10
Kunzite
- Rozkuję cię, ale będziesz grzeczna, zgoda?
Rey nie odpowiedziała, ale nie potrzebowałem jej odpowiedzi. Wiedziałem, że gdyby zaczęła robić coś, co stanowiłoby dla mnie lub dla niej samej zagrożenie, od razu bym zareagował.
Gdy Rey była już wolna, postawiłem na łóżku dużą tacę z jedzeniem. Przygotowałem dla niej rybę i owoce, które uprawialiśmy. Nie przypominały one w niczym owoców znanych ze świata ludzi, ale wcale nie chcieliśmy ich naśladować. Musieliśmy sami stworzyć coś od podstaw i chociaż nie było to łatwe, daliśmy sobie radę. Dziś w naszym świecie prężnie działała gospodarka, która sukcesem mogłaby dorównywać tej ludzkiej.
Moja dziewczynka przełknęła ślinę, wpatrując się w posiłek. Nie byłem pewien, czy podobało jej się to, co znajdowało się na tacy, ale nie miałem możliwości podania jej do jedzenia czegoś ludzkiego. Rey musiała więc przystosować się do tego, co widziała. Jej ciało bowiem potrzebowało naszego jedzenia, gdyż teraz, gdy Rey była mieszańcem, musiała odżywiać się jak my po to, aby zapewnić swojemu ciału wszystko, co najlepsze.
- Śmiało, częstuj się. Starałem się, aby ci smakowało.
Usiadłem na łóżku przed nią tak, że między nami znajdowała się taca z jedzeniem.
- Dlaczego nie jesz, kochanie? Musisz mieć siłę.
Rey zacisnęła usta i pochyliła pokornie głowę. Coś znowu było nie tak.
- Słoneczko...
- Nie zatrułeś tego?
Poczułem się tak, jakby wbiła mi nóż prosto w serce. Jej słowa bardzo mnie zabolały, ale musiałem przyzwyczaić się do tego, że mój człowiek mi nie ufał. Co więcej, nienawidził mnie.
- Nigdy nie zatrułbym czegoś, co miałaby zjeść moja narzeczona.
Rey przełknęła ślinę, a ja zrozumiałem, że niepotrzebnie tak szybko z tym wypaliłem. Mówiłem jej już, że w przyszłości miała zostać moją żoną, ale nie musiałem jej tego na każdym kroku przypominać, aby biedna się nie stresowała. Wystarczało jednak to, że przebywałem w tym samym pomieszczeniu co ona, aby miała ochotę płakać.
- Kiedy będziesz chciał...
Przechyliłem głowę w boku w oczekiwaniu na to, co powie. Nie rozumiałem bowiem ludzi tak dobrze, jak ona, ale wszystkiego miałem zamiar się nauczyć. Choć nie sądziłem, że czytanie w myślach było czymś, co umieli robić przedstawiciele gatunku ludzkiego.
Rey przełknęła ślinę, sięgając po rybę.
- Kiedy będziesz chciał, żebym została twoją żoną?
Cholera jasna. Cholera jasna.
- Rey...
- Wiem, że do tego dążysz - rzekła, powoli i jakby niepewnie jedząc rybę, przegryzając ją owocami. - Chcesz, żebym była twoja. Ta obroża nie wystarczy. Pozwól mi się na to przygotować. Nie chcę pewnego dnia obudzić się i dowiedzieć się, że mam wziąć z tobą ślub właśnie tego dnia. Zasługuję chociaż na tyle.
Było mi wstyd. Jednocześnie czułem żal i winę, gdyż to wszystko działo się przeze mnie.
Myślałem, że gdy ją uratuję, będzie z tego powodu zadowolona. Mogłem się domyślić, że nie spodoba jej się niewola i będzie miała co do tego obiekcje, ale i tak wierzyłem, że Rey szybko się do mnie przekona. Starałem się być cierpliwy, jednak jej słowa czasami naprawdę dawały mi w kość i czułem się po prostu okropnie.
- Na razie nie spieszy mi się ze ślubem, choć nie wiem, jaka będzie decyzja króla.
