Rozdział Szesnasty
Otworzyłem oczy. Ledwo bo ledwo, ale je otworzyłem. Czułem coś na mojej twarzy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie był to pokój Gerarda. Słyszałem piszczenie...? Pikanie? Ściany były blado niebieskie, a ostre światło, za równo słoneczne jak i padające z lamp na suficie, sprawiało że mrużyłem oczy. Żyłem? Umarłem? Przechyliłem głowę w prawo gdzie zobaczyłem obcego mężczyznę w... kitlu grzebiącego przy jakimś urządzeniu.
- Gdzie... jest... Gerry - powiedziałem, jak mniemam , ledwo słyszalnym tonem.
Mężczyzna spojrzał na mnie, ale nie odpowiedział. Posłał mi coś na wzór uśmiechu i wyszedł. O co tu chodziło? Doszedłem już do wniosku, że to szpital ale... co się tu dzieje. Próbowałem się podnieść, na nic. Ból przeszywał moje ciało jak miliony noży i strzał. Syknąłem z bólu i zamknąłem oczy. Mało co pamiętałem co się stało. Ostatnie co pamiętam to pożegnanie z Ryanem. Tylko to. Nie wiem co stało się dalej. Coś mnie potrąciło? Wywróciłem się? Ktoś mnie napadł?
Leżałem tak jakiś czas, aż nagle ktoś wszedł do pokoju. Nie był to lekarz, lecz Donna. Uśmiechała się słabo. Wyglądała źle. Naprawdę źle.
- Jak się czujesz Frank? - spytała siadając na krześle obok łóżka
- Sam nie wiem... ledwo się ruszam... ledwo mówię - powiedziałem. Starałem się mówić jak najwyraźniej.
- Martwiliśmy się o ciebie - spuściła głowę - twoja mama za parę dni może wyjść ze szpitala - oznajmiła - a Gerard... nie mogłam go stąd wyciągnąć... - pokręciła głową i westchnęła - Frank... wiem, że jesteście blisko ale... czy... to tylko przyjaźń?
Zamurowało mnie. Gerard przed chwilą ze mną zerwał. Co miałem jej powiedzieć? Chyba potwierdzić. Nie byliśmy razem. Już nie.
- Tak. Jesteśmy przyjaciółmi - wydyszałem na co kobieta uśmiechnęła się
- Siedział tu cały czas... mówił do ciebie. Był naprawdę wstrząśnięty. Trzymał cię za rękę i raz... widziałam jak głaskał cię po włosach po czym pocałował cię w skroń... - urwała - stąd moje pytanie. Wybacz, że tak z tym wyskoczyłam, ale... sama nie wiem. Tyle się dzieje..
Gerard tu był? Przy mnie? Pocałował mnie? Co tu się dzieje. Najpierw mówi, że to koniec. Że już mnie nie kocha i że jest z Nancy, a teraz tu jest? To nie trzyma się kupy. To nie ma sensu. Prawdę mówiąc nie wiedziałem nawet czy to co mówi Donna było prawdziwe. Była w szoku. Mogło jej się to przyśnić, a ona wzięła to na serio. Wszystko jest możliwe.
Kobieta siedziała przy mnie i rozmawiała ze mną. Dowiedziałem się, że teraz jestem tu trzeci dzień. To dziwne. Spałem tak długo, a dalej byłem niewyspany. Chyba nawet gdybym spał pół życia, po obudzeniu przekręciłbym się na drugi bok i nastawił budzik, lub zażądał ' jeszcze pięciu minut '. Nagle do sali wszedł Gerard. Wyglądał na lekko zdenerwowanego.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że się obudził? - zapytał podniesionym tonem
- Nie spałeś przez dwie noce Gee... potrzebowałeś snu - odpowiedziała ze spokojem Donna - zostawię Was. Pójdę do Lindy - powiedziała po czym wstała i wyszła z pokoju, a jej miejsce zajął Gerard. Odwróciłem głowę tak aby na niego nie patrzeć. Nie byłem w stanie
- Jak się czujesz? - zapytał cicho
- Tak jak wyglądam - rzuciłem
- Wyglądasz cholernie dobrze... nawet z obitą twarzą
Zaśmiałem się cicho, przez co przeszył mnie ból. Nastała niezręczna cisza. Dlaczego kiedy się obudziłem powiedziałem jego imię? Dlaczego on jako pierwszy przyszedł mi na myśl? Ta sytuacja jest popierdolona bardziej niż matematyka.
- Ja... nie dałeś mi dokończyć tamtego dnia... - mówiąc to wahał się, a ja poczułem jakby coś we mnie pękło. I nie były to obrażenia po tamtym wypadku.
- Nie musisz kończyć - powiedziałem i spojrzałem na niego. Wytrzeszczył oczy
- Nie?
- Nie. Rozumiem. - oznajmiłem - Nie kochasz mnie już. Zależy ci na Nancy. Gerard, jest ok.
- Ale...
- Bez ale - zamknąłem oczy - mógłbyś zadzwonić po Ryana? Wie w ogóle gdzie jestem? - zapytałem otwierając oczy. Wzrok Gerarda wyrażał smutek i ból.
- Zadzwonię po niego - powiedział zrezygnowany i wyjął telefon z kieszeni.
