36

Rey

- Jesteśmy gotowi na pogrzeb. Bardzo proszę, abyście poszli z nami. 

Zagreus zapukał do naszych drzwi, a gdy Kunzite mu otworzył, ten wszedł do środka. Spojrzał na mnie przepraszająco, jednak nic do mnie nie powiedział. Czuł, jak wściekła na niego byłam. Na pewno to czuł. 

- Dobrze. Już przyjdziemy - odpowiedział Kunz, po czym zamknął drzwi z uprzejmym skinieniem głowy i poszedł do mnie. 

Spojrzałam błagalnie na swojego męża. Nie wiedziałam, czy byłam w stanie w tym uczestniczyć. Za nic w świecie nie zostawiłabym jednak Sama samego. Musiałam się z nim pożegnać. Ten ostatni raz.

Kunzite usiadł na brzegu łóżka i położył dłoń na moim biodrze, delikatnie mnie po nim głaszcząc. Wzięłam głęboki, ale drżący wdech. 

- Będę z tobą przez cały czas, aniołku. Nie opuszczę cię ani na krok. Nie pozwolę na to, aby stało ci się coś złego. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? 

Nie miałam siły się z nim wykłócać, dlatego tylko potaknęłam. Pozwoliłam, aby Kunz pomógł mi się podnieść, gdyż sama byłam osłabiona i raczej bezsilna. Mój mąż wyczarował dla mnie bluzę z zamkiem i mi ją założył, gdyż widział, że miałam gęsią skórkę. 

- Czy mam cię tam zanieść, czy dojdziesz na miejsce o własnych siłach, słoneczko? 

- Dam sobie radę, ale musisz mi pomóc. 

- Oczywiście, dziecinko. Oczywiście. 

Wsunęłam rękę pod ramię mężczyzny. Wyszłam z pokoju, ale szłam powoli. Nie chciałam dojść na miejsce, gdziekolwiek był cel naszej podróży. Bardzo chciałam wrócić do domu Kunza, gdzie mogłabym położyć się w ciepłym i bezpiecznym łóżku, aby przespać tam długi czas. Niestety na razie nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam przejść przez to, przez co należało przejść, aby rozpocząć kolejny etap żałoby. 

Okazało się, że Kunzite wyprowadził mnie na coś w rodzaju tarasu. Mogłam tutaj jednak swobodnie oddychać powietrzem. Wciąż nie mieściło mi się w głowie to, że w pałacu znajdującym się na dnie morza, było powietrze. To było dla mnie zbyt wiele do zrozumienia, ale w tej chwili kompletnie nie zwracała na to uwagi. Nie było to dla mnie w ogóle ważne.

Na środku tarasu znajdowała się trumna, ale była ona zamknięta. Oznaczało to, że już nigdy więcej miałam nie zobaczyć Sama. Byłoby to dla mnie jednak niezwykle trudne, gdybym musiała pożegnać się z nim, patrząc na jego bezgłowe ciało. Choć ten widok już i tak zdążył wypalić mi się w pamięci. 

Wokół trumny nie znajdowało się wiele istot. Byli tutaj Zagreus, Ruby, a także czwórka strażników. Oraz my. 

Podeszłam bliżej trumny, trzymając się mocno Kunza. Musiałam mieć jego wsparcie, gdyż bez niego chyba bym zwariowała. 

Zagreus podszedł do trumny i chrząknął. Spojrzałam na króla, czując nienawiść i pogardę. Teoretycznie powinnam być wdzięczna królowi za to, że nie postanowił mnie zabić, gdy trafiłam do podwodnego świata, ale w tej chwili byłam na niego wściekła i on doskonale rozumiał dlaczego. 

- Czy chciałabyś coś powiedzieć swojemu bratu, Rey? 

Parsknęłam cicho. Zwykle nie byłam taka niegrzeczna, gdyż zostałam wychowana na posłuszną dziewczynę, ale ten diabeł zabił mi brata. Jak mogłam być dla niego miła? 

- On i tak mnie już nie słyszy, więc to nie ma znaczenia. 

- Rey... 

