15

Rey

- Kochanie, ja... 

- Zostawimy was tutaj, dobrze? 

Spojrzałam na króla Zagreusa. Ubrana w bieliznę i satynowy szlafrok Ruby wsunęła rękę pod ramię swojego potwornego męża. Zawstydziła się.

- Dobrze. Obiecujemy, że nie zdemolujemy waszej sypialni - odrzekł mój oprawca, kiwając głową do swojego przyjaciela. 

Po chwili zostaliśmy w pokoju sami. Stałam przy ścianie, patrząc na stojącego blisko mnie Kunzite'a. Mężczyzna przeczesał palcami swoje zielone włosy. Westchnął ciężko. Zachowywał się tak, jakby to on dostał obuchem w głowę. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że to on zgrywał tego, który miał się gorzej. Bolało mnie to, gdyż jakby na to nie spojrzeć, to ja miałam się gorzej. 

Walczyłam ze łzami. Oddychałam ciężko i mrugałam szybko oczami, aby pozbyć się niechcianych łez. Kunzite przez długi czas milczał. Może zbierał myśli, a może po prostu bał się ze mną o tym porozmawiać. 

- Rey, skarbie. Phei to nic złego. To... 

- Jak to nic złego? - spytałam, kręcąc głową i słysząc, jak mój głos drżał. - Twoja sperma stworzyła we mnie jakieś stworzonko! Kurwa, jak to w ogóle brzmi?!

Rzadko przeklinałam. Nie robiłam tego prawie wcale. Ta sytuacja jednak wyprowadziła mnie z równowagi. Nie wiedziałam, co powinnam mówić i robić. Mój umysł nie pracował tak, jak zwykle. Zachowywałam się irracjonalnie, ale po prostu nie mogłam inaczej. 

Kunzite próbował złapać mnie za rękę, ale ja cofnęłam dłoń. Spojrzał na mnie ze smutkiem. 

- To nie tak, że moja sperma stworzyła w tobie phei

- Jak to nie?!

- Rey, gdybym tego nie zrobił, umarłabyś. Naprawdę chciałabyś nie żyć?

- Tak!

Zsunęłam się plecami po ścianie tak, że po chwili siedziałam już na podłodze. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i otoczyłam je rękoma. Płakałam, nie hamując łez. Byłam żałosną beksą. Tak bardzo chciałam nie reagować na wszystkie smutne wiadomości łzami. Pragnęłam być silna, ale nigdy nie miałam wsparcia. Mój brat skutecznie zniszczył we mnie pewność siebie i sprawił, że czułam się słaba. Czasami nawet czułam się tak, jakbym powinna przepraszać Sama za to, że żyłam.

Będąc tutaj, na dnie morza z potworami, mój brak pewności siebie nie pomagał. Tak bardzo zazdrościłam wszystkim kobietom, które chodziły po ziemi jak królowe. Były pewne siebie, swojej wartości i wiedziały, że zasługiwały na wszystko, co najlepsze. Dałabym wiele, aby czuć się tak jak one. Niestety zmiana nie była taka łatwa. 

Kunzite usiadł na przeciwko mnie. Stosunkowo blisko. Jego stopy prawie dotykały moich nóg.

Płaczem nic nie miałam zdziałać. Nie było więc sensu wylewać więcej łez. Szkoda, że do mojego ciała to jednak nie docierało. Mimo wszystko starałam się zachować względny spokój. Musiałam to zrobić, aby dowiedzieć się, co teraz miało mnie czekać. 

- Słoneczko, phei nie wyrządzi ci krzywdy. Jego zadaniem jest pomoc tobie. 

Głos Kunza był bardzo łagodny. Mówił do mnie niemal jak do małego dziecka. Swoją drogą byłam ciekawa, jaki byłby z niego ojciec. Niestety nigdy nie miałam się o tym przekonać, ponieważ skoro połączył się ze mną, nie mogłam dać mu potomstwa. Nie, żebym chciała mieć z nim dzieci. Pewnie byłyby zielone i nienawidziłyby mnie dlatego, że wyglądałabym inaczej niż one. 

