Rozdział 2

Teraz

Stoję w swoim gabinecie i przez wielkie okna, które zajmują całą jedną ścianę podziwiam panoramę Waszyngtonu. Nasza firma po dwóch latach z dwuosobowej spółki przeradza się w wielką korporację. Mamy najlepszą renomę w kraju. Prowadzimy rachunkowość małych przedsiębiorstw, ratujemy firmy od bankructwa, inwestujemy w akcje. Planujemy wybudować nowy budynek w naszym rodzinnym mieście – Los Angeles. Czemu przeprowadziliśmy się do Waszyngtonu? To była decyzja z dnia na dzień. Chcieliśmy stworzyć coś od nowa, od zera. No i się nam udało, co prawda z pomocą wielu ludzi, ale dziś jesteśmy na szczycie. To nie my wynajmujemy biuro w czyimś budynku i próbujemy się reklamować na każdym kroku czy walczymy o klienta. Teraz to my wynajmujemy biura, reklamę robią nam nasi klienci i to oni walczą o nas. My ustalamy zasady, my rządzimy i wymagamy. Pomimo tego, że kierowanie tak potężną firmą dostarcza wiele emocji, to tęsknie za czasami, kiedy wszystko było niepewne, musieliśmy być ostrożni i planować każdy krok. Wspaniale jest się piąć ku górze. Jednak zawsze można z niej spaść, szczyty mają to do siebie, że są strome. Jeden źle wymierzony ruch i spadasz w dół jak stu tonowy głaz. Nagle rozlega się dzwonek mojego telefonu, więc biorę go do dłoni i odbieram, siadając na fotel.

– Jesteś jedyną osobą, która może mu ten pomysł wybić z głowy – usłyszałam bez żadnego powitania ani innego miłego słowa na początku. W sumie spodziewałam się tego telefonu.

– Cześć Ric, tak u mnie wszystko w porządku, miło, że pytasz, a u ciebie jak z samopoczuciem?

– Adele – kiedy Ric zwraca się do ciebie pełnym imieniem, to oznacza poważną sprawę.

– Przecież wiesz, że jego nikt nie przekona.

– Ty go przekonasz i nawet nie próbuj zaprzeczyć – wzdychnęłam głośno i opadłam na oparcie fotela.

– Oczywiście mam w planach powiedzenie mu, co o tym myślę, ale niczego nie obiecuję.

– Moja krew i wierzę, że ci się uda. Ja nie potrafię trafić do tego barana. To jak bratowo, jutro kawa o dziesiątej, tam gdzie zawsze? – pyta z rozpoznawczym dla siebie wesołym tonem.

– Zapiszę w terminarzu na czerwono – odpowiadam i wiem, że czas na powagę się już skończył.

– Powodzenia – mówi na zakończenie rozmowy. Odrywam komórkę od ucha i patrzę na tapetę.

– Przyda się – odpowiadam do ciemnego ekranu i pustego pomieszczenia.

♥♠♥

Siedzę razem z Niną w kawiarni i sporządzam kosztorys start, które poniesie pewna firma bliska bankructwa. Piszę i słyszę uderzenie własnych palców o klawiaturę. W czwartkowe południe ruch jest mały, zwłaszcza w mało znanym lokalu. Głównie są to starsze osoby, które przyszły odpocząć lub porozmawiać. Ze swoim laptopem psuję domową i przytulną atmosferę, ale niestety ostatnio miałam zbyt mało czasu dla swojej przyjaciółki, a muszę zrobić to zestawienie. Dlatego łącze te dwie rzeczy w jedną. Nagle ruda odezwała się.

– Ad co zaprząta twoje myśli? – zapytała na poważnie, a ja ponownie oderwałam wzrok od monitora.

