Rozdział Ósmy
Kiedy Ryan już poszedł, ja rzuciłem się na łóżko. Nie chciałem nic robić, myśleć o czymkolwiek. Chciałem być w swojej samotni i patrzeć w sufit. Czemu? Nie wiem.
Mimo wszystko, w ostateczności wziąłem telefon i zszedłem na dół, do salonu, gdzie siedziała moja mama. Wszedłem po cichu do pokoju i usiadłem na kanapie obok mojej rodzicielki. Ta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Ostatnio często się uśmiechała, co bardzo mnie cieszyło. Jej szczęście było dla mnie ważne.
Położyłem się na kanapie, kładąc głowę na kolanach mamy, która zaczęła głaskać mnie po głowie, powrót do dzieciństwa, brakowało tylko ojca. Zamknąłem oczy i zacząłem zasypiać. Jednak nie było mi to dane gdyż dostałem wiadomość. Wyjąłem telefon z kieszeni i odblokowałem ekran. Kliknąłem w wiadomość.
Od: Bredon
' Iero, geju, będziesz na imprezie w piątek? '
Wywróciłem teatralnie oczami. Choćbym chciał, mama mnie nie puści. W końcu mam szlaban, i wątpię aby zdjęła mi go po tak krótkim czasie. Chociaż...
- Mamo... - zacząłem, na co ona oderwała wzrok od telewizora i spojrzała na mnie rzucając krótkie 'Hm?' - wiem, że mam szlaban ale.. wiesz.. w piątek jest impreza i...
- Nie - odpowiedziała szybko
- Ale mamo! Daj mi dokończyć - powiedziałem poważnie, na co mama uniosła brwi - bo... - dobra, trzeba coś wymyślić - bo Ryan nigdy nie był na żadnej, a wiesz... to dość ważne. Poszedłbym z nim. Niech zobaczy jak to jest - mama zamyśliła się. Chyba wygrałem!
- Nigdy nie był na żadnej imprezie? - spytała z niedowierzaniem
- Nigdy - potwierdziłem.
Nie było to kłamstwo. Nie chodziło o to, że Ryan nie był zapraszany. On po prostu tam nie chodził, bo nie chciał się bardziej upokorzyć. W sensie.. nie chciał spotkać swoich sportowych kolegów, którzy mogliby się z nim pobawić, w niezbyt przyjemne zabawy i gry. Ale przecież przy mnie mu chyba nic nie zrobią. Nie żebym był jakimś gorylem, ale nie mieliśmy większych spin i mimo wszystko w miarę się dogadywaliśmy i szanowaliśmy.
- Czyli robisz to z dobrego serca i żeby pokazać Ryanowi, że to fajne, tak? - no pewnie mamo, wcale nie robię tego żeby pilnować Gerarda i Nancy
- Dokładnie tak - powiedziałem i uśmiechnąłem się
- No dobrze... ale muszę widzieć, że z nim idziesz - że co?
- Ale... jak?
- Przyjdzie tu, i pójdziecie razem
Szlag by to. Czemu musi mieć dowód? Nie może uwierzyć mi na słowo? Chyba jestem godnym zaufania człowiekiem. Przynajmniej ja tak sądzę..
- Dobra, ale mogę?
- No.. możesz... ale przed pierwszą w domu. I ani minuty spóźnienia Frankie - powiedziała mama ze zrezygnowaniem.
Uśmiechnąłem się, podziękowałem jej po czym wstałem z kanapy i poszedłem do swojego pokoju.
***
Środa. Dwa dni i impreza, weekend. Tylko dwa dni. Nie mogę się doczekać, żeby w końcu siedzieć z ludźmi, których w jakikolwiek sposób lubię, i nie denerwuje mnie sam fakt, że oddychają.
Stałem na przerwie z Rayem i opierałem się o mury szkoły. Patrzyłem na dziedziniec. Bliżej wejścia szkoły siedział Ryan ze swoją 'ekipą'. Na przeciw Raya i mnie siedziała grupa szkolnych ' gwiazd ' i sportowców, a niemal na samym środku dziecińca stała Nancy, ze swoimi koleżankami i... Gerardem. To wszystko aż biło 'pokazówką' i sztucznością. Co nie zmienia faktu, że bolało mnie jak cholera kiedy lizali się na oczach wszystkich osób ze szkoły. Nagle Gerard odsunął się od dziewczyny i poszedł w kierunku wejścia do szkoły.
- Słuchasz mnie? - spytał Ray szturchając mnie, przez co wypadłem z 'transu'
- Co? Nie... wybacz, zamyśliłem się - w tym momencie poczułem wibracje mojego telefonu w kieszeni.
Wyjąłem komórkę i kliknąłem ikonkę wiadomości.
od: Gee:
Dach ;)
Po odczytaniu wiadomości bez słowa udałem się do szkoły. Wyminąłem nauczyciela stojącego na straży, by nikt nie błąkał się po szkole podczas długiej przerwy. Później kolejnego na piętrze, i szedłem tak cicho jak tylko umiałem aż nie doszedłem do schodów przeciwpożarowych. Wszedłem po nich na dach, gdzie zobaczyłem Gerarda. Chyba szybciej byłoby wejść drabiną, ale trudno.
