▪️Dalsze Dzieje▪️

🌊Percy Jackson🌊

Kiedy wraz z Percym udaliście się do twojego mieszkania, chłopak wytłumaczył ci kilka rzeczy, które dla ciebie mogłyby być wstępem do jakieś ciekawej książki przygodowej.

Po pierwsze ponoć był*ś półboginią/bogiem, jeden z twoich rodziców był bogiem, a drugi śmiertelnikiem. W dodatku na Long Island istnieje Obóz Półkrwi, który chronił i szkolił takich jak ty.

Co za głupota!

Ale jednak czuł*ś, że nastolatek nie kłamię.

- Jutro zaczyna się lato, powinn*ś pojechać do obozu. Tam będziesz bezpieczn*. - powtarzał wciąż Percy, siedząc na kanapie w twoim salonie, a ty krążył*ś przed nim, przyswajając nowe informacje.

- Tam nie zaatakują mnie potwory? - dopytał*ś.

- Nie, obóz ma specjalną barierę, która przed nimi chroni.

- A co z moim tatą? Wraca dopiero za trzy dni.

- Zostawisz mu wiadomość. - uspokajał cię.

- A skąd mam wiedzieć czy nie chcesz mnie porwać? - spojrzał*ś wprost w jego piękne oczy.

- Nie ufasz mi? - zapytał oburzony.

- Percy znamy się krótko, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Ja tylko staram się to wszystko poukładać. - Jackson podszedł do ciebie i położył ci rękę na ramieniu.

- Wszystko się jakoś ułoży. - powiedział, a ty postanowił*ś mu uwierzyć.

Następnego dnia spotkaliście się w Obozie Półkrwi.

💸Connor Hood💸

- Connor, o co tu chodzi? - zapytał*ś w końcu, biegnąc z chłopakiem przez ulicę. - Co się stało z Duncanem? I gdzie biegniemy? - chłopak milczał przez dłuższą chwilę wciąż biegnąc przed siebie. Nagle zatrzymał się i chwycił cię za ramiona.

- To Kanadyjczyk (T/I), ludożerca, potwór z mitologii greckiej. Skoro go widział*ś to jesteś, albo bardzo zdolną/zdolnym śmiertelniczką/śmiertelnikiem, albo półboginią/półbogiem. - wyjaśnił, a ty popatrzył*ś na niego jak na obłąkanego. - Nie ma teraz czasu. Musimy uciekać. - odparł i rozejrzał się wokół. - Tam. - powiedziawszy to wskazał jeden z samochodów.

Oboje podeszliście do auta. Brunet zaczął majstrować coś przy zamku, a ty stał*ś po drugiej stronie pojazdu, rozglądając się za Duncanem, znaczy ludożercą, znaczy... Już sam* nie wiedział*ś co myśleć. Wtedy zamek w samochodzie brzdęknął, a chłopak gestem nakazał ci wejść do środka.

- Czy ty właśnie ukradłeś auto? - spytał*ś z niedowierzeniem, kiedy chłopak odpalił samochód. Connor uśmiechnął się do ciebie cierpko i wcisnął pedał gazu.

Przez pierwsze dziesięć minut oboje milczeliście, ty wpatrzon* w okno, a chłopak przed siebie. Później Hood postanowił opowiedzieć ci trochę o pewnym obozie nad Long Island oraz kilku innych rzeczach, które miały być tylko dawnym, głupim wierzeniem starożytnych Greków.

- Czyli masz tylko tatę, a o mamie nic nie wiesz? - dopytał cię chłopak kiedy zaczęł*ś odpowiadać na jego pytania.

- Tata mi mówił, że mama zawsze z nim wygrywała. To w karty, chińczyka, bierki czy nawet minecrafta.

- Jak się wygrywa w minecracta? - spytał przez śmiech, który był zaraźliwy.

- A skąd ja mam wiedzieć? Chyba trzeba przetrwać.

- Nie różni to się wiele od prawdziwego życia. - stwierdził.

- Wątpię by po świecie łaziły wielkie pająki i zombie.

- Cóż, jak pożyjesz to się przekonasz, że życie herosa było pierwowzorem minecrafta. - powiedział, a po chwili samochód zatrzymał się na poboczu. - Jesteśmy. Jesteś gotow*?

- Nie, ale założę się, że ty też.

- Wygrał*ś ten zakład (T/N).

🔥Leo Valdez🔥

Z Leo przegadaliście kolejne kilkadziesiąt minut, a raczej wykłócaliście się o to kto z was ma lepszego ojca.

- Hermes jest najlepszy! Jest posłańcem bogów i swoim dzieciom nie każe płacić za dostawę!

- Hefajstos potrafi zbudować wszystko i ma zajebiste dzieci! Ja jestem tego żywym przykładem. - wybuchnęł*ś śmiechem i cisnęł*ś palec w jego klatkę piersiową.

