46
Kunzite
Obudziłem się. Nie byłem jednak sam. Nade mną stał Zagreus.
- Zaraz... Co...
- Spokojnie, Kunzite. Leż spokojnie.
Rozejrzałem się dookoła. Zrozumiałem, że byłem w swojej sypialni. Leżałem na łóżku, ale mógłbym dać sobie rękę uciąć, że sam się tutaj nie położyłem.
Powoli przypomniałem sobie, co się wydarzyło, zanim straciłem przytomność. Przypomniało mi się, że usłyszeliśmy niepokojący hałas i razem z Rey pobiegliśmy do salonu, aby sprawdzić, co się stało. Na miejscu okazało się, że do naszego domu wparowało kilku uzbrojonych wrogów.
Mężczyźni zaczęli się z nami szarpać. Szybko obezwładnili Rey i mnie. Patrzyłem na to, jak krępują ręce i nogi mojej ukochanej, po czym kilku z nich skupiło się na mnie. Mimo, że walczyłem, ile sił w rękach i nogach, nie dałem im rady. Zostałem obezwładniony i pobity.
Ciało niemiłosiernie mnie bolało. Musiałem porządnie oberwać od wrogów. Czułem się tak, jakby jakiś wielki potwór mnie przeżuł i wypluł.
- Rey. Gdzie jest Rey?
Zagreus posłał mi zmartwione spojrzenie. Mężczyzna usiadł na brzegu mojego łóżka i odwrócił ode mnie wzrok.
- Została porwana, Kunzite. Rey została uprowadzona.
Nie.
Nie!
Kurwa, nie!
Przecież to nie było możliwe. Moja słodka, kochana i współczująca Rey nie mogła zostać porwana. Była moją żoną. Łączyło nas phei. Rey była moja i nic nie miało prawa nas rozdzielić. Należałem do niej, a ona należała do mnie.
Mój oddech przyspieszył. Krew zaczęła płynąć w żyłach coraz szybciej. Czułem się tak, jakbym lada moment miał umrzeć. Znajdowałem się w opłakanym stanie, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Nie było tutaj mojej Rey!
- Porywacze zostawili liścik. Rey porwał Aleron. Mój wróg.
- Aleron? - spytałem, kręcąc głową. Słowo daję, gdybym nie był taki obity i z guzem na głowie, już dawno bym wstał i coś z tym wszystkim zrobił!
- Kiedyś zabiłem mu rodziców. Domyślam się, że to zemsta. Nie wiem tylko, dlaczego porwał twoją Rey, a nie na przykład moją Ruby czy Sophię. Nic z tego nie rozumiem.
Zagreus schował twarz w dłoniach. Kurwa, on nie miał prawa rozpaczać! To moja kobieta została uprowadzona!
- Co ty tutaj robisz?! Powinieneś jej szukać!
- Kunzite, spokojnie...
- Spokojnie?! - spytałem, krzycząc na króla. - Jak mam być spokojny, do kurwy nędzy?! Moja żona została porwana przez twojego wroga, Zagreusie! To twoja pieprzona wina!
Zagreus się skrzywił, ale przytaknął.
- Wiem, że to moja wina, Kunz. Nigdy jednak nie chciałem skrzywdzić Rey i doskonale o tym wiesz. Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, nie mogłem wyruszyć na poszukiwania Rey z kilku powodów. Pierwszym jest taki, że dopiero niedawno do ciebie przybyłem i odkryłem cię związanego i pobitego na podłodze. Pomogłem ci, opatrzyłem rany, a ty chwilę temu się obudziłeś. Kolejnym powodem jest to, że nie mogę dostać się do królestwa Alerona. Kiedyś rzuciłem na niego klątwę. Klątwa objęła jednak tylko jego, a nie jego strażników. Dlatego oni z łatwością się do nas przedostali. Aleron nie może odwiedzić mojego królestwa, a ja nie mogę odwiedzić jego. Kunzite, przykro mi, ale...
- Chyba sobie, kurwa, żartujesz.
Mój głos był ostry jak brzytwa. Spojrzałem w oczy króla i prychnąłem. W żadnym stopniu nie zachowywałem się teraz jak posłuszny poddany, ale teraz nie postrzegałem Zagreusa jako mojego króla. Widziałem w nim swojego przyjaciela. Przyjaciela, który cholernie mocno mnie zawiódł.