– Praca, twoje dziwne pytania, co zjem na obiad, praca, dlaczego dziś jest tak brzydko – odpowiadam wymijająco. Spoglądam na mnie z kpiną w oczach i czeka na prawdziwy powód, zmieszana uciekam wzrokiem, i garbię się nad urządzeniem. Nagle Nina zatrzaskuje laptopa, a ja w ostatniej chwili zabieram dłonie i unikam zmiażdżenia ich. – Co ty wyrabiasz wariatko?

– Co słychać u naszego niebieskookiego Rusella? – pyta z błyskiem w oku, a ja zakładam ręce na piersi, krzyżuje nogi i przyjmuję obojętny wyraz twarzy.

– Nie mam pojęcia.

– Zostaw swoją pozę obronną dla kogoś innego, przecież wiem, że o niego chodzi – mówi i konsumuje czekoladową babeczkę, swoją drogą ciekawe, jak jej dieta, już miałam jej zadać to pytanie. - Nie zmieniaj tematu – wycelowała we mnie palcem ubrudzonym ciemną mazią, chciałam jej o tym powiedzieć, ale się powstrzymałam, dobrze tak tej wiedźmie.

Wzięłam za to łyk espresso. Nie lubię rozmawiać o nas. Czy w ogóle istnieje coś takiego jak ''MY''? Tym bardziej, że Nina nie rozumie tej relacji, w sumie ja sama jej nie rozumiem. Przyjaciółka cierpliwie czekała za moją odpowiedzią, a ja zastanawiałam się, co powiedzieć tej plotkarze, żeby zaspokoić jej głód, a nie zdradzić za wiele.

– Nic, po prostu przyjeżdża do miasta, a wiesz, jak dużo pracy mam ostatnio i nie wiem, jak to pogodzić – odpowiadam, po części to jest prawda.

– Zawsze masz dużo pracy i jakoś potrafisz wszystko dla niego rzucić – odpowiada i uśmiech się przemądrzale. – Ale ja ekspertka od relacji damsko-męskiej wiem, o co chodzi – ten uśmieszek nie schodzi z jej ust.

– Tak? – pytam i cieszę się, że połknęła mój haczyk.

– Po prostu ten wasz chory związek wasz przeraża i za bardzo pochłania – siedzi z miną, która mówi: "Jestem najmądrzejsza, pozjadałam wszystkie rozumy". Wzdychnęłam głośno i ścisnęłam nasadę nosa. To będzie ciężka rozmowa.

♥♠♥

Siedzę na szarej kanapie w moim apartamencie i wpatruje się w miniaturkę zdjęcia kontaktu. Dokładnie pamiętam, kiedy to ujęcie było wykonane. Wracam pamięcią do tamtego dnia.

Patrzę na stół zapełniony jedzeniem i próbuję wepchnąć gdzieś jeszcze jeden półmisek sałatki.

Ad, co się patrzysz w to jedzenie jakbyś czekała, kiedy do ciebie przemówi? – usłyszałam zaczepkę.

Drew ty się lepiej tym ogniskiem zajmij, bo jak znam ciebie i twoją męską stronę to albo nic z tego nie będzie, albo zaraz będziemy potrzebować tu straży pożarnej – mruknęłam upychając naczynie pomiędzy poncz a paprykowe chipsy.

Słyszę, że humorek na imprezę masz już gotowy – odparowuje mi.

Jak zawsze – odgarniam swoje blond kosmyki na plecy i uśmiecham się sztucznie.

Ad! – mruknęłam pod nosem przekleństwo i ruszyłam w stronę kuchni, gdzie moja przyjaciółka walczy z butelką wina i otwieraczem. – Idź otwórz drzwi, bardzo cię proszę.

Ja mam przyjmować gości? Zaraz z twojej imprezy zrobi się mała prywatka dla trzech osób.

Grr, po prostu otwórz drzwi i nic nie mów – odparła ścierając pot z czoła i mówić coś do szkła trunku.

Pff lepiej wyjść na wredną niż na niemowę – uciekłam przed morderczym wzrokiem, nie chcę dostać butelką w głowie.

