✉ Rozdział 4
Me: Jack
Me: Johnson do cholery!
Blondi: Co?
Me: Jest u ciebie Jack?
Blondi: Nie
Blondi: Mial byc u ciebie
Me: Umm ok dzieki
Blondi: Sara?
Me: Huh?
Blondi: Cos sie stalo?
Me: Nie skadze :)
Blondi: Na pewno?
Me: Taaaak!
Me: Niby dlaczego mialoby sie cos stac?
Blondi: Booooooooooo
Blondi: Pierwszy raz w moim jakze wspanialym zyciu pytasz o to gdzie jest Jack
Blondi: Wiec zapytam ponownie
Blondi: Cos sie stalo?
Me: Jack chyba strzelil focha
Blondi: O co?
Me: Sama nie wiem
Me: Rano pisal i wszystko bylo dobrze a teraz nic
Me: Zero znaku zycia
Me: Wiec pomyslalam ze pewnie bedzie u ciebie
Me: No ale jak widac mylilam sie
Blondi: A o co dokladnie poszlo?
Przeczytałam wiadomość i usiadłam na parapecie. Wyjrzałam przez okno i to co tam zobaczyłam wydało mi się troszeczkę podejrzane. Na parkingu przed akademikiem stało czarne sportowe auto. Dobra nie byłoby to aż takie dziwne, gdyby nie fakt, że o samochód opierała się jakaś postać cała ubrana na czarno, z rękoma włożonymi do kieszeni obcisłych spodni. A podejrzane dlatego, że ta osoba wpatrywała się w moje okno.
Kiedy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały poczułam jak moim ciałem wstrząsa dreszcz. Szybko zeskoczyłam z parapetu i usiadłam na łóżku.
Me: Jack
Me: Przyjdziesz do mnie?
Me: Teraz?
Me: Prosze
Blondi: Jasne juz wychodze xdd
Czy się bałam? Tak, bo kto o zdrowych zmysłach by się nie bał? Mam nadzieję, że Jack dotrze szybko do mojego mieszkania.
__________
A teraz przyznać się, kto się tego spodziewał?
Hmm nie będzie wam przeszkadzało jak Sara będzie pisała z innymi osobami niż Glina, no nie?
Trzymajcie się i do nexta :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top