34
Kunzite
- Zagreusie? Co się stało?
- Kunzite... Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
Moje serce zaczęło bić stanowczo zbyt szybko. Zagreus rzadko do mnie dzwonił. Prawie wcale. Nigdy nie słyszałem u niego takiego zmartwionego tonu głosu. Cokolwiek się wydarzyło, musiało wyprowadzić go to z równowagi.
- Po prostu mi powiedz. Proszę.
- Chodzi o twoją małżonkę. Tak właściwie o jej brata.
Zamarłem. Spojrzałem na Rey. Celowo przełączyłem połączenie na tryb głośnomówiący, aby nie mieć przed nią żadnych sekretów. Teraz jednak żałowałem, że to uczyniłem. Gdybym wiedział, co powie mi Zagreus, zatkałbym Rey uszy za pomocą swojej magii.
Rey wyglądała na przerażoną. Szczęście w nieszczęściu, że ręce miała przykute do stołu, więc nie mogła się podnieść i nic sobie zrobić. Jej oczy jednak cierpiały, choć żadne z nas nie wiedziało jeszcze, co się stało.
- Brat twojej żony wpadł do morza. Spadł z kutra rybackiego i uderzył się w głowę, ale jednemu z moich strażników udało się bezpiecznie przetransportować go do pałacu. Chcieliśmy go uratować, Kunzite. Gdy Sam jednak się obudził, zaczął zachowywać się nieprzyzwoicie. Uderzył w twarz Ruby i rzucił Sophią w ścianę tak, że straciła przytomność. Proszę, przybądźcie do pałacu w tej chwili. Chyba wiesz, co muszę zrobić.
Zagreus się rozłączył, a ja zamarłem.
Spojrzałem ponownie na Rey. Kręciła głową, mając w oczach łzy.
- Kunz...
- Musimy tam popłynąć, dziecinko. Proszę, współpracuj ze mną.
- Kunz, co się stanie?! O co chodzi?!
- Po prostu tam ze mną popłyń. Musimy to zrobić.
- Nie! Kunz, nic nie rozumiem! Dlaczego Sam wpadł do morza?! Czy to naprawdę on?!
Podszedłem do stołu. Rozkułem dziewczynie ręce. Rey podniosła się do pozycji siedzącej i zarzuciła mi ręce na szyję. Zaczęła płakać.
Objąłem ją, gdyż wiedziałem, jak bardzo tego potrzebowała. Rey chyba jeszcze nie domyślała się jednak, co król miał zamiar zrobić z Samem. To, jak chłopak zachował się w stosunku do Sophie i Ruby, było niedopuszczalne. Kazało mi to jednak uwierzyć we wszystko, co o swoim bracie mówiła moja żona. Sam był niezrównoważony psychicznie, a ten świat miał być bez niego lepszym miejscem.
Nie miałem pojęcia, jak zareaguje na to wszystko Rey. Chciałem oszczędzić jej cierpienia tak bardzo, jak to możliwe. Zagreus jednak nie wahał się wystawić na moje oczy ciała mojego zmarłego ojca. Wiedziałem więc, że nie miał wahać się także z tym, aby pokazać Rey ciało jej martwego brata.
- Kunzite, co się z nim stanie?! Błagam, pomóż mu!
- Chodźmy, Rey. Nie mamy czasu do stracenia. Król na nas oczekuje.
- Kunz, ale...
- Bądź cicho. Zdaj się na mnie. Zaopiekuję się tobą. Zaufaj mi, aniele.
Pomogłem Rey się ubrać, po czym sam założyłem jakieś ciuchy. Od razu udałem się z nią do przejścia między domem a morzem, w którym zamknąłem dziewczynę w bańce. Kiedy była już w niej uwięziona, padła na kolana i płakała. Ja za to bezpiecznie przetransportowałem ją do pałacu króla Zagreusa. Czułem, że po tym, co miało się wydarzyć, Rey już nigdy nie miała być taka, jak dawniej. Bardzo się tego obawiałem, jednak musiałem być silny. Jeśli nie dla siebie, to dla niej.
