Rozdział Jedenasty
- Spokojnie Frank - powiedział Ryan siadając obok mnie na łóżku - nikt nic nie widział - dodał i położył dłoń na moim ramieniu .
Ale... dlaczego ja nic nie pamiętam? Dlaczego chciałem pamiętać? Potrząsnąłem lekko bolącą głową i spojrzałem chłopakowi w oczy. Co ja sobie wyobrażałem? Że go pocałuje i oboje o tym zapomnimy? Nie no, spoko. Rozmawiasz z kolesiem po raz pierwszy od paru lat i wsadzasz mu język do gardła. To całkiem normalne prawda?!
Czułem się jak gówno. Zdradziłem Gerarda. Zdradziłem chłopaka, który był moim wszystkim i w sumie nawet nie czułem skruchy. Co ze mną nie tak?!
- Frank! - usłyszałem krzyk Ryana. Spojrzałem na niego. Patrzył mi w oczy, co mnie uspokoiło. Zatopiłem się w ich ciemnym kolorze i po chwili oddychałem już spokojnie. Nawet nie krzyczałem na siebie w myślach.
- Nie powiesz nikomu, prawda? - spytałem cicho, na co chłopak uśmiechnął się. To chyba nie wróżyło nic dobrego.
- Nawet gdybym chciał, nikt by mi to nie uwierzył - zaśmiał się - pewnie coś ćpałeś, albo się upiłeś i nawet nie wiedziałeś co robisz. Było, minęło.
Ulżyło mi. Przytuliłem chłopaka w ramach podziękowania, po czym on sam zaoferował się, że przyniesie mi tabletkę przeciwbólową. To miłe z jego strony. Za to, nie zbyt miło z mojej strony, że najpierw go całuje, a później nie umiem oderwać wzroku od jego oczu i uroczej twarzy. Nie zauroczyłem się. Oczywiście, że nie. Po prostu Ryan wglądał jak mały uroczy chłopiec, i nie dało się temu zaprzeczyć. Jestem pewien, że gdyby nie to że jest gejem przez co parę osób go gnębi byłby jednym z najbardziej lubianych uczniów, nie narażonych na obicie ciała za murami szkoły. Zresztą, teraz już się do tego wszystkiego przyzwyczaił i nawet nie zwraca uwagi na wyzwiska. Mówił, że jest dumy z tego kim jest i, że nie udaje nikogo innego, tak jak połowa społeczeństwa. To w nim lubiłem. Za to go podziwiałem. Był kim był i nie bał się tego mówić. Przy nim byłem cholernym tchórzem. Nie powiem, że Ryan jest moim idolem, ale był kimś kogo podziwiałem za odwagę i podejście do świata.
Chłopak wrócił do mnie z tabletką i szklanką wody. Od razu wziąłem pastylkę i wsadziłem ją do ust po czym popiłem ją wodą, szybko popijając oba przedmioty w moich ustach. Ryan znów usiadł obok mnie. Pogłaskał mnie po plecach po czym padł na materac.
- Pamiętam ile czasu tu spędziliśmy za dzieciaka - wspomniał - ty, Gerard i ja. Byliśmy nierozłączni - dodał, a ja milczałem. - Szkoda, że tak to się potoczyło. Gdybym wiedział, że macie takie podejście do homoseksualistów nie wychodziłbym z cienia - to mnie dobiło.
'Wyrzekliśmy' się Ryana bo był gejem, po czym wyszło na to że sami też nimi jesteśmy. Hipokryzja życia. Nie chciałem go już zostawiać. Chciałem żeby było jak dawniej. Nie ważne, że moja reputacja pójdzie się jebać. Nie ważne, że zaczną plotkować czy krzywo na mnie patrzeć. Ryan był moim przyjacielem od piaskownicy, i nie mogłem dłużej pozwalać na to, żeby był tak traktowany. Będę go bronił. Jestem mu to winien.
- Już tak nie będzie Ryan - powiedziałem kładąc się obok niego - teraz będzie jak było. Będę cię bronił.
***
Reszta weekendu minęła całkiem znośnie. Sobotę spędziłem z Ryanem. Chciałem spotkać się jeszcze z Gerardem, ale ten odmówił mówiąc że źle się czuje. Niedzielę za to spędziłem tylko z mamą. W sumie to nic nadzwyczajnego.
Teraz poniedziałek. Jutro Gerard powinien zerwać z Nancy. Czuje się świetnie. Jutro koniec tego. Od jutra nie będę musiał patrzeć jak oni się obściskują. Od jutra nie będę tak cierpiał. Od jutra będę szczęśliwym człowiekiem!
Zadowolony wszedłem do szkoły i poszedłem pod klasę gdzie miałem lekcję. Stali tam już moi znajomi. Rozmawiali ze sobą, śmiali się. Nie widziałem żeby ktoś miał się spóźnić. Podszedłem więc do Raya i Gerarda, z którymi przywitałem się przybiciem piątki i uściśnięciem dłoni. Chwilę rozmawialiśmy, aż nie przyszła pani Parsons i nie kazała nam wejść do klasy. Wykonaliśmy więc jej polecenie. Usiadłem z Gerardem w ostatniej ławce, tak jak zawsze i uśmiechnąłem się do niego. Jednak nie patrzyłem mu w oczy. Nie potrafiłem. Czułem się, źle z tym co zrobiłem i chciałem mu o tym powiedzieć, ale za razem nie chciałem psuć tego co mamy.
