Nie wiedzą o nas [ Happy Birthady, Tyler!!! ]
Tyler Posey ma dziś urodziny ( 27 ! ) więc życzymy mu wszystkiego najlepszego!!!!!!!
Piosenka : One direction They don't know about us. ( A na górze krótkie wideo z Isaakiem i Allison do niej, tyle, że z czasów gdy byli jeszcze semi-kanonem. )
They don't know about the things we do
They don't know about the ''I love you" 's
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don't know about the up all night's
They don't know I've waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don't know about
They don't know about us
Stiles
- Nie, tato, naprawdę nie szkodzi, że musisz zostać dłużej w pracy. Przenocuję u Scotta. N i e, nie gniewam się. Rozumiem, że mogą się u ciebie zdarzyć nagłe wypadki! - mówiłem do telefonu. - Co? Nie, nie musisz mnie rano odbierać. Że co... ? Z a w s z e pamiętam o śniadaniu. Taa... wiem, że się t y l k o martwisz. Wiesz, jakoś straciłem ochotę na rozmowę. Dzwoń do Scotta, jakbyś coś sobie przypomniał. Na razie!
Z satysfakcją wcisnąłem czerwoną słuchawkę i uśmiechnąłem się do swojego chłopaka.
- Chyba jednak nie wracam dziś do siebie!
Odwzajemnił uśmiech.
- Super. - Odwrócił się w stronę kuchni. - Mamo, Stiles zostaje na kolacji! I na noc.
- Okej, zrobię jedną herbatę więcej! - odkrzyknęła.
Spojrzeliśmy po sobie.
- Zastanawiam się - zaczął niepewnie Scott - czy nasi rodzice byliby tak entuzjastyczni, gdyby... no wiesz... wiedzieli o n a s.
Wzruszyłem ramionami.
- Przypuszczam, że nawet do głowy im to nie przyszło, skoro byliśmy nierozłączni od dzieciństwa i mieliśmy już dziewczyny.
Ściągnął czoło.
- Może... powinniśmy im powiedzieć? Było Boże Narodzenie, siedzieliśmy we czwórkę przy stole i... głupio się czułem, kłamiąc.
Uniosłem palec do góry.
- Po pierwsze: nie kłamaliśmy. To oni się nie interesują aktualnym statusem naszej relacji. Po drugie:...
Urwałem i zarumieniłem się.
- Tak? - zachęcił mnie.
- Lepiej się czuję, gdy wiemy tylko m y. To znaczy, Allison też wie, ale... ona to ona. Można o niej zapomnieć. A nas coś łączy. Tajemnica. To jest... niezwykłe! Takie... magiczne. Znamy swoje najskrytsze sekrety, ukrywamy przed wszystkimi świat nadprzyrodzony i mamy swój związek tylko dla siebie nawzajem. Dzięki temu mam wrażenie, że należymy do siebie i tylko do siebie...
Zamilkłem.
- Głupio to brzmi, nie?
Potrząsnął gwałtownie głową.
- Skąd! To... przekonuje mnie. Masz rację! Kiedyś im powiemy, ale... na razie cieszmy się naszym małym sekretem!
- Raczej całym tuzinem sekretów... - mruknąłem, ale zapomniałem, co mówiłem, gdy pocałował mnie lekko w usta.
- Chodźmy coś zjeść - szepnął miękko.
- Eee... tak, chodźmy - zgodziłem się, czując zawrót głowy, patrząc w jego zmrużone brązowe oczy.
Towarzyszyła mi jedna myśl: Scott jest boski.
*
Po kolacji poszliśmy do pokoju Scotta i włączyliśmy film na laptopie, ale płytę po chwili wyrzuciło.
- Muszę go oddać od naprawy - stwierdził, marszcząc brwi.
- No to mamy pecha, bo przez ten śnieg na przewodach sieciowych brakuje internetu - zauważyłem. - Niczego już nie obejrzymy. Może po prostu położymy się już spać?
- Chyba tylko to nam pozostaje - przyznał.
Wstał z łóżka i podszedł do szafy. Ściągnął prze głowę podkoszulek i spodnie, zostając w samych bokserkach, i zaczął szukać piżamy.
A ja złapałem się na tym, że w nikłym świetle lampki nocnej wpatruję się w śniadą gładką skórę na jego klatce piersiowej, idealnie wyrzeźbionemu brzuchowi i splotom mięśni na plecach. I doszedłem do wniosku, że w c a l e nie mam ochoty jeszcze spać...
- Emm... Scott?
Podniósł na mnie wzrok.
- Tak?
Zawahałem się. I jak to powiedzieć...?
- Masz... może... ochotę na... następny krok? - zapytałem, zabarwiając głos z n a cz ą c y mm tonem.