Zanim otwieram drzwi gościom, poprawiam fryzurę i wygładzam bluzkę, właśnie miałam zetrzeć rzęsę z polika, kiedy rozległo się głośne ding-dog, przez co się przestraszyłam, podskoczyłam i włożyłam palec do oka. Dźwięk rozległ się ponownie, a ja otworzyłam drzwi z rozmachem i łzawiącym okiem.

Czego do cholery – warknęłam do przybysza, który na mój widok się uśmiechnął.

Miło widzieć cię ponownie – odparł.

Spojrzałam na niego i zlustrowałam go wzrokiem. Brązowe włosy, niebieskie chłodne, jak Ocean Arktyczny oczy, kilkudniowy zarost, olśniewający uśmiech, biała lniana koszula z rozpiętymi u góry guzikami, i podwiniętymi mankietami, ma na sobie ciemne dżinsy, i zwykłe sportowe buty. Stoję w drzwiach w rozczochranych włosach, niektóre kosmyki przykleiły mi się do błyszczyka na ustach, prawe oko łzawi, a usta mam rozdziawione na całą szerokość. Czas poszukać jakiegoś bunkra dla osób poniżonych i przynoszących sobie wstyd. Zawsze irytowały mnie te wszystkie bohaterki literatury, które tonęły w oczach jakiegoś przystojniaka. Cholera teraz jestem jedną z nich. Naprawdę tonę w jego niebieskich tęczówkach. Naszą wymianę spojrzeń przerywa przystojny brunet.

Też się cieszę, że cię widzę – podchodzi bliżej, odsuwa na bok moje włosy, delikatnie dotyka mnie pod brodą i zamyka moje usta, po czym szepcze. – Chyba w tym roku lecimy razem do Hiszpanii, nie mogę się wprost doczekać – mówi podając mi wino i odchodząc wolnym krokiem.

Ja jak idiotka stoję w drzwiach z alkoholem w ręku. W tym klubie nie był taki przystojny. Zatrzaskuje z hukiem drzwi.

Nina, mamy problem – drę się w stronę kuchni, do której zmierzam.

Kilka godzin później, kiedy zdążyło się ściemnić, a ja nadal płonęłam rumieńcem wstydu, dostałam wiadomość. Było to kilka zdjęć pewnego osobnika, którego unikam przez cały wieczór. Spojrzałam na drugi koniec ogniska morderczym wzrokiem, gdzie pewna ruda żmija śmiała się do swojego telefonu.

Ja

Co to ma być?

Nina

Takie tam, do uzupełnienia galerii.

Zdenerwowana schowałam telefon do kieszeni i skrzyżowałam ręce na piersi.

Czym się zdenerwowałaś niewiasto – spojrzałam na właściciela głębokiego, lekko schrypniętego głosu, w obu dłoniach trzymał piwo, podał mi te, które trzymał w prawej, dla własnego bezpieczeństwa wzięłam te z lewej. Upiłam łyk, a on nie pytając o zgodę usiadł koło mnie.

To było moje piwo – odparł.

Już nie jest – burknęłam. – Zawsze taki jesteś?

Jaki?

Zapraszasz obce laskich z kubów do Hiszpanii, potem je śledzisz i torturujesz? - zaproponowałam.

Jeszcze cię nie torturuję i nie wiedziałem, że tu będziesz. Przeznaczenie to jednak śmieszna sprawa – mówi upijając łyk alkoholu.

Nie widzę w tym nic śmiesznego.

A wiesz dlaczego? – zapytał, rozmawiamy do pięciu minut. W tym czasie przez moją twarz przeszło tysiące różnych min, a u niego nawet nie drgnął kącik ust.

Nie udawaj, że coś wiesz – nie zważając na moją uwagę, kontynuował.

Bo nie lubisz przegrywać, a przegrałaś zakład – popatrzył na mnie, a przeze mnie przeszedł dreszcz pożądania, nie pamiętam, kiedy ostatnio kogoś tak pragnęłam.

