51
Rey
Uciekałam, ile sił w nogach. Słyszałam za sobą bolesne jęki Alerona, ale nie zwracałam na nie uwagi.
- Zaczekaj, kurwa! Stój!
Nie działała na mnie magia króla, więc miałam większe pole do popisu niż wcześniej. Długa suknia przeszkadzała mi w biegu, lecz nie miałam zamiaru się poddać. Za nic nie wyszłabym za Alerona.
To, co robiłam, nie miało większego sensu, gdyż zachowywałam się jak zbuntowana nastolatka. Może mogłabym stąd uciec, gdybym była potworem morskim i umiałabym oddychać pod wodą, ale w moim obecnym stanie ucieczka nie była możliwa. To jednak nie powstrzymywało mnie przed szaleńczym wręcz biegiem.
Oddychałam ciężko. Aleron mnie gonił. Mijałam strażników, ale oni nie wiedzieli, co powinni ze mną zrobić. Nie dostali rozkazu króla, aby mnie zatrzymać, więc tylko stali jak pachołki, którymi byli i patrzyli na mnie z niezrozumieniem. Byłam prawdziwą uciekającą panną młodą.
- Kurwa, stój!
Głos Alerona był coraz bliżej. Nagle poczułam wyrzut silnej magii króla. Zostałam powalona na podłogę, ale zanim w nią uderzyłam, mężczyzna mnie złapał, abym nie zrobiła sobie krzywdy. Kiedy to się stało, Aleron obrócił mnie tak, że leżałam na plecach. Mężczyzna podpierał się rękoma po bokach mojego ciała i patrzył na mnie z obrzydzeniem i wściekłością. Szybko chwycił mnie za nadgarstki i usiadł na moich biodrach, abym nie spróbowała znowu zrobić czegoś, co by mu się nie spodobało. Nie, żebym miała siłę na więcej. Wyrzut magicznej mocy Alerona sprawił, że nie mogłam ruszyć nawet palcem. Nigdy wcześniej nie było ze mną aż tak źle.
- Jesteś odważna, ale niezwykle głupia.
Aleron zaśmiał się, obnażając kły. Jego ogon owinął się wokół mojej szyi, ale mnie nie zabił. Jeszcze nie.
- Nie wiem, co sobie myślałaś, gdy kopnęłaś mnie w krocze. Powinienem zostawić cię w kajdanach, abyś była dla mnie tylko zabawką. Chciałem dobrze. Podarowałem ci trochę wolności, abyś mogła poruszać się po pałacu, ale najwyraźniej byłem dla ciebie zbyt miły i muszę to zmienić.
- Proszę...
Miałam suche gardło. Bardzo chciało mi się pić, ale nie zamierzałam prosić tego skurwysyna o picie. Musiałam sobie jakoś poradzić.
- Och, Rey. Prosiłaś już wiele razy, ale mam dość. Teraz to ja postawię na swoim. Może gdy za mnie wyjdziesz i każę ci nosić kajdany, które będą cię osłabiać, dotrze do ciebie, kim dla mnie jesteś.
Aleron wstał i mnie podniósł. Czułam się jak kukiełka, gdyż oprócz mówienia, nie mogłam robić absolutnie nic. Moje ręce zwisały bezradnie po bokach mojego ciała, gdy Aleron niósł mnie na moją egzekucję.
Łzy spływały mi po policzkach, a ja nie mogłam ich otrzeć. To był mój koniec. Nie było sensu walczyć. Nie miałam po co mu się stawiać. Musiałam pogodzić się z tym, że Kunzite nie miał mnie stąd uratować. Musiałam zrozumieć, że miałam stać się matką dla syna Alerona. Musiałam pojąć, że miałam zostać jego żoną i nie było od tego ucieczki.
Król czerwonych potworów morskich zaniósł mnie do pomieszczenia, które wyglądało pięknie. Było przystrojone odpowiednio na ślub. Pełno było tutaj bieli, złotych ozdób i kwiatów. Nie były to jednak kwiaty, które znałam ja ze swojego świata. Były to podwodne rośliny.
