Scott, Szpital

- Od kiedy on tu leży?

- Nie wiem, jakoś od tygodnia...

- Przystojny.

- Tak, wiem. Ale miał dość poważny wypadek.

- Co właściwie mu się stało? 

- Miał czołowe zderzenie z jadącym szybko samochodem. Noga złamana z przemieszczeniem, lekki wstrząs mózgu i coś tam jeszcze. Tylko tyle mi Griffin powiedział. 

- Ma całkiem sporo rozcięć na twarzy.

- Faktycznie. Jejku, szkoda takiej ładnej buźki... Ale jak Griffin się nim zajął to nie mamy się czym martwić. Od niego wszyscy wychodzą w idealnym stanie. 

- Racja.

- Wracając do tematu, wiemy coś o nim?

- Nie miał przy sobie dokumentów, a nikt nie zgłosił zaginięcia, więc-

Otworzyłem oczy i usiadłem. Ujrzałem wpatrzone we mnie dwie pielęgniarki, równie zaskoczone jak i ja. Nie bardzo wiedziałem, co mam zrobić.

- Ja się nim zajmę - powiedziała jedna z nich - Ty leć po doktora Griffina!

Po czym usiadła obok mojego łóżka.

- Pamiętasz, jak się nazywasz? - spytała.

Otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Pokiwałem więc głową.

- Okay, rozumiem. - pielęgniarka zdawała się wiedzieć, dlaczego tu jestem. 

Ale przypomniawszy sobie ich rozmowę, sam się domyśliłem. Więc leżę tu tydzień i ojciec mnie nie szuka, hmm? Super. Wolę nie wiedzieć, jak wyglądam. I co zrobi, kiedy mnie zobaczy! Tak właściwie, to czemu potrącił mnie samochód? Dlaczego leżę w jakimś zwykłym, szarym szpitalu zamiast w jednej z luksusowych klinik przyjaciół moich rodziców? Co mi jest? Co miały na myśli pielęgniarki mówiąc, że miałem 'poważny wypadek'? 

Zbyt wiele pytań i brak możliwości zadania ich był bardzo frustrujący.

Nie mając nic lepszego do roboty, rozejrzałem się po sali. Po lewej stały dwa puste łóżka. Obok mnie była jakaś aparatura podłączona we wszystkie możliwe miejsca na moim ciele. Najwyraźniej nie jest ze mną dobrze. Obróciłem głowę w prawo. Tam z kolei wisiała zielona 'zasłona' i wystawały nogi łóżka.

Ktoś tam leżał, a tak przynajmniej mi się wydawało. 

W tym momencie otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna, na oko z dwadzieścia parę lat, ze zmierzwionymi, brązowymi włosami i idealnie białym kitlem. Niemożliwe, żeby był lekarzem. Pielęgniarzem, jak już.

- Cześć, nazywam się doktor Griffin Hale i i jestem chirurgiem. Operowałem cię jakiś czas temu. Nie mam teraz zbyt dużo czasu, więc zadam ci tylko kilka pytań i spadam - powiedział lekarz. Nadal nie brzmiał profesjonalnie, no ale skoro tak...

- No to zaczynajmy. Pamiętasz, jak się nazywasz? - znowu pokiwałem głową na znak, że wiem, ale niekoniecznie mogę coś powiedzieć. 

- A, no tak - przypomniał sobie Griffin - Uboczne działania jednego ze znieczuleń, powinno ci minąć za około pół godziny. Co do twoich obrażeń; nie będę szpanował fachowymi terminami, więc w uproszczeniu: złamana z przemieszczeniem lewa noga, lekki wstrząs mózgu, kilka rozcięć na rękach i twarzy... - przyjrzał mi się chwilę - Większość powinna ładnie się zagoić, nie jestem tylko pewien jednej z ran w okolicach żuchwy, ale tego i tak nie widać. Na razie zostaniesz w tym szpitalu na obserwacje, straciłeś dość dużo krwi. Jesteś pełnoletni?

Pokręciłem głową.

- No tak. W takim razie, kiedy odzyskasz głos, podasz mi, lub jednej z pielęgniarek dane twoje i twoich opiekunów. A teraz naprawdę muszę iść, jakby coś, siostry będą w pobliżu - doktor oddalił się do wyjścia - I jeszcze jedno. Jest też z tobą w sali jeden chłopak, ale ma bardzo poważne hmm... problemy, więc staraj się być miłym, nie hałasować i w ogóle. To tyle, cześć!

Chciałem to wszystko sobie przemyśleć, ale zmorzył mnie sen.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top