Jak ja nienawidzę dziadka Wiccana...
Wolverine P.O.V
Nienawidzę się teleportować. Czuję się, jakbym miał zaraz wyrzygać stado krów. Nie pytajcie, dlaczego właśnie to porównanie, dobrze? Ugh, mój brzuch...
- Dlaczego zawsze musimy się teleportować? – Wybełkotałem pomiędzy wielkimi haustami powietrza.
- Przesadzasz, wyszło całkiem nieźle. Problem w tym, że nie wiem zbytnio, gdzie jesteśmy, a ty? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Wiccan.
Miałem na języku tyle wrednych odzywek, ale się powstrzymałem. Warknąłem tylko:
- To ty powinieneś być bardziej obeznany w tutejszym terenie niż ja.
Kruczowłosy wzruszył tylko ramionami i pomógł mi wstać z ziemi. Rozejrzałem się po miejscu, w którym wylądowałem. Byliśmy w jakimś mieście, to wiem na pewno. Ale gdzie dokładnie? Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że na bilbordach nie pisze nic po anielsku, a po jakimś nieznanym mi dotąd języku.
- Gdzie. Żeś. Ty. Nas. Wysłał – Syczałem przez zaciśnięte zęby.
- Wydaje mi się, że jesteśmy w Polsce. Chyba. Przed moim strzelaniem z łuku postanowiłem się dowiedzieć czegoś więcej o moim dziadku, Magnecie. Dowiedziałem się wtedy, że był polakiem i pomyślałem, że posłucham sobie jakichś piosenek Polskich i chyba jakaś zapadła mi w pamięć, i... - Wiccan podrapał się po karku zażenowany.
Byłem w wielu krajach, jednak w tym nigdy. Usłyszałem chichoty jakiś nastolatek obok nas, które wskazywały sobie strój chłopaka palcami. Wiccan kompletnie się tym nie przejął i zaczął nucić pod nosem zaklęcie teleportujące. Siedział tak z dwadzieścia minut próbując jakoś przeteleportować nas do magazynu, ale nic z tego.
- Coś tutaj blokuje moją moc – Zmarszczył brwi zdezorientowany. – Coś chce, abyśmy tu zostali.
- Może ten ktoś chce, ale ja nie – Fuknąłem rozwścieczony i wyciągnąłem szpony.
Wszyscy spojrzeli się na mnie dziwnie i w pośpiechu się oddalili. W tym kraju pewnie wielu mutantów nie ma. No, może nie licząc Magneta. Już chciałem zacząć szukać osoby, która tworzy tę barierę, ale do moich nozdrzy dostał się dziwny zapach. I nie chodzi mi tutaj o coś takiego jak smród brudnych skarpet Petera. Pachnie osobą, która najprawdopodobniej nas tu sprowadziła. Scarlet Witch.
- Czuję coś. Chodź za mną – Nakazałem, bez żadnego tłumaczenia.
Wiccan jakby wyczuł, że jest to bardzo ważne i pobiegł za mną. Trop doprowadził mnie oraz tego chłoptasia do jakiegoś spróchniałego domku. Widać było, że budynek nie był od lat używany, bo w oknach było tyle pleśni, że nawet tyle nigdy się u mnie w domu nie uzbierało. Byłem pewny, że to tu. Uchyliłem lekko drzwi i zajrzałem do środka. W samym centrum wielkiego pokoju stała zakapturzona postać. Nie, to nie kaptur. To hełm. Chłopak od razu, gdy zdał sobie sprawę, że ktoś jest w środku, wepchnął się do pokoju i zamarł.
- D-dziadek? – Wyjąkał Wiccan, a po chwili w jego oczach pojawiły się łzy.
Na twarzy postaci pojawił się złowieszczy uśmieszek, od którego aż się wzdrygnąłem. Mężczyzna odwrócił się i od razu rozpoznałem tę osobę. Byłem pewny, że jest to Magneto. Poczekajcie, czy ten dzieciak zwariował!? To jest zawodowy morderca, potwór we własnej osobie, a ten do niego „dziadku"!? Rozumiem, że jest on jego dziadkiem, no ale... on go nawet nie zna!
- Magneto, co ty tu robisz? – Wycharczałem.
Przecież to nie jego wyczułem. Tutaj stać powinna Wanda, a nie ten starzec! Magneto zaczął powoli się do nas zbliżać. W pewnej chwili uniósł jedną rękę do góry, a ja podniosłem się razem z nią. Czasami na serio żałuję, że moje szpony i kości są z Adamantium, bo dzięki temu mutanty, które umieją panować nad metalem, mogą nie tak po prostu zmiażdżyć. Spróbowałem się ruszyć, ale doskonale wiedziałem, że nie dam rady, bo moc Magneta jest zbyt silna. Staruszek związał mnie jakimś metalowym prętem i nadal nie puścił.
- Magneto, ty cholerny... - Zacząłem, ale jeden z drutów zasłonił moją buzię i nie zdążyłem dokończyć mojej obelgi wobec tego potwora.
