rozdział 22

Wrócenie do agencji było... Dziwnym uczuciem dla wszystkich agentów. Każdy z nich wrócił też do domu, ale to agencja była miejscem, gdzie zaczęli czuć się nieswojo. Niby wszystko było w porządku, sprawdzili na kamerach, czy policja aby na pewno nie dowiedziała się, kim byli, ale wszystko było w porządku. Za to Joyce i Lane stali się jeszcze bardziej dziwni i bezwzględni, niż dotychczas.

Stojąc wtedy naprzeciwko nich, nawet w tak licznej grupie, każdy czuł strach. Rodzeństwo chodziło przed nimi, mierząc wzrokiem, który przyprawiał o dreszcze. Serca biły im jak szalone, w głowach było mnóstwo pytań, ale żadne z nich nie padło z ich ust. Tamta cisza była denerwująca, a samą atmosferę można było kroić nożem.

- Sprawdziliśmy wszystkie kamery, policja nic na nas nie znalazła. Nie sprawdzili też wszystkich pomieszczeń. - powiedziała Joyce, nie ruszając się nawet z miejsca.

- Działa na to naszą korzyść. Nie dowiedzieli się, kim jesteśmy. Nie znają też waszych tożsamości. - dodał Lane, w przeciwieństwie do siostry, krążąc przed zgromadzonymi.

- Nie zmienia to jednak faktu, że ktoś z was nas w to wpakował.

Nikt nie zareagował, każdy z nich stał ze spuszczoną głową. Nie chcieli rzucać bezpodstawnych oskarżeń, mimo że wszystkie zarzuty skupiały się głównie na Crystal. Ona miała wujka policjanta i to ona mogła zgłosić na policję ich szefostwo. Żadne z nich nie zamierzało jednak jej oskarżać. Byli jej wdzięczni za natychmiastową pomoc, jakiej się podjęła, by nikt się o nich nie dowiedział. Uratowała im tyłki, mimo że nie musiała.

- Chce ktoś coś powiedzieć?

- Ja. - powiedział Alan, co zaskoczyło wszystkich zgromadzonych.

- Tak? - spytała zaskoczona Joyce, sama ciekawa, o co mogło chodzić. Nie spodziewała się, że ktokolwiek z nich wystąpi przed szereg.

- Muszę powiedzieć coś Crystal. Ona zasługuje na prawdę.

- Jaką prawdę? O co ci chodzi? - spytała od razu Crystal, marszcząc brwi. Złość znów nią owładnęła. - Najpierw bijesz mojego chłopaka, a teraz chcesz się z tego tłumaczyć? Daruj sobie.

- Chodzi o twoich rodziców.

Crystal zamilkła.

Każdy z obecnych spoglądał to na nią, to na Alana, który patrzył tylko w jej stronę. Ciekawiło ich, o co chodziło. Wiedzieli, że rodzice Crystal nie żyli i była wychowywana wtedy przez wujostwo. Współczuli jej i nie wiedzieli wtedy, co z tym wszystkim wspólnego miał Alan. To wszystko wydawało im się dziwne.

- Co? Moi rodzice nie żyją, nie ma o czym mówić. - mruknęła Crystal, kręcąc głową sama do siebie. Nie chciała do tego wracać.

- Jest. Znam coś, czego ty nie i nie potrafię dłużej udawać, że tak nie jest. Musisz coś wiedzieć. - oznajmił, chcąc jej wreszcie o wszystkim opowiedzieć.

- No mów.

- Wiem, dlaczego mieliście wtedy tamten wypadek. Wiem, kto sprawił, że wylądowaliście na drzewie.

W sali zapanowała tak napięta cisza, że Alan miał wrażenie, jakby coś miało go zaraz tam zmiażdżyć. Czuł się tak cholernie źle z tym wszystkim, nie wytrzymywał już od dawna, a wtedy była idealna okazja, by o wszystkim powiedzieć Crystal. Ona zasługiwała na prawdę, nawet tą najgorszą, którą miał jej wtedy wyznać.

