55

Rey

Kiedy wydostaliśmy się z pałacu Alerona, zamknęłam oczy i panicznie wstrzymałam oddech. Okazało się jednak, że nic się nie stało.

Moje ciało nie wybuchło. Żyłam.

Powoli otworzyłam oczy i zrozumiałam, że mogłam widzieć pod wodą. Czułam się swobodnie. Zupełnie tak, jakby był to mój świat. Świat, do którego należałam.

Kunzite uśmiechnął się do mnie, gdy na niego spojrzałam. Trzymał mnie mocno za rękę. Patrzył na mnie jak na kogoś, kto był piękny. Obserwował mnie jak kogoś, kogo kochał. Ja jednak nie miałam zamiaru ulec jego zapewnieniom. Wiedziałam, że teraz nie byłam już dla niego atrakcyjna, ale Kunzite miał zbyt dobre maniery, aby mi o tym powiedzieć.

Mój ukochany interesował się ludźmi nie bez powodu. Marzył o ludzkiej kobiecie i ją sobie porwał. Ta kobieta jednak z własnej woli zamieniła się w potwora morskiego. Nie zrobiła tego jednak dlatego, że chciała, a dlatego, że musiała. Gdyby nie to, nie udałoby jej się wyrwać z objęć trzymającego ją strażnika i nie udałoby jej się zabić Alerona.

- Kochanie, jak się czujesz? Nareszcie możesz pływać ze mną. Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to cieszy.

Kunz objął dłonią mój policzek. Strażnicy Zagreusa czekali w oddali, aż do nich podpłyniemy.

- Nie wiem, jak się czuję.

- Aniołku...

Kunzite wziął w dłonie moją twarz i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się z czułością i oparł swoje czoło o moje.

- Wszystko będzie w porządku, kochanie. Jesteś cała i zdrowa.

- Nie jestem cała i zdrowa. Mam w sobie dziecko, które nie jest twoje.

Mój ukochany westchnął ciężko, a ja poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.

- Już ci mówiłem, że zaopiekuję się tym chłopcem tak, jakby był moim synem. Możemy podjąć decyzję, aby nigdy nie mówić mu o jego prawdziwym ojcu. Wiem, że będzie to ryzykowne i niemoralne, ale nie chcę, aby ten chłopiec wiedział, czym zajmował się jego tata. Wszystko jednak zależy od ciebie, Rey. Obiecuję, że ze wszystkim sobie poradzimy, ale daj nam szansę.

Potrząsnęłam lekko głową. Wiedziałam, że najlepszym pomysłem byłby jak najszybszy powrót do domu, jednak z jakiegoś powodu nie byłam w stanie tak szybko opuścić tego królestwa.

- Kunzite, mam w sobie res.

- Res? - spytał, przechylając głowę na bok i patrząc na mnie pytająco.

- To odpowiednik phei - wyjaśniłam, patrząc w jego piękne oczy. - Zdążyłam wyjść za Alerona, skarbie. Zostałam jego żoną i wówczas wokół mojego serca zagnieździło się nowe żyjątko. Wiem, że tam jest, choć Alerona już nie ma. Muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze.

Kunzite zmarszczył brwi i milczał.

- Aleron mi zagroził, że jeśli nie zgodzę się zostać jego żoną, wówczas pośle po ciebie swoich strażników i cię zabije. Zagroził mi, że powiesi twoją głowę w salonie, abym codziennie musiała na nią patrzeć. Nie miałam wyboru, kochanie. Dlatego zostałam jego żoną. Kiedy jednak to się stało, na moment całkowicie o tobie zapomniałam. Wyleciało mi z głowy wszystko, co dla mnie robiłeś. Pragnęłam Alerona, Kunz. Chciałam jego penisa. Prosiłam, aby mnie wypieprzył. Jest mi wstyd i nigdy sobie za to nie wybaczę. Ty tym bardziej nie musisz mi wybaczać. Nie chcę, abyś to robił. Nie zasługuję na przebaczenie.

