Rozdział 3

Wsiadam do prywatnego odrzutowca i kiedy siedzę już w fotelu, wyciągam telefon, i piszę wiadomość.

Ja

Zaraz wylatuję, napiszę jak już będę Waszyngtonie.

Wyłączyłem komórkę nie czekając na odpowiedz. Spojrzałem przez okno na pochmurne niebo i zapiąłem pasy, oparłem głowę o zagłówek po czym zamknąłem oczy. A co jeśli Adele i Richard mają rację, i zrobię z siebie tylko idiotę? Mogę się jeszcze wrócić, ale czy warto? W końcu nie rezygnuję ze swoich planów. Usłyszałem komunikat pilota o starcie i spojrzałem na torbę, w której są wszystkie zdobyte przez Daniela dokumenty. Nawet jeśli mnie wyśmieją muszę tam jechać. Muszę się przekonać, jak wygląda wielki Robert Kinght. Na początek chcę dostać kilka odpowiedzi na męczące mnie pytania, a potem zniszczę jego i jego idealną rodzinę. Uczczę dzięki temu pamięć o mojej wygnanej matce i porzuceniu mnie i Rica. Nawet jeśli wywalą mnie na próg, nie poddam się i wrócę, po to co moje. Nie potrzebuję żadnych pieniędzy, mam ich wystarczająco. Chcę uzyskać tylko wspaniałe uczucie zemsty i patrzeć, jak ci ludzie upadają, dzień po dniu. Uśmiecham się chłodno do swoich myśli. Kiedy kapitan pozwala mi swobodnie poruszać się po pokładzie, podchodzę do barku i nalewam swojej ulubionej whisky, biorę laptopa, i zajmuję się pracą.

♥♠♥

Stoję przy oknie w wielkiej sali konferencyjne w firmie, którą uratowałam przed upadkiem. Nerwowym ruchem po raz dziesiąty odświeżam na swoim telefonie wiadomości. Nadal żadnych nowych SMS-ów. Ben powinien napisać godzinę temu, ale nie otrzymałam od niego żadnego znaku życia. W końcu decyduje się na ostateczność.

Ja

Odzywał się do Ciebie Ben?

Wysłałam tekst, po czym zablokowałam ekran i przyłożyłam dłoń z telefonem do ust, patrząc przed siebie na wielkie szklane wieżowce. To do niego niepodobne, żeby nie pisać. Zawsze wysyła mi wiadomość, kiedy wylatuje i kiedy dotrze na miejsce. Próbuję sobie wmówić, że nic się nie stało, ale moja podświadomość podsuwa mi inne czarne scenariusze. Moje rozmyślania przerywa wibracja powiadomienia. Wyświetlam SMS-a.

Ric

Przecież wiesz, że ze sobą nie rozmawiamy. Stało się coś?

Odetchnęłam głęboko i wrzuciłam telefon do czarnej torebki, którą miałam przewieszoną na zgięciu ręki. Jeśli po spotkaniu, nie będę mieć żadnych wiadomości od Bena, wtedy do niego zadzwonię. Być może tylko panikuje i nic się nie stało. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Pogrążona w myślach nie spodziewałam się dotyku, dlatego zaskoczona podskoczyłam i chwyciłam się za serce. Odwróciłam się do napastnika. Przede mną pojawiła się ciemna głowa potarganych włosów, miodowe oczy i szelmowski uśmiech.

– Musisz mnie straszyć? – warknęłam na niego.

– Spokojnie Ad – zmarszczył czoło, a po jego uśmiechu został tylko grymas. – Co się stało?

– Nic, sama sobie coś dodaje, nieważne wszystko się wyjaśni – powiedziałam to tonem, jakbym sama siebie o tym zapewniała. Ale czy tak nie było?

– Skoro, tak twierdzisz – odparł i nie drążył tematu, czekał aż sama się złamie. Stanął u mojego boku. W pomieszczeniu był cały zarząd, prawnicy i żona właściciela, a jego samego brak. Jak zawsze się spóźnia, wcale mnie tym zachowaniem nie zaskoczył.

– To gdzie ten gburowaty Pan Macanko? – zapytał Drew rozglądając się dookoła. No tak, nie miał tej przyjemności go spotkać. To ja byłem pośrednikiem naszego biura, ale oboje byliśmy zaangażowani w tą sprawę.

– Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami. – Może napastuje jakąś stażystkę.