- Przykro mi.
- To znaczy, że ty się tam nie dostaniesz, tak? Kurwa, mam to w dupie. Ja tam popłynę.
Podniosłem się. Usiadłem na brzegu łóżka i próbowałem wstać, ale "próbowałem" było tutaj słowem kluczowym. Nie było szans, abym się podniósł. Byłem słaby i bezradny. Moje ciało było w opłakanym stanie. Nigdy wcześniej nie czułem się tak źle.
- Nigdzie nie pójdziesz, Kunzite. Jesteś w złym stanie.
- Ty nie będziesz decydował o tym, co mogę, a czego nie mogę.
- Kunz, posłuchaj mnie...
- Nie, wasza wysokość - powiedziałem ostro, celowo się tak do niego zwracając. - Nie mam zamiaru nigdy więcej cię słuchać. Wiem, że uratowałeś mnie od chorego psychicznie ojca, który uczynił z mojego życia piekło. Wiem, że dałeś mi dom i bardzo mi pomogłeś, gdy potrzebowałem twojej pomocy. Teraz to jednak nie ma znaczenia. Moja ukochana została porwana i nie wiem, kurwa, po co. Rey nie zasłużyła na takie potraktowanie. Dlatego jej pomogę.
- Kunzite, ty nic nie rozumiesz! Ty też nie dostaniesz się do tamtego królestwa!
Spojrzałem na Zagreusa i parsknąłem śmiechem. Nie był to jednak śmiech rozbawienia, a śmiech pełen goryczy.
- Słucham? Niby dlaczego?
- Gdy rzucałem klątwę na Alerona, objąłem klątwą także ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Kunzite. Nie mogłem pozwolić na to, abyś mógł się przemieszczać między królestwami. Wtedy obawiałem się, że Aleron pewnego dnia porwie ciebie, aby się na mnie odegrać. Tylko ty i ja jesteśmy objęci klątwą w tym królestwie. Bardzo mi przykro, przyjacielu. Nie mamy jak pomóc Rey.
Kurwa mać.
On sobie chyba żartował.
Uderzyłem Zagreusa z całej siły w twarz. Patrzyłem na to, jak jego głowa odskakuje w bok, a dolna warga pęka i płynie z niej krew. Czekałem na to, aż król odda mi cios, ale on tego nie zrobił. Pieprzony tchórz.
Wstałem, ale szybko się zatoczyłem. Musiałem oprzeć się o ścianę, jeśli nie chciałem spaść i rozwalić sobie głowy. Byłem w fatalnym stanie, ale miałem to w dupie. Klątwa na pewno nie była tak silna, aby mogła mnie tutaj zatrzymać. Wierzyłem w pieprzoną potęgę miłości. Miałem nadzieję, że nic złego nie miało mi się stać. Przecież nie mogłem zostawić Rey w rękach tego pieprzonego Alerona. Kimkolwiek ten skurwysyn był.
Ruszyłem do salonu, opierając się o ścianę jak jakiś kaleka. Czułem się koszmarnie i wiedziałem, że nie nadawałem się do walki w obecnym stanie. Obraz rozmazywał mi się przed oczami, a moje ciało nigdy nie było w bardziej opłakanym stanie. W dodatku miałem na głowie guza i przez to bolał mnie pieprzony łeb.
Dotarłem do salonu i zobaczyłem zniszczenia. Oczami wyobraźni widziałem leżącą na podłodze Rey, która próbowała walczyć z oprawcami, ale nie miała w sobie na tyle siły, aby z nimi wygrać.
Mogłem jej pomóc. Gdyby udało mi się zabić tych skurwieli, Rey zostałaby ze mną. Jej jednak tutaj nie było i nie wiedziałem, czy kiedykolwiek miałem ponownie ją ujrzeć.
Nie przewidziałem takiego scenariusza w naszym życiu. Mieliśmy żyć spokojnie i bez przeszkód. W miłości i oddaniu. Nie zrobiliśmy nikomu nic złego. Nie zasłużyliśmy na to, co nam się przytrafiło.
