53

Rey

Aleron zaniósł mnie na poddasze pałacu. Nie niósł mnie jednak tak, jak kiedykolwiek wcześniej. Mój mąż złapał mnie tak, że obejmowałam go nogami w pasie, a ręce miałam zarzucone na jego szyję.

Całowałam go z pasją. Wlewałam w jego ciało całą swoją miłość. Moje serce walczyło z rozumem, ale nie wiedziałam już o co. Czułam się tak dobrze. Miałam wrażenie, że uległość Aleronowi sprawiła, że znowu czułam się szczęśliwa. 

Pamiętałam o Kunzie. O cudownym mężczyźnie, który uratował mi życie. Wcale nie chciałam już jednak do niego wracać. Teraz miałam Alerona. Swojego nowego męża, który był bardzo seksowny. 

Aleron mruczał w moje usta jak duży kociak. Przesunęłam dłonie na jego rogi i zacisnęłam wokół nich palce. Czułam, jak mokra była moja cipka. Miałam ochotę wydostać się z tej przeklętej sukni ślubnej, aby móc się zabawić. Już nie mogłam dłużej znieść tego napięcia. Rozpaczliwie mocno chciałam, aby Aleron się mną zabawił tak, jak na to zasługiwałam. 

- Niech mnie, stokrotko. Magia naprawdę działa cuda. 

Zaśmiałam się. Miałam ochotę świętować z Aleronem przez całą noc. Było mi gorąco i musiałam coś na to zaradzić. 

- Kochanie...

- Już zaraz zaniosę cię na górę. Nie uwierzysz, jak będzie tam pięknie. 

Mój piękny mąż zaprowadził mnie na górę. W końcu dotarliśmy do celu. Gdy tylko się tam znaleźliśmy, Aleron położył mnie na łóżku. Nie było to jednak zwyczajne łóżko. Było wzorowane na koło. Gdy leżałam na plecach, mogłam wpatrywać się w unoszącą się nad nami wodę. 

Okazało się, że na suficie znajdowało się olbrzymie okno, dzięki któremu mogłam patrzeć na pływające nad nami ryby. Nie mogłam wyjść z podziwu. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak pięknego. Czułam się jak księżniczka. 

Aleron stanął nade mną. Patrzyłam na to, jak z uśmiechem unosi do góry pazurzaste ręce. Mężczyzna wystawił na widok swoje kły, po czym rzucił się na mnie. 

Śmiałam się do łez, gdy Aleron rozcinał pazurami moją suknię ślubną. Gdy byłam już naga, wplotłam palce we włosy mężczyzny. Zaciskałam dłonie na jego włosach i całowałam go z pasją. Obejmowałam go nogami w biodrach. Od jego krocza oddzielały mnie tylko jego spodnie. Sięgnęłam więc do ich zapięcia, aby jak najszybciej się ich pozbyć. 

- Aleronie... 

Mężczyzna parsknął śmiechem. Zdjął spodnie i gdy ujrzałam jego fiuta, poczułam coś dziwnego. 

Czułam, że nie powinnam zachowywać się tak, jak się zachowywałam. Miałam wrażenie, że robiłam coś bardzo złego, ale nie miałam pojęcia, co powinnam począć. Moje serce podpowiadało mi, abym nie robiła tego wszystkiego. Czułam się tak, jakbym zdradzała Kunza. 

Jego jednak tutaj nie było. Kunzite już dla mnie nie istniał. Teraz miałam mojego seksownego i opiekuńczego Alerona. 

Gdy próbowałam przypomnieć sobie, w jakich okolicznościach się tutaj znalazłam, nie umiałam przywołać nic do swojego umysłu. Zupełnie tak, jakby część wspomnień wyparowało. 

Pokręciłam głową. Aleron odsunął się ode mnie nieznacznie, klękając między moimi nogami. Dłońmi gładził moje rozgrzane uda. 

- Coś się stało, kochanie? 

Głowa zaczęła mnie boleć. Położyłam dłoń na sercu. Biło zdecydowanie zbyt szybko. 

- Coś się ze mną dzieje. 

