Rozdział Dziesiąty
Od wejścia zacząłem szukać wzrokiem Gerarda. Nie widziałem go jednak. Weszliśmy z Ryanem w głąb domu. Skierowaliśmy się do kuchni gdzie - w dużej mierze - znajdował się alkohol. Jakoś trzeba było to zacząć, prawda?
Przy wejściu do kuchni powitał nas Brendon. Z początku zdziwił się na widok Ryana, u mojego boku, ale później wyglądał jakby cieszył się z jego obecności, co zresztą zdziwiło mnie. Jednak ostatecznie olałem to i podszedłem do blatu gdzie znajdował się alkohol i chwyciłem za butelkę wódki oraz dwa plastikowe kubki, do których po chwili nalałem trunku. Teraz zacząłem szukać Ryana. Czemu oni są tacy trudni do znalezienia? Może ja im wszyję GPS w ubranie, albo wszczepię pod skórę? Jak można zgubić kogoś w takim domu? Tym bardziej, że Ryan jest raczej typem samotnika i stanąłby gdzieś na uboczu, a nie mieszał się z grupą.
Głośna muzyka i szmer rozmów osób znajdujących się w pomieszczeniu sprawiał, że nie słyszałem nawet własnych myśli. Część ludzi tańczyła, a część rozmawiała. Jeszcze inni obściskiwali się po kątach wywołując odruchy wymiotne u zdesperowanych singli szukających uwagi u swoich obiektów zainteresowań, ale dalej uważających, że jest im dobrze prowadząc życie singla. Tą osobą byłem ja. Ryan zniknął mi na dobre, a ja stałem sam dalej szukając Gerarda. Mówił, że będzie. Po za tym... on nie opuszcza imprez... nie takich imprez. Imprez Brendona się nie opuszcza, tym bardziej jak jesteś w tej szkole 'kimś'. Teoretycznie każdy jest kimś. Tyle, że możesz być workiem treningowym, lub kimś dla kogo tym workiem będzie ktoś inny. Mogłeś być poniżanym, lub poniżającym. Mogłeś być szarą myszką, lub duszą towarzystwa, bez której jest nudno. Nie ma tak, że nie masz swojej roli.
Poczułem na sobie czyjś wzrok, więc zacząłem rozglądać się i szukać osoby, która mnie nim obrzucała. Nie lubiłem być obserwowany. Nie lubiłem kiedy ktoś za mną szedł, lub zerkał na mnie. To było chore i strasznie niekomfortowe.
Nie zauważają przyglądającej się mi osoby, wszedłem do salonu gdzie działo się najwięcej. Tańczenie, picie, picie podczas tańca, zgony, wymiany śliny i... coś co wyglądało jak anal przez ubrania. Były tam też osoby po prostu siedzące na kanapie lub stojące pod ścianą i obserwujące całe wydarzenie. Jedną z tych osób byłem ja i... Gerard. Uśmiechnąłem się widząc chłopaka i ruszyłem w jego kierunku. Dom nie był wcale duży, a szukałem go dość długo. Trochę mnie to zastanawiało, ale ostatecznie wywiałem tamte myśli i podszedłem do czerwonowłosego chłopaka pijącego coś pod ścianą.
- Hej - powiedziałem dość głośno stając obok niego
- Frankie! - wykrzyknął i objął mnie ramieniem - jesteś wreszcie! Wiesz, jak się bałem że cię nie będzie? - dodał i przysunął mnie bliżej siebie
- Szukałem cię - odpowiedziałem
- Ja ciebie też! - powiedział po czym się zaśmiał. Chyba był już lekko wstawiony - tęskniłem za tobą - dopił napój w kubku, po czym rzucił plastikowy pojemnik na podłogę i przytulił mnie, co odwzajemniłem
- Ja... też - powiedziałem z lekkim zawahaniem - co z Nancy? - spytałem
- Nie wiem... chyba mnie szuka, ale kogo to obchodzi? Ważne, że jestem z tobą! - pisnął niemal jak nastolatka na widok swojego idola po czym pocałował mnie.