- Ty?! - śmiał*ś się bez opamiętania. - Chyba żartujesz.

- Mam całe grono wielbicielek.

- Te twoje wielbicielki są śrubokrętami czy młotkami? - zapytał*ś i wtedy niespodziewanie latynos chwycił cię za nadgarstek i przyciągnął do ciebie tak, że jego usta prawie dotykały twojego ucha.

- Mi amor* ostrzegałem, że możesz się sparzyć na tym swoim prześmiewczym zachowaniu. - szepnął, co wywołało dreszcz na twoich plecach. Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale z tego zrezygnował i wstał, zostawiając cię samą/samego. - Mam przynajmniej jedną/jednego fankę/fana chic*, a siedzi on* teraz sam* na plaży.

☀️Will Solace☀️

Obudził*ś się w dziwnym pomieszczeniu przypominającym z wyglądu szpital polowy. Dookoła stały łóżka i małe stoliczki, a ty czuł*ś zapach medykamentów.

- Jak się czujesz? - zapytał znajomy głos. Odwrócił*ś się błyskawicznie w kierunku chłopaka z małym uśmiechem na twarzy.

- Dobrze, lepiej niż wtedy w lesie. - powiedział*ś, przypomniawszy sobie te okropną sytuację. Will uśmiechnął się do ciebie. Wtedy zauważył*ś, że ma na sobie typowe ubranie lekarza. - Teraz naprawdę wyglądasz jak doktor, czy jak wolisz uzdrowiciel.

- Wiem, że to dla ciebie dużo, (T/I), ale..

- Za dużo. - poprawił*ś go.

- Ale większość, z nas herosów ma trudne początki. Tutaj w obozie jest lepiej. - oznajmił kiedy wyszliście z infirmerii.

- Wierzę ci, tylko mam wątpliwości. Will ja nigdy nie walczył*m. Nawet nie trzymał*m w rękach żadnej broni, chyba, że nóż do krojenia kurczaka liczy się jako narzędzie do popełnienia zbrodni. - blondyn zaśmiał się pogodnie.

- Jak chcesz nauczę cię strzelać z łuku, mój ojciec jest świetnym łucznikiem.

- Masz na myśli Apolla, boga poezji i...

- I wielu innych, mniej ważnych rzeczy, których nie da się spamiętać? Tak. - dokończył za ciebie. Przez chwilę szliście w ciszy, kiedy chłopak zadał ci pytanie. - Chcesz do kogoś napisać, że jesteś w obozie?

Zatrzymał*ś się nagle i wbił*ś spojrzenie w błękitne oczy blondyna. Czy chciał*ś zadzwonić do ojca? Na pewno nie. Przyjaciółki? Nie, przecież ośmieszyła cię przed szkołą, ale nie miał*ś nikogo innego kogo mogłabyś poinformować o tym co się z tobą stało.

- Nie. - odparł*ś bez emocji i rozejrzał*ś się po okolicy.

Nawet nie zauważył*ś zbyt zatroskanego spojrzenia Willa Solace'a, który postanowił ci jakoś pomóc, a jako lekarz miał do tego specjalne uprawnienia.

💀Nico di Angelo💀

Po minie Nico stwierdził*ś, że chłopak jest zaskoczony twoim wyznaniem, ale nic nie powiedział i chwycił cię za ramię. Na początku nie wiedział*ś o co mu chodzi, ale po chwili ujrzał*ś ciemność i zrozumiał*ś, że przenieśliście się cieniem.

- Gdzie my...?

- Denver w Kolorado. - oznajmił bez emocji. Spojrzał*ś na niego karcąco.

- Przeniosłeś nas przez pół kraju w ciągu jednego skoku? Czy ty oszalałeś?! - chłopak spojrzał na ciebie dość mrocznie.

- Odpoczywamy chwilę i znów ruszamy. - syn Hadesa zignorował twoje wcześniejsze pytanie co cię naprawdę zdenerwowało, bo pamiętasz jak obiecał*ś Willowi, że jak kiedykolwiek spotkasz Nico di Angelo to zadbasz o to, żeby chłopak nie zamęczył się za pomocą swoich mocy na śmierć.

- O nie di Angelo. Teraz będziemy podróżować tęczą. - ogłosił*ś na co czarnowłosy spojrzał na ciebie zmieszany.

- Chcesz przenieść nas do obozu za pomocą iryfonu?

- Nie, wykorzystamy do tego prawdziwą tęczę. - sprostował*ś. - Wystarczy jakąś znaleźć.

Zaczęliście szukać waszego nowego środka transportu. Przez całą tą drogę Nico protestował i próbował odwieść cię od tego pomysłu, ale ty nie dał*ś za wygraną.

