rozdział 5

Wspólne ognisko było dla Alana nowością i dość stresującą sprawą. Miał być to pierwszy raz, kiedy miał iść ze znajomymi na ognisko i strasznie się stresował. Nie wiedział, czego się spodziewać. Trochę się tego wszystkiego obawiał, ale mimo wszystko bardzo się cieszył, że mógł bardziej zintegrować się z nowymi znajomymi. Zależało mu na tym, by mu w jakimś stopniu zaufali.

Kiedy dotarł w umówione miejsce, na polanie w środku lasu, gdzie zazwyczaj odbywały się ogniska, znaczna większość agentów już tam była. Podszedł do nich bliżej i usiadł na ławce, przy której wszyscy siedzieli. Prędko zorientował się, że nie było dwóch osób - dwóch bliskich Crystal osób.

- Gdzie Lia i Rhys? - zagadnął, zerkając na wspomnianą dziewczynę. Wiedział, że ona mogła wiedzieć najlepiej, gdzie była tamta dwójka.

- Lia jest na ślubie, a Rhys dołączy później. - wyjaśniła pokrótce, nachylając się nagle pod stołem, co go dość mocno zdziwiło. - Piwo?

Zdziwieniem było dla niego, gdy Crystal wyciągnęła w jego stronę puszkę piwa. Jeszcze większym zdziwieniem był fakt, że się do niego odezwała i to nie tak agresywnie, jak przy pierwszym spotkaniu. W tamtym momencie była jak dobra koleżanka, która lubiła zabawę. I to aż tak bardzo nie odbiegało od prawdy. Crystal lubiła imprezy, ale tylko te, które spędzała w towarzystwie swoich bliskich przyjaciół.

- Idziemy w końcu piec? Jestem straaaasznie głodny.

Każdy jak na zawołanie wziął dla siebie patyk i kiełbasę, po czym skierował w stronę rozpalonego ogniska. Kyle zaczął się głośno śmiać, kiedy tylko złapał Crystal w pasie i okręcił się z nią wokół własnej osi. Ona również sie roześmiała, czując się wtedy jak dziecko. Była wolna, była tam z przyjaciółmi, którym ufała, wiedziała, że mogła wszystko.

Kiełbaski upiekły się wyjątkowo szybko i szybko też znalazły się w ich żołądkach. Kilka osób po tym wzięło się za pieczenie pianek, ale wszyscy siedzieli przy ognisku, postanawiając pograć w wyzwania. I tak nie mieli nic ciekawszego do roboty, a w taki sposób mogli zabić choć trochę czasu.

- Dobra, Ophelia. Błagaj osobę po swojej prawej, by wybrała właśnie ciebie, a nie kogoś innego.

Blondynka odwróciła się w swoje prawo, a na jej twarzy pojawił się ledwo widoczny uśmiech. Natychmiast dotknęła ramienia Nico i przybliżyła do niego twarz. Cała reszta obserwowała to z zainteresowaniem.

- Nico, przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. Znamy się tak długo, nie zosyawiaj mnie teraz. Nie dam sobie rady bez ciebie. - zaczęła, wręcz wieszając się na jego ramieniu. - Proszę cię, daj nam szansę. Obiecuję, że nie pożałujesz. Będę najlepszą dziewczyną na świecie. Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko.

- Co dokładnie? - spytał Nico, uśmiechając się pod nosem. Był ciekawy odpowiedzi dziewczyny.

- Wszystko.

Ophelia nie zwracała uwagi na śmiechy innych, tylko patrzyła na chłopaka obok siebie z nadzieją. W jej oczach można było jednak dostrzec rozbawienie. Nie mówiła tego na poważnie, Nico był dla niej, jak brat, a nie potencjalny chłopak, ale kochała go na swój sposób.

Kiedy wszyscy zaczęli nagle klaskać, dziewczyna ukłoniła się teatralnie, po czym pocałowała Nico w policzek, ku jego zaskoczeniu. Reszta zagwizdała na tamten gest, ale oni nie zareagowali na to w żaden sposób.

- Nico, pocałuj osobę siedzącą naprzeciwko ciebie.