- Co on ma do tego? - spytała dziewczyna, marszcząc brwi.
- Król może zadecydować, że nasz ślub będzie mógł odbyć się na przykład już jutro - powiedziałem, ale widząc wymalowany na jej twarzy szok, postanowiłem załagodzić sprawę. - Mogę jednak z nim o tym porozmawiać, abyśmy tak bardzo się nie spieszyli, kochanie. Król mnie dobrze zna i na pewno przystanie na moja prośbę. Zrozumie, jeśli poproszę go, aby zaczekał. Musisz jednak zrozumieć, że dla dobra naszego gatunku i tego, abyś szybciej dołączyła do naszej społeczności, może nalegać na wcześniejszy ślub.
Rey mrugała intensywnie, aby pozbyć się łez, które napłynęły jej do oczu. Unikała mojego wzroku, aby nie pokazać mi, jak bardzo zabolały ją moje słowa.
- Gdy przyjdzie dzień naszego ślubu, odpowiednio się o ciebie zatroszczę, mój człowieku - wyznałem spokojnie, aby jej do siebie nie zrazić. Choć i tak już to zrobiłem. I to nieraz. - Wybierzesz sobie suknię, zadbamy o kwiaty i odpowiednią muzykę. Jeśli nie będziesz chciała organizować przyjęcia weselnego, odpuścimy je sobie. Na razie nie znasz innych przedstawicieli mojego gatunku, ale jestem pewien, że gdy ich poznasz, od razu ich polubisz. To bardzo otwarte stworzenia. Niektórzy boją się ludzi, ale nosisz już na sobie mój zapach i jesteś mieszańcem, więc...
- Proszę, nie nazywaj mnie tak.
Przechyliłem lekko głowę na bok, mrużąc oczy.
- Czy to słowo cię rani?
Skinęła głową, kończąc jeść śniadanie. Cieszyłem się, że jej posmakowało.
- Tak. To bardzo złe słowo. Jest mi przykro, że tak mnie nazywasz.
- Kiedy ja wcale nie chcę sprawić ci przykrości, słoneczko.
Rey pokręciła przecząco głową. Starałem się nie patrzeć na jej ciało poniżej szyi, aby nie wyjść na desperata, który chciał jej nieustannie dotykać, ale ta potrzeba była niesamowicie silna. Potrzebowałem mojej kobiety. Czułem z nią więź. Rey nie miała pojęcia, jaką siłę miało zbliżenie w moim świecie.
- Czy mógłbyś zostawić mnie samą?
Ona ciągle chciała być sama, ale ja nie mogłem jej na to pozwolić. Nie chciałem, aby była sama, gdyż na to nie zasługiwała. Poza tym po prostu się o nią bałem. Obawiałem się, że jeśli zostawię ją bez opieki, ona postanowi zrobić coś głupiego.
- Za chwilę wybierzemy się do króla.
Rey podniosła na mnie spojrzenie wystraszonych oczu.
- Proszę, nie rób mi tego, Kunzite.
Wolałem, gdy zwracała się do mnie Kunz, ale nie miałem zamiaru narzekać. Cieszyło mnie to, że wypowiadała moje imię, a nie nazywała mnie na przykład skurwielem.
- Musimy to zrobić, maleńka. Jeśli król cię nie pozna, niebawem sam wpadnie do nas z wizytą.
Rey pokręciła błagalnie głową. Nie chciała o tym słuchać.
- Mam iść do niego tak? Nago?
Pokazała na swoje ciało. Cholera jasna, jej ciało było piękne. Wczoraj, gdy ją badałem, nie mogłem nadziwić się miękkości jej członków. Najbardziej podobały mi się jej piersi i stopy. Chciałbym móc masować jej cycki w nieskończoność i ssać jej śliczne sutki. Marzyłem także o tym, aby bawić się jej stópkami, całować je, lizać i ssać te cudowne paluszki.