Smakował alkoholem. Mocnym alkoholem. Niby nie powinno mnie to dziwić, w końcu to impreza. W końcu odwzajemniłem pocałunek i pogłębiłem go. Chłopak położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Gee - zacząłem odsuwając się lekko od niego - nie wszyscy są jeszcze wstawieni, lepiej idź poszukać Nancy - dodałem z lekkim smutkiem w głosie. Chciałbym żebyśmy mogli zachowywać się przy nich wszystkich jak inne pary. No.. nie do końca. Niektórzy już prawie uprawiali seks na środku salonu.
- Ale ja chcę zostać z tobą Frankie - chłopak przeciągnął ostatnią literę mojego imienia co mnie rozczuliło. Był uroczy - nie chcę jej. Chcę ciebie - dodał i znów wpił się w moje usta, na co lekko się uśmiechnąłem.
Ludzie nie zwracali na nas uwagi. Każdy zajmował się sobą lub... swoim partnerem czy partnerką. Skupiali się na dobrej zabawie i ilości alkoholu w swoim organizmie. Podobało mi się to. Nie musieliśmy się przejmować, że ktoś się nami zainteresuje. Byłem szczęśliwy, że mogłem całować go przy innych ludziach. A raczej, że mogłem. Dopóki kątem oka nie zauważyłem rozglądającej się Nancy. Odepchnąłem od siebie Gerarda i powiedziałem mu o tym, na co on lekko posmutniał. Pożegnał się ze mną krótkim pocałunkiem i poszedł do dziewczyny.
Kiedy Gerard odszedł, ja wróciłem do kuchni. Bo.. w końcu co miałem robić? Pić. Nie żebym był alkoholikiem, ale taka ilość dość dobrej trucizny nie może się zmarnować, prawda? Nie żałowałem, że tu przyszedłem. Żałowałem tylko, że Nancy też tu była. Gdyby nie ona byłoby lepiej, i może nawet lepiej by się skończyło.
Bawiłem się i piłem dość długo. Nawet tańczyłem. Tak. Ja. Frank Iero, tańczyłem. Co prawda nie z Gerardem, tylko z jakimiś dziewczynami, ocierającymi się o mnie wszystkimi możliwymi częściami ciała, ale zawsze coś. Od hałasu i ilości alkoholu zaczynała boleć mnie głowa, więc zacząłem szukać Ryana żeby zbierać się do domu. I tak było już po północy, a jeszcze trzeba dość na moją ulicę.
Wychodząc z salonu powolnym i nieco chwiejnym krokiem, ujrzałem siedzącego na schodach Ryana. Wyglądał na szczęśliwego, ale i lekko wkurzonego. Nie do końca wiedziałem o co chodzi, więc podszedłem do niego i nawet nie zaczynając rozmowy siłą podniosłem go z siadu i zaciągnąłem na górę gdzie było mniej ludzi i o wiele ciszej. Otworzyłem drzwi od jednego pokoju, lecz od razu je zamknąłem widząc tam... parę... i wbrew pozorom.. wcale nie grali tam w szachy. Otworzyłem więc drzwi od kolejnego pokoju, który chyba był sypialnią rodziców Brendona. Wszedłem tam z Ryanem i zamknąłem drzwi.
- Co jest? - spytałem prosto z mostu - to nie twoje klimaty? Nie podoba ci się? - dopytywałem
- Co? Nie! - zaprzeczył szybko chłopak - jest super, serio
- To dlaczego na twojej twarzy jest taki grymas? - spytałem szczypiąc lekko Ryana w policzek i śmiejąc się
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami - jest już późno, miałeś być przed pierwszą.. chyba powinniśmy już iść - coś mi tu nie pasowało
- Ryan - westchnąłem - Ryan, Ryan, Ryan - powtarzałem kręcąc przecząco głową - coś kręcisz, i wcale mi si to nie podoba - powiedziałem stanowczo
- Po prostu jestem zmęczony, chodź już - dalej nieugięty. Wyglądał uroczo jak się denerwował. Chwila... wyglądał uroczo? Niee, wyglądał wręcz przeuroczo! Dlaczego on nie miał chłopaka?