Przysięgałem jej wieczną miłość i wsparcie. Nie zamierzałem uciekać od odpowiedzialności. Byłem jej mężem na dobre i na złe. W chwilach przyjemnych i bolesnych. Życie niestety nie składało się z samych pozytywnych momentów. To te trudne chwile weryfikowały, jakimi istotami byliśmy i czy zasługiwaliśmy na siebie nawzajem.
Dotarliśmy do pałacu. Strażnicy nawet mnie nie zagadywali tak, jakby doskonale wiedzieli, że sytuacja, w której mieliśmy znaleźć się za moment, miała być dla nas niebywale trudna.
W pałacu uwolniłem Rey z bańki. Dziewczyna krzyknęła i zaczęła przed siebie biec. Zatrzymałem ją jednak w porę i postanowiłem zrobić coś, co wiedziałem, że miało być przez nią źle odebrane. Skułem jej ręce za plecami tak, aby nie zrobiła czegoś lekkomyślnego. W dodatku założyłem jej obrożę i przypiąłem do niej smycz.
Moim celem wcale nie było upokorzenie Rey. To była ostatnia rzecz, do której byłbym zdolny. Kochałem ją i chciałem stawiać ją na piedestale, a nie w cieniu. Ta sytuacja wymagała jednak szczególnej uwagi i troski.
- Spokojnie, dziecinko. Tylko spokojnie.
Udałem się z Rey na smyczy do pokoju, w którym czułem, że znajdował się król. Jak się po chwili okazało, nie myliłem się.
Wkroczyliśmy do sali, w której znajdowało się kilka istot. Najpierw zauważyłem Ruby, która przykładała sobie woreczek z lodem do opuchniętego policzka. Potem ujrzałem Luke'a, który stał pod ścianą i miał wściekły wyraz twarzy. Sophii tutaj nie było, ale rozumiałem, dlaczego. Biedaczka musiała nieźle oberwać od Sama.
Zagreus stał przed nami. Na jego twarzy widziałem skupienie. Przed nim za to znajdował się związany brat Rey. Od razu dostrzegłem między nimi podobieństwo.
Sam przykuty był do krzyża w kształcie litery X, który był zazwyczaj używany w celach erotycznych, a nie przy torturach. Przy znęcaniu się nad kimś sprawdzał się jednak równie dobrze.
Chłopak miał szeroko rozłożone ręce i nogi. Miał na sobie postrzępione ubranie. Patrzył na Zagreusa z nienawiścią. W jego niebieskich oczach widziałem obłęd. Może nie znałem go osobiście, ale wystarczyło na niego spojrzeć, aby zrozumieć, że nie był dobrym człowiekiem. Moja biedna Rey musiała przeżyć koszmar, mieszkając z takim człowiekiem jak on.
- Ty kurwo!
Sam zwrócił się do Rey. Moja żona głośno płakała. Musiałem objąć ją w pasie, aby nie osunęła się na kolana.
- Sam! Bracie!
- Nie waż się do mnie odzywać, przebrzydła szmato! Dlaczego, kurwa, nie umarłaś?! Powinnaś była zdechnąć!
Gdybym był tu z nim sam na sam, skazałbym go na ogromne cierpienie. Przy Zagreusie musiałem jednak zachowywać się jak porządny obywatel. Dlatego zacisnąłem zęby i pozwoliłem sprawom toczyć się ich rytmem. Choć miało być to dla mnie niebywale trudne.
- Sam, braciszku...
- Kurwa mać! Dlaczego musiałem wpaść do tego jebanego morza?! Nie chcę cię widzieć, Rey! Ty głupia dziwko!
- Jeszcze raz nazwiesz w ten sposób swoją siostrę, a wsadzę ci rozżarzony pręt do dupy.
Na słowa Zagreusa Sam się zaśmiał.
- Kim ty niby jesteś, co?! Kurwa, jaki ty jesteś obleśny! Zielony i wielki! Pierdol się!
- Chyba naprawdę chcesz umrzeć w spektakularny sposób.
- Kurwa mać! Rey, ty kurwo! Jesteś na smyczy! Dobrze ci tak!
