedzieliśmy na podłodze, zaraz w nogach łóżka, na którym siedział Mikey. Oglądaliśmy jakiś badziewny film, który miał być horrorem, a był bardziej śmieszny niż straszny. Proszę... nikt w naszym wieku nie boi się już jakiegoś ducha, który z niewyjaśnionych przyczyn chce zabić całą rodzinę zamieszkującą jego dom. No... prawie nikt. Mikey co jakiś czas cicho piszczał, a Gerard mocniej chwytał moją dłoń. Może było to nieodpowiednie, ale bawiło mnie to. Chłopak, który wygląda jak - jak to mówią starsze panie - pomiot szatana, boi się jakiegoś filmu. Spojrzałem na Michaela. W dłoniach ściskał materiał kołdry. Prychnąłem cicho i zażenowany pokręciłem głową.
- Może już dość tego filmu - powiedziałem - zaraz mi tu poumieracie
- Tak.. ja chyba już pójdę.. - powiedział cicho Mikey po czym wstał z łóżka i ruszył do wyjścia. Alleluja! Znaczy... nie żebym był niemiły czy coś
Chłopak wyszedł z pokoju, a ja przysunąłem się bliżej Gerarda. W końcu. Po chwili jednak, Mikey znów stał w progu pokoju. Spojrzeliśmy na niego i westchnęliśmy
- Co? - rzucił oschle Gerard
- Mógłbyś... - powiedział jakby było jasne co ma na myśli. Mikey, nie wiem czy wiesz, ale... nie jesteśmy jasnowidzami
- Mógłbym co - starszy z braci wywrócił oczami
- Iść ze mną do pokoju? Jest późno i ciemno...
Czerwonowłosy westchnął po czym wstał z podłogi i wyszedł wraz z młodszym Wayem. Doczołgałem się do myszki od laptopa i zatrzymałem film. Otworzyłem nową kartę w przeglądarce i włączyłem jakąś muzykę. Wygramoliłem się z koca i podpierając się ręką o łóżko podniosłem się z podłogi. Podszedłem do biurka aby zapalić chociaż małą lampkę. Co jak co, ale było cholernie ciemno. Jedyne źródło światła było z latarni na ulicy. Ledwo widziałem własne dłonie. Zapaliłem światło i nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Moje serce zabiło szybciej.
- W końcu jesteś sam - usłyszałem gardłowy głos i aż podskoczyłem. Nagle usłyszałem śmiech. Odwróciłem się i zobaczyłem Gerarda. Uderzyłem go w brzuch. Kurwa, nie straszy się ludzi po horrorze! - jednak nie jesteś taki odważny, co Iero?
- Pierdol się - mruknąłem
- Samemu tak trochę trudno - zaśmiał się - czego szukałeś na moim biurku? - powiedział i odsunął mnie od mebla
- Niczego. Chciałem zapalić światło. Nie dramatyzuj - wywróciłem teatralnie oczami po czym poszedłem zamknąć drzwi od pokoju chłopaka. Odwróciłem się. Gerard stał oparty o biurko z skrzyżowanymi na piersiach rękoma i przyglądał mi się - co? - spytałem zdezorientowany
Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i wbił wzrok w podłogę po czym przeczesał palcami swoje czerwone włosy. Powolnym krokiem podchodziłem do chłopaka, kiedy byłem już wystarczająco blisko chłopak szybko złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Doprowadzisz mnie dzisiaj do zawału! - pisnąłem z oburzeniem
- Nie - zaprzeczył - nigdy bym tego nie zrobił, nie mam w tym żadnego celu - uśmiechnął się, a ja spuściłem głowę - ej, spójrz na mnie - zażądał
- Nie - powiedziałem stanowczo - boi mnie głowa, chcę iść spać. Jest późno
- Frankie.. zachowujesz się jak kobieta - zaśmiał się. Lubiłem jego śmiech.
Mimo wszystko, nie dawałem za wygraną. Wyrwałem się z objęć chłopaka i usiadłem na łóżku, po czym opadłem na miękki materac i zamknąłem oczy. Uśmiechnąłem się sam do siebie po czym poczułem ciężar napierający na moje ciało.
