9
Rey
- Sam? Bracie?
Obudziłam się, ale znajdowałam się jeszcze na granicy snu. Uwielbiałam ten moment, gdy człowiek powoli się budził i czuł, jakby jeszcze spał, ale tak właściwie szykował się na nowy dzień.
Było mi ciepło. Nie wiedziałam, czy zapomniałam zasłonić żaluzje na noc, czy może byłam okryta kocem. W lato nie spałam otulona kocem, ale może w nocy zrobiło mi się zimno. Próbowałam zsunąć z siebie ten koc, ale zrozumiałam, że był zbyt ciężki i wcale nie chciał ze mnie zejść.
Po chwili spróbowałam się przekręcić, ale poczułam potworny ból w kroczu. Nagle wzięłam głęboki wdech, gdyż przypomniało mi się prawie wszystko, co stało się wczoraj.
Otworzyłam z przerażeniem oczy, widząc przed sobą twarz Kunzite'a. Morski potwór spał z lekko rozchylonymi ustami i oddychał spokojnie. Obejmował mnie zieloną ręką w pasie i przytulał się do mnie tak, jakbym była jego ulubioną zabawką.
Spojrzałam się w sufit. Próbowałam się nie rozpłakać, ale było to dla mnie zadanie nie do wykonania. Nagle bowiem poczułam ogromny smutek. Zrozumiałam, że mój starszy brat naprawdę wrzucił mnie do morza w nadziei, że umrę. Kunzite mnie uratował, ale zrobił sobie ze mnie swoją niewolnicę, choć zarzekał się, że nią nie byłam. Założył mi na szyję obrożę, zgwałcił mnie i zapowiedział, że w przyszłości zostanę jego żoną.
Powędrowałam prawą dłonią na swoje krocze, aby je zbadać. Bardzo mnie tam bolało. Nie wiedziałam, czy wszystkie byłe dziewice czuły się tak po pierwszym w życiu seksie, czy może chodziło o rozmiar kutasa morskiego potwora. Może to właśnie był powód, dla którego wszystko tak bardzo mnie bolało. Nie byłam pewna, czy byłabym w stanie samodzielnie chodzić.
Wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam i poczułam, że Kunzite się przeciąga. Mruknął z zadowoleniem, mocniej mnie do siebie przyciągając.
- Rey?
Nie odezwałam się. Wpatrywałam się w zasłonięte roletą okno w nadziei, że Kunzite nie dowie się, że się obudziłam.
- Kochanie, czuję, że nie śpisz. Jak się czujesz?
Nie odpowiedziałam. Byłam na niego wściekła. Mimo, że jego historia, którą się ze mną wczoraj podzielił, bardzo mnie poruszyła, tak nie mogłam zapomnieć o tym, co ten diabeł mi zrobił. Może uratował mi życie, ale tym samym mnie porwał i zniewolił. To może jeszcze byłabym w stanie przeżyć, gdyż nie miałam domu, do którego mogłabym wrócić ani rodziny, która by mnie kochała, ale Kunzite mnie także zgwałcił. Może zrobił to po to, aby mnie chronić, jak wyjaśnił, ale nie mogłam mu tego wybaczyć.
Mężczyzna podniósł się nieznacznie. Szybko zamknęłam oczy w obawie, że dowie się, że się obudziłam.
Poczułam dotyk jego zimnej dłoni na policzku. Kunzite mruknął, głaszcząc mnie.
- Słoneczko, otwórz oczy. Przecież wiem, że nie śpisz. Dlaczego tak się zachowujesz?
Po moim policzku spłynęła łza. Nie było sensu dłużej udawać, że nie spałam.
Otworzyłam oczy i przekręciłam nieznacznie głowę. Spojrzałam w czerwone ślepia potwora. Kunzite leżał na boku i podpierał się ręką tak, aby móc na mnie patrzeć.
- Kochanie, jeśli coś cię boli, na pewno coś na to poradzę. Musisz mi jednak powiedzieć, o co chodzi.
- Boli mnie cipka.