***
Wyszedłem ze szpitala dzień po mamie, która już mniej więcej doszła do siebie. Ja w sumie też. Minął już miesiąc, a rozpad związku z Gerardem dalej mnie bolał, ale teraz próbowałem szczęścia z Ryanem. Było to momentami trudne. Dalej czułem coś do Gee, a Ryanowi chyba dalej podobał się Urie. Jednak jakoś dawaliśmy radę. W szkole normalnie rozmawiałem z Gerardem, a momentami nawet Ryan wcinał się w rozmowy z Rayem, Gerardem i mną. Nie wiem czy było widać, że jesteśmy razem. Jednak nie krępowaliśmy się. Gerard dalej był z Nancy. Nie wyglądał na szczęśliwego. Ani trochę. Było mi go trochę szkoda, ale przecież nikt go do tego nie zmuszał. W każdej chwili mógł to zakończyć. Kiedy widział mnie z Ryanem smutniał. Widziałem w jego oczach ból i coś... czego nie byłem pewien. Zazdrość? Czy to było to?
- Ryro... - zacząłem patrząc na chłopaka
- Tak? - zapytał patrząc w dół, na swoje kolana gdyż trzymałem na nich głowę.
- Czujesz coś jeszcze do Brendona? - zapytałem na co westchnął i zaczął bawić się moimi włosami
- Frank... - zawahał się - tak - odpowiedział - tak jak ty do Gerarda - uśmiechnął się, a ja się zdziwiłem
- Co? Skąd ty...
- To widać - przerwał mi - widać jak na niego patrzysz gdy jest daleko. Obserwujesz jak przechodzi obok czy podchodzi do ciebie, a kiedy mówi dokładnie obserwujesz ruch jego ust.
- Skoro tak jest.. to czemu jesteśmy razem? - zapytałem, a chłopak posłał mi pytające spojrzenie - w senie... skoro ty czujesz coś do Brena, a ja do Gee... to czemu jesteśmy ze sobą?
- Po pierwsze, bo bardzo się lubimy i się rozumiemy - chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce - a po drugie, nie możemy czekać do osranej śmierci, aż się na nas zdecydują, Frank
- Racja - potwierdziłem - ale ty podobasz się Brendonowi - oznajmiłem, na co Ryan głośno westchnął
- Ale boję się go po tym co się stało - zamilkł - a z tobą mi dobrze, i wydaje mi się, że tobie ze mną też... - urwał - chyba, że się mylę
- Nie! - pisnąłem - lubię z tobą być - posłałem mu uśmiech - tak tylko się zastanawiam...
Wracałem do domu. Jednak zanim skierowałem się dokładnie tam postanowiłem odwiedzić bunkier, w którym byłem z Ryanem zanim poszliśmy na miasto. Lubiłem to miejsce. Było tam bardzo przyjemnie. Mało kto tam chodził, było cicho i nikt nie przeszkadzał w rozmyślaniu.
Jednak kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem tam kogoś. Osoba miała lekko przydługie czarne włosy. Zacząłem podchodzić bliżej i zauważyłem, że to Gerard - który swoją drogą, przefarbował się na czarno, a odszedł od czerwonego. Chłopak siedział na ziemi i obejmował swoje nogi rękoma, przyciskając się do brody.
- Gerry..? - zapytałem podchodząc jeszcze bliżej - co ty tu robisz?
Chłopak spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami.
- J.... ja już tak nie mogę - załkał
- Ale.. o czym ty mówisz? - spytałem siadając obok niego
- Nie mogę już patrzeć na ciebie i Ryana... nie mogę być z Nancy.. nie mogę żyć wbrew sobie Frankie - rozpłakał się mocniej, a ja objąłem go ramieniem, na co wtulił się w mój tors - byłem tu dzisiaj.. chciałem zobaczyć co się zmieniło przez te lata... i... i... zobaczyłem was - pociągnął nosem - to mnie załamało.. w szkole... w szkole to nie wygląda aż... aż tak...
- Gerard... sam do tego doprowadziłeś. Trzeba było zerwać z Nancy. Nikt cię do niczego nie zmuszał. To ty ze mną zerwałeś
- Ale.. ja nie mogę z nią zerwać... jeszcze nie - urwał - Frankie wróć do mnie - dławił się łzami. Teraz to już była histeria
- Gerard. Ile to już mówisz? Miałeś z nią zerwać po tygodniu. Z tygodnia zrobiły się dwa, a z dwóch około dwa miechy. Gerard. Dzisiaj mijają dwa miesiące. Musisz wybrać. Nie wrócę do ciebie. Nie teraz. Najpierw z nią zerwij... po za tym... jestem z Ryanem...
- Kochasz go? - zapytał patrząc mi w oczy. Nie odpowiedziałem - kochasz go? - ponowił pytanie
- To ty nie kochasz mnie tak jak kochałeś mnie wcześniej - zmieniłem temat mówiąc jego słowa - zerwij z Nancy, to może się pomyśli co dalej..
- Nie mogę - powiedział. O co tu chodzi
- Co? jak to nie możesz? - byłem w lekkim szoku. Nic nie rozumiem. O co tu chodzi?
- Nie mogę ci tego powiedzieć. Nie teraz. Jeszcze nie.. ale nie mogę. Musisz mi uwierzyć, że to nie ode mnie zależy - spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi - obiecuję, że ci to wyjaśnię Frankie. Obiecuję.
________
Hej Hej!
Kolejny rozdział będzie prawdopodobnie w piątek, or w czwartek. Juto mi się raczej nie uda.
W każdym razie, mam nadzieję że się podobało i... uznałam, że nieco skrócę tego ff i już powoli zbliżamy się do końca.
jakby co to wiecie.. widzimy się na dole↓ ^^
PS: I Love You All!xx ~Haia_Miia xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top