Nie było wątpliwości, kto siedział na wprost Nico. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, wstał, po czym podszedł do Crystal bliżej. Stanął za nią, odchylił jej głowę w tył i cmoknął w nos. Potem, wyraźnie z siebie zadowolony, wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, spoglądając na dziewczynę, która tylko pokręciła głową sama do siebie.

- Dobra, Lyd. Wykrzycz pierwsze słowo, które przyjdzie ci do głowy.

- Myszka! - zawołała od razu Lydia, co zaskoczyło pozostałych. - No co? Pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nie oceniajcie. - mruknęła, widząc spojrzenia wszystkich zgromadzonych. - Daj się komuś połaskotać, Chris. Nie możesz się zaśmiać.

- Dawaj, nie mam łaskotek. - powiedział chłopak, wskazując właśnie na nią, by to ona wykonała tamto zadanie.

Wbrew zapewnieniom Chrisa, ten roześmiał się w głos, kiedy tylko Lydia zaczęła go łaskotać. Inni również się roześmiali, co wcale mu się nie spodobało. Kiedy dziewczyna przestała, ten poprawił swoją koszulkę, nie patrząc na nikogo. Odchrząknął tylko, przenosząc swój wzrok na Wyatta, który siedział obok.

- Zrób robaka.

Wyatt był osobą, która była w stanie zrobić wszystko. Nie odczuwał niepotrzebnego wstydu, dlatego też odszedł kawałek od ogniska i położył się na brzuchu na ziemi. Zaczął się po chwili ruszać, zupełnie jak robak.

- Crystal Castley. - powiedział, kiedy tylko wrócił na swoje miejsce. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. - Spróbuj żonglować trzema rzeczami, którego dla ciebie wybierzemy.

- Nie ma problemu.

Cała grupa podniosła się na równe nogi, by znaleźć Crystal coś, czym mogła żonglować. Wybór padł na czapkę Kyle'a, zapalniczkę Maggie oraz na pusty kubeczek. Kiedy miała już wszystko w dłoniach, zaczęła podrzucać poszczególne przedmioty, ujawniając przy tym swoim ukryty talent, o którym nikt nie miał pojęcia. Ona sama była tym zdziwiona, bo mimo że kiedyś uczyła się żonglować, nie przypuszczała, że wciąż potrafiła to robić.

- Masz więcej talentów, niż wiemy. - zaśmiał się Nico, pod wrażeniem umiejętności dziewczyny. Znał ją dość dobrze, ale o tym, że potrafiła żonglować zupełnie nie wiedział.

- Sama jestem w szoku. - odpowiedziała Crystal ze śmiechem, po czym przeniosła swój wzrok na dziewczynę, która siedziała obok niej. - Maggie, kochana. Zadzwoń do trzeciego kontaktu na swoim telefonie i zaśpiewaj mu jakąś piosenkę. Nie możesz prowadzić żadnej rozmowy.

- Niech ci będzie.

Dziewczyna zrobiła dokładnie to, co jej kazano. Jak się okazało, zadzwoniła do swojego starszego brata, który nie wiedział nawet, co się działo. Był zaspany, mimo że nie było jeszcze aż tak późno, i nie ogarniał całej sytuacji.

- Hmmm, Kyle... - zastanowiła się Maggie, udając, że nie wiedziała, jakie wyzwanie mu wymyślić. - Chciałam, żebyś polizał osobę, której imię zaczyna się na tą samą literkę, co twoje, ale nikt poza tobą nie nazywa się na K. Więc poliż Lydię, bo nie mamy też nikogo na Y i E.

- Dzięki, Maggie. - mruknęła Lydia, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciółkę.

Maggie wzruszyła ramionami. Kyle za to podszedł do Lydii i polizał jej policzek. Wrócił na miejsce bez słowa, podczas gdy dziewczyna zaczęła się z obrzydzeniem wycierać.

- Tańcz przez minutę bez muzyki, Alan. Pokaż swoje kocie ruchy.

Alan nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale nie miał za wiele wyboru. Chciał pasować do grupy, chciał pokazać, że mogli na nim polegać. Z resztą, inni też wykonali swoje zadania, które były trudniejsze, niż te jego. Dlatego postanowił! Postanowił zrobić to, co mu kazano.

