rozdział 16
Rodzice Alana nie wiedzieli, czym zajmował się ich syn. Właściwie, nie interesowali się nim wcale, co bardzo go bolało. Chciał czuć od nich miłość, a nie dostawać nowe prezenty. Czuł się źle z faktem, że inni mieli kochające rodziny, grono najlepszych przyjaciół, jakieś hobby... On tak naprawdę miał tylko tamtą agencję i agentów, z którymi miał dość dobry kontakt. Ze wszystkimi, bez wyjątków.
Dlatego wchodząc tamtego dnia do agencji, wiedział, że będzie w stanie choć na chwilę zapomnieć o swojej sytuacji życiowej.
Wszedł do sali treningowej w ciszy. Miał nadzieję, że nikt nawet nie zauważy jego przyjścia, ale bardzo się mylił. Znajdujący się w pomieszczeniu agenci odruchowo spojrzeli w stronę drzwi, a co za tym idzie, właśnie na niego. Chłopak speszył się wyraźnie, ale uśmiechnął delikatnie, podchodząc bliżej Crystal, która podciągała się wtedy na drążku bez najmniejszego wysiłku.
- Cześć. - powiedział na przywitanie.
- Witaj, Jordan. - przywitała się, zeskakując na ziemię tuż przed nim. - Co powiesz na krótki sparing? Trzeba w końcu zobaczyć, co potrafisz, bo tego jeszcze nie widziałam.
- Chyba mnie nie zabijesz, co? - spytał pół żartem, pół serio. Nie wiedział, czego się po niej spodziewać.
- Nie będziemy używać broni, spokojnie.
Choć Crystal uśmiechnęła się niewinnie, tej niewinności nie było widać w jej oczach. Jej tęczówki świeciły niebezpiecznie, sprawiając, że Alan poczuł dziwny ścisk gdzieś w środku. Wciąż jej nie znał tak, jak powinien i trochę obawiał się tego, co mogła zrobić. Tak naprawdę nie wiedział, jak niebezpieczna potrafiła być.
Oboje prędko wyszli z sali treningowej, czy też bardziej siłowni, i skierowali się do innego pomieszczenia, gdzie mogli być sami. Na ich szczęście, właśnie tak było, nawet jeśli nie mieli nic przeciwko obecności kogokolwiek.
- Jak dobrze potrafisz się bić?
Crystal nie odpowiedziała, tylko uderzyła go w brzuch. Cofnęła się z dziwną satysfakcją, dając mu czas na oswojenie się z zaistniałą sytuacją. Alan prędko zorientował się, że ona mu tak łatwo nie odpuści, że nie będzie zwracać uwagi na nic, dlatego ustawił się w bojowej pozycji.
- Nie zwracaj uwagi na to, że jestem dziewczyną i po prostu mnie atakuj. - powiedziała, sama stając w odpowiedniej pozie, by w razie konieczności go zaatakować.
- Nie będę bił dziewczyny, nawet jeśli bardzo tego chcesz. - stwierdził, co przeczyło samej zgodzie się na tamten sparing z nią.
- Zginiesz kiedyś z taką myślą.
Nie dając mu za wiele czasu, zaatakowała go po raz kolejny. Zbliżyła się do niego na niebezpieczną odległość, po czym się odwróciła, przez co jej prawie ramię otarło się o jego klatkę piersiową. Używając krawędzi otwartych dłoni, uderzyła go w górną i dolną część ramienia. Połączona siła tego uderzenia i zamachu sprawiła, że ramię Alana natychmiast zwiotczało, czego kompletnie się nie spodziewał.
Crystal uśmiechnęła się pod nosem, chwyciła Alana za ramię i przekręciła, aż pięta jego dłoni wskazała sufit. Obróciła się wtedy, przemieszczając swoje prawe ramię pod jego łokciem. Czy mogła zrobić kolejny krok? Zdecydowanie tak. Szarpnęła rękę Alana w dół, ale nie na tyle mocno, by ją złamać. Chłopak wylądował na ziemi, jęcząc cicho z bólu.
- Dobra, dobra, przestań! - zawołał, chcąc uchronić się od jej ponownego ciosu. Nie spodziewał się, że miała aż taką parę w rękach.
- Ja nie odpuszczam. - stwierdziła ze złośliwym uśmiechem.
Alan obserwował, jak Crystal zaczęła wokół niego krążyć. Wiedział, że nie odpuści, musiał zrobić cokolwiek, by nie dać jej satysfakcji znokautowania go tak łatwo. Wykorzystał swoją okazję wyjątkowo szybko.
Kiedy znalazła się tuż przed nim, z zamiarem uderzenia go w nos, jak przypuszczał, on pociągnął ją za nogę, przez co wylądowała na tyłku. Mord w jej oczach nie robił już wtedy na nim żadnego wrażenia. Uśmiechnął się triumfalnie, czując dziwną satysfakcję.
