Rozdział 1 Przygotowania
Amanda Cole zamknęła za sobą drzwi samochodu, pomagając sobie w tym łokciem, ponieważ ręce miała zajęte. Niosła ze sobą cztery, ogromne siatki z zakupami. Wypuściła powietrze ustami i ruszyła przed siebie na oślep.
Zaczęła drżeć z zimna. Nadchodziła jesień. Złota, kolorowa pora roku. Tutaj, w mieście o nazwie Oldbrook, był to jedna z najpiękniejszych okresów. Spadające liście dokoła wielkiego ratusza tworzyły niesamowitą atmosferę, której nie da się za nic zastąpić. Nie raz zdarzało się, aby jakiś przechodzień zatrzymał się podczas codziennego marszu do sklepu i zaczął podziwiać aurę miasta.
Spokojna mieścina nie przyciągała wielu turystów. Nie było tu czego zwiedzać. Mały rynek, pojedyncze domki jednorodzinne, a na wschodniej części miasta bagna, których wprawdzie nikt nie odwiedzał. Jednak mieszkańcy, którzy od lat stanowili społeczeństwo Potoku Starego byli jednogłośnie zadowoleni i nigdy nie zmieniliby miejsca zamieszkania na inne.
Amanda szła na oślep, marząc, aby tylko nie wejść w jedną z kolumn, którą ozdobiony był jej dom rodzinny. Zakupy bardzo jej ciążyły, oddychała ciężko, zaciskając zęby.
Błagam, niech tylko nic nie spadnie i się nie rozwali – kwiliła w myślach, powtarzając to zdanie w kółko.
Wspiąwszy się po schodach prowadzących do domu, kobieta znalazła się przed drzwiami. Uniosła wysoko jedną nogę, aby chwycić obcasem za klamkę, jednak w tym samym momencie, drzwi rozchyliły, powodując, że Amanda o mało co nie wywróciła się z zaskoczenia.
W drzwiach stał jej mąż, Tomas, który słyszał, że idzie ona w jego kierunku. Asekurował ją w razie czego, cicho się z niej śmiejąc.
– Tak cię to bawi? – Amanda nie widziała twarzy męża, ale była pewna, że stoi gdzieś na przeciwko.
– Nie mogłaś zadzwonić, żebym ci pomógł? Zamieniasz się w kobietę niezależną? – Powoli schwycił jedną siatkę z jej rąk, potem drugą.
Teraz oboje mieli po dwie, a Amandzie zrobiło się od razu lżej. Przysunęła się do Tomasa i pocałowała go szybko w usta.
– Też się cieszę, że cię widzę. – Uśmiechnęła się Amanda i weszła szybko do domu.
Tomas wrócił z pracy, kiedy ona jeszcze buszowała między sklepowymi półkami. Po zapachu czuła, że zdążył już przygotować obiad. To skarb mieć męża, który potrafi gotować.
Skierowała swoje kroki do kuchni i zaczęła szybko wypakowywać wszystkie produkty na blat i do lodówki. Zerknęła w kierunku rondla na kuchence. Spaghetti. Amandzie pociekła ślinka. Tomas dobrze wiedział, że bardzo to lubi.
Zdążyli poznać się jak dwa łyse konie. Są przecież małżeństwem od dwunastu lat. Tyle też się znają. W dniu, kiedy się poznali, czuli, że przeznaczenie stawiło ich sobie na drodze. Szybko wzięli ślub, a niedługo potem doczekali się pierwszej pociechy, jaką była ich córka Elizabeth, którą wszyscy nazywali po prostu Elizą.
To na dzieciach widać, jak czas szybko leci. Amandzie wydawało się, jakby to było wczoraj. Dwa tysiące czwarty rok, sala porodowa, ona – młoda, piękna dwudziestojednoletnia i dwa lata starszy od niej Tomas.
Od tamtego czasu minęło już dwanaście długich lat. Amanda straciła swoją dawną, idealną sylwetkę, jej brązowe włosy nabawiły się już pierwszych siwych i z przerażeniem odkryła, że jej twarz nabiera zmarszczek, a zarazem odpływa jej młodość. Jej mąż również, z bożyszcza nastolatek, zaczął hodować grubszy brzuszek i nie chciało mu sie już golić, ponieważ z przerażeniem odkrył, że to wcale go nie odmładza.
Rodzina Cole'ów spędzili ten czas na pielęgnowaniu miłości i budowaniu gniazda, w którym mieszkają już od paru lat.
Dom był taki, jaki sobie wymarzyli, kiedy się poznali. Duży, biały, z ozdobnym wejściem, dużym ogrodem. W środku przytulnie, utrzymany w ciepłych barwach.
Eliza znajdowała się na dworze, bawiła się z rudo-białym kotem, wabiącym się Wimpy. Młody kot, to było oczko w jej głowie. Cały czas się nim zajmowała, karmiła go, nie pozwalała, aby czegoś mu brakowało.