Kunzite zrobił duże oczy. Na pewno nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Słoneczko...
- Proszę, daj mi spokój - błagałam, dusząc się łzami. - Nie chcę tutaj być. Nie chcę ciebie znać. Chciałabym tylko wrócić na powierzchnię.
- To się nigdy nie wydarzy. Jesteś moja. Co mam jeszcze powiedzieć albo zrobić, żebyś to zrozumiała, mój człowieku?
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam już z nim rozmawiać. Byłam po prostu zła. Bardzo zła. Czułam także niemoc, która mnie dobijała. Chciałam być silna, niezależna i po prostu wystarczająca. Tymczasem płakałam w łóżku potwora, który mnie zgwałcił i mówił mi, że byłam jego własnością.
- Niczego od ciebie nie chcę. Po prostu zostaw mnie w spokoju.
- Nie uczynię tego. Jesteś moja, a ja mam prawo się tobą zajmować i się o ciebie troszczyć.
Nie było sensu z nim rozmawiać. Kunzite uważał, że zachowywał się we właściwy sposób, ale tak nie było. Sądził, że skoro mnie porwał, należałam teraz do niego i mógł robić ze mną, co chciał. Myślał, że z wdzięczności za ratunek rzucę mu się w objęcia i będę jego szczęśliwą kochanką.
- Kiedy się mną znudzisz, w końcu mnie stąd wyrzucisz.
Mężczyzna mocniej się podniósł. Po chwili usiadł okrakiem na moim brzuchu. Spojrzałam na niego ze strachem, choć wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Mimo wszystko obawiałam się. Znajdowałam się w domu potwora, który wyglądał na niebezpiecznego. Był ode mnie o wiele silniejszy i znajdował się na swoim terenie, którego ja nie znałam. Mógł zrobić ze mną absolutnie wszystko.
Nagle Kunzite złapał mnie za nadgarstki i przygwoździł mi je do łóżka na wysokości mojej głowy. Nachylił się nade mną tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Jego usta były stanowczo zbyt blisko moich.
- C-co chcesz ze mną zrobić?
Mój porywacz westchnął ciężko, rozluźniając uchwyt na moich nadgarstkach, ale ich nie puścił.
- Nie rozumiem, jak ciągle możesz myśleć, że mi się znudzisz, Rey. Jesteś moim człowiekiem. Należysz do mnie. Wchodząc w ciebie, zobowiązałem się do trwania przy tobie do dnia mojej śmierci. Już nigdy nie wrócisz na powierzchnię, a jeśli chodzi o życie tutaj, nigdy nie pozwolę ci być z jakimkolwiek innym mężczyzną z mojego gatunku.
- Kto powiedział, że chcę być z innym morskim potworem?!
Kunzite'owi raczej nie podobało się to, jak nazywałam jego gatunek. Zmarszczył brwi i wyglądał na zasmuconego.
- Chcę tylko wrócić do domu!
- Rey...
- Pragnę tam wrócić! Nie muszę wracać do Sama, ale chcę być w domu! Z innymi ludźmi!
- Rey, to jest niemożliwe!
- Zrobię dla ciebie wszystko! - krzyknęłam w desperacji. - Mogę rozłożyć dla ciebie nogi, jeśli tego właśnie ode mnie chcesz! Pozwolę ci zrobić ze sobą wszystko i będę się z tego cieszyła, ale błagam, pozwól mi wrócić do do...
- Rey!
Mężczyzna puścił jeden z moich nadgarstków. Nagle złapał mnie za podbródek i zbliżył się do mnie tak, że jego płaski nos opierał się o mój. Czułam jego oddech na swoich ustach i panikowałam.
- Nie wrócisz już na powierzchnię. Nigdy tego nie zrobisz.
- O czym ty mówisz?! - krzyczałam dalej mimo, że nie miałam już siły na krzyk.
- Rey... To... Kurwa...
Mężczyzna mnie puścił. Wciąż siedział na mnie okrakiem, ale nie trzymał już moich rąk. Teraz schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko.