Aleron zaprowadził mnie do stołu, który pewnie miał spełniać rolę czegoś w rodzaju ołtarza. Na stole znajdowała się magiczna księga, którą otaczała niebieska poświata. Na jej widok załkałam. Dotarło do mnie, że to miał być koniec. Miałam zostać żoną diabła. To był koniec życia, które znałam.
To był mój koniec.
Aleron posadził mnie na krzesełku, które było przystrojone odpowiednio na ślub. Mężczyzna jednak musiał mnie do niego przykuć, gdyż byłam tak osłabiona, że nie dałabym rady samodzielnie na nim siedzieć. Aleron skuł mi ręce za oparciem krzesła tak, abym nie mogła wstać. Tak, jakbym miała siłę, aby móc to zrobić.
Zapłakałam, gdy Aleron podszedł do mnie od przodu. Oparł się tyłem o stół i z uśmiechem na ustach wziął do ręki księgę. Zaśmiał się, otwierając ją na stronie, która go interesowała.
- Moja kochana Rey. Nie mogę się doczekać, aż zostaniesz moją żoną, wiesz?
- Aleronie, błagam...
Mężczyzna parsknął śmiechem. Chyba bardzo bawił go mój ból.
- Jesteś doprawdy słodka, Rey. Musisz mi jednak wynagrodzić tego kopniaka w jaja, wiesz?
Spojrzałam w jego żółte ślepia. To nie było możliwe, że miałam wyjść za tego silnego czerwonego potwora z rogami na głowie.
- Aleronie, nigdy cię nie pokocham.
- Och, skarbie. Myślisz, że nie mamy w tym królestwie czegoś w rodzaju dobrze znanego ci phei?
Nie. Nie pomyślałam o tym. Jeśli to była prawda, to miałam przerąbane.
- Kiedy za mnie wyjdziesz, w twoje ciało wstąpi res. To odpowiednik phei. Dzięki temu łatwiej ci będzie mnie pokochać, stokrotko. W momencie, w którym cię pocałuję i połączy nas magia miłości, twoje ciało stanie się moją niewolnicą. Oczywiście zachowasz swoją świadomość. Będziesz pamiętała o Kunzie i o tym, że przed ślubem mnie nienawidziłaś, ale nic ci to nie pomoże. Twoje ciało będzie się przeciwko tobie buntowało. Twój umysł nie pozwoli ci długo myśleć o Kunzie. Będziesz moja w każdym tego słowa znaczeniu, Rey.
- Nie! Aleronie, nie zrobię tego! Nie zgodzę się wyjść za ciebie!
Demon, którym Aleron zdecydowanie dla mnie był, pochylił się. Chwycił mnie za podbródek i zaśmiał się zwycięsko. Znajdował się tak blisko mnie, że czubek jego nosa stykał się z moim.
- Oczywiście, że za mnie wyjdziesz. Jeśli nie zgodzisz się wypowiedzieć słów łączącej nas przysięgi, wówczas zamorduję Kunzite'a i każę swoim strażnikom powiesić jego martwe ciało w naszym salonie, kotku. Tak, abyś codziennie mogła patrzeć na swojego byłego kochanka.
- Nie! Nie zrobiłbyś mi tego!
Jego śmiech mówił jednak sam za siebie. On bez wątpienia zrobiłby wszystko, co najstraszniejsze, aby tylko mnie ukarać.
Na bogów. Nie miałam pojęcia, co robić. Moje ciało na mnie krzyczało, abym nie wychodziła za mąż, ale nie mogłam pozwolić na to, aby Kunzite'owi coś się stało. Kochałam go do bólu. Był dla mnie absolutnie wszystkim. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia, ale musiałam zacząć przyzwyczajać się do tej myśli.
Płakałam okropnie. Nie wyglądałam jak szczęśliwa panna młoda. Byłam żałosna i głupia. Pragnęłam tylko miłości. Marzyłam o niej od dzieciństwa. Wszystko jednak wskazywało na to, że nigdy nie miałam zakochać się tak, jak tego chciałam.
