rozdział 10

Sobota była zbawieniem dla Crystal, która mogła wtedy robić wszystko to, na co z reguły nie miała czasu. Po jazdach, które miała z samego rana, od razu pojechała do agencji, by tam spędzić trochę dnia. Miała w planach zrobić sobie trening, różnego rodzaju, bo w ostatnim czasie nie miała kiedy tego zrobić.

W agencji o tamtej porze było pusto. Większość osób było w swoich domach, spędzając czas z rodziną. Crystal miała jednak inne plany. Choć kochała swoich bliskich, nie czuła się na siłach, by spędzać z nimi każdą wolną chwilę. I tak miała wrażenie, że spędzali ze sobą mało czasu, głównie ze względu na ich obowiązki. Jej wujostwo w końcu pracowało, jej kuzynostwo chodziło do szkoły i miało kilka zajęć pozalekcyjnych, na które uczęszczali, a ona sama po szkole często chodziła do agencji.

Crystal weszła powoli do swego rodzaju strzelnicy, gdzie nikogo nie było. Wyciągnęła z niewielkiego plecaczka swoją broń, sprawdziła, czy jest naładowana, po czym założyła słuchawki wygłuszające na uszy. Ustawiła się odpowiednio i zaczęła strzelać do celu znajdującego się po drugiej stronie pomieszczenia.

Odprężało ją to. Lubiła strzelać, choć ani razu nie strzeliła do człowieka tak, by go zabić. Choć nie bała się pociągnąć za spust do kogoś innego, tak nie potrafiła odebrać komuś życia.

- Świetna robota, Crystal.

- Myślałam, że nikogo tu nie ma. - mruknęła Crystal cicho, opuszczając broń, którą trzymała w dłoni. - Pomijając fakt, że tu mieszkacie.

- Wiemy, kiedy ktoś przychodzi do agencji, dlatego wiemy, że tu jesteś. - wyjaśniła Joyce pewnym siebie tonem.

- No tak, czasami zapominam, że są tu kamery i czujniki. - westchnęła Crystal, zabezpieczając swoją broń. - Ale właściwie, dlaczego tu przyszłaś? Jest jakiś powód, czy tak po prostu?

- Stwierdziłam, że może przyda ci się towarzystwo.

- Jeśli mam być szczera, to chciałam zostać tutaj sama. I miałam się właśnie zbierać, bo umówiłam się z koleżanką.

Nie dodając nic więcej, Crystal zabezpieczyła ostatecznie swoją broń i schowała ją, zarzucając plecak na ramię. Spojrzała jeszcze raz na szefową, po czym bez słowa skierowała się do wyjścia. Dochodziło południe, a ona miała plany, których nie mogła przełożyć. Z resztą, nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z Joyce, a tym bardziej z Lane'em, który znajdował się gdzieś w budynku.

Na parkingu znalazła się wyjątkowo szybko i niemalże od razu wsiadła do samochodu swojej ciotki. Odpaliła go, po czym wyjechała z parkingu na ulicę. Kiedy już zaczynała sobie śpiewać z Sią, która leciała wtedy w radiu, jej telefon zaczął brzęczeć. Zdziwiona zerknęła na niego, po czym odebrała, włączając na głośnomówiący, by lepiej słyszeć swoją przyjaciółkę.

- Co jest, Willa? - zagadnęła, zatrzymując się na światłach za kilkoma innymi kierowcami.

- Chciałam się upewnić, że przyjedziesz dzisiaj do mnie. Musimy ogarnąć ten projekt. - odparła Willa, chcąc mieć pewność, że przyjaciółka do niej przyjedzie.

- Tak, będę, nie martw się. Właśnie wracam do domu. Wezmę wszystkie potrzebne rzeczy i będę do ciebie jechać. Dam ci znać, jak będę wyjeżdżać. - wyjaśniła Crystal, znów ruszając w drogę. Lubiła jeździć.

- Pewnie jesteś zmęczona po jazdach. Niepotrzebnie się zamęczam tym projektem. - jęknęła Willa, zakrywając twarz dłonią. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia.

- Willa, ugadywałyśmy się na to już dawno. A moje jazdy to żaden problem, nie jestem aż tak zmęczona, spokojnie.

- Głupio mi.

- Wilhelmina. - powiedziała Crystal ostrzegawczo, na co dziewczyna uniosła dłoń w geście poddania, czego ta jednak nie widziała.

- Już, już, spokojnie, nic nie mówię.

Crystal pokręciła głową, ostatecznie parkując pod swoim domem. Zabrała ze sobą swój plecak i ruszyła do budynku, wciąż rozmawiając z przyjaciółką. Nie zwracając na nikogo uwagi, skierowała się od razu na pierwsze piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Nie był duży, ale do małych też nie należał. Znajdowało się tam wielkie łóżko, biurko, toaletka i ogromna szafa. Pomieszczenie dopełniały białe zasłony, lampka nocna i puchaty dywan.