Aleron zmarszczył brwi. Położył dłoń na mojej piersi. Poczułam ciepło płynące z jego ręki. 

- Res się przyjęło. Nie powinno być żadnych problemów. 

- Ja... 

- Już dobrze, stokrotko - wyszeptał łagodnie Aleron, przysuwając się bliżej i łapiąc w dłonie moją twarz. - Już wszystko dobrze. Jesteś bezpieczna, wiesz? 

- Nie - odparłam, kręcąc głową ze łzami w oczach. - Czuję, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie pamiętam nic z... 

Aleron położył palec wskazujący na moich ustach. Spojrzałam w jego żółte oczy. 

Nagle na moment na miejscu jego oczu ujrzałam czerwone ślepia. Ślepia należące do jedynego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek kochałam. 

- Aleronie, nie mogę tego zrobić. 

- Jesteś moją żoną i masz swoje obowiązki - powiedział ostro, po czym uśmiechnął się łagodnie i założył mi za ucho kosmyk włosów. - Rey, jesteś wyczerpana. Pozwól, proszę, że się tobą zajmę. Przecież nie zrobię ci nic złego. Jesteś moją żoną, stokrotko. Moją cudowną, wspaniałą i śliczną żoną. 

Mężczyzna przyciągnął moją dłoń do swoich ust i złożył na niej pocałunek. Ponownie potrząsnęłam głową. Działo się coś złego. Coś, czego nie umiałam określić. Wystarczyło jednak to, że czułam, iż było to złe. Niepoprawne i nielogiczne. Nie tak powinnam się zachowywać, ale... 

Aleron przecież nigdy by mnie nie skrzywdził, prawda? Był moim mężem. Może czułam się zamroczona, ale nie wyszłabym za mąż za kogoś, komu zależałoby na mojej krzywdzie. Nie poślubiłabym kogoś, kto by mnie bił. Chyba, że... 

Potrząsnęłam głową. Nie, to musiało mi się tylko zdawać. Król nie mógł przecież być dla mnie zły. Nie mógł mnie ranić. Dlaczego więc czułam, że coś było nie tak? Dlaczego miałam wrażenie, że moje serce zostało złamane na pół, a ja nie umiałam go skleić? 

- Odpuść, stokrotko. 

Król wsunął palce w moje włosy. Pogłaskał mnie łagodnie i zaśmiał się. 

- Nosisz pod sercem moje dziecko, kochanie. Za niecałe dwa miesiące będziesz mamą. 

- Aleronie, coś jest nie tak. Coś się dzieje. Czuję to. 

Mężczyzna był jakby zdenerwowany. Zmarszczył brwi i mruknął. 

- Pozwól sobie na uległość wobec mnie, Rey. To w końcu nasza noc poślubna. Musisz dać mi to, czego od ciebie oczekuję. 

Poddałam się, gdy poczułam, jak Aleron kładzie mnie na plecach. Zawisnął nade mną, podpierając się na rękach. Spojrzałam w jego oczy i nie zobaczyłam w nich grama miłości. Ten potwór mnie nie kochał. Może został moim mężem, ale on nie darzył mnie miłością. Nie pamiętałam, dlaczego zgodziłam się za niego wyjść, ale podświadomie czułam, że miało to związek z Kunzem. 

Pokręciłam głową, gdy Aleron rozsunął mocniej moje nogi i przycisnął swojego twardego penisa do mojego wejścia. Czułam, że nie powinnam pozwalać mu na to, co robił, ale jednocześnie nie chciałam tego przerywać, gdyż było mi zbyt dobrze. 

Jęknęłam i wbiłam paznokcie w plecy króla, gdy ten zaczął się we mnie wsuwać. Poczułam łzy w oczach, ale nie chciałam płakać, bo była to w końcu moja noc poślubna, która miała być piękna. 

Dlaczego jednak czułam, że nie była to moja pierwsza noc poślubna w życiu? Dlaczego odnosiłam wrażenie, że coś takiego już miało miejsce, ale Aleron nie był tym, który mi wówczas towarzyszył? 

- Och, tak. Jesteś dla mnie taka mokra, Rey. Uwielbiam cię, wiesz? 

