Rozdział 3 Kiedy byłam małą dziewczynką
– Amanda, czemu mi nie wierzysz? – zapłakała Davina, a w jej ślicznych, niebieskich oczkach zabłysnęły łzy. – Przecież to jabłko samo się pojawiło, nie wiem, co się dzieje!
– Kłam dalej. – machnęła ręką Amanda, przeglądając dalej gazetę i ignorując wołania swojej młodszej siostry.
Davina bardzo ją zdenerwowała. Były to jej dwunaste urodziny. Zachowywała się normalnie, ale nagle coś jej jakby odbiło. Zupełnie zniszczyła tym humor siostrze. Warto wspomnieć, że Amanda przeżywała właśnie swój kolejny okres, przez co była bardziej drażliwa niż zazwyczaj.
Amanda sprawiła jej piękny prezent, wyściskała ukochaną siostrę, ale w tamtym momencie wolała zostać sama.
Kiedy ta nie chciała zamilknąć, dwudziestolatka włożyła do uszu słuchawki od odtwarzacza MP3, wsłuchując się w muzykę.
Amanda w starszej siostrze miała wzór, chciała być taka jak ona. A teraz, kiedy potrzebowała pomocy, ta ją zignorowała i wyzwała od kłamczuchów.
Kiedy Davina zaczęła płakać, pogoda diametralnie się zmieniła i z nieba zaczęły skapywać krople deszczu. Im bardziej dziewczyna płakała, tym rzewniejsza stawała się ulewa. Amanda to ignorowała. Słuchała największych przebojów roku dwutysięcznego trzeciego.
Davina zamknęła się w swoim pokoju i patrzyła na swoje małe rączki. Przysięgała, że nie wiedziała, jakim cudem nagle pojawiło się jabłko. Myślała o nim i myślała, chcąc je zjeść. Nagle pojawiło się przed nią. Dorodne, czerwone. Ugryzła je raz – było słodziutkie.
Pobiegła zaraz potem do siostry, jednak ta wyśmiała ją i wyzwała od kłamców.
– Masz już dwanaście lat, może przestaniesz kłamać jak pięciolatka? – burknęła, dalej się z niej śmiejąc. – Proszę, bądź taka dobra i przestań psuć ten dzień. Jutro miałam iść z tobą na plac zabaw, pamiętasz? Jak nie przestaniesz kłamać, to nigdzie nie pójdziemy.
Davina była przerażona, nie wiedziała, co się z nią stało. Czuła się dziwnie, inaczej. Po prostu czuła się kimś innym.
***
Następnego dnia Davina obudziła się ze strasznym bólem głowy. Była słaba i wyglądała, jakby dopadła ją najstraszliwsza choroba. Nie miała kataru, nie kaszlała, nie miała podwyższonej temperatury.
Mama była od rana w pracy, więc młodszą siostrą opiekowała się Davina. Chodziła do niej z termometrem, jednak cały czas wszystko wskazywało na trzydzieści sześć i sześć stopni.
– Mogłabyś przestać udawać? Nie chce ci się pewnie iść do szkoły – drwiła Amanda, na siłę ścigając siostrę z łóżka.
Od jej urodzin miała straszliwe nerwy na siostrę. Coś dziwnego się działo, ale Amanda uważała, że mała dziewczynka robi sobie z niej pseudośmieszne żarty.
– Naprawdę, nie! – Davina czuła się bezsilna. Upadła na podłogę i zaczęła ciężko oddychać. Czuła się potwornie, jakby zaraz miała umrzeć.
Wszystko wewnątrz ją bolało, miała ochotę płakać z bólu. Po jej policzku nawet spłynęło kilka łez.
– Może pójdziesz do koła teatralnego, skoro potrafisz rozpłakać się na zawołanie? Dobrze ci radzę, skończ ten cyrk, zanim przyjdzie mama, bo ci się oberwie – zagroziła Amanda i wyszła z pokoju siostry. Zamknęła go na klucz i krzyknęła: – Otworzę drzwi dopiero jak przestaniesz udawać.
Dziewczynka poczuła jeszcze większy ból wewnętrzny. Jej siostra, jej mentorka nie chciała jej uwierzyć. Nie miała pomysłu, jak przekonać swoją siostrę do swojej racji.
– Przynieś mi jakieś tabletki! – krzyknęła Davina, która czuła, jak ból jeszcze bardziej potęguje się, głównie w brzuchu i podbrzuszu.
