11

Rey

Z mojego gardła wydostał się krzyk, gdy wypłynęliśmy z domu Kunzite'a.

Czułam się tak, jakbym znajdowała się w kosmosie. Nie miałam pojęcia, do czego mogłam porównać towarzyszące mi w chwili obecnej uczucie. Wokół mnie panowała ciemność, która była mroczna, niebezpieczna i sprawiała, że nie czułam się bezpiecznie.

Kunzite płynął szybko. Poruszał nogami i jedną ręką, pod pachą trzymając kulę, w której się znajdowałam. Mogłam swobodnie oddychać i obserwować to, co działo się wokół, ale po chwili namysłu doszłam do wniosku, że lepiej nie powinnam na to patrzeć.

Usiadłam w bańce i zamknęłam oczy, chowając twarz w dłoniach. Nagle usłyszałam głos Kunzite'a, co wydało mi się dziwne. Nie spodziewałam się, że będzie w stanie się ze mną komunikować, gdy on będzie płynął, a ja będę uwięziona w bańce.

- Powinniśmy dotrzeć do pałacu króla za około pięć minut. Nie stresuj się, kochanie. Zaopiekuję się tobą.

Pokręciłam przecząco głową. Padłam w bańce na kolana. Jej tekstura była dziwna. Nie przypominała typowej bańki mydlanej, gdyż była solidniejsza. Wyglądem jednak zdecydowanie przypominała zwyczajną bańkę.

- Czy muszę spotykać się z królem?

Kunzite zerknął na mnie. Westchnął ciężko. Dziwiło mnie to, że potrafił oddychać zarówno pod wodą, jak i w swoim domu. Zazdrościłam mu tej umiejętności.

- Tak, Rey. Musimy się z nim spotkać. Musisz mi jednak uwierzyć, że nie masz czego się obawiać. Król jest jedną z najwspanialszych istot, jakie znam. Nigdy nikomu nie odmawia pomocy.

Nagle w mojej głowie zagościła pewna myśl. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co zrobiłby król, gdybym poprosiła go o powrót na powierzchnię. Domyślałam się, że król miał większe możliwości niż Kunzite. Może posiadał jakąś morską magię, która mogłaby mi pomóc. Byłam zdesperowana i gotowa, aby zrobić wszystko, żeby tylko wrócić do świata ludzi.

Oddychałam głęboko. Starałam się uspokoić swoje rozszalałe serce. Bardzo się bałam, ale musiałam nad sobą zapanować, aby nie zwariować, gdy dojdzie do spotkania z królem morskich potworów.

Jak się okazało, szybko dotarliśmy do pałacu króla. Odsłoniłam oczy i zrozumiałam, że znajdowaliśmy się przed przepięknym budynkiem. Był cały ze złota lub czegoś, co złoto przypominało.

Pałac był wysoki i bardzo okazały. Przy wejściu znajdowały się pozłacane statuy koników morskich. Przed samym pałacem znajdowała się fontanna z delfinem, jednak nie miałam pojęcia, w jaki sposób działała, skoro znajdowaliśmy się pod wodą. Wyglądało to co najmniej dziwnie, ale miałam w tej chwili inne zmartwienia na głowie.

Kunzite podpłynął ze mną uwięzioną w bańce do wejścia do pałacu. Rozpaczliwie rozglądałam się dookoła i zobaczyłam miasto. Było zadbane, czyste i po prostu ładne. W oddali widziałam potwory morskie podobne do Kunzite'a. Niektóre były delikatniej zbudowane niż on, a niektóre miały więcej mięśni. Jedne były niższe niż mój porywacz, a kolejne wyższe. Widziałam mężczyzn i kobiety, a także dzieci. Od mojego oprawcy odróżniało ich jednak to, że nie mieli dziur w policzkach.

Postanowiłam skupić się na tym, co działo się przede mną. Kunzite zatrzymał się przed stojącymi u wejścia zielonymi stworami, którzy wyglądali na strażników króla. Wystraszyłam się, przyciskając plecy do tylnej ścianki bańki mydlanej i patrząc przerażonym wzrokiem na mężczyzn.

