Rozdział 1

6 lat wcześniej...

– Nie daj się długo przekonywać – jęczała i błagała przez telefon moja najlepsza przyjaciółka. – Kiedy ostatni raz gdzieś ze mną wyszłaś? Kto będzie mnie pilnował, żebym nie podejmowała głupich życiowych decyzji, które potem będę zajadać lodami i nie będę fit, i nie będę się miała czym chwalić na instagramie, i wtedy...

– Dobrze, pójdę już z tobą – Nina pisnęła szczęśliwa do telefonu.

– Nie wiem czy ci mówiłam, ale jesteś najlepsza przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam.

– Może dlatego, że innej nie miałaś? - przed oczami ukazał mi się widok małej ciemnowłosej dziewczynki z dwoma warkoczykami z misiem w ręku i łzami w oczach przed dziećmi z przedszkola.

– Możliwe, co teraz robisz? - zapytała mnie swoim słodkim głosem.

– Ubieram się do pracy, żebym miała, co przepijać na wypadach z tobą.

– Och, no dobra, już ci nie przeszkadzam.

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Dlaczego ja zawsze muszę jej iść na rękę? Obróciłam się do lustra i dokończyłam makijaż, następnie spięłam swoje blond kosmyki w kucyka.

W ostatniej chwili wsiadłam do windy i uśmiechnęłam się wdzięczna do mężczyzny, który ją zatrzymał, uniósł lekko kąciki ust, po czym wrócił do czytania czegoś na swoim smartfonie. Do końca naszej podróży, czyli do piętnastego piętra, na którym wysiadłam, nie spojrzeliśmy na siebie ani nie wypowiedzieliśmy żadnego  słowa. Szłam w stronę swojego biurka. Na razie jestem asystentką księgowej, ale za niedługo wraz z moim przyjacielem – Andrew'em – zakładamy razem biuro rachunkowe. Opracowujemy swój biznesplan od zakończenia liceum. Oboje wkręciliśmy się w ten pomysł, ale najpierw musimy skończyć studia i zyskać trochę doświadczenia.

– Panno Dixon, jak dziś przedstawia się mój harmonogram? – W drzwiach stała moja przełożona, która ma krótkie blond włosy i groźne spojrzenie.

To jedna z tych z góry, którzy czepiają o wszystko i wszystkich, na szczęście dziś komputer współpracuje ze mną, i szybko włączył się kalendarz.

– Pani Marshall, dzisiaj o dziesiątej jest spotkanie zarządu, następnie o dwunastej je pani lunch z panem Smithem, a o piętnastej jest umówiona pani Decker. Chciałam pani również przypomnieć, że dzisiaj muszę wcześniej wyjść, żeby załatwić kilka spraw na uczelni – odpowiedziałam jej miłym głosem i uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niej. Ona chyba nie zwraca uwagi na moją wyjątkową dobroć i serdeczność, jakiej nie zna nikt inny.

– Dobrze to widzimy się o dziewiątej czterdzieści pięć i tak pamiętam o tym, że wychodzi pani wcześniej, jak również o tym, że jutro zostaje pani dłużej – burknęła, na co uśmiechnęłam się sztucznie i kiwnęłam sztywno głową.

Kiedy drzwi jej gabinetu miały się za nią zatrzasnąć – no bo takie coś jak klamka nie istnieje – już wystawiałam język w stronę jej gabinetu, ale nagle otworzyła je na oścież.

– I proszę, żeby nikt mi nie przeszkadzał – w końcu zatrzasnęła się w swojej norze, a ja odetchnęłam kilka razy dla uspokojenia.

Co z tego, że jutro jest sobota i teoretycznie nie powinnam pracować? Tej wiedźmy, to nie interesowało, jeśli ona nie ma życia, to ty też go nie masz. Przepełniona złością zaczęłam mocno stukać w klawisze klawiatury i próbowałam się uspokoić. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc zanurkowałam w szafce na moje rzeczy prywatne i wyciągnęłam z niej torebkę.

Drew

Wspólny lunch, Wspólniczko?

Zerknęłam na dębowe drzwi, po czym spuściłam wzrok na telefon i wystukałam odpowiedź.