– Tak, tak, udawaj dalej. – mówiła niewzruszona Amanda.
Davina poczuła nagle, jakby coś mocno ją kopnęło. Nie mając siły nawet płakać, otworzyła szeroko usta i wydawała z siebie przeraźliwy pisk, dający upust całego bólu.
Po czasie, jaki spędziła na krzyczeniu, zerknęła przed siebie. Amanda patrzyła na nią z przerażaniem. Jednak nie była przerażona jej stanem, tylko patrzyła na nią, jakby się jej bała.
Davina dopiero po chwili zrozumiała, dlaczego. Drzwi wypadły z zawiasów. Wyglądały, jakby ktoś je dosłownie wyszarpał. Dziewczyna spojrzała na to i na swoje ręce. Czuła, że to stało się w momencie, kiedy zaczęła krzyczeć.
– Jesteś opętana! – warknęła Amanda.
– Co? Nieprawda! Proszę, pomóż mi, nie wiem, co się ze mną dzieje. – Blond włosa dziewczyna, będąca zawsze ucieleśnieniem anioła, w oczach siostry zaczęła wyglądać jak wysłannik diabła. – Proszę, pomóż mi!
Davina nawet chciała się czołgać, aby podejść do siostry, ale ona zerwała ze ściany podobiznę Jezusa Chrystusa na krzyżu i postawiła go przed sobą.
Wyobrażała sobie, że jej młodsza siostra zacznie nagle się wić na podłodze, jak w filmach o opętanych, jednak nic takiego się nie stało. Davina w bólu i w agonii dalej brnęła w jej stronę, płacząc z bólu i z bezradności.
– Nie zbliżaj się do mnie, demonie! – krzyknęła Amanda.
– Jak możesz tak do mnie mówić?! To przecież ja! – Nie sposób jest słowami wyrazić uczucie, jakie targały Daviną w tamtym momencie.
Stało się z nią coś złego, a osoba, którą kochała nawet bardziej niż rodziców, odwróciła się od niej.
Rodzice cały czas byli w pracy i to Amanda była dla małej Daviny kimś najbliższym. Serce rozpadło się jej na milion kawałeczków, kiedy patrzyła, jak jej siostra traktuje ją jako coś złego.
A jej przecież nic nie opętało! Po prostu stało się coś dziwnego, ale na pewno z jej pomocą udałoby się wszystko rozwiązać.
Davina nie dostała wtedy tej pomocy. I było tylko gorzej.
***
Amanda nie mogła opisać, jaka była zła na siostrę, kiedy musiała odwołać spotkanie w sprawie o dorywczą pracę, kiedy zadzwonili do niej ze szkoły siostry, prosząc o natychmiastową wizytę. Oczywiście rodzice byli w pracy, więc najgorsza robota przypadała siostrze.
Dziewczyna myślała, że udusi Davinę gołymi rękami. Od wielu dni zachowywała się dziwnie, a z każdym dniem jej wyczyny były coraz gorsze. A teraz telefon ze szkoły i zbulwersowany głos wrednej dyrektorki sprawił, że dzień Amandy nie mógł wydawać się gorszy.
Zaparkowała samochód na parkingu, zaciągając ręczny tak mocno, jakby miała ochotę go urwać. Weszła do szkoły, stukając butami na wysokim obcasie o wykładzinę. Od razu zdziwiła ją cisza, która panowała w szkole. Wszystkie rozwydrzone bachory zawsze się darły na tym korytarzu. Dzieci z rocznika dziewięćdziesiąt jeden wyszły takie jakieś nie całe. Na przerwach zachowywały się jak orangutany.
Amanda weszła do sali numer dwadzieścia jeden. Serce podeszło jej do gardła, kiedy to zobaczyła. Wszystkie ławki były wywrócone, krzesła również, jedno nawet wybiło okno i znalazło się na zewnątrz. Dzieci stały w kącie, płacząc i przytulając się do siebie nawzajem.
Tylko jedna dziewczynka siedziała w ławce nienaruszonej. Płacząca, mała blondynka. Davina. Miała policzki całe mokre od łez, a jej oczy były czerwone, jakby zaraz miała rozpłakać się krwią.
– Proszę ją zabrać – wykrzyknęła dyrektorka, ucząca dziewczynkę matematyki. – Poniesie pani konsekwencje pieniężne związaną ze szkodami, które to dziecko wyrządziło w budynku.