Chłopak wyprostował się gwałtownie i przez chwilę przyglądał mi się niepewnie.
- Jesteś... jesteś gotowy?
- Jesteśmy razem trzy miesiące - powiedziałem i coś do mnie dotarło. - Dokładnie trzy! Dziś mija równo kwartał odkąd cię po raz pierwszy pocałowałem. Nie sądzisz, że czas przejść od spania w jednym łóżku do... no, dale ?
Scott uśmiechnął się łobuzersko i rzucił tą piżamę, koszulkę, czy co tam trzymał na podłogę.
- Skoro tak nalegasz...
Podszedł do drzwi i przekręcił zamek na klucz, a następnie usiadł na brzegu łóżka koło mnie i ująwszy moją twarz, pocałował głęboko. Objąłem go mocno, pogłębiając pieszczotę i rozpalając w sobie jeszcze większe pragnienie.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, obaj drżeliśmy.
- Na pewno ?
- Mamy czekać aż stuknie nam trzydziestka ?
Zachichotał.
- Nie. Po prostu... tak długo o tym marzyłem. By móc cię dotykać... - wsunął dłoń pod moją bluzę i podkoszulek.
Ubrałem się dziś wyjątkowo ciepło. A teraz było mi z a gorąco. I niewygodnie.
Pomogłem mojemu chłopakowi zdjąć z siebie tą górę ciuchów, a chwilę później całym ciałem przywarł do mnie, przyciskając mnie do łóżka. Pocałowaliśmy się raz jeszcze, a potem zaczął stopniowi schodzić ustami w dół mojej szyi i torsu.
Jego place zacisnęły się na zamku moich spodni, rozpinając go ostrożnie, a następnie ściągając w dół, wraz z bokserkami. Chwyciłem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie, pozwalając ponieść się namiętności, którą obaj czuliśmy.
*
- Musimy to kiedyś powtórzyć - szepnął, kładąc się po wszystkim obok mnie.
Obaj dyszeliśmy, a oczy Scotta wypełniały radość i wewnętrzny blask. Mogłem tylko zgadywać, czy na mojej twarzy malują się podobne emocje, ale w tamtej chwili czułem się szczęśliwy, jak nigdy w życiu.
Wtuliłem się w jego ramię.
- Koniecznie - odpowiedziałem i odgarnąłem mu z czoła kędziorek brązowych loków.
Zgasił lampkę, a potem obaj zakopaliśmy się w pościeli i chwilę delektowaliśmy się swoim wzajemnym ciepłem.
- Marzę o wieczności z tobą - wyznał rozmarzonym szeptem.
Zmarszczyłem czoło.
- Wilkołaki są nieśmiertelne? Argentowie mówili mi kiedyś, że się nie starzeją.
- Nie mam pojęcia. No, ale... Liam i Derek dorośli, nie? Chyba mogą się starzeć... jeśli chcą.
- A ty? - spytałem.
Chyba wzruszył ramionami, ale ponieważ leżeliśmy, trudno to było ustalić.
- Mało mnie to interesuje. Dopóki mam ciebie, nic innego się nie liczy. - Dotknął mojego policzka. - Z tobą jest idealnie.
- Nawet jak cię wkurzam?
Przewrócił oczami.
- Tak, nawet wtedy.
- To dobrze - powiedziałem. - Bo mam nadzieje, że nigdy nie stanę się dla ciebie utrapieniem. Jesteś dla mnie najważniejszy w całym Beacon Hills, Scott.
Uniósł brew.
- Tylko w Baecon Hills?
Stłumiłem przekleństwo.
- Niech ci będzie - burknąłem. - Na świecie!
Wziąłem głęboki oddech.
- Kocham cię, Scott. To znaczy... wcześniej też kochałem, ale t e r a z... mam wrażenie, że n a p r a w d ę należymy do siebie.
- Mhm - przytaknął, patrząc na moje usta. - Ja również. Jakbyśmy byli sobie przeznaczeni.
- Może jesteśmy? - zasugerowałem.
Wciąż błądził palcami po mojej skórze.
- Taką mam nadzieję. Nigdy mi się nie znudzisz, Stiles. Jesteś dla mnie najważniejszy. Na zawsze.
Allison
Dochodziła już północ, a ja przebiegałam pogrążone w mroku ulice, nawet nie rozglądając się wokół. Śnieg wirował wokół, ale ja miałam policzki zaczerwienione z wysiłku. Trzy dni bez Isaaca... Ledwie je wytrzymałam.
Nie umiałam sobie wyobrazić dłuższej rozłąki. Tak krótko go znałam.... nawet nie kwartał. Ale gdyby ktoś mnie spytał, odpowiedziałabym bez wahania : kocham go. Nie umiałam już bez niego żyć.
