Teleportujemy się do kancelarii prawnej

  Jak ja nienawidzę się teleportować. Zawsze, gdy jakiś czarodziej to robi, ja albo mdleję, albo wymiotuję. Dzisiaj na szczęście nic z tego nie zrobiłem, a po prostu złapałem się kurczowo buta Spider-Woman i zacząłem o czymś bełkotać sam do siebie. Dziewczyna spojrzała na mnie ze wściekłością i kopnęła. Uderzyłem o jakiś ostry kamień i syknąłem z bólu, łapiąc się za głowę.

 - Może następnym razem ostrzeżesz mnie, gdy będziesz miał zamiar mnie przeteleportować? – Warknąłem do unoszącego się Strange'a. – Cholera.

  Na palcach miałem krew od uderzenia. Spojrzałem oskarżycielsko na Jessicę, a ta wzruszyła tylko ramionami. Gdzie jest mój hełm? Rozejrzałem się i zauważyłem, że leży w trawie obok. Podniosłem go i otarłem z piachu. Wolverine warczał co chwilę i przeklinał z wprawą.

  - Nienawidzę was – Prychnął, łapiąc się za obolałą kość ogonową.

  Udało nam się bez większych problemów dotrzeć gdzieś, gdzie nie ma popleczników Starka. Tylko nigdzie nie widziałem Echo. Gdy wszyscy już się ogarnęli usłyszałem, że ktoś idzie w naszą stronę. Zza drzew wyszła dziewczyna w swoim stroju Ronina. Zdjęła maskę, uśmiechając się posępnie.

  - Steve, jesteśmy na miejscu.

  Strange pokiwał głową.

  - Na miejscu czyli gdzie? – Spytał Danny, zdejmując buta i wysypując sobie z niego cały piach.

  - W Hell's Kitchen. Tu się urodziłam - Mruknęła Echo. -  A raczej tu przygarnął mnie Fisk.

   Czyli jesteśmy gdzieś na Manhattanie? Świetnie. Dawno temu tu mieszkałem, ale mało razy odwiedzałem tą dzielnicę.

  - Hell's Kitchen? Piekielna Kuchnia? To ten program z Gordonem Ramseyem w roli głównej? – Spytał Luke, który najwidoczniej nigdy tutaj nie był.

  - Tak, może spotkamy tutaj Ramseya i poprosimy go o autograf? – Warknął Logan.

  Westchnąłem zmęczony ciągłymi kłótniami i ruszyłem za Echo w stronę miasta. Nie wiem, dlaczego właśnie tutaj się wybraliśmy, ale to musi być coś ważnego. Szliśmy razem w milczeniu aż doszliśmy do małego budynku. Na drzwiach wisiała tabliczka „Nelson i Murdock". Nie znałem tych nazwisk. Po co mielibyśmy przychodzić do jakieś kancelarii prawnej? Stephen przez chwilę się zawahał nad otwarciem, jednak w końcu nacisnął klamkę. Z dzwoneczka nad drzwiami wydobył się metaliczny brzdęk i wszedłem razem z Echo, Strangem oraz Jessicą do środka. Luke, Danny i Logan musieli zostać, bo byśmy się tam nie zmieścili. No i nie chcieliśmy na śmierć wystraszyć tych prawników.

 W pokoju stało biurko za którym siedziała blond włosa kobieta czytająca jakieś dokumenty. Wszędzie leżały kartki, jednak były one ładnie poukładane. Dziewczyna, gdy zdała sobie sprawę, że ktoś wszedł uśmiechnęła się do nas życzliwie.

  - Witam, Karen Page. W czym mogę pomóc?

  Staliśmy tak w ciszy, bo nikt nie wiedział, co zrobić. Dopiero po kilku minutach Spider-Woman odchrząknęła niepewnie.

  - Dzień dobry, czy jest tu gdzieś może Matthew Murdock? – Spytała, opierając się o białą ścianę pokoju.

  Karen znów posłała nam swój firmowy uśmiech i złapała za telefon. Chwilę rozmawiała z tym Matthewem i rozłączyła się po chwili, przegryzając wargę.

  - Pan Murdock jest na razie zajęty. Może usiądziecie na krzesłach – Wskazała siedzenia przy ścianie. – Ja w tym czasie zrobię wam coś do picia, dobrze?

