Rozdział 4Nie płacz, kochanie
Amanda nie mogła przestać myśleć o tym, że jej największy koszmar powrócił. Dostała za swoje. Cały czas ta myśl kołatała jej w głowie.
Odrzuciła swoją siostrę, to ona zachowała się jak potwór. Nie dała jej cieni szansy, aby mogła zacząć wieść normalne życie. I teraz dokładnie to samo stało się z jej jedyną, ukochaną córką.
Kobieta czuła, jak niemal dostaje palpitacji serca. Oddech jeszcze nigdy nie był tak szybki, a ciśnienie było dużo powyżej normy.
Zaczęła się zastanawiać, przypominać sobie wszystko. Przypomniała sobie wszystkie momenty, kiedy była dla Daviny zła, kiedy wyrzekła się jej i pokazała, że jej serce przepełnione było nienawiścią, a nie miłością.
Patrząc na Elizę, czuła, że jej życie dosłownie zawaliło się. Runęło w otchłań, uprzednio rozpadając się na milion drobnych kawałeczków, których już nikt nie zdoła nigdy poskładać.
Dziewczyna leżała właśnie w swoim łóżku. Poczuła nagle straszny ból i musiała się położyć. Davina robiła dokładnie to samo.
Amanda zdała sobie sprawę, że jej siostra nie kłamała, naprawdę ból był taki wielki, że nie dało się normalnie funkcjonować. Za oknem widać było krople deszczu, które skapywały na parapet pokoju dziewczynki.
Amanda płakała razem z niebem, obserwując, jak jej córka powoli wpada w otchłań bólu i cierpienia. A ona nie mogła nic zrobić. Stała i patrzyła, zaciskając mocno pięści.
Czy to ona została ukarana przez to, że nie pomogła swojej siostrze, kiedy ona jej najbardziej potrzebowała?
Czy teraz to jest zemsta, że zostawiła dwunastolatkę na pastwę losu, pozwalając, aby myślała, że nikt jej nie kochał?
Czy Eliza cierpi przez to, że przed laty, cierpiała również siostra jej matki?
Amanda myślała, że zacznie sobie rwać włosy z głowy, z nienawiści do samej siebie. Czuła się źle, jeszcze gorzej niż, jak wtedy w dwutysięcznym trzecim roku, po raz ostatni ujrzała swoją siostrę?
– Co mogę zrobić? – kwiliła kobieta, czując, że z każdą sekundą i ona czuje się coraz gorzej. Nie mogła wyzbyć się poczucia winy, które wróciło do niej ze zdwojoną siłą.
Przecież ludzie popełniają błędy! Amanda też go popełniła, był straszny i niewybaczalny, jednak żałowała go, wiedziała, że zrobiła źle.
Przecież jej mała córeczka nie może cierpieć za jej błędy przeszłości.
Dwie dziewczyny urodzone tego samego dnia, przeżywały dokładnie to samo, płacząc i wykręcając ciało, nie mogąc znaleźć dogodnej pozycji.
Amanda wiedziała, że smutek i żal potęgował dziwne zachowania. Więc tym razem na to nie pozwoliła, podeszła do Elizy i przytuliła ją mocno.
– Mamo, boję się... – szlochała dziewczynka, już po chwili i Amanda miała swoją koszulę przemoczoną od łez dziecka.
– Nie płacz, kochanie... Wszystko będzie dobrze... – mówiła brunetka, ale niczego nie była pewna.
Jednak wiedziała, że jej obecność bardzo dobrze działała na córkę. Jeszcze bardziej zaczęła żałować, że nie dała ani chwili swojego współczucia Daviny. Była zbyt obrzydzona, to wszystko ją przerosło.
Davina nie dostała pomocy. Ani od niej, ani od rodziców. Wszyscy byli zagorzałymi katolikami, dla nich to było jasne, że ich mała blondynka została opętana i tylko w specjalnym ośrodku mogą jej pomóc.