Przeżyłam piękną miłość z Kuzem. Miłość, za którą już zawsze miałam być wdzięczna. Nawet, jeśli tajemnicze res miało zmuszać mnie do rzadkiego myślenia o Kunzie wiedziałam, że nigdy o nim nie zapomnę. Takiej miłości człowiek nie mógł zapomnieć.
Wiedziałam, że Aleron byl zdolny do wszystkiego. Wystarczyłoby skinięcie palcem, aby jego strażnicy popłynęli do królestwa Zagreusa i porwali Kunza. Wszystko po to, aby go zabić i odegrać się na mnie.
To, co miałam zrobić, było wbrew temu, co czułam.
- Dobrze.
- Dobrze? Co dobrze?
Aleron chciał napawać się swoim zwycięstwem tak bardzo, jak to możliwe.
- Wyjdę za ciebie, ale nie krzywdź Kunzite'a.
- Och, jak uroczo!
Aleron klasnął w księgę. Spojrzałam w dół. Nie byłam w stanie patrzeć na jego szczęście.
- Taka grzeczna dziewczynka. Wiedziałem, że cię przekonam, skarbie. Masz moje słowo, Rey. Nie skrzywdzę twojego byłego kochanka, a ty za mnie wyjdziesz. Nie mogło być lepiej. W takim razie nie przedłużajmy. Im szybciej staniesz się moja, tym lepiej dla nas dwoje.
Miałam nadzieję, że jeśli Kunzite miał kiedykolwiek dowiedzieć się o tym, że wyszłam za Alerona, miał mi wybaczyć. Pragnęłam tylko jego szczęścia. Skoro sama nie mogłam być u jego boku, wierzyłam w to, że pewnego dnia Kunz miał poznać kobietę, dla której stanie się całym światem.
Aleron otworzył księgę, z której buchnęła kolorowa magia. Otoczyła ona moje i jego ciało. Patrzyłam bezradnie na to, jak magia nas do siebie nieuchronnie zbliża.
Król zaczął recytować słowa w języku, którego nie znałam. Po kilku zdaniach uklęknął przede mną siedzącą na krześle. Pstryknął palcami i moje dłonie w jednej chwili zostały uwolnione z kajdan. Mężczyzna chwycił mnie za dłonie i złączył nasze palce.
- Rey. Nie znam cię długo, ale wiem, że będziesz najlepszą mamą dla naszego synka i cudowną żoną dla mnie. Może jeszcze mnie nie kochasz, ale jestem pewien, że pewnego dnia oddasz mi serce, a ja się nim zaopiekuję. Mogę ci obiecać, że z mojej strony nic ci nie grozi. Tak długo, jak jesteś mi posłuszna, ja będę tutaj dla ciebie. Oprócz ciebie nie będę miał żadnej innej kobiety.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru wykrztusić z siebie ani jednego zdania. Byłam wściekła i zrozpaczona.
- Rey?
- Wyjdę z-za ciebie.
Nie zamierzałam bawić się w żadne romantyczne zapewnienia. Ten ślub nie był z miłości i oboje o tym wiedzieliśmy.
- Pięknie, stokrotko. Teraz wymienimy się obrączkami, a potem cię pocałujemy.
Kiedy Aleron zakładał mi obrączkę na palec, miałam ochotę wsadzić mu ją do gardła i udusić go nią. Przyjęłam jednak obrączkę wiedząc, co mogłoby się stać, gdybym była niegrzeczna.
Gdy sama zakładałam obrączkę na palec króla, moje dłonie niemiłosiernie drżały. Byłam słaba do ostatniej chwili.
Po wymianie obrączek mężczyzna chwycił w dłonie moją twarz. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się sadystycznie.
- To ten moment.
Łudziłam się, że Kunzite wpadnie przez drzwi i krzyknie, że nici ze ślubu. Miałam nadzieję, że mój ukochany uratuje mnie z rąk mojego oprawcy. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Kunzite nie wpadł do pomieszczenia i mnie nie uratował. Stało się za to coś, co było najgorszym możliwym biegiem wydarzeń.