Ja

Gremlin nie w sosie, zresztą.jak zawsze, ale dziś zostaję, bo będę musiała jutro siedzieć do 20. Musisz sobie znaleźć inne towarzystwo, wiem, że nie da się mnie zastąpić. Co powiesz na dzisiaj na imprezę ze mną i z Martin o 22?

Opadłam ciężko na oparcie czarnego skórzanego fotela, nie jest tak wygodny, jak w jaskini tego jaskiniowca. To wcale nie jest, tak że czasem na niego siadam, jak nie ma tej Godzilli na posterunku. Bardziej niż słyszę, czuję SMS-a, który do mnie dociera.

Drew

K, rozumiem i życzę wolnej, i bolesnej śmierci. I bardzo chętnie wybiorę się z moją przyjaciółką Niną na imprezę, a ty jesteś tam zbędna, Małpo.

Nie wyobrażam sobie nas, jako wspólników. Prędzej się zabijemy niż razem coś osiągniemy. Wrzucam telefon do mojej torebki, gdzie jest wszystko i nic. Teraz tylko przetrwać do szesnastej.

♠♥♠

Przecieram dłonią zaparowane lustro i przemywam twarz tonikiem, po skończeniu zaczynam szczotkować zęby. Następnie ściągam ręcznik z głowy i myślę nad upięciem włosów. Po licznych próbach prowizorycznych fryzur, postanawiam je rozpuścić i zakręcić w lekkie, sprężyste loki. Najpierw suszę swoje blond kosmyki, a dopiero potem układam w odpowiedni sposób. Kiedy zaczynam nakładać fluid na twarz rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Rzucam przekleństwo pod nosem i kieruję się w stronę dźwięku.

– Halo – rzucam nie patrząc na numer, który próbuje się ze mną skontaktować.

– Ad, a tak właściwie to, o której my się umówiłyśmy? – usłyszałam głos swojej przyjaciółki i wzdychnęłam głośno.

– Powiedziałam Drew, że spotykamy się o dziesiątej.

– To on się wybiera z nami? – odparła zaskoczona.

– Tak, bo zapewne ty znajdziesz sobie jakiś gorący towar na noc i znowu mnie zostawisz, a gdy będzie Drew, nie będę osamotniona, i będę się miała z kogo śmiać. Dobra idę dalej się szykować, a ty podjedź po mnie taksówką o dziesiątej, West będzie już na miejscu – rozłączam się zanim rozpocznie inny temat i ponownie przerwie moje plany.

Wróciłam do łazienki, gdzie skończyłam makijaż. Dziś stawiam na czerwone usta, mocno zaznaczone kości policzkowe i wytuszowane rzęsy. Potem zakładam na siebie jasne jeansy, które są podwinięte i sięgają mi do kostek do tego czarną bluzkę wiązaną na szyi, na co narzucam w tym samym kolorze skórzaną kurtkę, na stopy nasuwam purpurowe zamszowe szpilki, i na koniec zakładam na uszy złote długie kolczyki. Po raz ostatni przeglądam się w lustrze po czym biorę telefon ze stolika i wkładam go do beżowej kopertówki, i wychodzę z mieszkania.

♠♥♠

– To, jak kochana, który samiec będzie miał dziś przyjemność spędzić z tobą noc? – zapytała mnie ruda, rzucając swoją ręka na moje ramię.

– Nie nazwałbym tego przyjemnością – dodał szatyn, zwany również naszym przyjacielem, popijając piwo i szukając w tłumie swojej zdobyczy.

– Haha, ale jesteś śmieszny. Nie szukaj żadnej biedaczki, bo żadna nie jest aż tak zdesperowana, żeby się z tobą przespać – odgryzłam się.

– To może zakład? Kto pierwszy kogoś znajdzie? – zaproponował z błyskiem w oku. Cham dobrze wie, że uwielbiam się zakładać, a jeszcze bardziej wygrywać.

– Niestety mój kochany przyjacielu, nie szukam dziś jednonocnej przygody, ponieważ jutro czeka mnie dzień pełen pracy, a zresztą to nie byłaby fair walka. W całym Los Angeles jest tylko kilka typów kobiet gotowych się z tobą przespać, a ich tu nie ma – chciałam kontynuować naszą potyczkę słowną, kiedy moją wypowiedź przerwała Nina.