Mężczyzna teraz posłał Wiccanowi jeden z tych jego miłych, jednak kłamliwych uśmiechów. Starzec chciał mu położyć rękę na ramieniu, jednak chłopak ze łzami w oczach rzucił się na niego i mocno objął. Fuj, za dużo słodyczy jak na jeden dzień. Na dodatek słodyczy z Magnetem w roli głównej. Podwójne fuj.
- Miło cię widzieć, wnuku – Wyszeptał mu do ucha, a po chwili spojrzał się na mnie z tym wrednym błyskiem w oku. – Słyszałem, że nieźle sobie radzisz z magią. To prawda?
- Czy ja wiem... - Wybełkotał onieśmielony Wiccan i się zarumienił.
- Wyglądasz dokładnie tak samo, jak twoja matka – Powiedział Magneto, łapiąc go za podbródek, przez co dzieciak zaczął jeszcze bardziej się rumienić. – Gdzie jest teraz twój brat?
Zaprzestałem słuchania ich rodzinnej rozmowy, bo zaczynało mnie już mdlić. Teraz najważniejsza jest ucieczka. Magneto zaczął zwracać mniej uwagi na mnie, dzięki czemu jego moc zaczęła słabnąć. Wyciągnąłem pazury i spróbowałem porozcinać pręty. Niestety, to na nic. Nie dam rady wykręcić ręki o tyle stopni. Przekląłem pod nosem, a po chwili usłyszałem jedno zdanie, które wydobyło się ust Magneta i zmroziło mi krew w żyłach.
- Nie chcesz czasem do nas dołączyć? Masz taką silną moc, a to nie może się zmarnować, prawda? Twoja matka i wujek też należeli do organizacji przeciwko ludzkiej rasie... no i im – Wskazał mnie ze wstrętem palcem.
- To byłby zaszczyt – Odparł Wiccan jak gdyby nigdy nic.
Nie! On nie może do niego dołączyć! Posłałem mu błagalne spojrzenie, ale chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. I znów tysiąc przekleństw pod nosem.
- Dobrze. Musisz przejść tylko test – Gdy Magneto zauważył, że dzieciak zaczął się wahać, szybko dodał: - Oczywiście będzie on bardzo prosty. Mianowicie masz zabić Logana.
Oczy chłopaka momentalnie się rozszerzyły. Nie trzeba być mutantem, aby zauważyć, że nigdy w życiu nikogo nie zabił. Chociaż widziałem już wiele osób, które dla rodziny zrobiłyby wszystko. Wiccan podszedł do mnie ze święcącymi się kulami energii w ręku. Może to zrobić, ale czy tak postąpi? Zamknąłem oczy, spodziewając się najgorszego. Ale poczekajcie. Czy nie jest tak, że mnie nie da się zabić? Więc po co Magneto każe dzieciakowi mnie zamordować, jeżeli ten i tak, i tak nie da rady?
- Nie.
Magneto spojrzał na chłopaka zdziwiony, jakby nie spodziewał się takiej reakcji.
- Jak to „nie"? Przecież jestem twoim dziadkiem! – Wykrzyknął mężczyzna, ale szybko się opanował. –Dobrze, jak chcesz.
Po chwili mutant zniknął, a my zostaliśmy sami. Ciężar prętów momentalnie znikł, a ja się spod nich wygrzebałem. Wiccan jakby kompletnie się tym nie przejął, zaczął mamrotać coś sam do siebie pod nosem.
- Czegoś tu nie rozumiem – Zacząłem zdezorientowany. – Na początku wyczułem zapach Scarlet Witch dochodzący z tego domu. Gdy tutaj doszliśmy, nadal czułem jej woń, ale ta dochodziła zewsząd. Następnie kompletnie nie czułem zapachu Magneta. Później ten kazał ci mnie zabić, chociaż ja jestem nie do zabicia, co jest trochę dziwne, a na końcu starzec zniknął, chociaż on nie ma mocy teleportacji.
- Nie rozumiesz? To wszystko było zaplanowane przez moją matkę – Roześmiał się kruczowłosy. – Specjalnie cię tutaj zaprowadziła, a potem stworzyła hologram lub coś w tym stylu Magneta. Chciała zrobić mi test, czy dam radę zabić przyjaciela dla kogoś takiego jak mój dziadek. Ona nie chciała cię zabić
W sumie? Nadal tego kompletnie nie rozumiem. Jestem śpiący, a niewyspany Logan to zły Logan. Jedyną rzeczą, nie licząc łóżka, która się dla mnie liczy to powrót do mojej drużyny.
- Sprawdzisz, czy możemy się gdzieś przeteleportować?
Wiccan pokiwał głową i zaczął mamrotać zaklęcie. Już po chwili poczułem znane mi uczucie teleportowania się gdzieś.
________________
Ej, co tak słabo pod ostatnim rozdziałem? :c Tylko 3 wyświetlenia :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top