Pokręciłam głową na prośbę Kunza. 

- Chciałabyś w takim razie przystąpić już do pogrzebu? 

Skinęłam głową. 

Jak się szybko okazało, pogrzeb ten wyglądał zupełnie inaczej niż ludzki. Jedynym wspólnym elementem była trumna. Okazało się bowiem, że po tym, jak Zagreus uniósł w górę dłonie, nad jego rękami pojawiła się błyszcząca na niebiesko mgiełka. Po tym król objął mgiełką trumnę z Samem w środku i dzięki temu trumna uniosła się do góry. Nagle trumna zaczęła frunąć w stronę wody, od której oddzieleni byliśmy specjalną barierą. Trumna szybko przeleciała przez barierę i po chwili opadła na dno morza, aby zostać wsiąknięta przez owe dno. 

Już po chwili nie było ani trumny, ani Sama. Życie mojego brata skończyło się nagle. Wydawało się, jakby Sam nigdy nie istniał. Nie mieściło mi się w głowie to, jak ulotne było życie człowieka. W jednej chwili cieszyliśmy się zdrowiem, a w następnej nas już nie było. To było cholernie smutne i sprawiało, że zastanawiałam się nad tym, czy życie miało jakikolwiek sens. 

Pochyliłam głowę. Kunzite mnie do siebie przyciągnął i objął rękoma. Mocno mnie uściskał, gdy ja okropnie łkałam. 

- Mam nadzieję, że Sam będzie spoczywał w pokoju. 

Na te słowa króla miałam ochotę go uderzyć. Nie wiedziałam, czy był bezczelny, czy po prostu głupi. Jednak to, co powiedział, wykraczało poza normy dobrego wychowania. To, co się działo, nie było w żadnym stopniu normalne. Byłam wściekła. Tak bardzo wściekła, jak to możliwe. 

- Rey, czy mogłabym z tobą porozmawiać? 

Odwróciłam się po to, aby spojrzeć na Ruby. Moja przyjaciółka miała opuchnięty policzek. Wiedziałam, że była to wina Sama. To mój brat ją uderzył. 

Poczułam wyrzuty sumienia, ale szybko zastąpiła je złość. 

- Przykro mi, ale nie. 

Ruby wyglądała na zszokowaną. 

- Rey, ale... 

- Nie chcę teraz z nikim rozmawiać. Z tobą również. Przykro mi, że mój brat cię uderzył, Ruby. Naprawdę mi za to wstyd, ale jestem w żałobie. Twój małżonek w okrutny sposób odebrał życie Samowi. Nie jestem w stanie mu tego wybaczyć. 

Zagreus podszedł do swojej żony. Objął ją ręką w pasie i pocałował w czubek głowy. 

- Rey, nie rób mi tego. Wiesz, że mi na tobie zależy. Jestem twoją przyjaciółką. 

Po policzkach Ruby popłynęły łzy. Czułam się straszliwie, gdy płakała z mojej winy, ale miałam nadzieję, że zrozumie moje zachowanie. To, co czułam, wykraczało poza wszelkie normy. Byłam zła na cały świat. 

- Kochanie, musimy zostawić Rey w spokoju. Przeżywa śmierć brata. 

Zacisnęłam zęby, aby nie powiedzieć Zagreusowi czegoś, czego mogłam pożałować. 

- Dobrze. Pamiętaj, proszę, że zawsze tu dla ciebie będę, jeśli będziesz chciała ze mną porozmawiać, Rey. Jestem twoją przyjaciółką i czuję się fatalnie, że zostawiam cię w potrzebie. Bardzo mi przykro z powodu śmierci Sama. Może nie jest to odpowiedni moment, abym ci o tym mówiła, ale gdy twój brat mnie uderzył, powiedział mi, że jestem obrzydliwą kurwą. 

Załkałam. Spuściłam wzrok, gdyż nie byłam w stanie dłużej patrzeć na swoją przyjaciółkę. 

- To chyba właściwy moment, abyśmy udali się do domu. 

Skinęłam głową do Kunza. Może byłam na niego zła, ale nie mogłam się z nim nie zgodzić. 