- To nie zrobi ci krzywdy, Rey. Jeśli poddasz się phei, wówczas będzie ci łatwiej mnie pokochać. Wiem, że powinnaś mnie nienawidzić i masz do tego pełne prawo, ale jeśli ulegniesz phei, wtedy twoje życie tutaj stanie się o wiele łatwiejsze. Spójrz tylko na Ruby, kochanie. Ona poddała się Zagreusowi i teraz jest jego szczęśliwą żoną. Wcale nie czuje się zmanipulowana. Ona go kocha. Rozumiem, że ty możesz nigdy mnie nie pokochać, ale... 

Jego głos zadrżał. Spojrzałam mu w oczy, a przynajmniej starałam się to uczynić. Kunzite jednak odwrócił ode mnie wzrok, a ja zauważyłam, że jego czerwone oczy się zaszkliły. 

- Zależy mi na tobie - wyszeptał łamiącym się głosem tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Wiem, że jestem obrzydliwy, ale pragnę mieć kogoś, kogo będę mógł kochać. Uwielbiam ludzi, Rey. Ty jesteś spełnieniem moich marzeń. Nie mógłbym prosić o nikogo lepszego niż ty. Nikt lepszy nie istnieje. Tak bardzo bym chciał, abyś oddała mi swoje serce, skarbie. To moje marzenie. Wiem, że uprawiając z tobą seks, niejako podpisałem na ciebie wyrok. Nie masz prawa związać się już z żadnym innym mężczyzną. Jesteś przeznaczona mnie. Dlatego jeśli chcesz, dla twojego dobra, możesz walczyć z phei. Walcz z nim. Będziemy żyć w jednym domu, ale oddzielnie. Chyba, że zechcesz trafić do pałacu króla. Zagreus z pewnością z radością cię przyjmie. Nie wiem jednak, czy będzie miał dla ciebie dużo czasu. Ma Ruby, Sophię, Luke'a...

Jego głos się kompletnie załamał. Kunzite ścisnął dwoma palcami swój spłaszczony nos morskiego potwora. Zamknął oczy. 

Spod jego zamkniętych powiek wypłynęły łzy. Widziałam, jak mężczyzna płacze. On się zupełnie załamał. 

Nagle naszła mnie ochota, aby przytulić tego wielkoluda. Miałam chęć usiąść okrakiem na jego udach i zarzucić mu ręce na szyję. Chciałam się w niego wtulić.

Moje phei działało. Ciągnęło mnie do Kunza. Powinnam panikować, ale ku własnemu zdziwieniu nie czułam strachu. Jedyne, czego chciałam, to móc się w niego wtulić. 

Powoli przeniosłam się na klęczki. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam nią uda mężczyzny. 

Kunzite zadrżał. Odsłonił oczy i spojrzał na mnie. 

- Kochanie... 

Nie wiedziałam, co mną kierowało. Chyba byłam po prostu głupia. Moje dobre serce nie mogło jednak patrzeć na płaczącego potwora. 

Przełknęłam ślinę. Podniosłam się tak, aby usiąść okrakiem na jego potężnych udach. Moja cipka stykała się z jego kroczem. Postanowiłam jednak nie panikować. Wzięłam głęboki oddech i niepewnie przesunęłam dłońmi po zielonej piersi mojego porywacza. 

- Rey, nie rób tego. To phei. Ono na ciebie działa. Ty mnie nie chcesz. 

- Phei tylko pomaga, prawda? - spytałam, sunąc dłońmi wyżej. - Ono mnie nie kontroluje. Nie manipuluje mną. Ono ma mi pomóc, racja? 

Spojrzałam w czerwone oczy Kunza. Mężczyzna skinął głową. 

- W takim razie... 

- Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć, zanim zabrnie do za daleko, słoneczko. Zagreus... Rozmawiałem z nim i on... Nakazał nam, abyśmy wzięli ślub dzisiaj. 

Zmroziło mnie. 

Momentalnie zsunęłam dłonie z jego piersi. Kunzite położył ręce na moich biodrach, trzymając mnie na sobie tak, abym się od niego nie odsunęła. Nie byłam jednak w stanie dłużej patrzeć mu w oczy. Spuściłam wzrok i zamknęłam oczy. Cholera jasna, znowu chciałam płakać! Miałam już tego dość!