Jego szelmowski uśmiech był dla mnie jak narkotyk. Jego głos hipnotyzował mnie, niczym dźwięki harfy. A oczy miały kolor krystalicznej wody źródlanej. Patrzenie w nie przepełniało mnie życiodajną energią.
Theo też miał niebieskie oczy... ale bardziej szare. Pochmurne. Gdybym miała wybierać, w które tęczówki wolę patrzeć, wybrałabym te Isaaca.
To, co robisz jest złe, szepnął jakiś głosik w mojej głowie. To wilkołak. Twoja rodzina nigdy go nie zaakceptuje. W najlepszym wypadku oboje zostaniecie wyklęci i będziecie musieli opuścić Beacon Hills. W najgorszym wywołacie kolejny krwawy zatarg... zatarg, który zmieni się w wojnę. Chcesz mięć swoją rodzinę i stado Isaaca, na sumieniu, Allison ?
Nic mnie to nie obchodzi !, pomyślałam, dusząc wątpliwości w zarodku. Liczyło się tu i teraz. Isaac jest częścią mnie. Nie wyrzeknę się go. Nawet za cenę życia nas obojga, powzięłam decyzję.
Moja dłoń powędrowała do naszyjnika w kształcie serduszka, który dostałam do chłopaka. Symbol najszczęśliwszych chwil, jakie przeżyłam. Nigdy jeszcze nie czułam się tak pełna nadziei i niepowstrzymana. Przez całe dzieciństwo, przez szkolenie łowczyni i z żadnym ze swoich chłopaków. To Isaac mnie ożywił.
Zatrzymałam się pod latarnią i powiodłam wzrokiem pod terenie, szukając ukochanego.
A jeśli nie przyjdzie ?, zmartwiłam - nie, p r z e r a z i ł a m - się, ale w tej samej chwili usłyszałam jego głęboki ciepły głos.
- Allison!
Rozpromieniona padłam mu w ramiona.
- Tęskniłem - wyszeptał, odrywając usta od mojego czoła.
Westchnęłam ciężko.
- Ja też! Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo! Ale wiesz, że musimy być ostrożniejsi. Ostatnio miewam wrażenie, że coś podejrzewają... zwłaszcza moja matka. Musiałam uśpić ich czujność.
Spoważniał.
- Kłamanie Derekowi też nie jest łatwe. A Erica jest z natury tak wścibska, że to prawdziwy cud, iż jeszcze nie zorientowała się, że w ogóle kogoś mam.
- W końcu będziemy musieli im powiedzieć. Bo przecież nie będziemy ukrywać się do końca życia, prawda?
Isaac nagle się spiął.
- Naprawdę... chcesz być ze mną do końca życia?
Zmarszczyłam brwi.
- A ty nie?
- Oczywiście, że tak! Po prostu... bałem się o tym mówić. Nie chcę cię pośpieszać, Allison. - Wziął głęboki oddech. - Prawda wygląda jednak tak, że... kocham cię całym sobą. I to nie jest zauroczenie. Nie chce nigdy się z tobą rozstawać. Ja... mam wizję, Allison. Widzę nas razem w naszym wspólnym domu, kolejne lata i wspólne święta, nasze dzieci... Może i jestem młody. Może i znam cię raptem kilka tygodni. Ale czy to czyni moje uczucia mniej prawdziwymi?
Pocałowałam go, a on zaczął się uspakajać.
- Nie wierzyłam nigdy, że w moim wieku można poważnie planować przyszłość z jedną osobą - wyznałam. - Dzięki tobie zmieniłam zdanie.
W oczach chłopka zajaśniała nadzieja. Uśmiechnął się szeroko.
- Skoro tak stawiasz sprawę... Nie byłem pewien, jak mam się za to zabrać, ale skoro oboje myślimy tak samo, chyba po prostu zapytam.
Sięgnął do kieszeni beżowej kurtki i wyciągnął niewielkie pudełeczko. Gdy je otworzył, moim oczom ukazał się pierścionek z przepiękną różą utworzoną z drobnych szafirów i umieszczoną na dwóch skrzyżowanych ze sobą cieniutkich srebrnych obrączkach.
- Uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną? - spytał.
Otwarłam usta, z radości po prostu zabrakło mi tchu.
- Tak...! Tak, tak, tak... Oczywiście, że tak!
Wsunął mi pierścionek na palec, a potem ujął twarz w dłonie i połączył nasze usta w pocałunku. Objęłam go mocno i oddałam gest, gdy wokół nas pod księżycowym światłem sypał drobny biały puch...
Napiszcie, jak wam się podoba obrót spraw! Zaskoczeni zaręczynami? Mam nadzieję, że była to dla Was miła niespodzianka!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top