8
Kunzite
Wróciły do mnie wspomnienia z tych okropnych chwil z mojego dzieciństwa. Przypomniałem sobie swoje pierwsze szczęśliwe lata młodości i to, co stało się po śmierci mojej mamy. Wszystko szlak trafił, gdy skończyłem siódmy rok życia.
Miałem spokojne i szczęśliwe dzieciństwo. Żyłem z rodzicami w jednym z najładniejszych morskich miasteczek. Mieliśmy dostęp do najlepszego jedzenia, najlepszych rozrywek i wszystko było po prostu najlepsze.
Kiedy mama zaszła w kolejną ciążę, nie mogłem być bardziej szczęśliwy. Miałem mieć siostrzyczkę. Mama i tata wszystko dla niej przygotowywali. Niestety pewnego dnia mama straciła przytomność i dowiedzieliśmy się, że była bardzo ciężko chora.
Płakałem, gdy mama słabła z dnia na dzień i umierała na moich oczach. Starałem się robić wszystko, co w mojej mocy, aby się uśmiechała, ale gdy tylko wychodziłem z jej sypialni, od razu zwijałem się na podłodze w kłębek i płakałem.
Gdy mama umarła, zmieniłem się. Nie byłem dłużej tym wesołym, uśmiechniętym i żartującym chłopcem, którego wszyscy uwielbiali. Nagle w moje życie wkroczył mrok. Nie wychodziłem już z kolegami na zewnątrz i nie byłem w stanie z niczego się cieszyć.
Tata był dla mnie dużym wsparciem. Gdyby nie jego pomoc, na pewno bym sobie z tym nie poradził. Miałem jednak kochanego tatę, który robił dla mnie wszystko i bardzo mi pomagał. Cieszyłem się, mogąc mieć takiego dobrego tatę, którego zazdrościli mi wszyscy moi koledzy.
Pewnego dnia tata jednak wrócił z pracy napojony alkoholem. Tata nigdy nie pił, więc wydawało mi się to dziwne. Wtedy tata rzucił mną o ścianę, a ja zacząłem płakać. Próbowałem się przed nim bronić, ale byłem za słaby. Tata bił mnie i kopał. Nawet na mnie pluł i mnie wyzywał. Nienawidził mnie, czego nie rozumiałem. Przecież to nie była moja wina, że mama i moja siostrzyczka umarły.
Tamtego dnia po raz pierwszy wsadził mnie do komórki pod schodami. Płaczącego, bezbronnego, przerażonego i z siniakami na całym ciele. Siedziałem tam wiele godzin. Bardzo chciało mi się siku, ale wytrzymałem. Tata mnie przeprosił i obiecał, że nigdy więcej tak mnie nie potraktuje, ale jego obietnica była nic niewarta.
Tata zaczął coraz częściej zamykać mnie w brudnej, śmierdzącej, maleńkiej i ciemnej komórce. Czułem się tam jak więzień. Wiele razy płakałem i uderzałem rączkami w drzwi, ale tata po mnie nie przychodził. Pewnego razu siedziałem w tej komórce tak długo, aż straciłem przytomność. Obudził mnie cios taty w policzek. To bardzo bolało.
W dniu moich ósmych urodzin tata postanowił podarować mi specjalny prezent. Od rana o nim mówił, a ja byłem bardzo podekscytowany, jak to dziecko. Nie spodziewałem się jednak, że tata postanowi oszpecić moje ciało.
Tata wsadził mnie do komórki, związał i wyciął dwie rany na moich policzkach. Płakałem, ile sił w płucach. Krzyczałem okropnie mając nadzieję, że ktoś mi pomoże, ale nikt do mnie nie przyszedł. Byłem tam zupełnie sam.
Straciłem przytomność, a obudziłem się w pałacu króla. Okazało się, że król zamordował mojego tatę za to, że nie sprawował nade mną opieki we właściwy sposób. Musiałem opowiedzieć o tym Rey.