Nie miał problemu z zatańczeniem przed nimi wszystkimi bez muzyki. Czuł się dziwnie tylko dlatego, że obserwowała go ONA. Crystal. Było mu dziwnie, że go obserwowała i myślała nie wiadomo co. Nie rozumiał, dlaczego w agencji go ignorowała, nawet się z nim nie witała. Zastanawiał się, co właściwie do niego czuła i czy była szansa, by się normalnie zachowywać względem siebie. Bardzo tego chciał.

Spojrzał właśnie na nią, kiedy tylko skończył tańczyć. Każdy klaskał i patrzył w jego stronę, ale on przejmował się tylko nią. Choć jej dwukolorowe tęczówki go przerażały, uśmiech, który miała na twarzy, wynagradzał wszystko. Sam się uśmiechnął, wracając na swoje wcześniejsze miejsce.

- Sasha, tak? - spytał, przenosząc swój wzrok na dziewczynę, która zajmowała miejsce tuż obok niego.

- Zgadza się. - przytaknęła od razu, uśmiechając się w jego kierunku. Lubiła go.

- Powiedz coś śmiesznego osobie po lewej, ale nie mnie.

Sasha bez zastanowienia wstała i podeszła do Kyle'a. Nachyliła się do niego, a ten od razu zaczął się śmiać, mimo że nic nie powiedziała. Zdziwiona, odsunęła się nieznacznie, podczas gdy chłopak złapał się za ucho, patrząc na nią rozbawiony.

- Dmuchasz mi do ucha, mam łaskotki.

Agenci zaliczyli Sashy zadanie tylko dlatego, że każda próba powiedzenia czegoś Kyle'owi kończyła się jego śmiechem, zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć. Nie chcieli też bardziej torturować chłopaka, więc w końcu odpuścili, śmiejąc się w głos.

Znalezienie jakiegoś tematu do rozmowy nie było trudne, szczególnie wtedy, kiedy dołączył do nich Rhys z pewnym prowiantem. Każdy z nich od razu zabrał się do picia, tańców i ogólnej zabawy, która trwała do samego rana.

~*~

To, że Crystal wracała wraz z Alanem do domu, było nieśmiesznym żartem. Żadne z nich nie wiedziało, jak to się stało, że w ogóle szli razem. W tamtym momencie nie było już odwrotu, nikt nie mógł im pomóc. Kilka osób wróciło z kimś do swoich domów, inni albo zostali, albo mieli się niedługo zbierać.

- Daleko mieszkasz?

- Kawałek mam, nie ukrywam. A ty? - spytał, zdziwiony, że to właśnie ona zaczynała rozmowę. Wierzył, że to mogło ich choć trochę do siebie zbliżyć.

- Też. - odpowiedziała od razu, nawet nie patrząc w jego stronę. Zaraz złapała się za głowę, nie rozumiejąc, dlaczego to wszystko przytrafiało się właśnie jej. - O Boże! Dlaczego padło na ciebie? A mogłam jechać z Rhysem.

- Jesteście razem? - zagadnął, chcąc wiedzieć, czy tamtą dwójkę coś łączyło. Podczas tamtego ogniska widział, jak na siebie patrzyli, ale nie wykazywali żadnych oznak bycia ze sobą.

- Nie, to tylko mój przyjaciel.

- Mogę wiedzieć, dlaczego mnie nienawidzisz? - spytał przy okazji. Musiał wiedzieć, dlaczego traktowała go jak wroga, skoro nic jej nie zrobił.

- Nie nienawidzę cię. Po prostu cię nie lubię, toleruję. - wyjaśniła pokrótce, nie spoglądając w jego stronę ani na moment.

- Nic ci przecież nie zrobiłem. Nie rozumiem tej całej sytuacji, nie wiem, dlaczego tak na mnie naskoczyłaś, gdy Joyce i Lane mnie wam przedstawili.