Nie wyobrażałam sobie tego. Nie mogłam przecież mieć potwora morskiego za męża. Moi rodzice przewracaliby się w grobie, gdyby się o tym dowiedzieli. Mama i tata od zawsze chcieli znaleźć dla mnie dobrego chłopaka, który będzie delikatny, czuły i który stworzy ze mną kochającą się rodzinkę z przynajmniej trójką dzieci. Inna sprawa była taka, że sama nie chciałam aż takiego ułożonego chłopaka, ale na pewno nie zamierzałam wyjść za morskie stworzenie. 

Nagle zrobiło się przeraźliwie zimno. Poczułam na ciele gęsią skórkę. Kunzite przesunął swoje zielone ręce zakończone ostrymi pazurami na moje przedramiona. 

- Wiem, że bardzo się boisz, kochanie. Obiecuję ci jednak, że wszystko będzie dobrze. To dla twojej ochrony. Zagreus powiedział mi, że na dnie morza jest obecnie niebezpiecznie. Od lat mamy wrogów, jednak nie atakowali nas od dawna. Jeśli wyczują twoją obecność i zrozumieją, że nie jesteś mężatką, wówczas będą chcieli cię porwać i zrobić z tobą okropne rzeczy, o których wolę nie mówić. Nie musimy nawet składać sobie przysiąg, choć ja i tak chciałbym to zrobić. To będzie krótka ceremonia. Siły morza połączą nas magicznym węzłem miłości. Zagreus powiedział, że wyczaruje ci taką suknię, o jakiej zamarzysz. Zajmiemy się kwiatami, wystrojem i... 

Wtuliłam twarz w zagłębienie między jego szyją i ramieniem. Zacisnęłam dłonie w pięści i płakałam.

Nie tak wyobrażałam sobie swój własny ślub. Gdy byłam małą dziewczynką, czasami bawiłam się z Samem w ślub. Wtedy mój brat jeszcze mnie nie nienawidził.

Wyobrażałam sobie swój ślub jako piękne, pełne przyjaźni i miłości wydarzenie dla całej rodziny. Marzyłam o scenerii jak z filmu. Ślub przy zachodzie słońca był czymś, co chciałam zrealizować w przyszłości, ale wszystko wskazywało na to, że miałam wziąć ślub na dnie morza w ciemności. 

Kunzite niepewnie zaczął głaskać mnie po tyle głowy. Drugą dłonią niepewnie pieścił moje plecy. Starałam się uspokoić. Nie mogłam przecież zwariować.

- Kiedy rozmawiałaś z Ruby, przygotowaliśmy z Zagreusem salę. Jeśli tego właśnie chcesz, nikogo nie zaprosimy na ceremonię. Będziemy tam tylko ty, ja i Zagreus, który jako król udzieli nam ślubu. Potem będziemy mogli wrócić do domu. 

- To nie jest mój dom - wyszeptałam, kręcąc głową, wciąż desperacko się w niego wtulając. 

- Wiem, że mnie nienawidzisz, Rey. Bardzo mi przykro, że będziesz miała takiego paskudnego męża jak ja. Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego. 

Nie chciałam, aby Kunzite miał o sobie takie złe zdanie. Oczywiście, uważałam go za potwora, gdyż nim był, ale wcale nie był paskudny czy odpychający. Dziury w jego policzkach sprawiały jednak, że mimo wszystko się go obawiałam. Wyglądał bowiem jak postać z horroru. Sam na pewno z radością by się z nim zaprzyjaźnił. Mój brat uwielbiał filmy grozy. 

- Nie mów tak o sobie. Nie jesteś paskudny. Po prostu boli mnie to, że mnie zgwałciłeś... 

Kunzite zadrżał tak, jakby moje słowa go zraniły. 

- Wiem, kochanie. Nigdy wystarczająco cię za to nie przeproszę. Gdybym mógł, chciałbym uprawiać z tobą seks dopiero, gdy miałabyś taką wolę. Niestety aby cię ochronić, musiałem zrobić to w takich warunkach. 