Przytulałem się do jej ciepłego i miękkiego ciała. Drżałem. Bałem się, co pomyśli sobie o mnie moja słodka ludzka dziewczyna, ale nie miałem wyboru. Skoro Rey poprosiła o prawdę o mnie, zamierzałem jej tą prawdę dostarczyć. Choć była bardzo bolesna.
- Mojego tatę zabił król - kontynuowałem, starając się nie rozpłakać. - Powiesił jego ciało na głównym placu miasta, aby wszyscy mieszkańcy ujrzeli, co spotykało zdrajców. Sam zerknąłem na jego ciało tylko na moment, bo nie byłem w stanie dłużej na nie patrzeć. Moje policzki zaleczono tak, jak się dało. Niestety nie mogłem odzyskać brakujących kawałków skóry i ich sobie przyszyć. Było mi bardzo ciężko, kochanie. Nie byłem w stanie normalnie jeść. Musiałem nauczyć się tego na nowo.
Nagle poczułem coś dziwnego w piersi Rey. Spojrzałem na nią, ale ona nie spojrzała na mnie. Na pewno nie wiedziała, że mogłem widzieć w ciemności.
Ujrzałem na jej policzkach łzy. Poczułem się strasznie, gdyż wiedziałem, że rozpłakała się przeze mnie. To była moja wina, że płakała.
- Rey...
- Bardzo mi przykro, Kunzite. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co musiałeś wtedy czuć.
- To nic - wyznałem, choć tak naprawdę to wcale nie było nic. - Król zapewnił mi tymczasowe lokum w pałacu. Miałem tam swój pokój i czułem się bezpieczny. Żyłem tam przez dwa lata. Gdy miałem dziesięć lat, trafiłem do domu dziecka. Ludzie też mają takie instytucje, prawda?
Skinęła głową. Gdy głaskała mnie po głowie i przeczesywała palcami moje zielone włosy, czułem się cudownie. Rey nie miała pojęcia, jak ważna się dla mnie stała.
- Tak - powiedziała, gdyż zapomniała o tym, że teoretycznie nie mogłem zobaczyć jej w ciemności. Och, nie miała o niczym pojęcia.
- Dzieci się ze mnie śmiały - ciągnąłem dalej, aby wyrzucić to z siebie. - Wyśmiewały mnie z powodu tego, że mam blizny na policzkach i przezywały mnie. Na pewno wiesz, że dzieci potrafią być okrutne.
- Bardzo mi przykro.
Była dla mnie za dobra. Ja ją skrzywdziłem, a jej było z mojego powodu przykro.
- Żyłem tam, dopóki nie skończyłem osiemnastego roku życia. Podobnie jak w świecie ludzi, u nas także osobnika uważa się za dorosłego, gdy skończy osiemnaście lat. Król zapewnił mi ten dom. Jest bardzo ładny i bezpieczny. Znajduje się na uboczu, więc wiem, że nic złego mnie tutaj nie spotka. Czasami śni mi się tata, a ja przed nim uciekam i płaczę, ale gdy się budzę i przypominam sobie, że już nie żyje, czuję się lepiej. Byłem bardzo samotny, dopóki nie znalazłem ciebie. Teraz, gdy jesteś tutaj ze mną, moja Rey, nareszcie czuję się szczęśliwy. Nareszcie mam wrażenie, że mam dom, o którym tak dawno marzyłem.
Rey nie ukrywała już tego, że płakała. Naprawdę nie chciałem, aby przeze mnie tak się czuła, ale niestety nic nie mogłem na to poradzić. Jej emocje były jej emocjami. Miała do nich pełne prawo.
Westchnąłem ciężko, gdy Rey pocałowała mnie w czubek głowy. Na tą reakcję poczułem w swoich paskudnych oczach łzy.
- Słoneczko...
- Miałeś bardzo ciężkie życie, Kunz. Przykro mi z głębi serca.
- Ależ to nie twoja wina, skarbie - odparłem, próbując to nowe słowo. Brzmiało rozkosznie. Miałem nadzieję, że Rey nie będzie miała nic przeciwko mnie używającego tych wszystkich czułych ludzkich słówek.