Rey na to nie zasłużyła.
Winiłem za to wszystko Zagreusa. Gdyby nie ta pieprzona klątwa, której nie dało się cofnąć, wszystko wyglądałoby inaczej. Dlaczego nie mogło być normalnie? Czy naprawdę zasługiwaliśmy wyłącznie na to, co najgorsze? Przecież nie tak to miało wyglądać!
Usłyszałem za sobą kroki Zagreusa. Mężczyzna stanął u mojego boku i ciężko westchnął.
- Kunz, ja...
Nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Spojrzałem na Zagreusa i patrzyłem na to, jak wyjmuje z kieszeni jakieś urządzenie, którego nigdy wcześniej nie widziałem.
Zagreus otworzył elektroniczne urządzenie. Ujrzałem w powietrzu coś w rodzaju hologramu.
- Witaj, dawny nieprzyjacielu!
Mężczyzna, który ukazał nam się za pomocą hologramu, miał czerwoną skórę i żółte ślepia. Moje serce przyspieszyło, gdy zrozumiałem, kim on był. Ten gość to był Aleron. Facet, który porwał Rey.
- Aleronie...
- Gdzie jest moja żona?! Oddawaj ją, skurwysynie!
- Och, to ty musisz być Kunzite, prawda? - spytał z opanowaniem i rozbawieniem Aleron. - Twoja, choć już nie całkiem twoja Rey, wykrzykiwała twoje imię, gdy ją pieprzyłem.
Zamarłem. Krew się we mnie zagotowała. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział.
Czy on uprawiał seks z Rey?
- Słucham?
- Ależ ty jesteś naiwny i żałosny! - zaśmiał się czerwony demon. - Zagreusie, mam nadzieję, że wytłumaczysz swojemu przygłupiemu koledze, o co z nami chodzi, ale nie mam czasu, więc przejdę do rzeczy. Owszem, kazałem porwać Rey i teraz jest moja. Wziąłem ją sobie za zapłatę za to, co przed laty zrobił mi Zagreus. Uznałem, że skoro nie mogłem mieć jego żony, wezmę sobie inną. Co z tego, że Rey była żoną jakiegoś pomniejszego, nic nieznaczącego obywatela? Jest człowiekiem, a ja bardzo chciałem mieć własnego człowieka w charakterze zwierzątka domowego i zabawki. Tak się składa, panowie, że dziś wypieprzyłem Rey i ją zapłodniłem. Moja stokrotka za dwa miesiące urodzi mi syna.
Nie.
Kurwa, nie.
To był jakiś obłęd!
- Co ty, kurwa, zrobiłeś?!
Aleron roześmiał się tak, jakby nigdy w życiu nie bawił się równie dobrze, jak właśnie w tej chwili. Śmiał się i śmiał, a ja myślałem nad tym, jak mogłem pozbawić go życia poprzez hologram. Nie byłem jednak aż takim idiotą, aby wierzyć, że miało mi się to udać.
- Rey, stokrotko! Pokaż się swojemu byłemu mężowi, żeby mógł cię zobaczyć!
Gdy w hologramie ujrzałem Rey, moje serce chyba przestało bić. Rey bowiem wyglądała tragicznie. Miała zmierzwione włosy, zawiązane oczy i knebel w ustach. Nie mogła mnie zobaczyć ani nie mogła mi nic powiedzieć. Jakby tego było mało, miała związane za plecami ręce.
- To twoja była żonka, Kunzite! Nie martw się. Traktuję ją dobrze. Jest najedzona i świetnie się nią opiekuję. Prawda, słoneczko?
Rey szarpała głową. Była przerażona.
- Pochwalmy się naszym dzidziusiem, Rey - zaśmiał się Aleron, głaszcząc Rey po płaskim wciąż brzuchu. - Niebawem powitamy na świecie naszego synka, który będzie moim dziedzicem i pewnego dnia zasiądzie na tronie. Jestem pewien, że Rey będzie cudowną mamą dla naszego słodkiego chłopca. Nie będziemy was jednak dłużej zatrzymywać. Zagreusie, uznaj swój dług za spłacony. Ty odebrałeś mi rodziców, a ja odebrałem ci twoją obywatelkę. Chyba jednak nic dla ciebie nie znaczyła, prawda?