- Chciałem jeszcze porozmawiać z twoją żoną, Kunzite.

Zamarłam. Zagreus chyba nie mówił poważnie. 

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, wasza wysokość - powiedziałam tak sucho, jak było mnie na to stać. - Zniszczyłeś życie mojemu bratu. Nie musiałeś go uśmiercać. Mogłeś wtrącić go do podwodnego więzienia, gdyż sądzę, że na pewno macie tutaj coś takiego. Nie rozumiem twojego postępowania i jestem bardzo zła. Już nigdy ci nie zaufam. 

Spojrzałam Zagreusowi w oczy. Mężczyzna nie wyglądał na dotkniętego moimi słowami, ale nie było się czemu dziwić. Nic dla niego nie znaczyłam. 

- Przykro mi, że tak uważasz, Rey. Wiedz jednak, proszę, że zawsze chętnie ci pomogę. 

Parsknęłam śmiechem. Nie mogłam znieść jego zachowania. 

- Tak, oczywiście. 

- Rey... 

- Kunzite, chcę wrócić do domu. 

- Dobrze, skarbie - rzekł mój mąż, obejmując mnie solidnie tak, że czułam się przy nim bezpieczna. - Zagreusie, Rey. Bardzo wam dziękujemy za... 

- Za co ty im dziękujesz?! - krzyknęłam na Kunza, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Błagam cię, nie zachowuj się niedorzecznie! Jeśli chcesz tu z nimi zostać, droga wolna! Ja wracam do domu!

Byłam głupia, ale nie miałam sobie nic do zarzucenia. Byłam zła i bardzo smutna. Czułam się jak śmieć. Nic nie znaczyłam dla Kunza. W momencie, w którym najbardziej potrzebowałam jego wsparcia i towarzystwa, on odwrócił się do króla. Dziękował mu za coś, czego nie rozumiałam. Nie powinien mu za nic dziękować. Czy sprawienie, że głowa mojego brata wybuchła, było powodem, aby dziękować za to królowi? 

Poszłam do drzwi. Otworzyłam je i minęłam strażników. Żaden z nich nie zareagował. Na pewno czuli, że nie stanowiłam dla nich żadnego zagrożenia. Byłam przecież słaba i bezradna. Żałosna i głupia. Byłam człowiekiem, a oni byli... 

Wciąż nie wiedziałam, jakim mianem można było określić ich gatunek. 

W końcu udało mi się trafić do drzwi wyjściowych. Tam jednak napotkałam czterech strażników, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Odwzajemniłam ich ciekawskie spojrzenie. Nie chciałam robić sobie z nich wrogów, ale byłam w takim bojowym nastroju, że mogłam coś rozwalić.

Przełknęłam ślinę. Zbliżyłam się do strażników, gotowa wyjść z pałacu nawet, jeśli bez bańki ochronnej moje ciało miało zostać rozerwane na strzępy. Nagle jednak poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam, kto to był. 

- Wracamy do domu, kochanie. 

Kunzite otoczył mnie bańką ochronną. Skuliłam się w niej i zaczekałam, aż przetransportuje mnie do domu. Nie patrzyłam na nic, gdy płynęliśmy do domu. Tego było dla mnie za wiele. 

Udało nam się w końcu wrócić do domu. Dałabym wiele, abym mogła cofnąć czas. Dałabym wiele, aby Sam nie wpadł do wody. Gdyby umarł na powierzchni, nawet nie dowiedziałabym się o jego śmierci. Teraz jednak o niej wiedziałam i mnie to bolało. 

Kunzite pomógł mi wstać z podłogi, gdy bańka zniknęła. Mój ukochany złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie ostrożnie do góry tak, abym wstała. Gdy już stałam, ścisnął mnie mocniej za dłoń i zaprowadził do salonu. Tam próbował usadzić mnie na kanapie, ale ja zsunęłam się z niej i wylądowałam na podłodze. 

Mój mąż owinął moje ciało kocem i zrobił mi herbaty. Zapalił w kominku i położył herbatę na podłodze obok mnie. Bez słowa usiadł obok i położył sobie na kolanach miękką poduszkę. 

