Rozdział I
W końcu nadszedł ten dzień, przez młodych uwielbiany, lecz z wiekiem coraz bardziej niechciany, a moze nawet nielubiany. Urodziny. Można zadać pytanie, "ale jak to można nie lubieć urodzin? Przecież jest powód do spotkania z najbliższymi, dostanie wymarzonych prezentów, spędzenia miłych chwil!." Tak ... może i tak, głównie dla młodych. Oni zawsze mają w głowie wizje swojej przyszłości: "no! A jak będę mieć w końcu 18 lat to ..." albo "A jak skończę 30 to...", I tak dalej. A co w takim razie z starszymi? Którym na liczniku wybija 80 lub 90? Do czego oni dążą? Nie ukrywajmy, że dla nich, kolejna, coraz wyższa liczba, sprząta sen z powiek, daje niechciane choroby i zaprasza na spotkanie te śmiercią...
- Panienko, pora wstać! Już dawno po siódmej! Chyba nie chce Pani przespać swoich siedemnastych urodzin? No! - usłyszałaś znany Ci głos twojej pokojówki, a zaraz po tym poczułaś promienie letniego słońca na twojej twarzy i powiekach. - Przygotowałam dla Ciebie rogale z czekoladą i herbatę, Earl Grey.
Otworzyłaś swoje oczy i rozejrzałaś się po swoim pokoju. Minęło już siedemnaście lat, od tamtej pory wszytko jest takie same, nic się nie zmieniło. Kolor ścian, szafa, łóżko, ten stary i w dodatku brzydki wazon... Wszytko jest takie monotonne. Czy tak właśnie wygląda życie arystokracji? Spojrzałaś na swoją pokojówkę. Właśnie nalewała herbaty do filiżanki, na jej twarzy jak zwykle widniał wielki uśmiech.
- Wszytkiego najlepszego Matyldo. - Powiedziałaś jeszcze zaspanym głosem, biorąc do ręki rogala z czekoladą.
- Bardzo Ci dziękuję panienko! To bardzo miło, że pomyślałaś o mnie. - Odpowiedziała Twoja pokojówka. Wyglądała na bardzo szczęśliwą z tego powodu.
Trudno by było tego nie pamiętać, od zawsze się Tobą zajmuję, a nawet poniekąd zastępuje ci świętej pamięci mamę. Od kiedy pamiętasz zawsze jest przy tobie, to ona nauczyła Cię chociażby wiązania sznurówek czy zaplatania warkocza. Gdyby nie ona nie wiedziałabyś nic o swojej mamie, rodzinie, w zasadzie, nic byś nie wiedziała... Poza tym, ma urodziny w ten sam dzień co ty.
- Tylko raz w życiu kończy się 57 lat prawda Matyldo? Mamy urodziny tego samego dnia, trudno by było mi o tym zapomnieć. Nie uważasz? - Uśmiechasz się do niej szeroko. Bierzesz kolejnego kęsa rogala. Jak zwykle wyszły przepyszne.
- Tobie też najlepsze życzenia panienko, mam dla Ciebie coś bardzo specjalnego. - wyciaga z kieszeni swojego fioletowego fartucha pożółkłą kopertę i kładzie ją obok Ciebie ma łóżku - To prezent od Twojej mamy.
Przez całe twoje ciało przeszły zimne dreszcze. Miałaś wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Słyszałaś nawet bicie swojego serca.
- Prezent od mamy? Nie ma jej już prawie siedemnaście lat, zmarła krótko po moim porodzie... Co tam może być? - pomyślałaś.
Wzięłaś list do swoich dłoni i obróciłaś go parę razy. Zwykła pożólkła koperta, z tyłu zamknięta i zapieczetowana herbem rodziny. Przez siedemnaście lat nikt go nie otworzył, nawet bardzo ciekawska Matylda. Obróciłaś go znowu, twoim oczom ukazało się piękne i wymyślne pismo oraz wyblakły napis " Od Adelaidy [Twoje nazwisko] dla [Twoje imię i nazwisko], mojej drogiej córki". Przez twoje ciało znowu przeszły ziemne dreszcze, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej niż przed momentem. Poczułaś jak zaszkliły ci się oczy.
Pomyślałaś wzrok na Matylde, a ta podała ci specjalny nożyk do otwierania listów. Wyraz jej twarzy był bardzo specyficzny, tak jakby wiedziała co tam jest napisane, a z drugiej strony była bardzo ciekawa.
- Mam przeczytać to na głos? - zapytałaś, otwierając powoli list, starając się aby go w żadnym stopniu nie zniszczyć.
- Jeżeli panienka chce to proszę, jak bedzie mieć też jakieś pytania to proszę pytać i się nie krępowac. - Odpowiedziała z uśmiechem.
- A czy mój ojciec wie o tym liście? Wie co tam jest? - podniosłaś zaniepokojona wzrok.
Tata nie jest jedną z najlepszych osób w towim życiu, jak powinno być. Raczej na odwrót, dopisujesz mu metkę z mianem "najgorszy".
- Pan Joseph nic o niem nie wie. Proszę się tym nie przejmować, dobrze chowałam ten list nie tylko przed Panem ale i przed całym światem.