Załamałam się. Rozpłakałam się i czułam, że pomimo otaczającej nas wody, po moich policzkach jednak spływały łzy.

Kunzite mocno mnie przytulił. Głaskał mnie po głowie, gdy miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Byłam na siebie wściekła. Wiedziałam, że próbowałam ratować Kunza, podpisując na siebie wyrok bycia żoną Alerona. Musiałam to zrobić, jeśli nie chciałam, aby Kunz umarł.

Robiłam to wszystko dla niego, ale i tak czułam się jak najgorsza istota na świecie. Było mi za siebie ogromnie wstyd.

Mój brat miał rację. Naprawdę byłam nic niewarta.

- Już dobrze, słoneczko. Uspokój się. Na pewno znajdziemy rozwiązanie, aby wydostać z ciebie res. Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Najpierw popłyniemy do domu, abyś mogła się tam odświeżyć i coś zjeść, a potem udamy się do Zagreusa. Choć może to on do nas przypłynie. On na pewno nam pomoże.

Skinęłam głową. Pozwoliłam, aby Kunz starł palcami łzy z moich policzków. Mój ukochany małżonek się do mnie uśmiechnął.

- Wciąż mnie kochasz? Po tym wszystkim, co zrobiłam?

Mężczyzna zaśmiał się z czułością. Złapał mnie za dłonie i przyciągnął je sobie do ust.

- Dziecinko, jesteś całym moim światem. Zawsze tak było i tak będzie. Kocham cię do szaleństwa, Rey. To, co zrobiłaś, tylko pokazuje, jak bardzo i ty mnie kochasz. Jestem pewien, że żadna kobieta nie zrobiłaby dla mnie tego, co uczyniłaś ty. Może postrzegasz swoje czyny jako coś karygodnego, ale dla mnie są one dowodem na to, jak wiele byłaś w stanie poświęcić, aby mi pomóc. Kocham cię, Rey. Nigdy więcej w to nie wątp, kotku.

Kunzite pocałował mnie lekko w usta, po czym mocno zacisnął palce na mojej dłoni. Udało mi się odbić od podłoża i płynęłam.

Płynęłam tak, jakbym od zawsze wiedziała, jak poruszać się pod wodą. Nie wahałam się. Czułam się jak ryba w wodzie, choć nie było to chyba zbyt dobre porównanie.

Kiedy płynęłam, nic nie mówiłam do Kunza. Obserwowałam tylko królestwo Alerona i zastanawiałam się nad tym, kto miał teraz zostać królem. Czułam się okropnie z tym, że go zamordowałam. Działałam jednak pod wpływem chwili. Nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Miałam jeden cel, jakim było uratowanie Kunza.

Nie żałowałam, że zabiłam Alerona, gdyż gdybym została postawiona przed takim wyborem ponownie, zdecydowanie znów bym to zrobiła. Było mi jednak wstyd, gdyż byłam morderczynią. Już wcześniej miałam o sobie złe mniemanie, ale teraz było po prostu okropnie. Nigdy nie czułam się ze sobą tak źle, jak w tej chwili.

Położyłam dłoń na brzuchu. Za dwa miesiące miałam urodzić dziecko, które codziennie miało przypominać mi o moim oprawcy. Nie byłam pewna, jak miałam wychować to dziecko, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby chłopiec był bezpieczny. Czułam, że pewnego dnia miałam powiedzieć mu, w jaki sposób został poczęty oraz kto był jego prawdziwym ojcem, ale przez pierwsze lata jego życia chciałam, aby był beztroski i szczęśliwy.

Wiele się zmieniło, ale cieszyłam się, że Kunzite tutaj ze mną był. Kochałam go. Był moją bratnią duszą. Moim wszystkim.

Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek miałam sobie samej wybaczyć. Miałam na sumieniu wiele grzechów. Sam nie bez powodu nazywał mnie przekleństwem rodziny. Mój brat wierzył, że wszystko, co złe, było przyciągane do domu przeze mnie. Może miał rację.