  Pokiwałem głową i usiadłem obok Echo. Kim jest ten Matthew?

  - Po co przyszliśmy po tego faceta? – Zapytałem, bo najwidoczniej tylko ja nie jestem w temacie.

  - No tak, nie wiesz kim naprawdę on jest. Jak myślisz, po kogo tu przyszliśmy?

  Prawnik, a zarazem super bohater? Nie mam pojęcia. Już chciałem odpowiedzieć, jednak do pomieszczenia wpadł mężczyzna, który wciąż mamrotał coś pod nosem. Echo wstała i podeszła do faceta.

  - Foggy! Dawno się nie widzieliśmy – Uścisnęła go, a Foggy odwzajemnił uścisk.

  - Co cię tu sprowadza, Echo?

  - Przyszliśmy się zobaczyć z Mattem. Wiesz, co się ostatnio dzieje – Posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, a mężczyzna pokiwał głową.

  Usiadł przy biurku i zaczął się kręcić na krześle. Wziął z biurka kanapkę i zjadł ją w pośpiechu. Co tu się dzieje?

  - Echo, on wam nie pomoże. Ostatnio przeżywa trudny okres. Teraz pewnie siedzi naprzeciw więzienia w którym zamknięto Fiska i czeka aż wyjdzie. Boi się, że znów ucieknie, bo wiesz jakie niespokojne czasy nastały.

  - Czyli udało mu się zamknąć Wilsona Fiska? – Teraz się nie uśmiechała. No tak, to jest przecież jej przyszywany ojciec. – Musimy się z nim zobaczyć, Franklinie.

  Foggy na dźwięk swojego prawdziwego imienia aż się wzdrygnął. Poczekajcie chwilkę. Echo zna tego super bohatera, który walczy z jej ojcem... Dodając dwa plus dwa wychodzi, że tym Murdockiem jest Daredevil! Parsknąłem, zdając sobie sprawę z tego, kim on jest. Prawnik? Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata, a ja spoważniałem.

  Nagle przez okno do pokoju wpadł nie kto inny jak Daredevil w swoim kostiumie. Zachłysnąłem się powietrzem i zacząłem się dusić od nadmiaru tego wszystkiego. Jessica jako jedyna to zauważyła i zaczęła mnie pukać po plecach. Co to jest!? Mężczyzna w tym kostiumie diabła sapnął ze zmęczenia i usiadł na biurku obok tego przyjaciela Echo.

  - Uciekł. Foggy, jak mogłem do tego dopuścić? – Jego głos się załamał i dałbym sobie rękę uciąć, że zaszlochał.

  - Jak to? Co się stało? – Zapytał, gdy ochłonął.

  - Usłyszałem krzyk staruszki, której ktoś ukradł torebkę. Musiałem pobiec za tym złodziejem, bo miałbym wyrzuty sumienia. Gdy go dogoniłem on powiedział, że Kingpin pozdrawia i przegryzł jakieś trujące świństwo. Zginął oczywiście na miejscu – Jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.

  W oczach dziewczyny znanej jako Ronin pojawiły się łzy. Podbiegła do Matta i przytuliła go do siebie.

  - Tak bardzo tęskniłam, Matt – Wyszeptała mu do ucha.

  Mężczyzna na dźwięk jej głosu uśmiechnął się lekko. Wtem do pomieszczenia weszła Karen z tacą na której leżały filiżanki z herbatą. Gdy dziewczyna zobaczyła, kto siedzi na jej biurku o mało co nie zemdlała. Nikt nie ucierpiał nie licząc biednej herbatki, bo upuściła je na ziemię. Wpatrywała się swoimi błękitnymi oczami to na Daredevila, to na naszą grupkę.

  - Za dużo aspiryny – Wymamrotała trzymając się za głowę i wychodząc z pokoju.

  Matthew odprowadził ją wzrokiem, a gdy ta sobie poszła zeskoczył z mebla i zaczął dreptać w kółko zdenerwowany. Kompletnie nie zwracał na nas uwagi. Dopiero gdy Jessica wzięła do ręki jedną, grubą tekę i rzuciła nią w łeb Daredevila to ten spojrzał na nas smutno. Powoli zdjął maskę ukazując swoją twarz, brązowe, prawie rude włosy i zamglone oczy. Był ślepy.

  - To o czym chcieliście porozmawiać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top