– Mamo, czy ja umieram? – wystękała mała dziewczynka, kurczowo wtulając się w swoją mamę, która z trudem przełykała ślinę, ponieważ w przełyku pojawiła się nieprzyjemna gula.
– Skąd ci to przyszło do głowy, córeczko... Nic ci nie będzie... – Amanda nie była pewna, kogo chciała przekonać do słuszności jej słów.
Elizę czy samą siebie.
– Bardzo źle się czuję... Jakby coś siedziało we mnie i chciało się wydostać... – Chwyciła się za brzuszek i mocno skurczyła nóżki.
Amanda podała córce tabletki przeciwbólowe, ale nie liczyła, że one cokolwiek pomogą. Wiedziała, że to nie jest zwykły ból, więc zwykłe leki nie pomogą. Nie wiedziała, do kogo zwrócić się po pomoc. Każdy wyśle jej ukochaną córkę do zakładu zamkniętego, a ona tego nie chce.
Drugi raz nie popełni tego błędu. Teraz zrobi wszystko, aby pomóc Elizie. Zrobi wszystko...
– Przepraszam... – rozpłakała się Amanda jeszcze rzewniej niż poprzednio. Eliza mocno przytuliła swoją mamę, gładząc ją po głowie.
– Za co przepraszasz, mamusiu? – zdziwiła się dziewczynka.
Jednak Amanda nic nie odpowiedziała. Chciała przeprosić Davinę, chciała wrócić do przeszłości, postąpić inaczej. Jednak to było niemożliwe i Amanda doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Zrujnowała życie Davinie. To była przede wszystkim jej wina. Zawiść do samej siebie stawała się coraz większa z każdą sekundą.
W drzwiach stanął Tomas. Spojrzał ze smutkiem na swoje dwie, ukochane dziewczyny.
– Amanda, pozwól na chwilkę... – rzekł cicho, przygryzając wargę. Zawsze ból jego dziecka sprawiał, że sam czuł się gorzej.
Amanda pocałowała Elizę w rozpalone czoło i podeszła do męża. Wyszli z pokoju i stanęli na korytarzu. Kobieta oparła się o balustradę, nie mogąc się uspokoić.
– Co się stało? Tak nagle Eliza po prostu poszła na górę i widzę, że jest źle... – zapytał Tomas, ścierając kciukiem łzy z policzka swojej żony.
Delikatny makijaż rozmył się na całej twarzy Amandy, jeszcze bardziej ukazując beznadziejny stan w jakim się znajdowała.
Tomas wiedział Davinie, jednak Amanda nie opowiadała mu wszystkiego. To było dla niej za trudne. Teraz wiedziała, że powinna powiedzieć prawdę Tomasowi. Przecież to była również jego córka. Jednak kobieta miała cień nadziei, że to minie, że miłość, którą obdarzy córkę uwolni ją od bólu. W stronę Daviny kierowała strach i wstręt. Miała nadzieję, że chociaż to ukorzy ból u jej małej córki.
– Kochanie, to tylko kobiece sprawy... – skłamała Amanda, mając nadzieję, że Tomas nie wyczuje odrobiny zawahania w jej głosie.
Mężczyzna złapał się za głowę i wybałuszył oczy.
– To już? – zdziwił się, przeliczając raz jeszcze, czy Eliza ma na pewno dopiero dwanaście lat.
– Każdy dojrzewa w swoim własnym czasie... – wyjaśniła Amanda. – I każdy inaczej to przeżywa. Mnie to nic nie boli, a Elizkę niestety strasznie boli brzuszek. Potrzebuje teraz dużo wsparcia i miłości.
Amanda czuła się jak hipokrytka. Co więcej, była tą hipokrytką. Cały czas miała wrażenie, że Davina patrzy na nią i śmieje się jej w twarz. Nie dała jej szansy...
Nie dała jej ani odrobiny szansy.
Na normalne dzieciństwo.
Na siostrzaną miłość.
Na młodość.
Na życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top