- Czy ty mnie kochasz? 

Mężczyzna odsunął się ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy. Objął dłonią mój policzek i uśmiechnął się czule. 

- Oczywiście, że tak, stokrotko. 

- W takim razie powiedz to. Powiedz, że mnie kochasz, Aleronie. 

Król mruknął, śmiejąc się. 

- Nie wierzysz w moją miłość, kochanie? 

- Proszę, powiedz, że mnie kochasz. 

Aleron odpuścił widząc, w jakim stanie byłam.

- Dobrze, już dobrze. Kocham cię, moja mała Rey. Nie znam cię długo, ale kocham cię. Może być? 

Nie czułam się przekonana, ale wiedziałam, że na więcej nie mogłam liczyć. 

Aleron wsuwał się we mnie. Nie czułam jednak podniecenia. Miałam wrażenie, że to wszystko, co poczułam zaraz po ślubie, wyparowało. Denerwowało mnie to, gdyż zależało mi na tym, aby przeżyć niezapomnianą noc poślubną. Chciałam podarować swojemu mężowi całą swoją miłość. Nie spisywałam się jako jego żona, ale czułam się niedobrze. 

- Kunzite... 

- Słucham? 

Aleron natychmiast przerwał uprawianie ze mną seksu. Nie wyciągnął ze mnie swojego kutasa, ale nie poruszał się już. Chwycił natomiast moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy z wściekłością. 

- Nie wypowiadaj jego imienia, do kurwy nędzy. Jesteś moja. Gdybym mógł zdjąć ci tą jego obrożę, która hamuje cię przed przemianą, zrobiłbym to od razu. Niestety nie jestem w stanie tego uczynić, do cholery jasnej. Wtedy stałabyś się obrzydliwym, zielonym potworem morskim. Nie chciałbym mieć takiej odpychającej żony. Gdybyś przemieniła się w zielonego stwora, zamknąłbym cię w lochach i zagłodził na śmierć. 

Jego słowa sprawiły, że poczułam się zagrożona. Spojrzałam ze strachem w jego oczy i poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy strachu. To nie było w porządku. Coś było bardzo nie tak.

- Aleronie... 

- Na szczęście nic takiego się nie wydarzy, prawda? - spytał, posyłając mi pełen radości uśmiech. - Nie zamienisz się w brzydkiego potwora i nie... 

Król nie dokończył. Nagle bowiem usłyszeliśmy dobiegający z niższych pięter niewyobrażalny hałas. 

- Co się dzieje?!

Mój mąż od razu się ze mnie wysunął i kompletnie stracił mną zainteresowanie. Ubrał spodnie i podszedł do drzwi. 

- Zostań tutaj, zrozumiano? 

- Aleronie, ale... 

- Zostań tutaj, do kurwy nędzy! Potem znowu rozłożysz dla mnie nogi!

Władca trzasnął drzwiami. Jeśli jednak myślał, że miałam zamiar siedzieć tutaj jak głupiutka laleczka, to był w błędzie. 

Huk się powtórzył. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Nie miałam w co się ubrać jako, że Aleron rozciął mi pazurami suknię ślubną. Chodziłam już jednak po jego pałacu nago, więc uznałam, że nie miałam się czego wstydzić. Oczywiście wolałabym mieć na sobie ubranie, ale czułam, że działo się coś strasznego, a ja nie mogłam się chować. Miałam już dosyć chowania się. 

Wybiegłam na korytarz. Wciąż czułam się słaba, ale nie było aż tak źle. Mogłam nawet biec, co uznałam za sukces. 

Zbiegłam na dół. Starałam się jednak być tak cicho, jak to możliwe. Udało mi się przedostać przez korytarz, na którym nie było ani jednego strażnika. 

Zbliżałam się do głównego holu, w którym słyszałam odgłosy bitwy. Przycisnęłam dłoń do piersi czując, jak szybko biło moje serce. Bardzo się bałam, ale musiałam mieć się na baczności. Nie mogłam pozwolić, aby coś złego mi się stało. Miałam przecież w sobie maleńkie dziecko. Jeszcze się nie uformowało, ale za dwa miesiące miałam zostać mamą i nie mogłam pozwolić, aby mojemu chłopcu stało się coś złego.