- Hej Frankie - powiedział i podszedł do mnie.
- Hej Gee... - przywitałem się i spuściłem wzrok. Znaliśmy się... odkąd pamiętam, a mnie onieśmielał. Jak?
- Jak się czujesz? - spytał podchodząc bliżej
- Bywało lepiej - powiedziałem wywracając teatralnie oczami
- Co się stało? - objął mnie ramieniem
- Wiesz... widok twojego chłopaka, liżącego się z kimś innym nie jest powodem do pałania radościom i chodzenia z uśmiechem wymalowanym na twarz - oburzyłem się - ze mną się tak nie obściskujesz publicznie - dodałem ciszej
- Ej - chłopak położył dłoń na moim policzku - kocham cię - powiedział i przytulił mnie na co uśmiechnąłem się - wiesz, że to dla naszego dobra. To się kończy - dodał po czym pocałował mnie w policzek
Czułem się.. spełniony? Lubiłem takie sytuacje. Lubiłem być blisko niego. Bardzo blisko. Spojrzałem na Gerarda i gwałtownie rzuciłem się na niego złączając nasze usta. Mało obchodziło mnie to, że przed chwilą dotykała ich Nancy. Teraz liczyło się to, że mogę dotykać ich ja, tylko ja. Kochałem ich dotyk, smak, wszystko. Kochałem całego Gerarda.
Chłopak odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy, po czym oparł się swoim czołem o moje i uśmiechnął się.
- Będziesz na imprezie? - spytałem
- Tej Brendona? Będę - odpowiedział z dumą - a czemu pytasz?
- Tak tylko... idę tam z Ryanem - wzruszyłem ramionami i usiadłem na dachu.
- Ale.. jak to z Ryanem?
- Normalnie. To warunek tego wyjścia. Muszę iść z nim, czy tego chcę czy nie - szczerze mówiąc.. chciałem. Dzięki niemu nawet fajnie spędziłem robienie projektu do szkoły. Nie sądziłem, że tak się da
- Oni go tam wykończą, ciebie pewnie też
- Wątpię, nie zrobią mu nic złego jak będzie ze mną. Ja nie mam z nimi konfliktów, wręcz przeciwnie
Gerard chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek, więc musieliśmy się zbierać. Nie chciałem iść na kolejne trzy lekcje, na których i tak nie będę nic robić, ale musiałem znaleźć Ryana i powiedzieć mu o tym, że czy tego chce czy nie, musi iść ze mną w piątek do Brendona.
Kiedy już wypatrzyłem chłopaka stojącego pod klasą ze swoimi znajomymi podszedłem do nich. Większość patrzyła na mnie ze zdziwieniem pomieszanym z przerażeniem. Nie wyglądam aż tak źle, nie wiem o co chodziło.
- Ryan - powiedziałem, przez co chłopak spojrzał na mnie pytająco
- Co? - spytał oschle. Chciał pokazać, że się mnie nie boi? O co chodzi?
- Chodź - powiedziałem ciągnąc do za sobą. Szliśmy tak aż doszliśmy pod drzwi łazienki, gdzie niemal go wepchnąłem, bo opierał się z wejściem tam.
- No, co chcesz? - Spytał. Widziałem, że jest na mnie wściekły
- Idziesz ze mną na imprezę w piątek - oznajmiłem
- Chyba śnisz - zaśmiał się brunet
- To nie było pytanie czy prośba, tylko stwierdzenie - odparłem ze spokojem - słuchaj - dodałem - mi też się to nie uśmiecha, ale powiedziałem mamie, że idę tam z tobą, przez co pozwoliła mi tam iść. Możesz po prostu do mnie przyjść, wyjdziemy razem, a ty pójdziesz gdzie tam chcesz. Muszę tam być. I tyle. - chłopak zamyślił się
- U kogo ta impreza? - spytał
- U Brendona - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami
Chłopak spojrzał na mnie, i... coś się w nim zmieniło. Coś.. zabłysło w jego oku. Strach? A może szczęście.. sam nie wiem.
- Będę - powiedział dumnie - a teraz chodź, lekcja się już dawno zaczęła.
Weszliśmy razem do klasy, na co połowa uczniów, którzy się tam znajdowali obrócili się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Czyżby zaczęły krążyć plotki o tym, że zacznę zadawać się z Ryanem? A może coś gorszego? Uśmiechnąłem się do siebie i usiadłem na swoim miejscu. Gerard spojrzał na mnie, a ja na niego i pokazałem mu język.
Teraz pozostało tylko czekać na piątek.
_________
Hej!
Mam nadzieję, że się podobało, i wiecie, jak coś to tam na dole ↓
PS: I Love You All xx ~Haia_Miia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top