Nie na długo.
Wystarczyło podnieść nogę, by kopnąć go między nogi. Alan zwinął się z bólu i opadł na ziemię. Crystal roześmiała się w głos, po czym usiadła na nim okrakiem, patrząc na niego z góry z dumnym wyrazem twarzy. Miała nad nim przewagę, ale tylko do czasu. Pomimo bólu, Alan wykorzystał jej chwilowe rozkojarzenie i przewrócił ją na plecy. Sam na niej usiadł, trzymając jej dłonie tuż nad jej głową. W tamtym momencie nie była w stanie się wyswobodzić.
- Wygrałem. - skwitował, uśmiechając się triumfalnie. Był z siebie dumny.
- Bo grałeś nieczysto. - stwierdziła Crystal od razu, już nawet nie próbując się wyswobodzić z jego uścisku.
- I mówi to osoba, która kopnęła mnie w jaja.
- Dałam ci fory. I zasłużyłeś na ten cios. - powiedziała zgodnie z prawdą, patrząc na niego z dziwną obojętnością.
- Niby dlaczego? - spytał, marszcząc brwi. Nie rodumi tego.
- Za to, że mnie pocałowałeś.
W sali zapanowała nagle cisza. Alan wstał z Crystal i usiadł obok, podczas gdy ona podniosła się do siadu, przejeżdżając dłonią po swoich włosach. Nie była w stanie wtedy na niego spojrzeć, ona na nią z resztą też. Wiedział, że temat pocałunku prędzej, czy później będą musieli omówić, ale miał nadzieję, że Crystal nie będzie tego drążyć.
Z resztą, mógł się spodziewać, że zacznie o tym mówić.
- Rozumiem, że zrobiłeś to, by nie dowiedzieli się, że ich śledzimy. - zaczęła, unikając jego wzroku. - Nie zrozum mnie źle, ale ja nic do ciebie nie czuję. Możemy być kolegami, ale nic poza tym. Nie lubię znajdować się w takiej sytuacji, a to już kolejny raz w ciągu ostatnich tygodni.
- Co masz na myśli? - spytał, nie do końca wiedząc, o co jej chodziło z tą sytuacją.
- Nieważne. - mruknęła, nie chcąc mu wtedy tego opowiadać. To nie miało znaczenia. - Po prostu chciałam ci powiedzieć, że ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył i chciałabym zostać zwykłymi kolegami.
- Jak już wspomniałaś... Zrobiłem to, by nasi nauczyciele nie zorientowali się, że ich śledzimy. Nic poza tym. Lubię cię i to tyle.
- Czuję się z tym źle, dziwnie mi się o tym z tobą rozmawia.
- Uwierz, że dla mnie też jest to nowa sytuacja. - stwierdził Alan, drapiąc się po głowie. Czuł się niezręcznie. - Przepraszam, że mogłaś poczuć się źle z tym pocałunkiem. To nie miało żadnego podtekstu.
Choć Crystal przytaknęła skinieniem głowy, przyjmując tamtą wersję, sama już nie wiedziała, czy w to wierzyć. Jaką miała pewność, że nie kłamał? Skąd mogła wiedzieć, co siedziało mu w głowie? Nie mogła zarzucić mu kłamstwa, ale nie do końca też mu wierzyła.
Głośne westchnienie opuściło jej usta, kiedy zaczęła się podnosić z ziemi. Alan obserwował jej poczynania, nie spodziewając się nawet, że ta wyciągnie do niego dłoń.
- Nie gryzę, spokojnie. - powiedziała, śmiejąc się cicho z jego miny.
- Ufam ci, ale wciąż mam, co do tego pewne obawy.
- Nienawidzę cię, wiesz? - skwitowała, akurat w momencie, gdy złapał ją za dłoń i wstał z jej pomocą. - Chcesz się przejść? - zagadnęła, zdziwiona, że w ogóle to proponowała.
- Nie jesteś tu samochodem? - spytał, marszcząc brwi. Spodziewał się, że musiała tam czymś przyjechać.
- Przyjechałam z Lią, ale ona musiała jechać. Wujek ma mnie odebrać z pobliskiego centrum handlowego. - wyjaśniła pokrótce, wzruszając ramionami. - To jak?
Pomimo szoku spowodowanego tamtym zaproszeniem na spacer, Alan nie był w stanie się nie zgodzić. Nie miał nic przeciwko temu, by z nią pójść. Chciał z nią trochę pobyć, jakoś lepiej poznać. Musiał to zrobić, tak podpowiadało mu serce. W dodatku, musiał dowiedzieć się pewnej rzeczy, która nie dawała mu spokoju, odkąd się poznali.