Nie, ja nigdy nikogo tak nie pragnęłam. Tak naprawdę to nie wiem, o co mi chodzi. Czuję, że jego osoba w moim życiu zwiastuje same problemy.

Wow? Wyczytałeś mi to w myślach? – zapytałam z udawanym podziwem. Na co on kiwnął głową.

A teraz będziesz potrzebować męskiego, silnego ramienia.

Niby czemu i może jeszcze myślisz o sobie – prychnęłam, a on wskazał dłonią, na małego pajączka. Spojrzałam na niego, podniosłam jedną brew i kręciłam głową, po czym wzięłam czarnego pajęczaka, na dłoń, i przybliżyłam do jego nosa. – Tego mam się bać? Nie wiem czy jesteś bardziej śmieszny czy dziwny – odłożyłam robaka na trawę, a ten pognał na swoich odnóżach w świat.

Coś czuję, że z twoich ust to najlepszy komplement , jaki kiedykolwiek otrzymam.

Nagle dotknął swoją miękka dłonią mojego policzka, nachyla swoją głowę i przybliża twarz do mojej. Mój oddech przyspiesza, a ja czekam na pocałunek, który nie nadchodzi.

Powiedz mi coś przez co, mniej byś mi się podobała – szepcze i zamyka oczy. Myślę chwilę, ale nic mi nie przychodzi na myśl. Naprawdę zamierzam mu odpowiedzieć?

Miałam kiedyś wszy – wypalam, a zaraz do mnie dociera, co powiedziałam. Teraz to ja zamykam oczy. Boże, czy ja muszę się za każdym razem przed nim zbłaźnić? Może się za śmiać? Czuję, że odsuwa się ode mnie, zaskoczona unoszę powieki i widzę jego rozbawiony wyraz twarzy.

Myślisz, że to mnie odstraszy?

Nie wiem, może masz fobie przed małymi insektami na ludzkich głowach? – wzruszam ramionami na końcu swojej wypowiedzi. Kręci głową jakby nie mógł uwierzyć w moją głupotę, a może tak właśnie jest. No cóż jeśli mu wszy nie pasowały, to ma głupotę.

A gdybym ja Ci powiedział, że miałem wszy, podobałbym ci się mniej? – pyta.

Skąd w ogóle pomysł, że mi się podobasz?

Pomyślmy, gęsia skórka, przyspieszony oddech – cwaniak.

To ze zimna i wypitego alkoholu – zadzieram brodę i wiem, że dzisiejszą bitwę słowną przegrałam w momencie, kiedy otworzyłam drzwi.

W końcu wybieram numer i dzwonię do mężczyzny, przez kilka minut prowadzimy luźną rozmowę. Po czym przechodzimy do sedna tej rozmowy.

– Nie wydaje mi się to najlepszy pomysłem – słucham odpowiedzi mężczyzny i wywracam oczami. – Mieli was gdzieś przez całe wasze życie, myślisz, że teraz coś się zmieni? Zrozum, że odeślą cię z kwitkiem i nic nie dostaniesz, tylko się wygłupisz.

– Nie rozumiesz – odparł zrezygnowany.

– Oczywiście, że rozumiem. Pragniesz zemsty i co potem?

– Nie wiem dobra? Ale muszę to zrobić – zatrzymuje się na chwile. – Nie dla siebie, ale dla niej – i już wiem, że jestem na przegranej pozycji. – Skoro nie chcesz mnie u siebie, to przenocuje w hotelu.

– A czy powiedziałam, że cię nie chce? – odparłam, po czym ustaliliśmy wszystkie szczegóły jego przyjazdu. Nacisnęłam przycisk kończący rozmowę i rzuciłam się na łóżko z westchnieniem. Spojrzałam się na zdjęcie kontaktu i wyszeptałam w przestrzeń.

– Co ty wyrabiasz?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top