Bałam się spojrzeć w lustro, gdy wrócimy do domu, ale było to nieuniknione. Nie mogłam się chować. Musiałam zobaczyć, jak wyglądałam.

Przerażało mnie to. Nie chodziło o to, że uważałam zielone potwory morskie za odpychające, choć zdecydowanie były one trochę straszne. Obawiałam się jednak zmiany. Niektóre kobiety lubiły zmiany, ale zwykle takie dotyczące fryzury, stylu ubierania się czy makijażu. Ja za to nie znosiłam zmian i zawsze za wszelką cenę starałam się ich unikać.

Kiedy przekroczyliśmy barierę, odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że nigdy więcej miałam nie wrócić do tego potwornego miejsca.

Gdy w oddali ujrzałam pałac Zagreusa, poczułam się jak w domu. Wróciłam do siebie. Do miejsca, w którym powinnam żyć i w którym miałam czuć się szczęśliwa.

Po drodze pożegnaliśmy się ze strażnikami Zagreusa, którzy pomogli Kunzowi w uratowaniu mnie. Ja również podziękowałam mężczyznom. Ucieszyłam się, gdy Iskander mnie uściskał.

W końcu zostaliśmy sami. Mimo, że chciałam jak najszybciej zobaczyć się z Zagreusem, aby dowiedzieć się, jak miałam pozbyć się res, tak na razie chciałam tylko wrócić do domu.

- Nie mogę się doczekać, aby poprzytulać się z tobą w łóżku, laleczko. Szalałem z niepokoju za tobą.

Ścisnęłam mocniej jego dłoń.

- Ja też za tobą tęskniłam. Bardzo.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo siebie obwiniałem, gdy zostałaś porwana - rzekł, a ja dopiero teraz, gdy cały ten szok ze mnie zszedł, zobaczyłam siniaki na jego ciele. - Zrozumiałem, że nie zapewniłem ci bezpieczeństwa i czułem się jak potwór. Przepraszam, że to się stało, Rey. Tak bardzo mi przykro.

Jego głos niebezpiecznie zadrżał. Za nic w świecie nie chciałam, aby się rozpłakał.

- Już dobrze, kochanie. Wróciłam i to jest najważniejsze.

Zaśmiał się, ukradkiem ocierając łzy.

- Masz rację. To jest najważniejsze. Kocham cię do szaleństwa, dziecinko. Nareszcie jesteś moja.

Dopłynęliśmy do domu. Tym razem po raz pierwszy nie musiałam osuszać się z bańki. Już nigdy więcej nie musiałam tego robić i nie byłam pewna, jak się z tym czułam.

Weszłam do domu. Uśmiechnęłam się lekko, ale wiedziałam, że wszystko co złe miało nadejść właśnie teraz.

- Pójdę do łazienki i zaraz do ciebie wrócę, dobrze?

Kunzite ścisnął mocniej moją dłoń tak, jakby nie chciał mnie puścić.

- Mogę iść tam z tobą, Rey.

- Kunz, nie...

- Dobrze. Idź sama, ale wróć do mnie szybko, jasne?

Mój mąż, choć nie wiedziałam, czy mogłam go tak jeszcze nazywać, chwycił mój podbródek w dłoń. Spojrzał mi w oczy, doskonale rozumiejąc, po co tak właściwie chciałam iść do łazienki.

- Dobrze. Wrócę do ciebie szybko, mój panie.

Kunzite uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy. Odszedł do kuchni, ale jeszcze raz spojrzał na mnie.

Poszłam do łazienki. Bałam się, ale musiałam to zrobić. Nie miałam na co czekać.

Kiedy tylko wpadłam do łazienki, od razu podeszłam do lustra. Złapałam się dłońmi umywalki i zacisnęłam powieki. Potwornie bałam się unieść wzrok, aby spojrzeć na swoje lustrzane odbicie.

Wiedziałam, że po dawnej Rey nie było już śladu. Dawna ja umarła w momencie, w którym zabiła Alerona. Tamtej dziewczyny już nie było. Na jej miejscu pojawiła się zielona istota.

