Ucieczka z więzienia
Cassie P.O.V
Nie ma to jak obudzić się w śmierdzącym więzieniu, prawda? Ciekawe, co sobie mój tata pomyśli, gdy dowie się, że gniję tutaj u Victora von Dooma w lochach. Na szczęście nie jestem tu sama. Jest ze mną Peter, który właśnie wydeptuje okrąg w tym całym kurzu. Jeszcze nie widziałam go aż tak zdenerwowanego. No bo kto opanowany chodzi w kółko i mamrocze sam do siebie?
- Jak myślisz, gdzie jesteśmy? –Zagadnęłam Spider-Mana.
- Powiedziałbym, że w Latverii, ale gdy się tu teleportowaliśmy wyglądało to na Kanadę.
- Latveria? Ten kraj w którym panuje Doom? Sądzisz, że jesteśmy w jego zamku w Doomstandzie? –Spytałam może troszkę zbyt podekscytowana.
Peter wzruszył ramionami nadal zamyślony. Chyba nie miał ochoty ze mną teraz rozmawiać. Nie wiem dlaczego, ale jestem strasznie podniecona! Nigdy gdzieś tak daleko nie wyjeżdżałam, a co dopiero takie państwo jak to! Zeszłam z pryczy i podbiegłam do krat. Wszystkie inne cele były puste. Usłyszałam kroki i oddaliłam się trochę od drzwi. Obok naszej celi zatrzymała się kobieta o blond włosach i spojrzeniu zimnym jak lód oraz mężczyzna z maską w kształcie czaszki i białym kapturem.
- Powiedz mi jeszcze raz, Tony po co nam oni? – Mruknęła, krzywiąc się.
- Doom oraz Osborn chcą ich przehandlować za informacje o wszystkich super bohaterach, które dostali od S.H.I.E.L.D. I nie mów na mnie Tony!
Spojrzałam kątem oka na Petera, który patrzył na nich tym swoim nienawistnym spojrzeniem.
- Nie martwcie się, dzieci. Może jeśli będziecie grzeczni Osborn będzie was krócej torturował – Kobieta roześmiała się i odeszła.
- Przepraszam za nią. Jest strasznie wredna, nie uważacie? Jestem Taskmaster.
Uniosłam do góry jedną brew. Wygląda na spoko gościa, ale znając życie to tylko pozory. Mężczyzna nie zrażony naszym zachowaniem poszedł.
- Nie martw się, Peter. Umiem zmieniać wielkość nawet bez stroju. Przecież od urodzenia jestem naszpikowana cząsteczkami Pyma – Powiedziałam i skurczyłam się.
Pierwszy raz udało mi się bez większych problemów zmniejszyć! Zazwyczaj moje zdolności zależą od mojego nastoju, a dziś poszło bardzo szybko. Przebiegłam między kratami i powiększyłam się. Coraz lepiej mi to idzie! Wzięłam klucze, które wisiały obok drzwi wejścia do więzienia i otworzyłam celę Petera.
- Bez stroju jestem do niczego, więc może najpierw idź na zwiady?
Pokiwałam głową, jednak nie udało mi się znowu pomniejszyć. Przeklęłam i kopnęłam w ścianę zdenerwowana. Gdy to zrobiłam zaczęłam się niespodziewanie powiększać. Głową dotknęłam sufitu, a gdy chciałam wrócić do normalnych rozmiarów to robiłam się coraz większa.
- Cholera! – Jęknęłam zirytowana.
Skupiłam się i uspokoiłam. Udało mi się pomniejszyć i przejść pod drzwiami. Na straży stał facet w czerwonym płaszczu i z pistoletami u boku. Wskoczyłam mu na bark i kopnęłam jak najmocniej w szyję. Mężczyzna zaczął krwawić i krzyczeć, że atakują go demony. Zeskoczyłam z niego, a ten gdzieś odbiegł. Wróciłam do pomieszczenia w którym znajdował się Parker i pokiwałam mu, iż może przejść dalej. Wgramoliłam się mu na głowę i tak siedziałam pomiędzy jego włosami pachnącymi szamponem.