- Potwory morskie nie mogą wyłonić się ponad poziom wody. Musimy przebywać wyłącznie pod nią, gdyż w innym wypadku umrzemy.
Zmarszczyłam brwi, gdyż nie rozumiałam, co to miało do mnie.
- Ja jestem człowiekiem - zauważyłam tak, jakby on jeszcze tego nie odczytał.
- Nie, Rey. Już nie jesteś w pełni człowiekiem.
Byłam w szoku, ale bardziej nic nie rozumiałam.
- O czym ty mówisz?
Kunzite znowu ciężko westchnął. Unikał patrzenia mi w oczy tak, jakby obawiał się mojej reakcji. Jak się chwilę potem okazało, słusznie się obawiał.
- W momencie, w którym wszedłem w twoje ciało i doszedłem w tobie, stałaś się mieszańcem. Obecnie jesteś więc w połowie człowiekiem, a w połowie potworem morskim. Obroża, którą nosisz na szyi, hamuje przemianę zewnętrzną. Dlatego wyglądasz jak człowiek, ale w środku twoje ciało się zmienia, aby być gotowym na przyjęcie nowej postaci, gdy obroża zostanie zdjęta z twojej szyi. Może ci się więc wydawać, że przeżyłabyś na powierzchni, ale daję ci słowo, że gdybyś choćby na sekundę wyłoniła głowę z wody, od razu odeszłabyś z tego świata.
Tego było już za wiele.
Wiedząc, że Kunzite ze mnie nie zejdzie, schowałam twarz w dłoniach tak, aby nie musiał na mnie patrzeć.
Płakałam. Płakałam nad wszystkim, co mi odebrał. Gdy już myślałam, że nic więcej nie miało mnie zaskoczyć, on wyskakiwał z nową informacją. W ciągu ostatnich kilkunastu godzin dowiedziałam się tak wielu okropnych rzeczy, że sama już nie wiedziałam, co powinnam z nimi zrobić.
Zostałam niewolnicą morza. Już nigdy miałam nie wyłonić się na powierzchnię. Musiałam przebywać tutaj. Głęboko, na samym dnie morza, za towarzysza mając istotę, która skrzywdziła mnie chyba gorzej niż mój okropny i sadystyczny brat.
Kunzite milczał. Mężczyzna przesuwał dłońmi po moim brzuchu i po bokach mojego ciała. Byłam do bólu zmęczona i miałam po prostu dość. Chciałam tylko gdzieś się schować. Gdzieś, gdzie nikt by mnie nigdy nie znalazł. Gdzieś, gdzie byłabym samotna i umierająca. Nie widziałam bowiem żadnego powodu, aby dłużej żyć. To się musiało skończyć.
- Proszę, zabij mnie.
- Słucham?
- Zabij mnie, Kunzite - wyszeptałam błagalnie, odsuwając dłonie z twarzy, aby móc spojrzeć mu w oczy. - Nie chcę dłużej żyć. To nie ma sensu. Nikt mnie nie kocha i jestem niepotrzebna. Nie powinnam już istnieć.
- Kurwa, Rey! Czy ty siebie słyszysz, do diabła?!
Morski potwór zmaterializował w zielonej dłoni skórzane kajdanki. Wszystko wskazywało więc na to, że Kunzite naprawdę posługiwał się czymś w rodzaju magii.
Nie walczyłam z nim, gdy przykuwał mi nadgarstki do wezgłowia łóżka. Całkowicie się poddałam, gdyż nie miałam już woli walki. Nie miałam bowiem o co walczyć. Ograbiono mnie ze wszystkiego. Naprawdę nie rozumiałam, czym sobie na to zasłużyłam. Może nie byłam idealna, ale starałam się być dobra. Zawsze byłam pomocna i uczynna. Nie miałam o sobie przesadnie dobrego zdania, gdyż widziałam w sobie więcej wad niż zalet, ale i tak było mi przykro, że spotkało mnie coś tak strasznego.
Kiedy Kunzite skuł mi ręce, chwycił w dłonie moją twarz. Spojrzał mi w oczy, gdyż nie miałam jak się zasłonić.