- Wieczór ci nie wyszedł? - spytałem ze współczuciem
- Nie, było dobrze.. po... - urwał - pogadałem nawet z Brendonem, ale raczej nic z tego nie wyjdzie. Ktoś po niego przyszedł i... sam nie wiem
Przytuliłem go. Nie wiem czemu. Po prostu przytuliłem go najmocniej jak byłem w stanie, w takiej sytuacji w jakiej byłem. Alkohol był moim przeciwnikiem, i gdy miałem go za dużo, byłem o wiele bardziej wylewny i wrażliwy niż normalnie. Zacząłem więc lekko głaskać chłopaka po plecach, po czym odsunąłem go od siebie i spojrzałem na niego. Wydawało się jakby teraz było mu lepiej. Nie wiem na ile, ale wydawał się być bardziej szczęśliwy, a ja lubiłem uszczęśliwiać ludzi. Może, więc uszczęśliwię go jeszcze bardziej?
Spojrzałem mu w oczy i lekko się uśmiechnąłem. Zobaczyłem w jego oczach zdziwienie i rozkojarzenie, ale kim bym był gdybym tego nie wykorzystał? Stanąłem więc na palach - przecież musiał być ode mnie wyższy - i lekko pocałowałem go, po czym odsunąłem się z szerokim uśmiechem.
- I jak teraz? - spytałem z dumnym wyrazem twarzy
- F... Frank... co ty... co ty właśnie zrobiłeś? - wydukał chłopak z małym przerażeniem w oczach
- Jak to co? Chciałem poprawić ci humor! - wykrzyknąłem przytulając chłopaka
- Biorę pod uwagę to, że dużo wypiłeś, ale to...
- To nic takiego! - przerwałem mu, po czym zakręciło mi się w głowie w wyniku czego przyłożyłem do niej dłoń
- Dobra Frank, masz już dość - spojrzał na zegarek - i jeszcze się spóźnisz. Idziemy - zadecydował i wyciągnął mnie z pokoju.
***
Obudziłem się w swoim pokoju. Mimo zasłoniętych żaluzji słońce przebijało się przez ich cienki materiał, przez co w pokoju było w miarę jasno. Głowa bolała mnie nie miłosiernie i miałem mdłości. Czułem jak wszystko mnie boli. Nawet mruganie. Usiadłem z trudem na łóżku i chcąc wstać oraz wyjść z pokoju potknąłem się o coś. Spojrzałem pod nogi. Ryan? O co tu chodzi? Chłopak jęknął coś. Chyba go obudziłem, bo zaczął powoli otwierać oczy.
- Frank? - spytał zaspany
- Nie. Jezus - powiedziałem wywracając oczami, czego pożałowałem bo poczułem ból. Czy aż tak dużo wypiłem? A może ja nie żyje.
- Jak się czujesz? - zapytał siadając i będąc już w miarę wybudzonym.
- Tak jak wyglądam - rzuciłem - wszystko mnie boli - dodałem znów siadając na łóżku
- Pamiętasz z wczoraj cokolwiek? - spytał niepewnie
- Nie - przyznałem - a czemu pytasz? Było aż tak źle? - dodałem
- Można tak powiedzieć - powiedział i podrapał się po karku . Posłałem mu pytające spojrzenie - jeśli nie mówić o tym, że... - urwał - pocałowałeś mnie, to nic nadzwyczajnego - dodał cicho
- Co zrobiłem?! - krzyknąłem, przez co głowa zabolała mnie jeszcze bardziej.
Ja... pocałowałem Ryana? Ja... czy to znaczy, że..zdradziłem Gerarda? Jak ja teraz spojrzę mu w oczy? Jak ja teraz... co jak ktoś to widział?! Chyba przegrałem życie w szkole.
_________
Hej!
Rozdział trochę później, ale jakoś nie miałam czasu żeby go napisać, wybaczcie.
Mam nadzieję, że się podobało i jak zawsze, możecie coś zostawić, na dole↓
PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top