Byłam potworem. Dostałam za swoje. Wszystko, co zrobiłam złego w życiu, w końcu przyszło po mnie, aby się na mnie zemścić. Dostałam okropną karę. Nie chciałam, aby Kunzite myślał, że brzydziłam się go przez to, że brzydziłam się siebie. Jego nie znałam innego. Sam nigdy nie zmienił postaci. Nie miał więc za czym tęsknić, ale ja owszem.

- Dasz radę, Rey - wyszeptałam do siebie. - Dasz radę.

Uniosłam głowę i otworzyłam oczy.

Jęknęłam na swój widok. W niczym nie przypominałam dawnej Rey. Moje włosy stały się zielone. Były miękkie w dotyku, ale jednak zielone.

Moja twarz była straszna. Miałam spłaszczony nos i fałdy przypominające skrzela na policzkach. Moje oczy stały się lekko skośne i oczywiście były czerwone. Moja twarz była trochę mniejsza niż wcześniej. Czułam się jak obca osoba, gdy na siebie patrzyłam.

Zdjęłam sukienkę i spojrzałam na resztę swojego nowego ciała. Skupiłam wzrok na swoich pazurach, zielonych piersiach, zielonym brzuchu i...

Wszystko było zielone.

Moje oczy się zaszkliły. Nie potrzebowałam dużo czasu, aby zacząć płakać.

Płakałam w ciszy, aby nie przywołać do łazienki Kunzite'a. Nie chciałam, aby widział, jak bardzo bolało mnie to, co miało miejsce. Nie chciałam, aby mój ukochany cierpiał. Kunz zasługiwał na szczęście, ale nie byłam pewna, czy miał zaznać tego szczęścia ze mną. Obawiałam się, że znajdując się w takiej postaci, nie byłabym w stanie podarować mu tego, na co zasługiwał. Gdyż mój książę z bajki zdecydowanie zasługiwał tylko na to, co najlepsze.

Płakałam, dusząc się łzami. Wyglądałam strasznie. Czułam się jeszcze bardziej niepewna siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Było mi wstyd, gdyż miałam wrażenie, że mój nowy wygląd świadczył o mojej przegranej. To była kara za to, jak beznadziejna byłam.

Odsunęłam się od lustra. Wkrótce natrafiłam plecami na zimną ścianę łazienki. Osunęłam się na podłogę i schowałam twarz w dłoniach, wybuchając płaczem, którego nie mogłam dłużej powstrzymać.

Płakałam strasznie, zakrywając jednak usta dłońmi, aby Kunzite mnie nie usłyszał. Mój ukochany jednak miał wyczulony słuch, albo po prostu pilnował mnie pod drzwiami.

Kunzite nie zapukał. Po prostu wszedł do łazienki. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć, gdyż czułam wstyd. Kunz powinien mieć piękną kobietę. Kogoś, na kogo będzie mógł codziennie patrzeć i się tym napawać.

- Kochanie, cholera jasna.

Kunz ukucnął przy mnie. Po chwili poczułam, jak siada, gdyż jego udo stykało się z moim.

Mój strażnik głaskał mnie po głowie. Jego dotyk stanowił dla mnie nie lada ukojenie.

- Możesz mnie zostawić, K-Kunz - mówiłam, jąkając się przez płacz. - N-nie obrażę się na ciebie.

- Ależ ty jesteś głupiutka.

Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam, dlaczego tak mówił, ale wkrótce wszystko stało się jasne.

Kunzite zmaterializował w dłoni skórzane kajdany. Zapiął mi jedną bransoletę kajdan na nadgarstku, a sam zapiął sobie drugą. Po chwili złapał mnie swoją skutą ręką za moją skutą rękę i złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni.

- Jesteś moją niewolnicą, Rey. Jako twój pan nie pozwalam ci na to, abyś kiedykolwiek ode mnie uciekła, zrozumiano?

Mimo łez, uśmiechnęłam się. Wypowiedziałam dwa słowa, które znaczyły bardzo wiele dla nas obojga.

- Tak, panie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top