Davina zapłakała jeszcze bardziej. To dziecko. Była zawsze ulubionym uczniem pani Raynolds. Była prymusem, matematyka była jej ulubionym przedmiotem szkolnym. A teraz poczuła się jak wyrzutek.
Świat dwunastoletniej dziewczynki właśnie się zawalił.
– Proszę podejść do sekretariatu po wypowiedzenie. Ta dziewczyna nie będzie już chodziła do naszej szkoły.
Davina siedziała cicho, sącząc łzy.
Amanda poderwała ją za koszulę i wyszły z klasy. Dzieci odetchnęły z ulgą.
– Nie wiem, jak to się stało. Źle się czułam i pomyślałam o tym, jak mnie wczoraj potraktowałaś. I nagle stało się to... – mówiła Davina, z przerwami na głośny i żałosny płacz.
Amanda nie wytrzymała i uderzyła Davinę z całej siły w policzek. W tym samym momencie, na niebie rozległ się gwałtowny grzmot, który już potem więcej się nie powtórzył. Później, bardzo żałowała swojego czynu, jednak w tamtym momencie, nie mogła się powstrzymać.
– Nie zostawię tego tak, słyszysz? Coś się stało i ktoś cię opętał – krzyczała Amanda, nie zważając na to, że to jest przecież jej jedyna siostra, ta z którą tak bardzo uwielbiała spędzać czas, która była jej księżniczką, którą kochała ponad życie.
– Nie jestem potworem! – wyjąkała dziewczynka, chcąc przytulić się do siostry.
– Nie dotykaj mnie! Nie chcę wylądować w oknie jakiegoś budynku! – Popchnęła mocno siostrę, powodując, że ta wylądowała na ziemi. Już nie płakała. Limit łez jej się wyczerpał.
Amanda zapięła ją pasami tak mocno, aby się nie dała rady odpiąć. Bała się, że może coś jej zrobić. Davina stała się niebezpieczna, nieobliczalna.
Były niedaleko domu, kiedy Davina krzyknęła tak głośno, że wszystkie okna w samochodzie pękły i rozpadły sie na zewnątrz, jak drobinki śniegu.
– On po mnie idzie! – wołała Davina przeraźliwie. – On już tu idzie! Amanda, proszę, pomóż mi! Nie pozwalaj mu mnie zabrać! Błagam! On jest zły! On chce mnie zabrać! Nie mogę z nim iść! Stanie mi się wtedy krzywda! Proszę! Błagam! Nie pozwól mu!
Amana nie mogła już wytrzymać. Była pewna, że jej siostra jest opętana przez jakieś siły, których ona nie rozumiała.
– Zamilcz w końcu! Postanowione! Dzisiaj razem z naszą mamą dzwonimy po siły specjalne. Nie będziesz mieszkała z nami w domu! Rozmawiałam o tym, co się stało z mamą. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że jeszcze jeden taki wybryk i będziemy musiały sięgnąć po bardziej drastyczne środki. Jesteś niebezpieczna i możesz nam zrobić krzywdę!
– Nigdy bym wam nie zrobiła krzywdy! Przecież was kocham! Kocham was tak mocno! Kocham cię, siostrzyczko! – Płakała dziewczynka, która czuła, że jej słowa nic nie znaczą dla zdenerwowanej Amandy.
Kobieta wczorajszego dnia odbyła szczerą rozmowę ze swoją mamą. Mówiły o przyszłości Daviny. To nie było normalne, co się działo. Nie mogły tego tak zostawić. Mama zawsze panikowała, więc podsunęła pomysł oddania jej do ośrodka, który pomagał dzieciom, takim jak Daviny. Z problemami ukrytymi głęboko w ich podświadomości. Nazywane to było kolokwialnie szpitalem psychiatrycznym dla dzieci.
– Nie jesteś już moją siostrą, słyszysz?! – wykrzyknęła jej prosto w oczy. Była pewna, że przez ciało blondynki przemawia teraz jakiś potwór, zła dusza.
Oczy Daviny zaszkliły się po raz kolejny. Jej własna siostra się jej wyrzekła. Opuściła bezwiedne ręce, mając przed oczami tego mężczyznę, którego przed sekundą ujrzała w swojej wizji. Chciała krzyczeć, płakać, rwać sobie włosy z głowy. Lecz kiedy spojrzała na Amandę, jedyne, na co miała ochotę, to przestać żyć. Chciała teraz, aby jej siostra ją przytuliła, powiedziała, że wszystko będzie dobrze. A dostała pogardę, obrzydzenie i śmiech. Nie dostała żadnej pomocy.