Odetchnęłaś z ulgą, powoli wyciągnęłaś kartkę z środka. Ona również była pożółkła, a pismo lekko wyblakłe. List był długi, wzięłaś głęboki oddech i zaczęłaś głośno czytać.
- " Droga Córko, [Twoje imię],
Wszystkiego dobrego z okazji Twoich siedemnastych urodzin! Przede wszystkim chce ci życzyć dużo pomyślności, szczęścia oraz siły, której mi bardzo często brakowało. Życz też proszę odemnie wszytkiego dobrego mojej kochanej Matyldzie. " - podniosłaś wzrok na pokojówkę, na jej twarzy było widać wzruszenie, a nawet łzy spływające po policzku. Wzięłaś oddech i zaczęłaś czytać dalej. - " Bardzo chciałabym Cię do siebie jeszcze raz przytulić, zobaczyć jak bardzo wyrosłaś, czy jesteś podobna do mnie, jakbyś wyglądała w moich sukniach... Piszę do Ciebie ten długi list by przekazać ci twoją historię, która nie jest wcale taka jak teraz myślisz, że jest. Wiem, że ta historia wyda ci się niedorzeczna, być może, nawet uznasz mnie za kłamcę i wariatkę. Proszę, przeczytaj ten list do końca. To moja ostatnia jedyna i ostatnia prośba.
Zacznijmy od samego początku, od tego, że Joseph [Twoje Nazwisko] nie jest twoim biologicznym ojcem..."
W tamtej chwili poczułaś, jakby zatrzymało ci się serce, z jednej strony poczułaś, jakby ktoś wbił ci nóż w plecy, tyle lat żyłaś w kłamstwie. Z drugiej strony poczułaś ogromną ulgę, jakby kamień spadł ci z serca, że ten okropny człowiek nie jest z tobą spokrewniony.
- Wszystko w porządku panienko? - zapytała zatroskana Matylda. - Bardzo zbladłaś...
- Tak, Tak, wszystko jest w porządku, jestem tylko trochę... zmieszana.
- Nie dziwię Ci się, proszę, czytaj dalej.
- "... Zaczęło się pięknie, wspaniała miłość, cudowny ślub, i próby dania nowego życia. Niestety, przez wiele lat nie umiałam zajść w ciążę, którą on tak bardzo odemnie wymagał, chciał dziecka, potomka i miałam mu go zrobić. Joseph od zawsze był wybuchowy i porywczy, ale zawsze starał się tego przy mnie nie pokazywać, kochał mnie i ja kochałam go, do czasu. Niestety, po 3 latach prób, Jo coraz bardziej tracił zmysły i granice. Zaczął się znęcać nade mną, bił mnie, torturował, krzyczał, dlatego że nie byłam w stanie dac mu dziecka. Mówił, że co ze mnie za kobieta, skoro nie potrafię mu tego dać. Jakby wiedział, że tak to będzie, nigdy by mnie nie wybrał. Myślał, że to tylko moja wina, a z czasem i ja tak zaczęłam myśleć. Pewnego dnia miałam tego dość, pomyślałam, że ktoś inny będzie w stanie go pokochać i dać mu wymarzone dziecko. Zamknęłam się w piwnicy - w pokoju z winem, ze sztyletem oraz mała. świeczką. Miałam zamiar popełnić samobójstwo..."
Popatrzyłaś z przerażeniem na Matylde. Ona patrzyła na Ciebie bardzo uważnie, a po o jej wyrazie twarzy było widać, że zaraz przeczytasz coś bardzo ważnego. Poczułaś suchość w gardle, więc chwyciłaś za filiżankę i napiłaś się herbaty. Odłożyłaś ją z powrotem za miejsce.
- "... Cała roztrzęsiona zaczęłam płakać i modlić się do Boga z wcelowanym w krtań sztyletem. Kiedy miałam już to zrobić, głośno krzyknęłam i usłyszałam niski, nieznany, męski głos dochodzący z wnętrza piwnicy. "Napewno chcesz to zrobić?" zapytał mnie. Przerażona, oodwróciłam sztylet w drugą stronę. " Kto tu jest!?" krzyknęłam i zrobiłam trzy kroki do przodu. Przestałam widzieć, tak jakby nagle cały świat zniknął, a ja stałam w nicości. "Taka delikatna kobieta chce zrobić taki wstrętny czyn?" - znowu ten głos. Wtedy poczułam, jak coś od tylu łapie mnie za szyję i brzuch. Coś szeptało mi do ucha rzeczy w języku łacińskim, i mimo to, że nie potrafię tego języka. Tamtego dnia rozumiałam wszytko dokładnie. Nie wiedziałam co się dzieje, nagle poczułam się bardzo rozluźniona i bezpieczna. Usłyszałam brzdęk - sztylet spadł na ziemię. "Kim jesteś?" Zapytałam spokojnie, chciałam się ruszyć ale nie umiałam. "Najgorszym złem jakie istnieje, a istnieć nie powinno" usłyszałam głos, oraz kroki w oddali zbliżające się w moją stronę. Wiedziałam, że nie mam doczynienia z człowiekiem. Kiedy dźwięk butów był bardzo wyraźny, wyciągnęłam dłoń do przodu by dotknąć to coś i poczułam, jak to ciągnie mnie do przodu..."