Wiedziałam, że ślub z Kunzem był nieunikniony. Od początku mi o tym mówił. Nie znałam się na prawach i magii morza, ale rozumiałam, że musiałam wziąć ślub z Kunzite'm, jeśli nie chciałam zostać skrzywdzona przez jakieś wrogie morskie stwory. 

Nie zmieniało to faktu, że czułam się dziwnie, mając wyjść za kogoś, kogo poznałam wczoraj. W dodatku nie był to człowiek, a potwór morski. Ktoś, kto byłam pewna, że po prostu nie istniał. 

- Wyjdę za ciebie. 

Kunzite odsunął się ode mnie nieznacznie. Objął swoimi dużymi dłońmi moje policzki i spojrzał mi w oczy.

- Naprawdę? 

- Przecież nie mam wyboru - wyjaśniłam, wzruszając ramionami. - Muszę zostać twoją żoną, prawda? 

- Przykro mi, skarbie. Naprawdę mi przykro. 

Niepewnie położyłam dłoń na jego policzku. Jego skóra była taka dziwna. Zupełnie inna niż moja. W pewien sposób Kunzite jednak przypominał człowieka. Nie miałam oczywiście na myśli jego zielonej skóry, płetw, ogona, spłaszczonego nosa czy czerwonych oczu, ale wiele łączyło go z człowiekiem. 

- Chciałabym tylko, abyś mi coś obiecał. 

Moja ręka na jego policzku drżała. Bałam się, ale chyba nie było się czemu dziwić. Miałam powody do strachu. 

- Cokolwiek zechcesz, kochanie. 

- Chciałabym, żebyś się o mnie starał. 

Mężczyzna zmarszczył brwi i lekko przechylił głowę w bok tak, jakby nie rozumiał, co miałam na myśli. Na pewno uważał mnie za wariatkę. W tej chwili sama nie byłam pewna, co wyprawiałam, ale musiałam zachować zdrowy rozsądek. Byłam pewna, że po ślubie z Kunzem znowu miałam płakać z powodu życiowej porażki, ale teraz chciałam być silna. Chciałam chociaż udawać, że byłam silna. 

- Chciałabym, żebyś codziennie pokazywał mi, że ci na mnie zależy. Nie zmuszę cię do miłości, ale chciałabym tylko, żebyś się starał. Zakładam, że skoro mnie porwałeś, chyba mnie chcesz, prawda? 

Kunzite otworzył usta, ale żadne słowa się z nich nie wydostały. 

- Proszę cię o to, abyś mnie szanował - kontynuowałam drżącym głosem. - Nie chcę dłużej czuć się jak śmieć. Mój brat mnie nienawidził. Skazał mnie na śmierć. Marzyłam o pięknej, wielkiej miłości i nie wiem, czy ty mi ją dasz, ale błagam, postaraj się. Obiecuję, że ja też spróbuję się na ciebie otworzyć. Nie chcę żyć w nienawiści do ciebie, Kunzite. Chciałabym być szczęśliwa. 

Mój głos się załamał. Kunzite objął mnie rękoma i przyciągnął do siebie tak, że między naszymi ciałami nie znajdował się ani milimetr wolnej przestrzeni. Głaskał mnie po głowie, a ja czułam się bezpieczna. Z potworem morskim. Z moim przyszłym mężem. Z kimś, kto mnie uratował, ale jednocześnie skazał mnie na niewolę. 

- Ja już cię kocham, Rey. 

- C-co? 

Próbowałam się od niego odsunąć, ale on mi na to nie pozwolił. 

- Kocham cię. Może to sprawka magii, a może tego, że czuję się przy tobie szczęśliwy. Rozumiem, że ty mnie nie lubisz, ale każdego dnia będę się starał, abyś była ze mną szczęśliwa. Tak, jak ja jestem z tobą. 

Może to kwestia tego, że moje emocje się rozregulowały, a może było to po prostu wzruszenie. Uściskałam jednak swojego morskiego porywacza i miałam nadzieję, że wszystko się między nami ułoży. 

- Mam nadzieję, że tak będzie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top