- Po prostu ci nie ufam, okey? Jesteś nowy, i w szkole, i w agencji. Trudno jest zaufać zupełnie obcej osobie, szczególnie gdy obserwuje cię przez cały czas. - odparła, a jego zrobiło się głupio na samą myśl, że wiedziała, że ją podglądał. - Muszę siku. Możesz poczekać albo sobie iść, trafię do domu.

Alan westchnął ciężko, ale przystanął, by na nią poczekać. Było wcześnie rano i nie chciał zostawiać jej wtedy samej i to w lesie. Odwrócił się i obserwował kierowców, którzy gdzieś się ewidentnie spieszyli. Crystal w tym samym czasie weszła w głąb lasu za potrzebą.

Kiedy wracała z powrotem do Alana, nadepnęła nagle na miejsce, które brzmiało trochę, jakby nadepnęła na jakąś blachę. Zdezorientowana, zatrzymała się wpół kroku i kucnęła, chcąc sprawdzić, co to właściwie było. Nie chciała nawet dopuszczać do swojej myśli, że ktoś mógł wyrzucić tam jakieś żelastwo, czy też inne śmieci. Gardziła ludźmi, którzy śmiecili w lasach.

To, co jednak zobaczyła pod mchem, dało jej do myślenia. Blacha, choć już lekko zardzewiała, była jak najbardziej otwieralna. Crystal jej jednak nie ruszała, ale podejrzewała, że pod nią mógł być jakiś schron, to było niemalże pewne. Ale później doszła do niej pewna myśl. Słyszała kiedyś, jak jej wujek opowiadał o tajnym schronie w środku lasu, a którym urzędowała niegdyś jakaś mafia. Z początku w to nie wierzyła, ale w tamtym momencie zaczynała zastanawiać się, czy to aby na pewno była prawda. Jej wujek przecież nigdy nie kłamał, prawda?

- Alan, wiesz może, co to za las? - spytała głośno, choć sama nie wiedziała, dlaczego w ogóle go o to pytała. Był nowy w mieście, skąd miał wiedzieć takie rzeczy?

- Niee, ma to jakiś związek z czymś? - zagadnął, zdziwiony, że znów odzywała się pierwsza. Myślał, że już nic go tamtego dnia nie zaskoczy, a jednak. - Swoją drogą, jadą tu jakieś samochody. To chyba policja albo...

- FBI.

To były zaledwie sekundy, kiedy Crystal ruszyła biegiem do Alana. Wiedziała, że nigdy nie powinna wchodzić do tamtego lasu, że to był błąd, za który miała właśnie zapłacić. Choć była zmęczona po całonocnej imprezie, tak była świadoma, że będzie musiała się ostro tłumaczyć ze swojego wejścia do lasu, który był strzeżony przez samo FBI.

- O co chodzi? Dlaczego oni tu jadą? - spytał zdezorientowany Alan, patrząc w jej stronę. Miał wrażenie, jakby znała odpowiedź na tamto pytanie.

- Ja to wszystko wytłumaczę, nie wtrącaj się.

Kilku uzbrojonych osób wysiadło ze samochodów i skierowało się w stronę Crystal i Alana. Chłopak był tym wyraźnie zdziwiony, nie wiedział, co się działo, za to dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, co było na rzeczy. I zamierzała wszystko powiedzieć swojemu wujkowi, czy też policji. Były sprawy, o których nie mogła nikomu powiedzieć, ale były też rzeczy, które warto było opowiedzieć komuś innemu.

- Crystal?

- Cześć, wujku. Dzień dobry, państwu. - przywitała się Crystal, wysilając się na szczery i jakże niewinny uśmiech. - Co tu robicie?

- Dostaliśmy alarm, że ktoś wszedł do lasu. Jest strzeżony. - powiedziała jakaś kobieta, mierząc ich dwójkę wzrokiem.

- Powinien być chyba ogrodzony. - zauważyła Crystal, ale prędko zdała sobie sprawę, że nie powinna tak mówić, nawet jeśli było to najczystszą prawdą. - Wybaczcie, że do niego weszłam, ale musiałam opróżnić swój pęcherz. Nie dotrwałabym do domu.