Rozsądek podpowiadał mi, abym się wycofała i posłusznie zaczekała na Alerona na poddaszu, ale serce krzyczało na mnie, abym ruszyła do przodu. Ludzie mawiali, że należało słuchać rozsądku, a nie serca, ale ja posłuchałam siebie. Zrobiłam to, co uznałam za słuszne i ruszyłam do przodu. 

Kiedy znalazłam się w holu, ujrzałam chaos. Strażnicy Alerona jak i sam Aleron walczyli z zielonymi potworami morskimi. Nie znałam ich. Nie miałam pojęcia, kim była ta mała armia, ale... 

On. 

Był tam on. 

Moje serce do niego lgnęło. Czułam jednak jakąś blokadę. Widziałam kogoś, kogo znałam i bardzo kochałam, ale był to również ktoś, kto nie należał już do mnie. Nie mogłam rościć sobie do niego żadnych praw, ale jednocześnie rozpaczliwie go pożądałam. Chciałam, aby podszedł do mnie i wziął mnie w swoje ramiona, choć tak nie powinno być. 

Zrobiłam jednak to, co podpowiedziało mi moje głupie serce. Krzyknęłam jego imię. 

- Kunzite!

Kilka głów obróciło się w moją stronę. Spojrzałam na wściekłego Alerona i Kunzite'a, który był w ciężkim szoku. 

Kiedy Kunzite mnie zobaczył, wydał z siebie przeraźliwy krzyk. Mężczyzna próbował się do mnie dostać, ale strażnicy Alerona mu to uniemożliwiali. Wydawało się, jakby Kunzite już nigdy miał mnie nie dotknąć, ale nie miałam zamiaru poddać się tak szybko. Miałam o co walczyć. Musiałam znaleźć się w jego bezpiecznych ramionach. 

To był on. To on był moim mężem, a nie Aleron. Może nosiłam w sobie dziecko króla czerwonych potworów morskich, ale nigdy nie miałam się stać jego własnością. Moja nienawiść do Alerona wróciła ze zdwojoną siłą i nic, nawet głupie res, nie mogło tego powstrzymać. 

- Kunzite! Kochanie!

Szlochałam, gdy jeden ze strażników Alerona mnie złapał. Mój "mąż" był pochłonięty walką. Krzyczałam, gdy widziałam pojawiające się rany na ciałach zielonych wojowników. Płakałam, gdy napotykałam zrozpaczone spojrzenie Kunza. To był prawdziwy koszmar. To było coś, co nie mogło skończyć się dobrze. 

- Kunzite, błagam! Uratuj mnie stąd!

- Nie zostawię cię tutaj, aniołku! Jesteś moja, Rey!

- Twoja?! - krzyknął Aleron, prychając na mojego ukochanego. - Ona nigdy nie była twoja! Nosi w brzuchu moje dziecko! Dziecko z gwałtu!

Na bogów. 

Spojrzałam na swój brzuch i opiekuńczo objęłam go ręką. Nie było jeszcze widać, że byłam w ciąży, ale czułam, że znajdowało się tam dziecko. 

Bezbronne dziecko, które może powstało z gwałtu, ale nie miałam zamiaru się go pozbywać. Może ten chłopiec miał mieć okropnego ojca, ale miał mieć również kochającą mamę. 

Spojrzałam w oczy Kunza. Wiedziałam, że z tej sytuacji istniało tylko jedno wyjście. 

Kiedy zauważyłam, że mężczyźni pochłonięci walką na mnie nie patrzą, zaczęłam grzebać przy obroży. Udało mi się wsunąć palce pod obrożę, którą założył mi na szyję Aleron, aby mnie ona osłabiała. Dotarłam do zapięcia obroży, którą tamtego pamiętnego dnia założył mi Kunzite. Wiedziałam, że miała być to nieodwracalna decyzja. Miałam zrobić coś strasznego. Coś, czego miałam pożałować. 

Dla miłości byłam w stanie zrobić jednak wszystko. Nawet przemienić się w potwora morskiego. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top