Jej ciało różniło się od mojego w znacznym stopniu. Tam, gdzie ja byłem twardy, ona była miękka. Byłem od niej o wiele większy. Wyższy, szerszy i bardziej umięśniony. Jej skóra była ciepła i przyjemna w dotyku, a moja była zimna i śliska. Rey prezentowała się jak najpiękniejsza gwiazdeczka, a ja byłem potworem.
- Nie, kochanie. Zaraz cię w coś ubierzemy. O nic nie musisz się martwić.
- Nie chcę tam iść. Nie chcę...
Zszedłem z łóżka. Uklęknąłem na jedno kolano przy stopach dziewczyny. Rey spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem.
- Nie masz się czego bać, słoneczko. Nikt cię tam nie skrzywdzi.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - spytała, wyciągając do mnie rękę tak, jakby chciała mnie dotknąć, ale szybko ją cofnęła. Zrobiło mi się smutno. - Jestem człowiekiem. Nie, przepraszam, mieszańcem. Będę ciekawostką dla twojego gatunku. Co, jeśli postanowią mnie torturować?
- To się nie stanie - zapewniłem, gładząc ją po kolanie. - Nie mamy czasu do stracenia, Rey. Czy zechciałabyś się umyć?
Dziewczyna wstała z łóżka, a tak właściwie próbowała wstać. Szybko bowiem złapała się łóżka tak, jakby nie umiała samodzielnie ustać na nogach. Od razu pospieszyłem jej z pomocą, ale Rey odtrąciła mnie dłonią. Po tym powoli się wyprostowała i gdy próbowała przejść samodzielnie kilka kroków, nagle przystanęła, łapiąc się dłońmi za brzuch i zginając w pół.
- Maleńka?
- Zostaw mnie, Kunz.
Cholera. Kunz. Kurwa.
- Co ci się dzieje? Co cię boli?
Byłem autentycznie zmartwiony. Nie chciałem, aby Rey czuła ból. Może powodem była obroża? Na mnie nie działała, gdy ją nosiłem, gdyż nie potrzebowałem ochrony przed przemianą, ale na Rey mogła mieć negatywny wpływ. Może jednak powinienem zdjąć jej tę obrożę. Tak, aby jej ciało mogło swobodnie się zmieniać we własnym tempie. Moja Rey jednak po tym by mnie zabiła. Nie chciała przemienić się w to, kim byłem ja.
- Twój kutas mnie rozerwał, dupku!
Byłem na siebie wściekły. Wiedziałem o tym, że mój penis mógł być za duży jak na cipkę Rey, ale musiałem uprawiać z nią seks. Istniały ku temu liczne powody.
- Co mogę zrobić, aby ci pomóc? Podać ci jakiś lek?
- Nie trzeba było mnie gwałcić!
Jej słowa znowu bardzo mnie zraniły, ale zasługiwałem na nie. To była moja decyzja, aby ją zranić. Nie słyszałem dużo historii o gwałtach, ale rozumiałem, że dla ludzi uprawianie seksu bez ich zgody było czymś karygodnym.
Objąłem ostrożnie Rey w pasie. Próbowałem pomóc jej się wyprostować, ale ona tylko jęczała, kręcąc głową.
- Nie rad rady iść. Nie mam siły.
Dziewczyna załkała i padła na kolana. Próbowała przyczołgać się do drzwi, ale było to okropnym widokiem. Naga, w obroży, upodlona i przerażona.
- Rey, zaopiekuję się tobą. Pozwól, proszę, że cię umyję, ubiorę, a potem zabiorę cię na wizytę do królewskiego pałacu.
Moja kobieta nie protestowała. Poddała się i pozwoliła, abym zaniósł ją do łazienki. Wsadziłem ją do wanny, zatkałem odpływ i napuściłem ciepłej wody. Ostrożnie i powoli umyłem ciało Rey. Płakała, ale milczała. Uznałem, że skoro nie chciała ze mną rozmawiać, nie zamierzałem jej do niczego zmuszać. Potrzebna była nam cisza.
Kiedy Rey była już czyściutka, wyczarowałem dla niej ubrania. Nie zamierzałem jej przesadnie stroić, gdyż nie chciałem, aby przyciągała na siebie uwagę. I tak miała ją przyciągać zważywszy na to, że była mieszańcem.
