3. "Czemu za mną biegłeś? "
Ashton pojawił się w nocy na skarpie. Myślał o tym jak bardzo nie chciał poznawać blondyna.
Był wręcz nauczony przez te 18 lat życia, że nie można nikomu ufać a tym bardziej przywiązywać się do ludzi.
Piwnooki miał za sobą dużo rozstań nie tyle co miłosnych, a przyjacielskich.
Był Michael który dzielił z nim wszystkie smutki i załamania. Rozeszli się idąc do innych szkół. Mike w jakiś sposób się stoczył, pił i palił oraz zapuszczał się w nieciekawe towarzystwo.
Lokowaty w pewien sposób dziękował Bogu za to, że nie poszedł za nim. Kto wie gdzie by się teraz znajdował.
Poznał też Caluma. To była dopiero przyjaźń. Czasem spędzali całe dnie ze sobą nie przestając rozmawiać. Wygłupiali się jak nigdy i śmiali do łez. A propos łez.
Płakali w swoje ramiona z błachych powodów, lecz chodziło tu o zaufanie. Niestety Cal odszedł od niego nie mówiąc nawet słowa dlaczego to zrobił.
Jeszcze wtedy młody szesnatoletni chłopak nie mogąc poradzić z sobie z tak wielką stratą uciekł z domu i błądząc znalazł swoje miejsce.
Właśnie wtedy przysiągł sobie, że nigdy, ale to przenigdy nie zaprzyjaźni się z nikim. Od tamtej pory to skarpa była jego jedyną przyjaciółką, która nigdy go nie opuściła.
****
Kiedy nastała pora w której wysoki szatyn miał jechać do swojego miejsca rozmyśleń postanowił on poczekać godzinę oraz zobaczyć czy blondyn nadal tam będzie. Przecież mówił, że znajdzie sposób, by się z nim nie widzieć, a spać jakkolwiek musiał. Nie pragnął również pogłębiać znajomości z nim. Jeżeli można by to coś nazwać znajomością.
Do swojej oazy przyjechał z półtora godzinnym opóźnieniem. Zdziwiło go to, że Luke nadal tam był.
Gdy blondyn zobaczył go uśmiechnął się smutno i zaczął iść w stronę plaży.
W szatynie coś pękło. Może to współczucie albo chwilowe zmartwienie.
-Hej! Czekaj!- krzyknął Ash podbiegając do niebieskookiego.
To co robię to kompletny paradoks. Przed chwilą nie chciałem go poznawać, a teraz biegnę do niego- pomyślał.
-Wiesz, w sumie to mogę pójść z tobą na ten spacer wzdłuż morza. - kąciki jego ust powędrowały w górę.
****
Szum fal był narazie jedynym dźwiękiem jaki towarzyszył chłopakom od około 15 minut. W końcu odezwał się Luke.
-No to... - chwila ciszy - może zagramy w pytania? Tak będzie chyba najłatwiej.
-To mogę ja zacząć. Ulubiony wykonawca muzyczny?
-Myślę że Green Day, The Neighbourhood, Blink-182. Skoro brniemy w muzykę. Umiesz grać na czymś?
-Tak, ćwiczę grę na perkusji. Ulubione jedzenie?
-Pizza albo chińszczyzna. Masz dużą kolekcję bandam?
-Oh- Ashton zachichotał- jest tego trochę.
Spędzili kolejne pół godziny chodząc po plaży i poznając przypadkowe fakty o sobie nawzajem.
Ashtonowi w pewnym momencie przypomniało się to co jeszcze do niedawna myślał. Miał unikać blondyna, a w tym momencie właśnie śmieje się z jego żartu. Spochmurniał.
Parę minut później Ash biegnął w stronę roweru i gdy już miał go sięgnąć poczuł dłoń na ramieniu.
Odwracając się powoli zobaczył dyszącego Heminngs'a (tak poznał jego nazwisko) i zmarszczył na to brwi.
-Czemu za mną biegłeś?- wysoki chłopak nie odpowiedział tylko przytulił się do ciała szatyna.
Piwnooki nie pamiętał kiedy ostatnio go ktoś przytulał. To uczucie było tak odlegle, że nie wiedział co robić. Po chwili objął chłopaka. Pozwolił tylko na chwilę wpuścić do siebie ciepło jakie przynosiło wtulanie się w drugiego człowieka.
Po tym puścił Luke'a i odjechał nie mówiąc żadnego słowa.
Czuł z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia oraz smutek jednakże po raz kolejny przykrył uczucia płaszczem obojętności.
W Luke'u natomiast, po raz kolejny rozlała się gorycz samotnego serca, przez co kolejna brama do jego wnętrza została zamknieta.
><><><><><><><><
Szczerze mówiąc nwm czy to co piszę ma sens ale trudno.
Carpe diem czy coś tam...
30.06.2020
All the love.
J.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top