- Nigdy cię nie zabiję - warknął, ale jego głos zadrżał i po chwili ujrzałam w jego czerwonych ślepiach łzy. - Jesteś moja. Jesteś moim człowiekiem, Rey. Nigdy więcej nie mów czegoś tak strasznego.
Pokręciłam głową. Jęknęłam.
- Błagam cię...
- Wiem, że teraz się mnie boisz, ale obiecuję ci, że będę dla ciebie dobry. Dzisiaj odwiedzimy króla i pokażę ci nasz świat. Wszystko się ułoży, skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak. Proszę, po prostu odbierz mi życie.
- Mam tego, kurwa, dość.
Kunzite wstał. Zostawił mnie samą, przykutą do łóżka. Spojrzał na mnie, stając w oddali z twardym penisem. Może był to poranny wzwód, a może podnieciło go moje cierpienie. Nie zdziwiłabym się, gdyby napawał się moim bólem.
- Teraz pójdę zrobić nam śniadanie, a ty sobie odpoczniesz. Nie ruszysz się stąd, więc będę o ciebie spokojny. Przemyśl sobie wszystko. Mam nadzieję, że gdy wrócę do ciebie ze śniadaniem, będziesz zachowywała się racjonalnie, Rey.
Nie odpowiedziałam. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i patrzyłam na to, jak wysoki i potężny stwór wychodzi z sypialni, zostawiając mnie samą z wieloma myślami w głowie.
Kiedy Kunzite wyszedł, zaczęłam próbować uwolnić ręce z kajdan. Były jednak tak zapięte, że sama za nic w świecie nie dałabym rady się ich pozbyć. Po kilku minutach intensywnych prób poddałam się. Leżałam naga na plecach i wpatrując się w sufit, zastanawiałam się, dlaczego życie doprowadziło mnie do takiego miejsca.
W mojej głowie znajdowało się bagno. Nie byłam w stanie samodzielnie się z niego wyplątać, a za nic w świecie nie chciałam prosić o pomoc swojego porywacza. Musiałam wierzyć w to, że jakoś sobie ze wszystkim poradzę, ale nie byłam głupia.
Znajdowałam się na dnie morza sama. Nie wiedziałam, czy byli tutaj inni ludzie, ale...
Nie chciałam przyjąć do wiadomości tego, że nie byłam już człowiekiem. Kunzite nazwał mnie mieszańcem, co wydało mi się niesamowicie obraźliwe. Jeśli chodziło o psy, uwielbiałam kundelki, zwane też mieszańcami, ale w przypadku psów to słowo nie miało negatywnego wydźwięku. Jeśli jednak chodziło o ludzi, mieszańcami określano kogoś, kto mógł mieć na przykład jednego rodzica z Azji, a drugiego ze Stanów Zjednoczonych. W moim przypadku jednak to jedno słowo znaczyło coś o wiele gorszego.
Nie miałam kogo poprosić o pomoc. Byłam pewna, że gdybym poszła do króla morskich stworzeń i błagała go na kolanach o to, aby pozwolił mi wrócić na powierzchnię, wyśmiałby mnie. Z tego, co się dowiedziałam, król bardzo lubił mojego porywacza, więc na jego pomoc nie mogłam liczyć.
Chciało mi się wyć z rozpaczy. Nic już nie miało dla mnie sensu. Nie miałam po co żyć. Wcześniej uważałam życie za najcenniejszy dar, ale teraz chciałam sobie ten dar odebrać. Nie byłam jednak pewna, czy wystarczy mi na to odwagi.
Może gdybym miała jakąś rodzinę, miałabym większą motywację i nadzieję na to, że zostanę uratowana. Tymczasem jedynym członkiem mojej rodziny był brat, który skazał mnie na śmierć. Byłam więc sama.
Po jakimś czasie Kunzite wrócił do mnie ze śniadaniem. Nie miałam pojęcia, co przygotował, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. W tej chwili zjadłabym po prostu wszystko. Tak bardzo byłam głodna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top