~*~
Crystal roześmiała się po raz kolejny, siedząc wraz z Alanem w galerii handlowej na jednej z ławek. Oboje popijali swoje bubble tea i jedli kupione wcześniej precle. Czuli się beztrosko, zupełnie jak małe dzieci bawiące się na placu zabaw, bez żadnych zmartwień i problemów.
Dopóki temat nie zszedł na nich rodziny.
- Miałaś kiedyś sytuację, że twoi bliscy o mało nie dowiedzieli się o tym, co robisz? - zagadnął Alan, wgryzając się w swojego precla.
- Mój kuzyn przypadkiem dowiedział się, że trzymam w domu pewną rzecz. Następnego dnia miałam przeszukanie całego pokoju, szkoda opowiadać. - odpowiedziała od razu Crystal, machając lekceważąco ręką. - Tak to rozegrałam, że teraz nikt nie będzie mnie nawet podejrzewał o trzymanie w domu broni. Dla nich jestem czysta w każdym calu. Ufają mi.
- Ja nawet nie muszę się martwić, że moi rodzice pewnego dnia odkryją, co robię. Mają mnie gdzieś.
- Nie masz jakiejś innej rodziny? Jakiś bliskich? - spytała, choć sama nie wiedziała dlaczego. Zrobiło się jej go szkoda.
- Wszyscy zostali w Phoenix, skąd pochodzę. Moja siostra też tam została. - wyjaśnił Alan, smutniejąc nieco. Tęsknił za swoją młodszą siostrą każdego dnia.
- Ty masz siostrę?!
- Została z dziadkami. Moi rodzice stracili do niej prawa, a ja, dlatego, że jestem już pełnoletni, zgodziłem się z nimi tutaj przenieść. Trochę żałuję.
- Ja żałuję, że nie zginęłam z moimi rodzicami. - przyznała Crystal, spuszczając wzrok. Dziwnie było jej o tym mówić komuś, tak naprawdę, obcemu. - Znaczy, nie zrozum mnie źle. Super jest żyć, ale bez nich to nie to samo. Brakuje mi ich strasznie.
- W jakimś stopniu jesteśmy do siebie podobni. Oboje bez rodziców.
- Ty masz rodziców. - zauważyła, czemu nie mógł zaprzeczyć. Jego rodzice żyli.
- Ale czuję się, jakbym ich nie miał. Ciągle są w wyjazdach, a ja zostaję tu sam. - powiedział w ramach wyjaśnienia. Było mu nieco lżej, że komuś w końcu o tym mówił.
- Dlatego zaciągnąłeś się do agencji? - spytała dla upewnienia, ale nie oczekiwała odpowiedzi. W jej oczy prędko rzucił się tak dobrze znany jej chłopak. - To nie Rhys?
Alan spojrzał nagle w tym samym kierunku, co Crystal. Nie zdążył nawet zareagować, gdy dziewczyna podniosła się na równe nogi i skierowała do Rhysa. Obserwował, jak chłopak objął ją ramionami i podniósł do góry, śmiejąc się cicho. Poczuł wtedy jakiś dziwny ścisk w sercu, czego nie potrafił wytłumaczyć. Nie mógł być o nią przecież zazdrosny, to było niedorzeczne.
Crystal i Rhys prędko do niego podeszli, a on od razu wstał, by przywitać się z chłopakiem. Naprawdę go lubił, bo Rhys wcale nie był napakowanym idiotą, jak z początku przypuszczał. Miał wrażenie, że był ideałem dla wielu dziewczyn - umięśniony i silny, ale miły i pomocny. Nie traktował nikogo gorzej i zawsze starał się pomóc. Był wręcz idealny.
- Co tu robicie? Myślałem, że to coś między wami, to raczej niewytłumaczalna nienawiść. - zaśmiał się Rhys, zerkając na nich oboje.
- Właściwie, wciąż za nim nie przepadam. - oznajmiła Crystal, przenosząc swój wzrok na Alana.
- Wciąż jest dla mnie złośliwa, ale zdecydowanie mniej, niż na początku. - zaśmiał się Alan, wzruszając ramionami. - Swoją drogą, będę się już chyba zbierać. Muszę coś jeszcze załatwić po drodze.
- Nie chciałem wam przerywać tego...
- Spoko, nic się nie dzieje. - odparł od razu Alan, uśmiechając się delikatnie. - Cześć. Widzimy się w agencji. - dodał, żegnając się z Rhysem uściskiem dłoni. Zaraz po tym odwrócił się do Crystal i uśmiechnął delikatnie. - A z tobą w szkole.