Osunęłam się tak, że wtuliłam twarz w poduszkę i skuliłam się na podłodze w kłębek. Nie miałam już w sobie łez, dlatego nawet nie płakałam. Byłam zmęczona. Chciałam się przespać.

- Na pewno to wiesz, ale chciałbym, abyś zrozumiała, że jest mi bardzo przykro. 

Nie odpowiedziałam. Pozwalałam, aby głaskał mnie po głowie. 

- Sam był twoją rodziną, ale jednocześnie był twoim katem. Mogę zrozumieć, że jest ci przykro, ale nie powinnaś go żałować. Twój brat był bardzo niebezpieczny, słoneczko. 

Zacisnęłam wargi. Kunzite miał rację. Sam rzeczywiście był nieobliczalny. 

- Niestety czasami w życiu zdarzają się rzeczy, na które nie mamy wpływu. To, co się dzisiaj stało, właśnie takie było. Bardzo mi przykro, Rey, ale to się musiało stać. Twój brat skazał cię na śmierć. Umarłabyś z jego rąk. Nie żałował ciebie.

- Wiem o tym, Kunz. Po prostu był ostatnim żyjącym członkiem mojej rodziny. Był okropny, ale nie zasłużył na tak straszną śmierć. 

- Niestety Zagreus ma właśnie takie techniki, skarbie. Czasami jest zbyt agresywny, ale wierzę, że jest dobrym królem. 

- Czy mnie też skazalibyście na śmierć? 

- O czym ty w ogóle mówisz? Za co mielibyśmy skazać cię na śmierć, laleczko? Przecież jesteś wzorem doskonałości. 

Pokręciłam przecząco głową. Przełknęłam gulę w gardle i mówiłam dalej. 

- Wcale nie, Kunz. Nie jestem doskonała. Mam wiele wad. Kunzite, czy trumna Sama... 

- Spoczywa na dnie. Na samym dnie. 

- Cholera... 

Zasłoniłam usta dłonią, aby nie wybuchnąć szlochem. Kunzite pomógł mi się nieznacznie podnieść, abym usiadła obok niego. Obejmował mnie i podsuwał mi pod twarz kubek z herbatą. 

Musiałam się jej napić, gdyż po śmierci Sama wpadłam w szok i nieustannie drżałam. Było mi bardzo zimno, ale wiedziałam, że była to reakcja obronna mojego organizmu na to, co miało miejsce. 

- Kocham cię, Rey - wyszeptał, składając pocałunek na czubku mojej głowy. - Nigdy w to nie wątp. Jesteś moja, a ja jestem twój. Życie niestety nie składa się tylko z przyjemnych chwil. Codziennie jesteśmy poddawani próbom, ale tylko od nas zależy, czy wyjdziemy z tego silniejsi czy słabsi. Bardzo cię kocham, mój cukiereczku, i zawsze będę cię wspierać. 

- Och, Kunz. 

Objęłam go i pozwoliłam sobie poczuć się całkowicie bezbronną. Przytulałam go, płacząc w jego ramionach resztą sił. Kiedy wylałam już wszystkie łzy, moje ciało postanowiło mi pomóc. Usnęłam w objęciach męża, jednak nie miałam spokojnych snów. 

Śnił mi się Sam. Mój brat gonił mnie z siekierą, chcąc mnie zabić. W kolejnym śnie widziałam Sama, który wyszedł z grobu jako zombie i pragnął krwi. Ostatni sen był jednak najgorszy. Sam powstał z martwych wraz z naszymi rodzicami i postanowił, że tym razem uda mu się mnie zabić. Czułam przez sen, że krzyczę, ale nie byłam w stanie się zbudzić. Dopiero gdy Kunzite mocno mną potrząsnął, wyrwałam się z tego koszmaru. Resztę nocy spędziłam czuwając. Kunz nie zostawił mnie ani na moment. Oboje milczeliśmy i wiedzieliśmy, że miała czekać nas trudna przeprawa. Nie chciałam się jednak poddać. Musiałam walczyć. 

Musiałam. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top