- Kunzite! - rozpromienił się jeden ze strażników, który dzierżył w dłoni oszczep. - Miło cię widzieć! Nie spodziewałem się, że przyprowadzisz tu ze sobą ludzką kobietę!

- Witaj, Emry - rzekł radośnie mój porywacz tak, jakby rozmawiał z dawnym przyjacielem. - Tak się składa, że uratowałem tą śliczną niewiastę i przypłynąłem z nią do króla.

- Też pochwaliłbym się taką kobietą, gdybym ją miał!

Strażnik Emry przybliżył się do bańki, w której się znajdowałam. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie, ale ja i tak się go bałam.

- Jest piękna. Masz szczęście, Kunzite.

- Wiem o tym - zaśmiał się mój porywacz. - Przepuścicie nas?

- Oczywiście! Udanego pobytu w królewskim pałacu!

Emry i drugi strażnik, którego imienia nie poznałam, odsunęli się. Kunzite podpłynął ze mną do wejścia do pałacu. Drzwi były dwuskrzydłowe, wysokie i znajdowały się na nich liczne zdobienia. Wyglądało to bajkowo. Nigdy wcześniej nie widziałam w swoim życiu tyle bogactwa. Słyszałam liczne historie o królach, książętach i bogaczach mieszkających w różnych rejonach świata, ale nigdy nie było mi dane zobaczyć czegoś takiego na własne oczy.

Drzwi się przed nami otworzyły. Kunzite wpłynął ze mną do środka. Gdy znaleźliśmy się w holu, drzwi się za nami zatrzasnęły. Wszelka woda, która dostała się do holu podczas naszego wejścia, momentalnie wyparowała.

Bańka, w której się do tej pory znajdowałam, zniknęła. Po chwili klęczałam więc na podłodze holu. Wpatrywałam się w biało-złotą szachownicę, gdyż właśnie taki wzór miała ta piękna, czysta i lśniąca podłoga.

Kunzite ukucnął przy mnie i bez słowa wziął mnie w ramiona. Zaczął iść przed siebie, nie zwracając uwagi na patrolujących teren pałacu strażników. Mężczyźni kompletnie nie zwracali na nas uwagi. Byli w swoim świecie. Może po prostu znali mojego oprawcę i mu ufali, co wydawało mi się dziwne, ale wolałam, żeby było tak, niż żebyśmy byli uważani w tym miejscu za wrogów.

- Za chwilę dojdziemy do komnaty króla, kochanie. Och, maleńka. Dlaczego tak bardzo drżysz?

Przełknęłam ślinę. Zrobiło mi się zimno. Nie chciałam tego robić, ale wtuliłam się w ciało niosącego mnie potwora, aby zyskać od niego choć trochę ciepła.

- Boję się. Bardzo się boję.

- Nie masz czego, skarbie - wyznał szeptem Kunzite, składając pocałunek na czubku mojej głowy. - Nikt cię nie skrzywdzi. Obronię cię przed jakimkolwiek złem.

- Kto obroni mnie przed tobą?

Spojrzałam w jego czerwone oczy, a on posłał mi takie spojrzenie, dzięki któremu wiedziałam, że sprawiłam mu przykrość.

- Nikt nie musi cię przede mną bronić. Nie skrzywdzę cię.

- Zgwałciłeś mnie.

Wyszeptałam te słowa tak cicho, jak było to możliwe. Nie chciałam, aby którykolwiek ze znajdujących się na korytarzu strażników usłyszał moje słowa, ale mężczyźni na pewno domyślali się, co zrobił ze mną mój porywacz.

- Kochanie, błagam cię. Nie rozmawiajmy o tym. Nie teraz. Proszę, zachowuj się grzecznie. W domu o wszystkim znowu porozmawiamy.

Nie miałam siły, aby kłócić się ze swoim oprawcą, dlatego poddałam się.

Kunzite podążał długimi korytarzami, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Gdy już myślałam, że mężczyzna nigdy się nie zatrzyma, nagle przystanął przed okazałymi drzwiami. Za nimi usłyszałam głośne śmiechy. Ktokolwiek się tam znajdował, z pewnością dobrze się bawił.