Następnym pokojem była jadalnia. Wielki, okrągły stół z kilkoma krzesłami. W kącie stała zbroja do dekoracji, taka jaką mają zawsze w zamkach. Następne pomieszczenie to kuchnia w której jakoś dziwnie pachniało. Spróbowałam wyczuć, co to za zapach, jednak mi się nie udało i psiknęłam. Peterowi na szczęście udało się stłumić śmiech. Ja sama prawie się roześmiałam, ale powstrzymałam się. W końcu zdałam sobie sprawę, co tak pachnie. Krew. Zmarszczyłam nos z niesmakiem i wskazałam Peterowi drzwi, którymi ma dalej pójść.
- Jak myślisz, gdzie są wszyscy? Może to pułapka?
Aż wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam tą opcję. Mam jakieś dziwne przeczucie i na pewno dobrze to nie świadczy. Dalej zwiedzaliśmy zamek, ale nigdzie nie było Victora von Dooma albo jego przyjaciół. Tylko raz trafiliśmy na jakąś sprzątaczkę, która nawet nie zwróciła na nas uwagi. W końcu wydostaliśmy się z tego przeklętego budynku i schowaliśmy się za krzakiem dzikiej róży.
Nie mogłam oderwać wzroku od pięknego, zapierającego dech w piersi krajobrazu. Zamek ten mieścił się na wzgórzu i widok stąd był przepiękny! Widać było całe miasto Doomstand i kilka innych mniejszych wiosek. Całe to miejsce odgradzały strzeliste góry, których nie było tylko z Północnej części miasta. Zdałam sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymywałam powietrze i powoli zaczęłam je wypuszczać.
- Peter, patrz jak tu pięknie! – Pisnęłam zaaferowana.
- Nie wierzę, że czegoś takiego władcą może być ktoś tak zły – Mruknął, schodząc po schodach do Doomstandu.
Miasto to mieściło się kilkanaście kilometrów stąd. Trzeba było przejść jeszcze przez las. Powoli powędrowaliśmy do puszczy, która aż ziała grozą. Przeszedł mnie dreszcz, gdy przeszliśmy obok pierwszych drzew.
- Czy to możliwe, żeby nas wyśledzili? Mają przecież po swojej stronie nordyckiego boga.
- Czy ja wiem? Dlatego powinniśmy się pośpieszyć. Nigdy nie widomo, kogo spotkamy po drodze, prawda? – Odparł już trochę mniej zdenerwowany Peter.
Po tym, jak to powiedział przyspieszyliśmy trochę nasz marsz. Musimy przecież dotrzeć tam przed zmrokiem i się gdzieś schować. Byliśmy już na ostatnim zakręcie do polany, która prowadzi łado miasta, lecz oczywiście musieli nas znaleźć. Wyskoczyły na nas te same osoby, które nas odwiedziły w więzieniu. Kobieta zmieniła się w coś, co przypominało skórę z brylantów, a Taskmaster miał przy sobie tarczę i katanę. Zeskoczyłam z głowy Petera i podbiegłam do Tony'ego. Niestety ten mnie zauważył i prawi przedziurawił specjalnym nożem nazywanym sai. No tak, już pamiętam, co takiego umiał Taskmaster. Miał fotograficzną pamięć ruchową oraz posiadał różne bronie wzorowane na tych, którymi walczyły jego przeciwnicy. Sai posługuje się Elektra, czyli to od niej pożyczył pomysł na broń.
Za późno spostrzegłam, że Spider-Manowi nie udało się uniknąć zderzenia z rzuconym świecznikiem przez dziwną, brylantową kobietę, przez co runął na ziemię nieprzytomny. Wytłumaczcie mi skąd ta baba wzięła świecznik?! Jesteśmy w środku lasu, a ona nie ma kieszeni!
- Peter!
Nie mogę do niego podbiec. Kilka minut temu powiedział mi, że jak któremuś z nas coś się stanie mamy uciekać i powiadomić New Avengers, a nie mu pomagać. Chciałam mu pomóc, ale wiedziałam, że mnie wtedy też mogą zabrać i znów zamknąć w więzieniu. Ze łzami w oczach zmniejszyłam się jeszcze bardziej i uciekłam jak najdalej od tego piekielnego zamku i Dooma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top