– Dobra gbury, nie kłócicie się, a tobie naprawdę przydała by się jednonocna przygoda – odparła celując we mnie palcem.

– Ja nie odczuwam takiej potrzeby.

– Kiedy ty się chcesz bawić? – ciągnęła wywód jakby nie usłyszała mojego wtrącenia.

– Ostatni raz spotykałaś się z tym całym Jacob'em, a to było w maju, teraz mamy już wrzesień. Zaczynam się martwić, jeszcze trochę i przyjmiesz zaloty tego prawiczka z roku.

– Po pierwsze, to był Max i jakoś nie mam ochoty na spanie z połową miasta, a tym bardziej nie jestem aż tak zdesperowana, żeby iść do łóżka z tą łamagą. Dlaczego w ogóle rozmawiamy o moim życiu łóżkowym?

– Chyba jego braku – zripostował Drew. Wydałam z siebie dźwięk, który miał brzmieć ''grrr'', ale wyszło coś w stylu ''brrgr''.

– Idę po kolejnego drinka – rzuciłam i skierowałam się w stronę baru.

♠♥♠

To jedna z tych imprez, których nie lubię. Wszędzie jest pełno ludzi, muzyka gra za głośno, drinki są słabe, a faceci mogliby być moim ojcami albo młodszymi braćmi. Sączę kolorowy płyn i marudzę sama do siebie w myślach. Zabawa jest przednia, a ja muszę jutro iść do pracy, co daje mi kilka godzin snu jak nie kilkanaście minut czy parę sekund. Szukam wzrokiem swoich towarzyszy. Najpierw zauważam szatyna w czarnej koszuli, który tańczy z jakąś platynową pustą laską. Przewróciłam oczami na ten widok, Andrew ma wiele wad, jedną z nich jest kiepski gust do kobiet. Kilka osób dalej zauważam rudą kitę, która współgra z ruchami właścicielki. Nina właśnie czaruje wysokiego blondyna, oczywiście przystojnego. Z głośnym hukiem, który znika w hałasie odkładam pustą szklankę i postanawiam, więcej nie pić.

Oceniam ludzi wokół mnie, kiedy nawiązuje kontakt wzrokowy z przystojnym brunetem. Ma na sobie błękitną koszulę dwa pierwszr guziki są rozpięte, a mankiety podwinięte do łokci. Jego czarne spodnie podkreślaja jego atletyczne nogi, oblizuje usta na ten smaczny kąsek i wracam do jego oczy. On również skończył lustrować moją sylwetkę. Uśmiecham się do niego zalotnie, a on unosi cwaniacko prawy kącik ust i wskazuje głową na parkiet. Wstaję z krzesła i kieruję się w stronę tańczącej masy ludzi, on odrywa się od baru i kroczy w moją stronę drapieżnym krokiem. Nagle przede mną pojawia się wcześniej zauważony ciemnowłosy przystojniak. Uśmiecha się do mnie cwaniacko, ale jego szeroki uśmiech nie dosięga oczu. Oboje przeciskami się między parami, w końcu spotykamy się w połowie drogi i zatrzymujemy w momencie, kiedy czubki moich szpilków stykają się z jego czarnymi lakierkami. Patrzę się w jego oczy i nie potrafię określić ich koloru. Zbyt wiele neonów w nich się odbija. Chcę coś powiedzieć, ale kładzie na moich ustach swój palec wskazujący, kładzie swoją dłoń na moim biodrze, a za chwilę dołacza drugą. odwraca się do mnie twarzą i zamyka w silnym męskim uścisku moje biodra. Przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej, zarzucam swoje ręce na jego twarde ramiona i oplatam jego szyję wdajemy się w zmysłowy taniec, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Może jednak złamie swoją dzisiejszą zasadę i posmakuję tego ciasteczka? Aż żal go nie uwieść. Ponownie studiuję jego twarz, a rysy tego kawałka skóry wydają mi się znajomę, próbuję dopasować cokolwiek do tego nieziemskiego osobnika, ale nie potrafię. Marszczę brwi, co mu nie umyka i zdaje się pytać oczami czy coś się stało. Kiwam przecąco głową i zatracam się w tańcu. Mój partner jest świetnym tańcerzem.