Młoda dziewczynka wyglądała jak wierna kopia swojego taty. Prawdą jest ten przesąd, że pierwsze dziecko zawsze wygląda jak ojciec. Kruczoczarne włosy upinała przeważnie spinką, aby nie leciały jej na oczy, które były w kolorze piwnym. Dziecięcą sylwetkę przyzdabiała raczej wygodnymi, niżeli eleganckimi ubraniami.
Było to złote dziecko – ambitne, mądre, miłe, pracowite. Amanda dbała o wychowanie swojej córki. Teraz z każdym dniem uśmiechała się na myśl, jak Eliza dobrze radzi sobie w szkole, jak nie ma kłopotów, a przyszłość stoi przed nią otworem.
Wyobrażała sobie, jak za parę lat pójdzie do liceum, później na studia. Studia były bardziej jej marzeniem, którego nigdy nie zrealizowała.
Nie poszła na uczelnię wyższą z powodów... Rodzinnych. W jej rodzinie wydarzyła się tragedia, co sprawiło, że Amanda szybko straciła chęć na życie. Uratował ją z tego Tomas, za co ta pozostanie mu wdzięczna do końca życia.
Eliza uwielbiała jesień. To zawsze zwiastowało najprzyjemniejszy dzień w każdym roku – jej urodziny. W tym roku, dwa tysiące szesnastym, nastał czas na dwunastą rocznicę jej urodzin. Jak każde dziecko uwielbiała dostawać prezenty, a bycie w centrum uwagi napawało ją radością.
Ten wrześniowy dzień Amanda świętowała nie tylko od dwunastu lat. Kobieta miała siostrę - Davinę. Zawsze powrót wspomnieniami kosztował ją nerwami i zepsuciem nastroju, ale nie dało się od tego uciec. Osiem lat młodsza Davina była kiedyś szczęśliwym dzieckiem, urodzoną tego samego dnia, co Eliza.
Amanda zawsze, z uwagi na świetne dzieciństwo spowodowane posiadaniem siostry, co roku w ten dzień odmawiała za nią krótką modlitwę. Jednak nic poza tym.
Jej młodsza siostra zniknęła z jej życia w dwa tysiąca trzecim roku roku. Była powodem kłótni w rodzinie, codziennego stresu i płakania po nocach. Amanda zacisnęła pięści, nie chcąc znowu sobie tego przypominać. Kochała Davinę, była przecież jej siostrą. Jednak pewne czynniki spowodowały, że to przestała być miłość i zamieniła się w coś w rodzaju pogardy i odrazy.
– Kochanie, co się stało? – Tomas oplótł ręce wokół talii małżonki, wyrywając ją z powrotu ze wspomnień.
– Nic... – odchrząknęła, wywołując na swojej twarzy fałszywy uśmiech. Zawsze o tym myślała, kiedy zbliżał się TEN dzień. – Spaghetii gotowe?
– No oczywiście, zawołam Elizę, a ty usiądź sobie wygodnie. – pocałował ją w czoło. – Nie stresuj się, ok?
Amanda pokiwała głową. Tomas dobrze wiedział, o co chodzi. Co roku słyszał, jak Amanda przed snem staje na przeciwko krzyża i odmawia modlitwę za swoją siostrę. Wiedział, że to, co się stało, było dla niej cios. Dwudziestoletnia wówczas dziewczyna, która miała zacząć studia i swoje dorosłe życie, zmuszona była patrzeć, jak jej osiem lat młodsza siostra... Niszczy się, upada...
Tomas nigdy nie zapomni opowieści Amandy, która opierała mu głowę na ramieniu i płacząc, relacjonowała wszystko, co działo się w domu. Zaufanie, którym go obdarzyła, zbliżyło ich do siebie.
Pamiętał Davinę, lecz jakby przez mgłę. Widział ją może dwa razy w życiu. Z pozoru wyglądała jak zwykła dwunastolatka. Może tak, jak wygląda teraz Eliza. Po zdjęciach, które pokazywała mu Amanda, zapamiętał tyle, że były do siebie podobne z siostrą, z tą różnicą, że Davina była blondynką o niebieskich oczach.
Amanda spaliła wszystkie zdjęcia z Daviną, niedługo po tym, jak jej siostra zniknęła z jej życia. Chciała usunąć wspomnienia, jednak zdała sobie sprawę, że to jest tak naprawdę niemożliwe. Nie wiem, jak człowiek chciałby, wspomnienia zawsze pozostaną, uwiązane jak kula u nogi. Ciążące, niepozwalające iść w przód. Wstrzymywały się i chociaż mijało wiele lat, nie blakły. Wręcz przeciwnie. Odciskały na duszy brzemię, którego nic nie zdołało zmyć.
____________________________
Witajcie w moim nowym dziele na wattpadzie :). Co z tego, że mam rozpoczęte 72 poprzednie... Mam parcie na coś nowego :).
Dodam dzisiaj 3 rozdziały, które maksymalnie wprowadzą w fabułę :).
Proszę o cenne dla mnie opinie :)
Pozdrawiam,
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top