Aleron przycisnął wargi do moich ust, łącząc nasze ciała w pocałunku. W chwili, w której jego usta dotknęły moich, stało się to, co wydarzyło się w momencie, w którym to Kunzite pocałował mnie po naszej wymianie obrączek. Moje ciało sparaliżowało. Byłam bliska utraty przytomności, ale jakimś cudem wytrwałam. Może się do tego po prostu przyzwyczajałam.
Krzyknęłam w usta mężczyzny, gdy poczułam, jak coś zagnieżdża się w okolicach mojego serca. Nie było to jednak moje phei. Ono już nie żyło.
To było res. Nieznane stworzenie, które miało sprawić, że miałam zakochać się w Aleronie.
Po pocałunku Aleron oparł swoje czoło o moje. Nie wypuszczał mojej twarzy z dłoni. Czułam jego oddech na swoich wargach, ale byłam zbyt słaba, aby cokolwiek zrobić.
W myślach wymawiałam imię Kunza, ale było to coraz słabsze. Nie czułam już takiej przynależności do niego, jaką czułam wcześniej. Gdy myślałam o Kunzie, był mi jakby obojętny. Kochałam go i pamiętałam, że bardzo mi na nim zależało, ale czułam, że nie łączyło nas już takie uczucie, jakie łączyło nas wcześniej.
Po moim policzku potoczyła się samotna łza. Aleronowi się udało. On wygrał, a ja przegrałam.
- Otwórz oczy, stokrotko.
Zrobiłam to. Posłuchałam jego głosu jak zabawka. Jak jego posłuszna niewolnica.
Gdy nawiązałam kontakt wzrokowy z Aleronem, poczułam niewyobrażalne ciepło. Zrobiło mi się gorąco i... Mokro.
Czułam podniecenie. Chciałam wskoczyć mu na fiuta i go ujeżdżać. Pragnęłam, aby przyszpilił mnie do łóżka i wypieprzył tak, jak nigdy nie pieprzył żadnej kobiety.
Pokręciłam głową. Wiedziałam, że tak nie powinno być. Przecież nie mogłam mu ulec. Miałam Kunza, ale...
Kunzite'a już tutaj nie było. Miałam nowego męża. Kolejnego, ale nie takiego, którego miałam kochać mniej.
Walczyłam ze sobą. Umysł i serce były swoimi przeciwnikami. Miałam ochotę szlochać z rozpaczy i bezsilności. Nie wiedziałam bowiem, co powinnam począć. Byłam zupełnie bezradna. Wiedziałam, że nie powinnam kochać Alerona. Był potworem, który zniszczył mi życie. Nic nie mogłam jednak poradzić na to, że rozpaczliwie mocno chciałam, aby otoczył mnie swoimi silnymi ramionami i zamknął w klatce. Chciałam, aby mnie związał i pieprzył przez wiele godzin. Pragnęłam urodzić mu dziecko i być jego posłuszną żoną.
Aleron przytulił moje bezbronne ciało. Objął mnie i pozwolił, abym płakała w jego ramię. Ja jednak nie byłam w stanie odwzajemnić uścisku. Nie mogłam. Nie mogłam...
- Już dobrze, stokrotko. Jesteś ze mną bezpieczna.
- Nie...
- Jestem z tobą. Nic złego ci nie grozi. Jestem z tobą.
- Nie mogę! Nie mogę! Dobry Boże, nie mogę!
Łkałam bardziej niż w dniu, w którym umarła moja mama. To był koszmar. Koszmar, który stał się moją rzeczywistością.
- Teraz jesteś moja. Kunzite, Zagreus i pozostali mogą się pieprzyć. Choć wiesz co? Tak właściwie to my też możemy się pieprzyć. Powiedz, stokrotko. Chciałabyś, abym wsunął w ciebie penisa?
Załkałam. Nie mogłam tego chcieć, ale powiedziałam coś innego.
- Tak, kochanie. Chciałabym, abyś mnie wypieprzył.
Aleron parsknął śmiechem. Śmiał się, bo mu się udało. Zrobił to, czego pożądał, a ja miałam cierpieć do końca swojego życia.
Najwyraźniej tak musiało być. Niektórzy byli silni, a inni słabi. Takie były prawa świata, a ja nie mogłam z tym walczyć. Bo przecież nie miałam już o co walczyć, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top