Nie wystroiłem więc mojego człowieka w sukienkę. Zmaterializowałem białą koszulkę z krótkim rękawem i krótkie spodenki. Nie byłem pewien, jak powinienem wyczarować ludzką bieliznę, dlatego założyłem Rey to, co miała na sobie, gdy ją porwałem. W mojej opinii niepotrzebnie nosiła stanik i majtki, ale skoro dla ludzi było to coś normalnego, nie zamierzałem jej tego odbierać.
Rey nie komentowała tego, że ubierałem ją jak laleczkę. Była cicho i się uspokajała. Była wyspana i najedzona, co było dla mnie bardzo ważne. Nie chciałem, aby padła mi z głodu.
Mimo, że panująca między nami cisza nie była zła, musiałem ją przełamać. Miałem obowiązek wyjaśnić Rey, co się teraz stanie.
Dziewczyna siedziała na brzegu łóżka, ubrana w prosty, ale uroczy strój i zaciskała mocno nogi. Sam założyłem spodenki, aby lepiej się czuła, ale wiedziałem, że dziś mieliśmy zobaczyć mnóstwo nagich istot. Rey musiała przyzwyczaić się do tego widoku, ale wszystko po kolei.
- Kochanie, posłuchasz mnie przez chwilę?
Przytaknęła, bawiąc się palcami dłoni.
- Zanim wypłyniemy na wody, muszę zabezpieczyć cię specjalną bańką, w której będziesz mogła normalnie oddychać. Będę trzymał bańkę, abyś ode mnie nie odpłynęła, więc o nic nie musisz się martwić. Jeśli nie będziesz chciała obserwować naszego świata podczas drogi do króla, będziesz mogła mieć zamknięte oczy. W bańce jest ciepło i sucho. Gdy dopłyniemy do pałacu królewskiego, od razu uwolnię cię z bańki. W pałacu panują takie warunki, jak w naszym domu. Będziesz mogła więc bez problemów normalnie oddychać. Przez cały czas przy tobie będę, maleńka. Nie opuszczę cię ani na krok. Skoro nie jesteś w stanie samodzielnie chodzić, będę cię niósł na rękach. Czy masz do mnie jakieś pytania?
Rey marszczyła brwi, gdy do niej mówiłem. Musiałem zrozumieć to, że nowych informacji było dla niej sporo. Byłem tu jednak po to, aby jej pomóc.
- Chcę po prostu przeżyć.
Wcześniej Rey zarzekała się, że chciała umrzeć, prosząc mnie o to, abym pomógł jej w odebraniu sobie życia, a teraz chciała przeżyć. Musiałem zwalić to na karb szoku.
- Oczywiście, kochanie. Przeżyjesz. Jestem pewien, że król cię polubi.
Wstałem i wziąłem ją na ręce. Zdziwiło mnie to, że Rey zarzuciła mi ręce na szyję, przytulając się do mnie. Schowała twarz w moim ramieniu, obdarzając mnie zaufaniem. Choć chyba po prostu dotarło do niej, że nie miała innego wyboru.
Dotarłem z Rey w ramionach do pomieszczenia, w którym musiałem przygotować ją na podróż. Zamknęły się za nami drzwi prowadzące do wnętrza domu, więżąc nas tym sposobem między dwiema parami drzwi. Gdy kolejne drzwi miały się otworzyć, zalać nas miała woda.
- Muszę cię na moment posadzić, kochanie.
Posadziłem Rey na podłodze. Uniosłem w górę dłonie i wytworzyłem dużą bańkę, a po chwili owinąłem nią ciało mojego człowieka. Rey dotknęła dłońmi wnętrza bańki i rzuciła mi przerażone spojrzenie.
- Przygotuj się na wycieczkę, maleńka. Zaczynamy właśnie teraz.
Chwytając bańkę pod pachę, otworzyłem kolejne drzwi. Po chwili zalała nas woda i gdy zacząłem płynąć przed siebie, usłyszałem agonalny krzyk mojej ludzkiej kobiety.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top