Ani Crystal, ani Rhys nie mieli nic do gadania, gdy Alan zabrał swoje rzeczy i ruszył w tylko sobie znaną stronę, zostawiając ich samych. Przez chwilę patrzyli za nim, aż ostatecznie wrócili na ich wcześniejsze miejsce, gdzie wciąż znajdował się kawałek precla dziewczyny i niedokończone bubble tea.
- Mogę? Strasznie chce mi się pić. - zagadnął chłopak, wskazując na kubek z żółtym napojem.
- Możesz wypić.
Crystal obserwowała, jak Rhys pochłonął pozostawioną przez nią połowę napoju, zostawiając jednak kuleczki. Uśmiechnęła się jednak, kiedy zaczął je wybierać i wsysać. Wyglądał wtedy jak małe dziecko - wyjątkowo uroczo.
- Jesteś takim wielkim dzieckiem, to słodkie. - skomentowała Crystal, nie potrafiąc oderwać wtedy od niego wzroku.
- Jak twoje usta. - odpowiedział, puszczając jej oczko.
- Skoro już o tym... - zaczęła, zakładając kosmyk swoich czarnych włosów za ucho. Czuła się dziwnie ze świadomością, że miała przeprowadzić taką samą rozmowę już po raz trzeci. - Musimy coś uzgodnić, Rhys.
- Noo...
- Naprawdę bardzo cię lubię, dużo dla mnie znaczysz, ale ja nic do ciebie nie czuję. Zrozumiem, jeśli przestaniesz się ze mną zadawać, ale wiedz, że nie potrafię cię zwodzić.
- Jest w porządku, Crystal. - powiedział od razu, nie czując do niej żadnej urazy. Rozumiał ją.
- Na pewno? Bo jeśli mówisz tak tylko... - zaczęła, już chcąc ciągnąć swoją wypowiedź dalej, ale Rhys jej na to nie pozwolił.
- Nie, naprawdę. Jest okey. Też cię bardzo lubię i to się raczej nie zmieni. Rozumiem też twoją decyzję i to, że mi to mówisz. Masz wiele odwagi, wiesz? - powiedział, na co już nie odpowiedziała. - Z resztą, sam miałem z tobą i tym podobnych gadać. Ostatnio spotkałem taką jedną dziewczynę. Przyjechała do swojej babci, która jest moją sąsiadką. Podobno ma z nią zamieszkać, więc mam jakieś szanse.
- Czyli wszystko z nami dobrze? Nie chcę żadnych kwasów.
Ku zaskoczeniu Crystal, Rhys złapał jej twarz w swoje dłonie i złożył delikatny, aczkolwiek czuły pocałunek na jej czole. Zaraz po tym spojrzał w jej oczy, uśmiechając się tak niewinnie. Był aniołem, i to musiała przyznać sama przed sobą.
- Zostańmy przyjaciółmi, a jeśli kiedyś coś się zmieni, to śmiało do mnie wal. - oznajmił, świadomy tego, że już zawsze będzie miał do niej jakąś dziwną słabość.
- Czyli mogę liczyć na ciebie w każdej sytuacji, tak? - zagadnęła, choć odpowiedź była oczywista. Pokiwał jednak głową na potwierdzenie. - Może kiedyś to wykorzystam.
Rhys zaśmiał się cicho, po czym wstał. Wyciągnął do niej dłoń, za którą odruchowo złapała, zerkając, jak splótł ich palce razem. Nie komentując tego w żaden sposób oboje skierowali się w odpowiednią stronę, czyli w stronę wyjścia z galerii. Rhys nie puszczał dłoni Crystal, dopóki nie upewnił się, że jej wujek podjechał pod centrum handlowe. Kiedy dostrzegł mężczyznę, od razu ją puścił, uśmiechając się szeroko, ale też dość niezręcznie.
- Do zobaczenia, Rhys.
- Do zobaczenia, Crystal.
Crystal, ku swojemu zaskoczeniu, stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na policzku chłopaka. Zaraz po tym natychmiast ruszyła do samochodu swojego wujka. Nie obejrzała się jednak, kiedy mężczyzna ruszył.
- Kto to był? Jakiś twój chłopak? Ostatnio widuję cię z kilkoma osobnikami płci męskiej. - zaczął Chris, zerkając na bratanicę kątem oka.
- To Rhys, mój kolega z boksu. I tak, mam sporo kolegów. Nic poza tym. - wyjaśniła Crystal, wpatrując się w mijany krajobraz. Lubiła Los Angeles, choć ten tłok na ulicach potrafił być przytłaczający.
- Gdyby któryś się jednak o ciebie zabiegał...
- To na pewno go do ciebie nie przyprowadzę, bo go odstraszysz. - dokończyła za niego od razu, uśmiechając się pod nosem, rozbawiona.
- Ej!
W odpowiedzi Chris usłyszał jedynie jej głośny śmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top