- Co do.. - urwałem i otworzyłem gwałtownie oczy - Gerard! Złaź!
Chłopak nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko po czym złączył nasze usta. Starałem się opierać. Nie reagować. Robić mu na złość. Przecież nie muszę chcieć się z nim całować. Może akurat teraz nie miałem na to najmniejszej ochoty? Dobra, kogo na próbuję oszukać? Oczywiście, że tego chcę!
Zacząłem odwzajemniać pocałunek. Jego usta były takie ciepłe i miękkie. Uwielbiałem ich dotyk, ich smak.. wszystko. Po chwili chłopak podniósł się trochę i posłał mi jeden z tych swoich złośliwych uśmiechów. Co on znowu wymyślił?
- Jednak nie umiesz mi się oprzeć, hm? - powiedział opierając się rękoma o materac, po obu moich stronach. Nie opowiedziałem - nie jesteś dzisiaj zbyt rozmowny - stwierdził po czym znów zaczął zmniejszać odległość między nami
Teraz jednak nie pocałował mnie w usta. Zaczął całować mnie po szyi w wyniku czego przeszedł mnie dreszcz. To był mój czuły punkt, i dobrze o tym wiedział.
- Gerard.. - szepnąłem na co chłopak na chwilę oderwał się od zajęcia i spojrzał na mnie pytająco - nie.. wiesz, że to źle na mnie działa - powiedziałem i starałem się jakoś wysunąć. Na próżno
- Wiem - uśmiechnął się - ale wiem też, że to lubisz - dodał po czym wrócił do poprzedniej czynności.
Ciężko oddychałem i robiło mi się gorąco. Wbiłem mu paznokcie - o ile można było to nazwać paznokciami - w plecy. Musiał ze mnie zejść. Już sama jego osoba działała na mnie pobudzająco, a co dopiero to.
- Gerard! - krzyknąłem - dość!
- Oj Frank.. - chłopak oderwał się od mojej szyi - co ty dzisiaj taki uparty no - pochylił się i cmoknął mnie w usta. Później jeszcze raz, i kolejny.
- Cholera, Gerard - powiedziałem po czym wplotłem palce w jego włosy i 'zmusiłem' do dłuższego pocałunku. Z początku całkiem delikatnego, później jednak robił się coraz bardziej zachłanny i namiętny.
Chłopak zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją gdzieś w głąb pokoju po czym wrócił do całowania się ze mną. Nagle jednak speszyliśmy się. Zdawało mi się, że słyszałem otwieranie drzwi.
- Słyszałeś? - spytałem
- Ta, pewnie nam się zdawało. Chodź tu - powiedział i zabrał się za zdejmowanie mojej koszulki, z którą po chwili zrobił to co uprzednio ze swoją.
Znów zaczęliśmy się namiętnie całować. Gerard zaczął majstrować coś przy moim pasku, kiedy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi, które po chwili lekko się uchyliły. Gerard odskoczył ode mnie jak poparzony.
- Chłopcy, wiecie która jest godzina? - do pokoju weszła zaspana Donna - jesteście strasznie głośno - stwierdziła - idźcie spać - powiedziała po czym odeszła zostawiając uchylone drzwi
- Tak mamo - powiedział czerwonowłosy - dobranoc
Kiedy oddaliła się wystarczająco chłopak wstał i zamknął drzwi od pokoju.
- Chyba koniec na dziś - powiedziałem patrząc na pół nagiego chłopaka
- Co? Żartujesz sobie?! - krzyknął, ale po chwili zatkał usta ręką - Frank.. - dodał szeptem
- Dobranoc Gee - powiedziałem i położyłem się łóżku w pozycji embrionalnej
- Ta... dobranoc Frankie - powiedział po czym zgasił światło i położył się obok mnie
***
Koniec przerwy. Czas do szkoły. Nie chciałem tam iść. Nie lubiłem tam być. Nauczyciele mnie wkurzali, uczniowie zresztą też. Grupy społeczne w szkole mnie dobijały. Każdy obrabiał każdemu dupę. Osoby z tych 'lepszych' grup - swoją drogą nie wiem kto wymyślił, że są lepsze i gorsze grupy ale dobra - wywyższały się i nieraz znęcały się nad osobami z tych 'gorszych', co było żałosne. Ja sam byłem żałosny. Byłem w sumie taki sam, a raczej udawałem takiego. Ale tak to już jest. Żeby nie być poniżanym, sam musisz poniżać. Chociaż dopóki ludzie nie zrozumieją, że nie warto z tobą zadzierać.