Kunzite uniósł jedną z zielonych dłoni i zapukał do drzwi. Gdy to się stało, drzwi zostały otwarte. Przełknęłam ślinę na widok dwóch kolejnych strażników. Na początku ich miny były nietęgie, ale gdy zauważyli mojego porywacza, uśmiechnęli się. Wszyscy zdawali się darzyć Kunza sympatią.

Gdy minęliśmy strażników i weszliśmy do środka, zobaczyłam widok, który kompletnie mnie zaskoczył.

Przed sobą na tronie ujrzałam króla. Wysokiego i potężnego mężczyznę z zielonymi włosami długimi do połowy pleców. Mężczyzna był zupełnie nagi, a na jego kolanach siedziała naga kobieta. Kobieta ta nie była jednak potworem morskim. Ona była człowiekiem.

- Jeszcze chwila, Ruby! Cholera jasna, ależ ja cię kocham!

Dziewczyna ujeżdżała swojego pana, opierając dłonie na jego ramionach. Wznosiła się i opadała na jego kutasa raz po raz. Król w ogóle nie zwracał na nas uwagi, ale miałam wrażenie, że był tak pochłonięty tym, co robiła mu Ruby, że znajdował się w innym świecie.

- Kocham cię, panie!

Król ścisnął pośladki swojej niewolnicy i ryknął. On naprawdę ryknął. Jak na potwora morskiego przystało.

Oboje dyszeli ciężko. Wiedziałam, że doszli.

- Och, Kunzite!

Król nas w końcu zobaczył. Dał Ruby lekkiego klapsa w tyłek, a ona się zaśmiała. Nie wiedziałam, czy grała, czy naprawdę darzyła sympatią swojego porywacza. Nie rozumiałam jednak jej zachowania. Ja na jej miejscu błagałabym o litość, a ona zachowywała się tak, jakby jej się to podobało.

Roześmiana i zarumieniona Rybu zsunęła się z kolan swojego pana. Dziewczyna miała ciemne włosy i piegi na policzkach. Na szyi, podobnie jak ja, miała obrożę, która hamowała jej przemianę w potwora morskiego.

Nagi król wstał z tronu. Chwycił Ruby za rękę i zaczął iść z nią w naszą stronę. Ruby sięgała mu do połowy piersi. Była o wiele niższa i słabsza niż on. Uśmiechała się jednak tak, jakby była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nie miałam pojęcia, co się z nią działo, ale chyba musiała cierpieć na syndrom sztokholmski.

Król potworów morskich uśmiechnął się na nasz widok. Spojrzał na mnie. Poczułam dreszcze na całym ciele.

- Nareszcie masz swoją kobietę, Kunzite. Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę.

Przełknęłam gulę w gardle. W moich oczach pojawiły się łzy, ale mrugałam szybko, aby się ich pozbyć.

- Ruby, kochanie - zwrócił się do swojej niewolnicy król, chwytając ją za podbródek i unosząc jej głowę tak, aby spojrzała mu w oczy. - Czy mogłabyś pójść do sypialni? Chciałbym porozmawiać z naszymi gośćmi.

- Oczywiście! Bardzo cię kocham!

Dziewczyna wspięła się na palce stóp, a król się nad nią nachylił. Ruby pocałowała swojego pana w policzek, po czym uśmiechnęła się do mnie tak, jakby cieszyła się, że ujrzała innego człowieka.

Ruby uciekła w pośpiechu z sali tronowej, gdyż chyba właśnie tak mogłam nazwać te pomieszczenie. Za nią wyszli strażnicy, zostawiając nas tutaj samych. Byłam tutaj sam na sam z Kunzem i królem. Gorzej być chyba nie mogło.

Król mruknął. Spojrzałam w jego czerwone ślepia. Mógł mieć około czterdziestu pięciu lat. Ruby miała co najwyżej dwadzieścia pięć. Było mi jej bardzo szkoda. Nie zasłużyła na takie życie, jakie wiodła.