Staliśmy przez chwilę w ciszy, kiedy usłyszeliśmy głośny sztuczny śmiech. Oboje z niesmakiem spojrzeliśmy w tamtą stronę. Dwudziestoparoletnia platynowa blondynka, która przesadziła z solarium i zamiast sukienki założyła bluzkę, przykleiła się do jednego z młodszego, dość przystojnego, prawnika. Ciągnęła go za krawat, masowała po barku i uśmiechała zalotnie. Mężczyzna nie podzielał jej amorów, jednak nic nie robił z nachalną kobietą. No tak, jeśli chciał mieć jeszcze pracę nie mógł nic na to poradzić.

– Czyżby to była przecudowna i przeurocza pani Smith? – zapytał.

– Taa – odparłam tylko i przyglądałam się tej żenującej scenie. – Gdyby ona skoczyła z poziomu swojego IQ, to by nawet nie miała zadrapania – stwierdziłam z goryczą.

– Według mnie, to ona nie miałaby z czego skakać – nic tak nam nie wychodzi wspólnie, jak interesy, imprezy i bycie wrednym dla innych.

– Też prawda, jednak czasem myślisz.

– Och dziękuje ci kochana – rzucił mi słodki uśmiech. – Jak już jest tak milutko, to może dziś u mnie piżama party z pedi, meni i bitwami na poduszki?

– Wiesz co Drew, nie wiem się czy się śmiać czy nie, ale jeśli chcesz to mogę cię zapoznać z Panią Sztuczny Cyc – odparłam mu, chciał mi coś dogryźć, ale do pomieszczenia wkroczył niski, ohydny stary cep.

– Przepraszam państwa za spóźnienie – po sali rozległ się jego za wysoki na mężczyznę głos. Jego żona przewróciła oczami, odrzuciła włosy na plecy i zrobiła z gumy balona. Wzdychnęłam cicho.

– Czuję się, jak w jakieś taniej komedii – mruknął cicho do mnie Andrew.

– Dobrze, może usiądźmy – wskazał na stół Smith, a wszyscy go posłuchali i zasiedli na czarnych krzesłach, na miejscach, gdzie były kartki z nazwiskami, razem z Andrewem mieliśmy taką przyjemność zasiadać po lewej stronie samego przedsiębiorcy. Naprzeciwko mnie siedziała blond pusta lala. Spojrzeliśmy z przyjacielem na siebie z pocieszającymi uśmiechami. Kelnerzy podali nam przystawki.

– A wy tentego, jesteście razem? – wskazała na nas swoim widelcem kobieta w różowej panterce. Spojrzałam na nią zmarszczonym czołem, a widelec Andrewa zatrzymał się w połowie drogi do jego ust.

– Słoneczko – zaczął czerwony Smith. Ta rozmowa zmierza w złym kierunku. – Nie uważasz, że to zbyt prywatne pytanie? – przyzwyczailiśmy się z Drewem do takich pytań, jednak były zadawane subtelniej i przez osoby, które trochę znaliśmy.

– Och, to nic takiego – odparł Drew z miłym uśmiechem. – Często słyszymy to pytanie. Razem z Adele jesteśmy tylko przyjaciółmi i wspólnikami, nic poza tym.

– Tentego, szkoda słitaśna byłaby z was para, ale tentego, jak to powiedział kotuś – pogłaskała na pokaz swojego męża po dłoni, w jej oczach można było zauważyć obrzydzenie. – To nie moja sprawa.

– Tentego, no nie – mruknęłam pod nosem, żeby usłyszał to tylko mój przyjaciel, który na te słowa zakrztusił się jedzeniem i musiał wziąć łyk wody.

Przez resztę posiłku rozwialiśmy o interesach i innych tematach związanych z gospodarką rynkową. Pani Smith odezwała się tylko raz, kiedy dyrektor do spraw finansów opowiadał o tym, jak oszukano, go na piasku, który potrzebował do wybudowania domu. Jej inteligentne zdanie na ten temat brzmiało: '' Mógł pan jechać na Saharę. Tentego piasek za darmo '', co uważała za nadzwyczaj śmieszne i roześmiała się w głos. Nikt jej nie zawtórował, a po tej wypowiedzi zapadła głucha cisza. Przez cały lunch próbowałam nie zaprzątać sobie głowy myślami o Benie i powstrzymywała chęć sięgnięcia do torebki po telefon. Kiedy przyniesiono kieliszki z szampanem i wymyślny deser, wstałam ze swojego miejsca, czas na sztuczną wyuczoną już prawie na pamięć przemowę.