Jakoś w środku lekcji Gerard posunął mi pod łokieć kartkę, którą szybko położyłem na środek mojej części ławki. Na lekcjach Parsons nie dało się wymienić choćby słowa, więc nawet nie próbowaliśmy tego robić. Zawsze porozumiewaliśmy się liścikami, czy spojrzeniami.
' Wszystko ok?'
Przygryzłem wargę i przeczytałem to jeszcze raz. Tylko dwa słowa, ale jakże uważnie trzeba było na to zareagować. Ostatecznie wziąłem długopis do ręki i nabazgrałem na kartce ' Tak ', po czym oddałem świstek czerwonowłosemu. Przeczytał to po czym spojrzał na mnie nieufnie. Ja uśmiechnąłem się tylko. Wiem, że było widać, że uśmiech jest wymuszony, ale co miałem zrobić? Wstać i powiedzieć: ' Nie, nie jest ok. W piątek całowałem Ryana '? Bez przesady.
Chłopak położył swoją dłoń na moim udzie i zaczął ją przesuwać. Znów przygryzłem wargę. Położyłem rękę na dłoni Gerarda i delikatnie zdjąłem ją z mojej nogi.
- Jest lekcja - szepnąłem patrząc na zeszyt leżący przede mną.
Gerard spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Jednak nie wdawał się w dyskusje ani nie zadawał żadnych pytań. Wrócił tylko do rysowania czegoś w swoim zeszycie, na co ja odetchnąłem z ulgą.
Duża przerwa. W końcu. Na dworze pogoda nie dopisywała, więc pozwolili nam zostać w budynku. Dobrzy ludzie. Stałem z Rayem i Gerardem na holu. Rozmawialiśmy o muzyce, tylko Ray co jakiś czas pytał Gerarda o Nancy, na co od razu zaciskałem dłonie w pięści. To już nie sprawiało mi przykrości. To doprowadzało mnie do kurwicy. Czy byłem zazdrosny? Tak. Bardzo. Gee mówił o niej z takim... entuzjazmem? Jakby tak właśnie miało być. Jakby chciał tego związku od lat i w końcu mu się udało. Mówił o niej tak, jak chciałem żeby mówiło o mnie. To denerwowało i bolało najbardziej. Czułem się zastąpiony. Czułem się opuszczony.
Nagle zobaczyłem podbiegającego Ryana, który rzucił mi się na szyję, czym sprawił że Gerard i Ray odsunęli się od nas. Ja mimo lekkiego zdezorientowania objąłem wyższego chłopaka.
- Ryan.. o co chodzi? - spytałem
- Dostaliśmy piątki z tego projektu! - wykrzyknął z dumą - mówiłem, że damy radę! - odsunął się ode mnie. Wyglądał na szczęśliwego. - dałeś radę Frank! I co? ten wkład tak bolał? - zapytał i uniósł brew do góry. Czy on zdawał sobie sprawę z tego jak źle to zabrzmiało?
Gerard gniewnie spojrzał na Ryana i na mnie. To zabrzmiało nawet gorzej od ' Hej, w piątek się z nim całowałem! '. Mentalnie dusiłem Ryana i rzucałem nim o ściany.
- To super - powiedziałem z uśmiechem - dobrze, że mnie do tego przekonałeś - dodałem, na co Ryan jeszcze raz mnie przytulił i odszedł w kierunku łazienki.
- Co to miało być? - zapytał Ray z niedowierzaniem
- No właśnie... - dodał Gerard
- Nic. Zrobiliśmy projekt. Dostaliśmy piątki. Jest się z czego cieszyć - powiedziałem i wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem w kierunku korytarza. Do łazienki wszedł Brendon, a po chwili wyszło stamtąd lekko przerażonych, chyba trzech pierwszaków. Z początku się tym nie przejąłem. Brendon lubił terroryzować młodszych. Jednak kiedy przy łazience stanęli Josh i Jack - prawie jak goryle przy drzwiach od klubu - spodziewałem się najgorszego. Brendon, wszedł tam za Ryanem. Później tych dwóch idiotów zastawiają drzwi od kibla. Ruszyłem niemal biegiem do łazienki.
- Frank! - usłyszałem za sobą głos Gerarda, który po chwili biegł za mną.
Stanąłem przed dwoma wyższymi ode mnie chłopakami i zgromiłem ich wzrokiem.
- Co? - zapytał Jack z uśmiechem na twarzy
- Dacie mi tam wejść? - odpowiedziałem grzecznie pytaniem na pytanie, na co obaj pokiwali przecząco głowami
- Albo odejdziecie, albo nakopię wam do dupy - powiedział groźnie Gerard stając obok mnie.
Mimo przewagi liczebnej, chłopacy spojrzeli po sobie, jakby uzgadniali co mają zrobić.
- Ale przedtem pójdę do dyrektora z tym, kto rozwalił okno w sali historycznej i z tym co dzieje się za szkołą - dodał czerwonowłosy krzyżując ręce na piersiach.
Na to Jack i Josh odsunęli się zgodnie i odeszli w długą. Dobrze było mieć przy sobie Gerarda. Gwałtownie otworzyłem drzwi łazienki i wpadłem tam, biegnąc pędem za dwie kabiny. To co zobaczyłem przyprawiło mnie, jak i Gerarda o zawał serca.
- Co do... - zaczął Gerard, na co Brendon odsunął się od mojego przyjaciela
- Ryan.... Bren... - powiedziałem z niedowierzaniem.
Tego... nie spodziewał się chyba nikt.
_________
Hej!
Mam nadzieję, że się podobało!
Jak coś, to wiecie... tam na dole ↓ i w ogóle x
PS: I Love You All!~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top