- Jest taka piękna. Jak masz na imię, skarbie?

Chciałam na niego nawrzeszczeć. Wygarnąć mu, że postępował okropnie, porywając sobie biedną dziewczynę do zabawy, ale gdy otworzyłam usta, mogłam tylko jęknąć ze strachu.

- To Rey. Porwałem ją wczoraj, Zagreusie.

Zagreus. Ach, więc tak miał na imię król.

- Jest przepiękna. Mogę zapytać, jak ją porwałeś?

- Jej brat wrzucił ją związaną do morza. Chciał ją zabić. Uratowałem więc Rey i teraz jest ze mną.

Nie podobało mi się to, że Kunzite mówił w moim imieniu, ale jednocześnie czułam wdzięczność, gdyż za nic w świecie nie byłabym w stanie rozmawiać teraz z królem. Moje ciało niemiłosiernie drżało i byłam spocona ze strachu. Chciało mi się wyć z rozpaczy. Może król nie wyglądał na istotę, która chciałaby zrobić mi krzywdę, ale nie mogłam mu ufać.

- Co za szkoda. To znaczy dla świata ludzi, Kunz. Morze zyskało piękną niewiastę. Rey, powiedz mi, skarbie. Boisz się nas?

Skinęłam lekko głową. Wtuliłam twarz w ramię Kunzite'a. Może w ten sposób okazywałam królowi zniewagę, gdyż na niego nie patrzyłam, ale po prostu nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Obawiałam się go. Był silniejszy niż Kunzite i miał większą władzę. Nie miałabym z nim żadnych szans.

- Rey jest przerażona - wyjaśnił Kunzite, wciąż trzymając mnie na rękach i gładząc mnie po głowie. Nie wiedziałam, jakim sposobem trzymał mnie jedną ręką, a drugą mógł głaskać mnie po włosach, ale to świadczyło tylko o jego sile fizycznej. - Bardzo się boi, ale jestem pewien, że niebawem przyzwyczai się do nowego życia.

- Nie będę trzymał was w wejściu. Proszę, wkroczcie dalej. Możecie usiąść przy stole. Na szczęście właśnie planowałem ucztę z Ruby, więc mamy sporo jedzenia i picia. Możecie częstować się do woli. Tacy goście jak wy zawsze są mile widziani w tym pałacu.

Kunzite wszedł ze mną głębiej. Spojrzałam na króla i zauważyłam, że ubiera spodenki. Nie postanowił jednak założyć nic na górę.

Mój porywacz posadził mnie przy stole, a sam zajął miejsce obok mnie. Na stole znajdowały się same pyszności. Nie znałam większości nazw rzeczy, które tutaj widziałam, ale od razu zrobiłam się głodna. Zawsze lubiłam kosztować nowych potraw, więc bardzo chciałam coś stąd zjeść, ale nie starczyło mi na to odwagi.

Kunzite nie był ślepy. Widział, co się ze mną działo. Położył dłoń na moim udzie. Spojrzałam mu w oczy.

- Nie bój się. On cię nie skrzywdzi.

Pokręciłam głową. Nie ufałam mu.

- Proszę, chcę do domu...

- Niebawem tam wrócimy, kochanie.

- Do mojego prawdziwego domu!

Kunz westchnął ciężko. Zrozumiałam, że obok nas stanął król. Mężczyzna spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a ja momentalnie się skuliłam. Nie powinnam była tutaj krzyczeć, ale byłam głupia i wystraszona. Dlatego zachowywałam się nieracjonalnie, ale chyba nikt nie miał mi tego za złe.

Chyba.

Król usiadł na krzesełku po drugiej stronie stołu. Spojrzał na nas, uśmiechając się i układając palce dłoni w piramidkę. Unikałam jego wzroku za wszelką cenę, ale gdy zadał mi pytanie, spojrzałam na niego z niezrozumieniem i niedowierzaniem, że miał w sobie na tyle arogancji, aby zapytać o coś takiego.

- Jaki był wasz pierwszy seks, kochani? Tylko proszę o opis ze szczegółami!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top