– Jeśli mogę to, chciałabym powiedzieć kilka słów – zaczynam ze sztucznym uśmiechem. – Zacznę od swojego ulubionego powiedzonka: kto wygrywa ten pije szampana, dlatego chciałam uczci dwa lata ciężkiej pracy. Mieliśmy dużo wzlotów i prawie tyle samo upadków, jednak bez porażek nie byłoby żadnych sukcesów – uniosłam kieliszek do góry.- Wypijmy za sukces teraźniejszy i wszystkie przyszłe Smith's – teraz spojrzałam na starego grubego właściciela i jego blond pustą młodą żonę, która przyklejała się do niego, a raczej jego forsy. – I oczywiście za właściciel, żeby miał dużo cierpliwości i zdeterminowania – swoją przemowę skończyłam uśmiechem. – Za sukcesy i ciężko pracę – na te słowa wszyscy upili łyk szampana. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce. Po mnie wstał pan Smith i wygłosił równie puste słowa, jak ja. Nie słucham go, bo moje myśli zaprzątało coś innego, ktoś inny.

♥♠♥

Dwie godziny wcześniej

Właśnie jadę taksówką do apartamentu Adele, żeby odświeżyć się przed spotkaniem z partnerami biznesowymi naszej firmy z Philem, potem zamierzam odwiedzić Kinght Industrial. Wyciągnąłem telefon, żeby napisać do blondynki, że jestem już w mieście i zmierzam do jej mieszkania. Odnalazłem jej numer, kiedy jakiś pisk zmusił mnie do podniesienia głowy i wyjrzenia na ulicę. W naszą stronę zmierzała wielka ciężarówka, tuż przed zderzeniem usłyszałem tylko głos pogodynki z radia, która zapowiadała słoneczny i ciepły dzień. Następnie czułem tylko ból i paraliż całego ciała. Ostatnie, co zarejestrowały moje zmysły to odgłos nadjeżdżającej karetki. Czy tak będzie wyglądał mój wielki koniec?

♥♠♥

Wsiadłam do swojego auta i dopiero teraz spojrzałam na swój telefon, gdzie było dziesięć nowych wiadomości, i dwa nieodebrane połączenia. Jednak nie od tej osoby, od której bym chciała. Ostatni SMS została wysłany pięć minut.

Ric

Cholera Adele, jadę do firmy.

Próbowałam dodzwonić się jeszcze raz do Bena, ale bez skutku. Wzięłam głęboki, uspakajający oddech i nacisnęłam zieloną słuchawkę, najpierw dzwoniąc do recepcji budynku, w którym mieszkam. Po dwóch sygnałach, po drugiej stronie usłyszałam miły głos Marthy.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Tu Adele Dixon, chciałam się tylko zapytać, czy pan Rusell zarejestrował się dziś w recepcji – słyszę odgłos stukania w klawiaturę.

– Na razie nie było tu pana Rusella, jak się pojawi to niezwłocznie panią o tym poinformuję – odparła profesjonalnie pomimo tego, że szczerze wszystkich nienawidzi i nie znosi swojej roboty. Cały czas czeka na męża milionera.

– Dobrze, w takim razie dziękuję bardzo – odparłam i się rozłączyłam.

Wybrałam numer Richarda i czekałam aż odbierze.

– Adele – warknął zdenerwowany. – Powiesz mi co się dzieje?

– Nic po prostu, Ben powinien być dwie godziny temu w mieście. Nie pisał do mnie ani nie dzwonił, w recepcji budynku też się nie pokazał, a wiesz, że to do niego niepodobne. Może po prostu panikuję i to nic takiego, w końcu miał się spotkać z jakimiś partnerami biznesowymi, i może to spotkanie się przełożyło, i nie zdążył się odezwać – słowa wylały się ze mnie na jednym wydechu.

– Cholera – warknął i słyszałam, jak uderzył dłonią w kierownicę, wzdrygnęłam się na ten dźwięk. – Zakładam, że do niego dzwoniłaś?

– Tak, nawet kilka razy, ale ma wyłączony telefon – wypuściłam powietrze z ust i założyłam kosmyki włosów za ucho.

– Dobra ja zadzwonię do jego pilota i się zapytam, czy wszystko przebiegło okej. Gdyby się do ciebie odezwał, to dzwoń, pisz, przyjdź cokolwiek nie patrząc na porę – odparł, a ja słyszałam zdenerwowanie w jego głosie.

– Ric, może po prostu za bardzo panikujemy, wiesz jaki jest Ben. Dajmy mu dzień bądź dwa – zaproponowałam, chociaż sama miałam ochotę obdzwonić wszystkie szpitale i kostnice.

– Zadzwonię tylko do pilota i cię poinformuję, co powiedział. Może masz rację, ale jeśli nic mu nie jest i odezwie się jutro, jak gdyby nic to go zabiję.

– Pamiętaj, że ja też chcę w tym uczestniczyć – powiedziałam bez cienia humoru. Mam bardzo złe przeczucia. Adele chociaż raz bądź optymistką! Pomimo, że nie kocham tego faceta, jest moim przyjacielem i martwię się o niego. Co nie zdarza mi się często.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top