- To prawda? - spytał Chris, przenosząc swój wzrok na stojącego obok jego bratanicy chłopaka.

- Taak. Crystal powiedziała, że musi skorzystać i weszła do tego lasu. Ale o co chodzi? Coś się tu stało, że jest strzeżony? - odpowiedział Alan, marszcząc brwi. Czuł się źle z faktem, że nic nie wiedział.

- To nieważne. - odpowiedział mężczyzna, przejeżdżając dłonią po swoich włosach. - Będziecie musieli złożyć zeznania w tej sprawie. Ale teraz wsiadajcie, odwieziemy was do domów. Ledwo trzymacie się na nogach.

- Nie piliśmy dużo.

- Wujek chciał powiedzieć, że jesteśmy zmęczeni, a nie schlani. Wybaczcie za niego, biedak nie kontaktuje już zbytnio. - wyjaśniła pokrótce Crystal, doskonale wiedząc, że nie o to chodziło jej wujkowi. - Przymknij się albo będziemy mieć kłopoty. Masz nikomu nie mówić o tym, co tutaj zaszło, jasne? - warknęła cicho, prosto w twarz chłopaka.

Alan przytaknął skinieniem głowy i ruszył za nią do jednego ze samochodów. Nie rozumiał tamtej sytuacji i chciał się czegokolwiek dowiedzieć. Zdawał sobie jednak sprawę, że Crystal Castley raczej mu o niczym nie powie, a jeśli już powie, to jakieś zdawkowe informacje. Był w szoku już po tym, jak zaczęła z nim normalnie rozmawiać, a co dopiero prowadzić takie rozmowy.

Poczuł się zakłopotany, kiedy został wręcz zmuszony, żeby usiąść po środku na tylnych siedzeniach. Po jego prawej znajdowała się Crystal, która znów zaczęła się do niego odnosić w ten sam sposób, co wcześniej - dość opryskliwy, a przede wszystkim milczała, kiedy próbował ją o coś zagadać. Nie podobało mu się to w żadnym stopniu. Po drugiej zaś stronie siedział jakiś uzbrojony mężczyzna, co bardzo go krępowało.

- Jesteś kolegą Crystal? - zagadnął Chris w pewnym momencie, zerkając na Alana w lusterku.

- Tak, w jakimś stopniu tak. Chodzimy do jednej szkoły. - wyjaśnił pokrótce Alan, kiwając głową na potwierdzenie.

- A nie na lekcje boksu?

Alan, spanikowany, zerknął na Crystal, która spojrzała na niego, jakby chcąc przekazać mu, żeby przytaknął.

- To też. Dołączyłem do nich ostatnio, bo przeprowadziliśmy się tu z rodzicami jakiś czas temu. - dodał w ramach wyjaśnienia, wzruszając ramionami.

- No dobrze, to teraz podaj mi swój adres. Odwieziemy cię. - powiedział mężczyzna, zatrzymując się na światłach.

- Nie chcę robić problemów... - zaczął Alan, już i tak czując się źle z tym wszystkim, co się wokół niego działo.

- Nie wygłupiaj się, chłopcze.

Alan ostatecznie podał Chrisowi swój adres, a mężczyzna od razu ruszył w odpowiednią stronę. Droga przeminęła im w ciszy, aż dotarli w docelowe miejsce. Crystal natychmiast wysiadła ze samochodu, chcąc w ten sposób wypuścić z niego chłopaka. Ten podziękował jej za to cicho i już chciał pójść do swojego domu, gdy usłyszał jej głos. Tak cichy i tak niepodobny do niej.

- Nie jesteś wcale taki zły, Alan Jordan.

- Ty tak samo, Crystal Castley. - odpowiedział od razu, posyłając jej szczery uśmiech.

- Nie przyjeżdżaj na zeznania. Ja wszystko załatwię. Chyba że pozostaną nieugięci, to wtedy dam ci znać. - dodała spokojnie, a jednak dość groźnie, co było jej naturalną cechą.

Wtedy Alan zrozumiał, że Crystal Castley nie była osobą, która martwiła się samą sobą. Była osobą, która przejmowała się również innymi, jeśli tylko uznała to za słuszne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top