Urwałaś czytanie i chrząknęłaś.
- Przecież to nawet nie przypomina listu a opowiadanie... jak wymyślona bajka. - Zerknęłaś ile jeszcze tego "listu" zostało ci do przeczytania.
- To jest przepisana historia z pamiętnika do listu. Twoja mama uznała, że lepiej będzie przekazać panience całość. - Powiedziała Matylda od razu.
- Skąd o tym wiesz? - Zapytałaś. - No i gdzie jest pamiętnik?
- Byłam przy tym, jak twa matka pisała ten fragmnet. - Uśmiechnęła się do Ciebie szeroko. - Pamiętnik jest dawno obrócony w proch, Pani Adelaide sama wyrzuciła go do pieca.
- Aha. Rozumiem... - Ponownie wzięłaś głęboki oddech i zaczęłaś czytać dalej - "... obudziłam się w wielkim pokoju, na ogromnym łożu, przed którym stał wysoki mężczyzna, ubrany we frak, a w kieszeni marynarki miał czerwoną różę. Był w każdym stopniu idealny, włosy, sylwetka, twarz, wzrok, zapach... całkowicie mnie uwiódł. "Najgorsze zło jakie istnieje a istnieć nie powinno", sam Pan Podziemi, Czyste Zło - sam szatan. Tamtego dnia kompletnie straciłam granice. W całości mu się oddałam, nie było innego wyjścia. Po paru dniach okazało się, że jestem w ciąży."
Zaczęłaś się krztusić, nie wierzyłaś własnym oczom. Nie chciałaś uwierzyć w to, co było napisane w liście.
- Przecież to niemożliwe, co to za bajki są?! Przecież nikt mi tego nie udowodni, że tak było, i co, że niby moim ojcem miałby być sam szatan? Chyba mi się to śni... może jeszcze wokół tańczyły wróżki... " - Pomyślałaś, jednocześnie odechciało ci się czytać dalej, z lekką złością spojrzałaś na Matylde.
- Naprawdę ja mam w to uwierzyć? Przez siedemnaście lat miałam czekać by przeczytać "to"?! Ty w to wierzysz wszytko? Chyba tylko głupi by w to uwierzył. - Z lekkim zirytowaniem i niedowierzaniem zapytałaś swoją pokojówkę.
- Nie mam powodu by w to nie wierzyć, nawet panienka nie przeczytała do końca, a już wybucha gniewem. - Odezwała się spokojnie. - Proszę czytać dalej.
- Ehh ... niech ci będzie. "...
Kiedy się o Tobie dowiedziałam, w pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć. Człowiek z szatanem? To nie jest możliwe. [Twoje imię], ty, czytając to, pewnie też w to nie wierzysz. Nie dziwię ci się, lecz proszę, czytaj dalej. Wiedziałam, że ojcem nie jest Joseph. Bardzo szybko rosłaś, za szybko jak na normalne dziecko, brzuch z dnia na dzień był coraz większy. Chciałam by Jo uwierzył, że to on jest ojcem, żeby wszytko się ułożyło i tak się stało, lecz to nie był już ten sam mężczyzna. Już go nie obchodziło to czy jestem w ciąży, i czy w ogóle jestem. Zajął się jakimiś czarnymi interesami, nawet nie zauważył, jak urodziłam Cię po zaledwie 4 miesiącach ciąży. Byłaś taka piękna, nie zapomnę nigdy momentu, kiedy po raz pierwszy znalazłaś się w moich ramionach. Cały mój świat, nagle zaczął kręcić się wokół Ciebie. Minęły cztery tygodnie odkąd jesteś z nami. Ciągle rośniesz za szybko, jeszcze dwa tygodnie temu nie umiałas nic, jak noworodek a dziś siedzisz o własnych siłach i bawisz się grzechotką. Niestety, czuję się coraz gorzej, coraz słabiej, dlatego piszę ten list, ponieważ mam wrażenie, że mogę nie dożyć jutra. Zapytasz co z twoim ojcem, nie ma go, uwiódł i pozostawił, pewnie się tego spodziewałaś. Piszę ten list, by powiedzieć ci prawdę o tobie oraz aby Ci podziękować. Dziękuję Ci za to, że wzbogaciłaś moje życie, chociaż na tą krótką chwilę. Za to, że uczyniłaś mnie matką. Mam nadzieję, że Joseph się zmienił, chce byś miała szczęśliwe życie.
Moja najwspanialsza dziewczynko, kocham Cię tak, jak nikt nigdy jeszcze nikogo nie kochał. Pamiętaj, że zawsze będziesz moją córką, nawet jeżeli mnie już nie ma.
Podpisano, Mama."
---
Mam nadzieję, że ten x Reader przyjmie się równie dobrze jak jak poprzedni - Ciel x Reader. Minęło parę lat, trochę inne myśli, trochę inne pomysł. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top