- Książek nie będę brać, bo masz. Spakuję tylko jakieś długopisy, kartki i inne takie duperele.

- Weź te swoje kolorowe pisaki! Uwielbiam je.

Cichy śmiech wydobył się z ust Crystal, która położyła telefon na łóżku. Kucnęła zaraz przy luźnej desce w podłodze i odsunęła ją na bok, by schować w dziurze pod nią swoją broń. Kiedy tylko wyciągnęła pistolet, usłyszała głośne westchnienie, które ją przeraziło. Odruchowo spojrzała w stronę drzwi, a jej serce zatrzymało się na moment.

- Muszę kończyć, Willa. Widzimy się niedługo. - powiadomiła, po czym od razu się rozłączyła, podnosząc się na równe nogi. - A ty stój, idioto.

- Skąd masz tą broń? To taty? - spytał od razu Dante, trochę bojąc się ruszyć z miejsca w tamtym momencie.

- Jest moja. W ogóle, ile razy mam powtarzać, żebyście pukali, jak chcecie tu wejść? - warknęła, podchodząc do niego bliżej. Jej oczy błyszczały niebezpiecznie.

- Drzwi były otwarte.

Dante wzdrygnął się, kiedy Crystal trzasnęła drzwiami. Pojawiła się tak blisko niego z tymi swoimi dwukolorowymi oczami, że miał wrażenie, jakby chciała go zabić. Ona jednak odsunęła się od niego nieznacznie, mierząc nienawistnym wzrokiem. Miała tak wielką ochotę strzelić mu wtedy między oczy.

- Jeśli ktoś dowie się, że mam przy sobie broń, to dostaniemy za to oboje, rozumiesz? Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. - powiedziała wyraźnie, doskonale wiedząc, że jej bliscy, prócz wujka, bali się w jakimś stopniu wszelkiej broni.

- To będzie kosztować. - odparł Dante, uśmiechając się złośliwie. Choć go przerażała i był w stanie zgodzić się wtedy na wszystko, to musiał też coś z tego mieć.

- Zapomnij, że dam ci jakiekolwiek pieniądze za milczenie. - warknęła Crystal, odsuwając się od niego gwałtownie. Nie zamierzała zgadzać się na coś takiego.

- Mamo!

Crystal odruchowo popchnęła kuzyna na drzwi i przyłożyła dłoń do jego ust. Nie mogła pozwolić, by jej ciotka dowiedziała się o broni, a tym bardziej jej wujek. Nie chciała się im narażać, bo wiedziała, jakie mieli podejście do jakiejkolwiek broni.

I choć bardzo nie chciała się zgadzać, było to jej jedyną opcją w tamtym czasie.

- Niech ci będzie. Ile chcesz? - powiedziała, sama nie wiedząc, dlaczego się na to zgadzała. Była wściekła.

- Pięć dych. - odpowiedział, nie odrywając od niej wzroku. Był z siebie dumny.

- Dwadzieścia pięć, nie więcej.

Dante już chciał ponownie zawołać swoją matkę, ale Crystal znów mu na to nie pozwoliła. Kiedy upewniła się, że nic nie powie, wyciągnęła z portfela pięćdziesiąt dolarów i wcisnęła mu w dłoń. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie, chowając pieniądze do kieszeni. Był z siebie niesamowicie zadowolony i nie zwracał nawet uwagi na zdenerwowaną kuzynkę, która miała wielką ochotę go wtedy rozszarpać na strzępy.

- Świetnie się robi z tobą interesy, Crystal.

- Wynoś się stąd! Nie będę się powtarzać.

Chłopak zaśmiał się tylko i wyszedł z jej pokoju. Głośne westchnienie frustracji opuściło jej usta, dłonie zacisnęły się na włosach. Crystal tak bardzo chciała wtedy zniknąć i więcej nie wracać...

Schowała wszystkie potrzebne sobie rzeczy, zabrała ze sobą również broń, spakowała ubrania na przebranie i piżamę, po czym również wyszła z pokoju. Zanim jednak dotarła do przedpokoju, na jej drodze pojawiła się jej ciotka z tym swoim niewinnym uśmiechem.

- Gdzie idziesz? - zagadnęła, ciekawa, gdzie dziewczyna znów wybywała.

- Do Willy. Mamy projekt do zrobienia. Nie wiem, kiedy skończymy, dlatego będę u niej nocować. Mówiłam to dzisiaj wujkowi rano. - wyjaśniła pokrótce Crystal, zakładając na stopy swoje ulubione adidasy. - Wezmę auto. I dam znać, jak będę jutro wracać.

- Uważaj na siebie.

Crystal nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się do kobiety i już po chwili zgarnęła kluczyki do jej samochodu. Wyszła na zewnątrz pod czujnym spojrzeniem ciotki, która wróciła do domu dopiero wtedy, kiedy dziewczyna w końcu odjechała z ich podjazdu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top