***
Tego dnia, kiedy młoda dziewczyna miała opuścić swój rodzinny dom od początku zapowiadał się źle. Cały czas na niebie pojawiały się pioruny i lało jak z cebra. Davina ostatni przez przeszła się po domu, w którym spędziła dwanaście lat swojego życia.
Przyjechali po nią dwaj pracownicy zakładu dla osób chorych psychicznie. Davina nie chciała z nimi iść. Mama sióstr była tą, która powiedziała, aby mężczyźni ubrali odzienie ochronne. Opowiedziała im od razu, co dziewczyna była w stanie zrobić.
Stanęli przed drzwiami. Amanda zajęła miejsce przed młodszą siostrą i otworzyła drzwi frontowe.
Kiedy młoda dziewczynka ujrzała dwóch wysokich mężczyzn w białych kaftanach, rękawicach i maskach ochronnych zaczęła płakać. Zapewne ubrani byliby w zwykłe, codzienne spodnie i eleganckie koszule, jednak ze względów bezpieczeństwa wyglądali tak, a nie inaczej.
Chciała przytulić się do swojej siostry, znaleźć w niej oazę. Ta jednak siłą pchnęła ją w objęcia jednego z mężczyzn.
– Nie! Amanda, nie zostawiaj mnie, proszę! – płakała Davina, wijąc się w ramionach mężczyzny, jak ryba, którą ktoś właśnie złowił. – On mnie tam znajdzie! On po mnie przyjdzie!
Wiedziała, że nie miała żadnych czas z starciu z silniejszym mężczyzną, ale wciąż nie wierzyła, że po prostu ją oddają. Człowiek nie dał jej żadnej taryfy ulgowej, wykręcił małe rączki tak, aby ona nie mogła się ruszać. Powiedziano im, że Davina wykazuje agresywne zachowania, dlatego zmuszeni byli okiełznać dziewczynkę.
Davina patrzyła na Amandę, przypominając sobie wszystkie lata, które kiedyś spędziły razem. Ich wspólne chwile, miłość, radość, szczęście... Wszystko zniknęło. To już nigdy nie wróci.
– Zabierzcie ją – syknęła Amanda bezuczuciowo, żałując, że mama nie była na tyle silna, aby na to patrzeć. Czułaby się lepiej, gdyby był z nią ktoś inny.
– Zajmiemy się nią odpowiednio. – rzekł drugi, który nie siłował się właśnie z dwunastolatką. Poklepał Amandę po ramieniu. – Przykro nam bardzo, że tak się stało.
– Tak. Mi też jest przykro...
– Mamy dawać znać, co się będzie działo z pani siostrą?
Amanda spojrzała na Davinę, która właśnie wyswobodziła małą rączkę, po czym wyciągnęła ją do niej z płaczem błagając ją o ostateczną pomoc.
– Nie chcę. Nie potrafię.
– Rozumiem, przez co pani przeszła. Wszystko mi pani przecież opowiedziała. Jednak... To pani sios...
– To już nie jest moja siostra! – wykrzyknęła Amanda i niemal zatrzasnęła mężczyźnie drzwi przed nosem.
Słysząc krzyk osoby, która była kiedyś jej siostrą, Amanda zaczęła płakać. Cały czas miała przed oczami, to jak Davina się zachowywała. Te nagłe ataki, krzyki, dziwne sytuacje, których nie była świadoma. Miliony łez wylały się z jej oczu.
Podeszła do kominka, gdzie znajdowała się fotografia rodzinna. Amanda w napadzie żalu roztrzaskała szklaną ramę, a zdjęcie wrzuciła do ognia.
Patrzyła, jak jej przeszłość odchodzi. Definitywnie zakończyła się jednak z chwilą, kiedy krzyk Daviny ucichł, a samochód ją odwożący zniknął daleko i nie pozostał po nim ślad.
Zapanowała głucha cisza.
______________________________________
Ojej... Jeden z moich ulubionych rozdziałów, które kiedykolwiek napisałam :p. Serio, popłakałam się (pewnie tylko ja), ale naprawdę to zrobiłam :p.
Do zobaczenia <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top