- Wiem, ale to takie smutne. Nie przypuszczałam, że te twoje otwory w policzkach są winą twojego ojca.
- Owszem. Gdyby nie on i jego choroba psychiczna, nie miałbym tych blizn, ale nauczyłem się z nimi żyć. Gdy dzieci widzą mnie na ulicach, czasami krzyczą z przerażenia i pytają swoich rodziców, co to na mnie jest, ale rozumiem je. Sam pewnie zareagowałbym podobnie, gdybym kogoś takiego zobaczył.
Rey wciąż głaskała mnie po włosach. Bałem się ruszyć, aby jej nie spłoszyć. Teraz, gdy moja głowa spoczywała na jej piersi, Rey mogła mieć wrażenie, że miała nade mną kontrolę. Tak właściwie to miała ją od samego początku, gdyż byłem w stanie zrobić dla niej absolutnie wszystko. Cóż, prawie wszystko.
Niestety bowiem nie mogłem jej stąd wypuścić.
Choć ona bardzo tego chciała.
Już teraz wiedziałem, że zrobię dla tej dziewczyny wszystko. Rey wciąż uważała, że zostawię ją, jak się nią znudzę, ale to była gówno prawda. Gdy wszedłem w Rey, zobowiązałem się tym samym do dbania o nią. Już nigdy nie miałem zamiaru jej zostawić. Zakochałem się w niej do szaleństwa, choć znałem ją dopiero od kilku godzin. Pewnie nie było to normalne, ale teraz, gdy w końcu po tylu latach samotności miałem przy sobie kogoś, kto był taki kochany, ciepły i cudowny, zamierzałem być szczęśliwy.
- Jakie są twoje pasje, Kunzite?
- Pasje?
Poczułem się zbity z tropu z powodu tego pytania.
- Co lubisz robić?
- Wiem, czym są pasje, kochanie. Po prostu ja... Chyba nie mam czegoś takiego.
- Naprawdę? - spytała zdziwiona. - Musisz mieć coś, co lubisz robić. Co sprawia ci przyjemność?
- Twoja obecność.
Nie kłamałem. Może myślała, że jej się podlizywałem, ale mówiłem tylko prawdę. Całą prawdę.
- Co sprawiało ci przyjemność, gdy mnie tutaj nie było?
- Czytanie o ludziach i słuchanie historii związanych z nimi - przyznałem, dochodząc do wniosku, że było to dla mnie naprawdę przyjemne. - Ludzie od zawsze mnie ciekawili. My, morskie stworzenia, nie lubimy zbliżać się do ludzi. Spójrz tylko, co ludzie z nami robią. Nie mówię o moim gatunku, bo żyjemy na dnie mórz i oceanów, nikomu się nie pokazując, ale weźmy pod lupę delfiny. Wiesz, ile delfinów jest zniewolonych przez ludzi? Delfiny w parkach rozrywki, czy jak wy, ludzie, nazywacie takie miejsca, są tresowane do wykonywania sztuczek. Nie wspomnę o orkach. Te biedne, wielkie stworzenia powinny pływać na wolności.
Rey skinęła głową.
- Co w takim razie z rybami? Mówiłeś, że je jadacie, tak?
- Tak. To prawda, jemy ryby. Nie mamy tutaj jednak innego pożywienia, oprócz tego, co sztucznie produkujemy.
Dziewczyna przytaknęła, ale nie wyglądała na przekonaną co do moich słów.
- Pracujesz?
Spojrzałem na nią pytająco. Rey nie miała jednak oczu przystosowanych do widzenia w ciemności, więc nie wiedziała, że na nią spoglądam. Wpatrywała się więc tępo w sufit.
- Czy pracuję? Nie, po co miałbym pracować?
- Po to, aby zarobić pieniądze? - odpowiedziała pytaniem.
- Po co mi pieniądze, kochanie? Tutaj, na dnie morza, mamy sklepy, ale nie takie, jak myślisz. Wszystko jest za darmo. Gdy czegoś potrzebujemy, po prostu to dostajemy.