Wokół nas tańczy pełno obcych ludzi, tłum w piątkowy wieczór jest liczny. Każdy ociera się o sąsiada obok, w powietrzu można wyczuć pot, alkohol i mieszaninę różnorodnych perfum. Jednak nam to nie przeszkadza. Dwoje nieznajomych wśród innych anonimowych osób.

– Jak masz na imię? – pyta brunet, patrząc głęboko w moje oczy.

Staję na palcach i odpowiedam wprost do jego ucha.

– Czy to ważne? – gryzę lekko płatek jego ucha. – Bez imion będzie tajemniczo, namiętnie i seksownie – jęknął cicho i mocniej chwycił mnie za biodro.

– Może masz rację – odpowiedział schrypniętym głosem.

Ocieraliśmy się o siebie coraz bardziej i rozgrzewaliśmy swoje emocje do czerwoności. Nasze pożądanie rosło z minuty na minutę. Miałam ochotę zerwać z niego jego koszulę tu na parkiecie nie zważając na wszystkich dokoła. Dawno nikt tak nie rozpalił moich zmysłów.

– Mam na imię Ben – odparł. Zdezorientowana spojrzałam na niego, ale mój mózg wreszcie połączyl fakty i dopasowal twarz do imienia i nazwiska. Jednym zdaniem - Trafiła mi się dziś niezła partia. Benedict Rusell, nowojorczyk, obrzydliwie bogaty, a do tego jeden z najlepszych biznesmenów.

– Nie chciałam tego wiedzieć - odparłam nie dając po sobie poznać, że go znam.

– Musisz wiedzieć jak mnie znaleźć – dlaczego on myśli, że miałabym go szukać?

– Ale ja nie zamierzam cię szukać – wypowiedziałam na głos swoje myśli, a on nagle spojrzał w czyjąś stronę, już chciałam obrócić głowę do tej osoby, ale jego głęboki głos bardziej mnie zainteresował.

– Spokojnie, spotkamy się jeszcze i to nie jeden raz – odparł z wrodzoną pewnością siebie.

– Wątpię – przestaliśmy się poruszać w rytm muzyki i patrzeliśmy się na siebie w skupieniu.

– To może się założymy?

– O co? – czy ja naprawdę rozważam jakiś układ z nieznajomym? Przecież to sprzedanie duszy diabłu i podpisaniu umowy własną krwią.

– Jeśli spotkamy się ponownie polecisz ze mną na tydzień do Hiszpanii, a jeśli – nagle zauważyłam korzyści w tym zakładzie.

– Jeśli w ciągu dwóch lat w ogóle się nie spotkamy, to ja cię kiedyś odnajdę i poproszę o biznesową przysługę – ciągnęłam dalej i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, zmieszany spojrzał na mnie. Trochę ryzykowałam ośmieszeniem się, ale przecież widzimy się po raz ostatni.

– Skąd wiesz, że jestem biznesmen?

– Kobieca intuicja.  To jak? - chwycił moją drobną dłoń w swoją, która szczerze powiedziawszy była ogromna i szorstka.

– Przyjmuję zakład – nie puszczając moich palców, nachylił się w moją stronę i znowu owiał mnie zapach jego wody kolońskiej. Jutro obowiązkowo muszę wybrać się do drogerii i poszukać tego zapachu.

– Wypij skarbie za nasze ponowne spotkanie, na mój koszt – wyszeptał po czym ulotnił się, tak szybko, jak się pojawił.

Z niedowierzającym uśmiechem dołączyłam do stolika, gdzie czekał na mnie Drew z rozciągniętą gębą i poruszył wymownie brwiami. Wytargałam z dłoni jego piwo i wzięłam potężnego łyka. Czy ja właśnie zawarłam pakt z nieznajomym? Dlaczego to przypomina mi scenę z jakiegoś taniego romansidła? Adele co się z tobą dzieje? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top