To był jakiś obłęd. Czy jej brat postradał rozum? Czy ten skurwiel zawsze tak się zachowywał? Jak Rey z nim wytrzymała? Ile siły w sobie miała? Nie mieściło mi się to w głowie.
- Sam, bracie...
- Kim jest ten stojący za tobą wielkolud? To twój właściciel?! Boże, jaki on jest odpychający! Widziałaś te dziury w jego policzkach?! Fuj, co to, kurwa, jest?!
- Nie mów tak! To mój mąż!
Sam nagle zamienił się w posąg. Przez chwilę się nie ruszał i nic nie mówił, aby niespodziewanie wybuchnąć śmiechem. Śmiał się tak bardzo, że nie wiedziałem, czy przy tym nie umrze. Wolałem jednak, aby ten sukinsyn tak szybko nie zdechł. Zasługiwał na spektakularną śmierć i wiedziałem, że Zagreus mu ją zapewni.
- Mąż?! Ja pierdolę, ale ty nisko upadłaś! Wrzuciłem cię do morza, abyś zdechła, a ty nie dość, że przeżyłaś, to jeszcze związałaś się z takim potworem?! Co cię w nim kręci, mała dziwko?! Jego kutas?!
- Sam, proszę...
- Nic już do mnie nie mów, ty mała szmato - warknął chłopak, któremu z każdą chwilą coraz bardziej chciałem ukręcić łeb. Powstrzymywała mnie tylko obecność Zagreusa, a także fakt, że ten człowiek był po prostu chory psychicznie. - Nienawidzę cię. Mam nadzieję, że twoje życie w tym miejscu jest piekłem, na które zasłużyłaś. Wierzę, że ten twój pierdolony mąż pieprzy cię jak dziwkę, którą jesteś. Gardzę tobą i żałuję, że nie udało mi się ciebie zabić. Gdybym mógł cofnąć czas, po prostu wrzuciłbym cię do ognia i słuchał, jak krzyczysz. Pozwoliłbym, aby płomienie cię pochłonęły i wtedy byłbym kurewsko szczęśliwy.
Rey zadrżała. Musiałem mocno przytrzymać ją przy swojej piersi, gdyż była tak słaba, że nogi się pod nią całkowicie ugięły. Ruby patrzyła na moją żoną ze smutkiem, a Luke płakał. Przyjaciele mojej ukochanej na pewno cierpieli razem z nią. Wszyscy jednak byli w takim szoku, że nikt nie był w stanie się ruszyć.
- Sam, kochałam cię. Zawsze robiłam dla ciebie wszystko. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
Rey jąkała się przy każdym słowie. Nabierała panicznie powietrza w płuca. Znajdowała się w absolutnie fatalnym stanie.
- Dlaczego cię nienawidzę? Ależ ty jesteś zabawna! Miałem mieć brata, a nie ciebie! Gardziłem tobą od dnia, w którym przyszłaś na świat! Zabiłaś naszych rodziców! To przez ciebie moja ukochana nie żyje!
- Dobrze wiesz, że to nieprawda! Nie kłam, Sam!
- Ja kłamię?! Ty pierdolona dziwko!
- W tej chwili muszę wkroczyć do akcji - powiedział spokojnie, ale pewnie Zagreus. - Nie pozwolę na to, abyś ty, człowieku, obrażał żonę mojego poddanego. To, jak się zachowujesz, woła o pomstę do nieba. Nie pozwolę na to, abyś w ten sposób traktował istoty, które objąłem opieką.
- Co ty mi niby możesz zrobić, co?! Ty przebrzydła, zielona kreaturo?!
Zagreus zaśmiał się kpiąco. Uniósł jeden kącik ust do góry i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Co mogę ci zrobić? Och, tak się składa, że całkiem sporo. Widzisz, jestem królem tego świata. Chciałem cię uratować. Ochroniłem cię, abyś nie umarł w wodach, ale ty nie jesteś wdzięczny za to, co dla ciebie zrobiliśmy. Potraktowałeś karygodnie moją żonę i ukochaną. Teraz obrażasz mnie, Kunzite'a i swoją siostrę. Gdybyś wykazał się skruchą i wdzięcznością za ratunek, na pewno darowałbym ci życie. Otoczyłbym cię troską oraz zapewnił jedzenie i bezpieczeństwo. Ty jednak postanowiłeś wkroczyć ze mną na wrogą ścieżkę i chyba domyślasz się, do czego cię do doprowadzi.