Rey pokręciła głową z niedowierzaniem.
- To dziwne. Choć chyba muszę zrozumieć, że właśnie tak wygląda twój świat.
- Od teraz to nasz świat - wyjaśniłem łagodnym głosem, aby jej nie przestraszyć. - Jesteśmy tutaj razem, Rey. Ty i ja.
- Kunzite...
- Zatroszczę się o ciebie - wyznałem, obejmując ręką jej brzuch i całując ją w niego. - Obiecuję, że będzie ci ze mną dobrze, ale daj mi szansę. Proszę cię tylko o to, Rey.
Ona jednak pokręciła przecząco głową tak, jakby nie chciała się ze mną zgodzić.
- Kunz...
- Błagam cię, kochanie - wyszeptałem do jej brzucha, gdy ona dalej przeczesywała mi palcami włosy. - Ufam ci, Rey. Postaraj się mi zaufać, proszę. Nie zrobię ci krzywdy. Możesz myśleć, że skoro mój ojciec się nade mną znęcał, będę miał w sobie agresję, ale wcale tak nie jest. Bardzo chcę z tobą być. Mimo mojej nienawiści do niektórych ludzi z powodu tego, co robią zwierzętom, ty masz dobre serce. Jesteś moja.
Rey załkała. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Nie jestem twoja. Nie mów tak, proszę.
- Dobrze. Na razie nie będę tak mówił.
- Nie na razie! Ja nigdy nie będę twoja!
Nagle dziewczyna chciała zerwać się z łóżka. Moja księżniczka (och, jak cudownie było móc ją tak nazywać!) próbowała ze mną walczyć. Ja jednak trzymałem ją przyciśniętą do łóżka. Za nic nie pozwoliłbym jej w tej chwili wstać, aby nie zrobiła sobie krzywdy. Była w takim stanie, że mogła zrobić sobie coś złego.
Rey krzyczała. Wpadła w panikę. Po części jej się nie dziwiłem. W ciągu kilku godzin na głowę zawalił jej się cały świat. Wszystko, co znała, popadło w zapomnienie. Nie stałoby się to jednak, gdyby nie jej samolubny brat. To sukinsyn był potworem. Podobnym do mojego ojca.
Moja ukochana walczyła ze mną jak schwytana w sieć ludzkich kłusowników orka. Drapała mnie po plecach i ramionach, choć wiedziałem, że zachowywała się tak tylko ze względu na panikę. W innych warunkach nigdy nie zachowałaby się w taki sposób.
Moja narzeczona była przerażona, a moim zadaniem było jej pomóc. Musiałem więc zrobić coś, aby ukoić jej nerwy.
Trzymałem Rey mocno w swoich objęciach, łagodnie szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Mogła myśleć, że były to puste słowa, ale zamierzałem dotrzymać każdej obietnicy, jaką jej składałem.
- Uspokój się, kochanie. Jestem tu z tobą. Jesteś ze mną bezpieczna.
- Nie mogę! Chcę do domu!
- Skarbie, ale twój brat cię nie chce. Wyrzucił cię stamtąd.
Raniłem ją tymi słowami, ale była to tylko prawda.
- Kunz, ale...
- Teraz jesteś moja, a ja się o ciebie zatroszczę, słoneczko. Jutro spotkamy się z królem i powoli poznasz świat, w którym od dzisiaj będziesz mieszkać. Proszę, spróbuj zasnąć. Przysięgam, że wszystko się ułoży, mój motylku.
Dziewczyna powoli przestawała ze mną walczyć. Uspokajała się w moich ramionach, a po jakimś czasie jej płacz w końcu ucichł. Gdy to się stało, jej ciało się rozluźniło i w końcu Rey zasnęła. Nie byłem pewien, czy nie powinienem jej skuć na noc, ale uznałem, że spróbuję jej zaufać. Jeśli zawiedzie moje zaufanie, to trudno. Ja i tak nie zamierzałem przestać o nią walczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top