- Czego od nas chcesz?!
Wykrzyczałem swoje pytanie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co mógł pomyśleć sobie o mnie Aleron. Nie miałem jednak zamiaru pozwolić mu działać tak, jak tego chciał. Może byłem królem tego swojego pierdolonego królestwa, ale dla mnie był zwykłym śmieciem?
- Czego chcę? - spytał, obejmując władczo dłonią szyję Rey, na której teraz znajdowały się dwie obroże. - Ależ niczego od was nie chcę. Żyjcie sobie spokojnie własnym życiem, a my będziemy żyć swoim.
- Czego chcesz za Rey?! - krzyczałem dalej.
- Za Rey? Och, niczego za nią nie chcę. Rey należy do mnie. Ma pod sercem moje dziecko.
- Ty pieprzony...
- Aleronie, porozmawiajmy - poprosił spokojnie Zagreus, który jako jedyny nie tracił tutaj panowania nad sobą. - Wiem, że zabiłem twoich rodziców, ale musiałem to zrobić jako, że zagrażali mojemu królestwu. Nie miałem innego wyboru.
- Ależ to stare dzieje, Zagreusie. Moi rodzice już mnie nie obchodzą. Teraz ważna jest dla mnie moja Rey.
- Phei miało nas ochronić! - krzyczałem dalej, nie wiedząc, co mam zrobić.
- Te zielone stworzonko? - spytał z kpiną Aleron, śmiejąc się. - Tak się składa, że zdechło w momencie, w którym Rey przekroczyła granicę królestwa. Udało mi się wydostać martwego zielonego gniotka z jej piersi i jej go pokazałem. Rey trochę sobie popłakała, ale to taka wrażliwa istotka, że jej się nie dziwię. Poza tym, phei nie ma tutaj żadnego znaczenia. Rey należy do mnie. Zapłodniłem ją. Chyba nie chciałbyś ciężarnej kobiety, Kunzite, prawda? Jaki facet chciałby wychowywać bachora innego mężczyzny?
- Kocham ją, kurwa! Kocham moją Rey, ty pieprzony bydlaku! Spróbuj jej zrobić krzywdę, a cię dopadnę!
Aleron znowu sarkastycznie się zaśmiał.
- Och, już to widzę, jak mnie dopadasz, Kunzite. Nie masz możliwości wpłynięcia na teren mojego królestwa, więc nic z tego nie będzie. Możesz próbować, ile sił, ale nie dasz rady mnie powstrzymać. Poza tym, nie mam zamiaru zranić mojej słodkiej Rey. Nosi na szyję obrożę, która zabije ją wysuwającymi się kolcami, jeśli będzie nieposłuszna. Najpierw jednak musi urodzić mi syna, prawda, kochanie?
Aleron złapał Rey za szczękę i polizał ją po policzku. Związana Rey próbowała się uwolnić, ale nie miała z nim żadnych szans. Była bezradna, a ja nie mogłem jej pomóc. Czułem się jak najgorszy mąż na świecie.
- Nie będziemy marnować na was czasu - ciągnął Aleron, klepiąc Rey w policzek. - Bawcie się dobrze. Radziłbym ci, Kunzite, abyś znalazł sobie nową żonę. Mojej zdobyczy na pewno ci nie zwrócę.
Po tych słowach skurwiel się rozłączył. Hologram przedstawiający jego i Rey zniknął tak nagle, jak nagle się pojawił.
Padłem na kolana. Krzyczałem tak, jakby mnie zażynano. Zrozumiałem, że zdarzyło się coś potwornego. Coś, czemu mogłem zapobiec. Coś, czego się nie spodziewałem.
Nie wiedziałem, co miałem począć. Nie mogłem jednak usiąść na tyłku i nic nie robić. Miałem misję do wykonania. Moją misją było uratowanie Rey. Jeśli przyjdzie mi wychowywać jej dziecko, zrobię to. Pokocham tego chłopca jak własnego syna i dam mu wspaniały, kochający dom. Aby jednak to uczynić, musiałem dokonać pewnej rzeczy.
Musiałem zabić Alerona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top