- Nie!
Musiałem zasłonić Rey usta dłonią, gdy krzyknęła. Ona była zbyt dobra. Mimo, że Sam wiele razy ją złamał i zniszczył w niej wszystko, co piękne, ona wciąż o niego walczyła. Była zdecydowanie zbyt dobra.
- Kunzite, mam do ciebie pytanie.
Zagreus podszedł do mnie. Spojrzał na przerażoną Rey, po czym skupił wzrok na mnie.
- Czy chcecie być tutaj przy jego egzekucji?
Rey załkała boleśnie spod mojej dłoni. Musiałem mocno ją przy sobie trzymać. Ruby starała się podejść bliżej swojej przyjaciółki, ale Zagreus poprosił Luke'a, aby wyprowadził stąd Ruby. Dziewczyna posłała mojej ukochanej przepraszające spojrzenie, jednak Rey nie zwracała uwagi na przyjaciółkę. Była przerażona tym, co miało stać się z jej bratem.
- Rey, musimy tutaj zostać. Chcę, żebyś zobaczyła, jak ten skurwiel ginie - powiedziałem do niej, na co ona gwałtownie pokręciła przecząco głową i spróbowała powiedzieć coś spod dłoni, którą zakrywałem jej usta.
- Kunzite, tak będzie najlepiej. Wiesz o tym, prawda?
- Tak, Zagreusie. Rey w pełni nie uwierzy w śmierć swojego brata, jeśli nie zobaczy jej na własne oczy.
- Kurwa, naprawdę chcecie mnie zabić?! - spytał Sam, śmiejąc się jak wariat. Tyle, że on naprawdę tym wariatem był. - Wy jesteście jacyś popieprzeni!
Postanowiliśmy zignorować Sama. Zagreus patrzył to na mnie, to na Rey. Ostateczna decyzja i tak należała do niego jako, że był królem.
- Przykro mi, Rey - powiedział król, łapiąc moją ukochaną za podbródek i patrząc na nią ze smutkiem. - Wiem, że będzie ci bardzo ciężko, ale uwierz mi, że to jedyna słuszna decyzja, jaką mogę podjąć. Zależy mi na bezpieczeństwie moich poddanych. Nie mogę pozwolić na to, aby twój brat zrobił krzywdę komuś więcej. Wystarczy, że zranił Ruby, Sophię, a także ciebie. Nie pozwolę mu na wyrządzenie więcej szkód.
Rey szarpała się w moich ramionach. Moja żona krzyczała, kręcąc głową. Patrzyła błagalnie na króla, ale on tylko złożył pocałunek na czole Rey.
Zagreus podszedł do wijącego się w kajdanach Sama. Stanął przed nim i wyciągnął przed siebie rękę. Wokół zielonej dłoni Zagreusa zebrała się magia. Jaśniała na niebiesko. Sam patrzył na to z przerażeniem. Chłopak chyba zrozumiał, że jego życie miało dobiec dzisiaj końca.
- Rey, ty kur-
Sam nie zdołał dokończyć zdania. Zagreus bowiem, zebrawszy w swoim ciele całą magię, wystrzelił jej wiązanką w głowę chłopaka. Głowę, która po chwili wybuchła.
Uwolniłem usta Rey tak, aby mogła krzyczeć. Moja ukochana wrzeszczała, piszczała i błagała. Nie wiedziałem jednak, o co błagała. Dla Sama nie było już ratunku. On umarł. Tak, jak powinno być.
Rey padła na kolana. Próbowała przyczołgać się do bezgłowego ciała brata, które było przykute do krzyża, ale złapałem dziewczynę za smycz, uniemożliwiając jej ten plan. Rey płakała tak, że moje serce się łamało. W tej chwili nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek mi zaufa. Może Rey nie znosiła swojego brata, ale również z jakiegoś niezrozumiałego powodu go kochała. A my odebraliśmy życie ostatniemu członkowi jej rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top