- Nikomu nie mówiłam, że uderzyliśmy w drzewo. - wyszeptała, tak zszokowana tym, że o tym wiedział, że nie była w stanie powiedzieć nic głośniej.

- Ja też tam byłem, rozumiesz? To przez moich rodziców zginęli twoi. To mój ojciec był sprawcą tego wypadku, a ja żyłem z tym od lat. Musiałem cię znaleźć i powiedzieć o wszystkim. To mnie zżerało od środka, od kiedy zrozumiałem, że ta dziewczynka z wypadku, to ty.

- Nieee... Kłamiesz.

- Mówię prawdę, uwierz mi. - poprosił, kładąc dłoń na piersi. Serce mu wtedy tak mocno biło. - Mam tak ogromne wyrzuty sumienia, że oni nie żyją... Chciałbym cofnąć czas i nigdy nie doprowadzić do tamtego wypadku, ale też byłem dzieckiem w tamtym czasie. Nie wiedziałem, że moi rodzice to planowali.

- Jak planowali? O czym ty gadasz, Alan? - spytała Lia, marszcząc brwi. Zaraz po tym spojrzała na swoją przyjaciółkę, zauważając, że coś było nie tak. - Wszystko w porządku, kochanie?

Lia widziała bladą twarz Crystal i miała wrażenie, jakby ta zaraz miała paść na ziemię. Podeszła do niej od razu i objęła ramionami. Crystal się nie odsunęła, nie zareagowała, patrzyła jedynie na Alana. Jej dwukolorowe tęczówki świeciły wtedy tak niebezpiecznie...

- Kto miałby zaplanować śmierć moich rodziców? Kto ich tak bardzo nienawidził, by to zrobić? Oni nie mieli wrogów, byli zwykłymi ludźmi. - powiedziała tak spokojnie, że aż przeszły ich wszystkich dreszcze.

- Twoi rodzice byli agentami, podobnie do nas. Tyle, że przestali nimi być, kiedy się urodziłaś.

- Skąd o tym wiesz?

- Moi rodzice wiedzieli o was wszystko. - odparł Alan zgodnie z prawdą, sam zastanawiając się, jak w ogóle było to możliwe. - Obserwowali was od dawna, stąd wiedzieli, że mieliście tamtego dnia jechać na twój występ. Wykorzystali to.

Nikt nie był w stanie powstrzymać Crystal przed rzuceniem się na Alana. Dziewczyna powaliła go i zaczęła okładać pięściami, nie zwracając uwagi na nic ani na nikogo. Buzowała w niej wściekłość, której nie potrafiła powstrzymać. Była zła, zraniona i przerażona jednocześnie. Nie chciała wierzyć w słowa Alana, ale dlaczego miałby kłamać? Wiedział o rzeczach, o których nie wiedział nikt inny. Nikomu nigdy nie powiedziała o zawodach tanecznych, o tym, że tańczyła, o tym, że jej rodzice zginęli poprzez uderzenie w drzewo po tym, jak ktoś ich tam zepchnął.

A on wiedział.

- Powiedz, że to nie prawda. Nie możesz wiedzieć, gdzie wtedy jechaliśmy. Nikt nie wiedział. - warknęła, zaprzestając na chwilę uderzania go. Jego twarz i jej dłonie były całe we krwi.

- Jechaliście do LA. Miałaś zawody, które mogłaś wygrać. - powiedział, z lekkim trudem przełykając ślinę.

- Nigdy na nie nie dotarłam, bo wylądowałam w ciężkim stanie w szpitalu! Zniszczyliście mi życie, rozumiesz?! Przez was wychowałam się bez rodziców! Przez was nie byłam w stanie wrócić do tańca! - krzyknęła tuż przed jego twarzą, sprawiając, że i pozostali podskoczyli ze strachu. - Przez to wszystko jestem właśnie tutaj, gotowa cię zabić na oczach wszystkich. Już nic dla mnie nie znaczysz, jesteś martwy.

Ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych, Crystal wstała z Alana, otrzepała się, spojrzała na niego ostatni raz, po czym bez słowa ruszyła w stronę wyjścia. To był też ostatni raz, kiedy ją tam widzieli.

I to w takim stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top