Była jedna z tych krótszych, piętnastominutowych przerwy. Była ładna pogoda, więc musieliśmy siedzieć na dworze, czy tego chcieliśmy czy nie. Ja, z Gerardem i Rayem. Jak zawsze, trójca święta. Ray gadał coś o nowych imprezach i ludziach jakich tam poznał. Nie specjalnie byłem tym zainteresowany. Ray i Gee śmiali się z czegoś za to ja opierałem się leniwie o ścianę szkoły i obserwowałem ludzi na dziedzińcu. Grupka dziewczyn śmiała się z czegoś, ktoś spisywał zadania, sportowcy poniżali jakiś pierwszaków. W sumie nic nadzwyczajnego. Nagle spostrzegłem, że w naszym kierunku ktoś zmierza. Wytężyłem wzrok. Nancy. Jej włosy w kolorze blondu, który wpadał lekko w rudy delikatnie powiewały na wietrze. Była ubrana w obcisłe białe spodnie i jakąś zwiewną jasnoróżową koszulkę, na którą narzucony miała popielaty żakiet. Udałem, że wiem o czym rozmawia moja 'ekipa' i też zacząłem się śmiać. Nie chciałem żeby wyszło, że wszystkich obserwuję i nudzę się w towarzystwie moich przyjaciół. Musiałem sprawiać jakieś dobre wrażenie. Pociągnąłem Gerarda za rękaw kurtki. Chciałem żebyśmy się ulotnili zanim ona się tu pojawi. Jednak za późno.
- Hej - przywitała się
- Cześć - odpowiedzieliśmy chórem
- Gerard... moglibyśmy porozmawiać? - spytała z uśmiechem. Wzdrygnąłem się. Czy tylko ja widzę tą tonę tapety na jej twarzy? I.. oh.. czy to szminka na zębach?
- Em... pewnie - powiedział chłopak po czym lekko oddalił się z Nancy. Wywróciłem teatralnie oczami. Co ta kobieta knuje?
- Zakład, że jak wróci to powie, że są razem? - Zaproponował Ray, na co obrzuciłem go przerażonym spojrzeniem
- Co? - spytałem
- No jak myślisz, co mogła od niego chcieć?
- Nie wiem.. może pogadać.. czy coś - w sumie.. to co mówił Ray miało sens
Gee i Nancy rozmawiali do końca przerwy. Ja i Ray podobnie. Tyle że... nie bardzo go słuchałem. Myślałem o tym o czym rozmawia Gee i Nancy. Kiedy chłopak pożegnał się z blondynką podszedł do nas.
- Co? - spytał Ray szturchając Gerarda w bok
- Nic - odpowiedział i wzruszył ramionami, na co lekko się uśmiechnąłem
- Jasne - prychnął Ray - mów o czym rozmawialiście i nie pierdol że o niczym
Chłopak westchnął. Spojrzał na mnie po czym spuścił wzrok. Chwila.. o co tu chodzi?
- Umówiliśmy się - wyznał - zadowolony? - spojrzał na Raya
- Bardzo! - wykrzyknął Ray po czym spojrzał na mnie. Byłem w szoku - Frank.. wszystko ok? Jesteś dzisiaj jakiś dziwny
- Co? Wszystko jest w porządku - kłamstwo.
Dalej już poszliśmy w ciszy na lekcje. Byłem przygnębiony, ale starałem się tego nie okazywać. Nie miałem nawet z kim o tym pogadać. Przecież nikt nie wie o tym co czuję do Ge. Nikt nic nie wie, i nikt nie może wiedzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top