Po dwóch godzinach udało ci się znaleźć wreszcie tego czego szukaliście.

- No i proszę. - powiedzia*aś.

- I jak masz zamiar podróżować tym do obozu? - spytał ponuro.

- Podaj mi rękę. - chłopak spojrzał na ciebie z niechęcią, ale w końcu wyciągnął do ciebie dłoń. Ty sam* położył*ś swoją na tęczy i skupił*ś się na miejscu, do którego chciał*ś się przenieść.

Po chwili oboje rozpłynęliście się w kolorowej mgle.

🌩️Jason Grace🌩️

- Nic nie powiesz? - dopytał Grace, kiedy zadał ci wcześniejsze pytanie. Wlepił*ś wzrok w ziemię i wyminęł*ś syna Jupitera. - Zaczekaj. - powiedział chłopak i złapał cię za nadgarstek.

- Grace czego ty do cholery chcesz? - spytał*ś. - Nie znasz mnie, nie muszę odpowiadać na twoje pytania. Sam zrzekłeś się stanowiska pretora. Ja po prostu go nie przyjeł*m i...

- Odeszłaś. - dokończył, a ty kiwnęł*ś głową. - Ale dlaczego? Był*ś świetną/świetnym centurionką/centaurionem, bardzo przysłużył*ś się obozowi, a legioniści cię uwielbiali za kreatywne rozwiązania. Na przykład kiedy uratował*ś Saturnalia za pomocą balisty i kilku starych gazet.

- Chyba zrobiłeś porządne rozeznanie. - stwierdził*ś.

- To akurat pamiętam z czasów, kiedy sam byłem w obozie.

- Daj mi spokój, Grace. Miał*m swoje powody by odejść, nie muszę ci mówić jakie. - zaszkliły ci się oczy, nie miał*ś już dłużej sił na tą rozmowę, a Jason najwyraźniej to zauważył.

- Wybacz, nie powonieniem tak na ciebie naciskać, może dasz się przeprosić gorącą czekoladą. - otarł*ś załzawione oczy i spojrzał*ś wprost w niebieskie oczy chłopaka.

- To na razie jedyne twoje dzisiejsze słowa Grace, które brzmią dobrze. - stwierdził*ś. - To co idziemy?

👑Piper McLean👑

Szł*ś właśnie z powrotem do domku Aresa z popołudniowego treningu łucznictwa z dziaciakami od Apollina, kiedy nagle usłyszał*ś donośny krzyki, który można było pomylić z okrzykiem godowym kogutów.

Od razu wiedział*ś, że zostały one wywołane przez Drew Tanakę.

- Co się dzieję? - spytał*ś Lacy, blondwłosą córkę Afrodyty i jednocześnie siostrę tej drącej się kwoki.

- Piper zabrała ulubioną szczotkę Drew, po tym jak Tanaka doprowadziła Harleya do płaczu.

- Należało jej się. - skwitował*ś. Nikt nie miał prawa tak traktować małego Harleya. - Ale czemu zwykłą szczotkę? - dopytał*ś.

- Ona była zaczarowanym prezentem od Afrodyty. - wytłumaczyła, a ty zamiast pomyśleć o właściwościach tego podarku pomyślał*ś o czymś innym, a raczej kimś.

- A gdzie jest Piper?

- Ukrywa się gdzieś, żeby nie wysłuchiwać wrzasków Tanaki.

- Przecież je słychać nawet w San Francisco.

Postanowił*ś odnaleźć grupową domku numer 10 i może przy okazji znaleźć jakieś miejsce gdzie nie dochodziły dźwięki godowe kogutów.

Kiedy przechodził*ś niedaleko bunkra dziewiątego usłyszał*ś znajomy głos.

- Pssst! (T/I) tutaj. - powiedziała Piper, a gdy tylko odwrócił*ś wzrok zobaczył*ś swoją ulubioną Czirokezkę siedzącą wysoko na drzewie.

- Pips co ty tam robisz? - zapytał*ś.

- Chodź tutaj. - rzekła, a ty po chwili siedział*ś już koło brunetki. - To jedyne miejsce gdzie Drew mnie nie dorwie, ona nienawidzi wspinać się na drzewa.

- Dobrze jej tak. - odparł*ś, a McLean uśmiechnęła się do ciebie promiennie.

- To skoro już tak siedzimy to może zagramy w UNO. - zaproponowała.

- Czekaj, nosisz ze sobą UNO? - spytał*ś w szoku.

- Jasne, nigdy nie wiadomo kiedy trzeba się ukryć na drzewie przed potworną siostrą i to z miłym towarzystwem. - poczuł*ś jak na twoje policzki wpływa rumieniec, ale szybko się z tego otrząsneł*ś.

- Ja zaczynam i wygram to, McLean.

- W twoich snach, (T/N).

💎Hazel Levesque💎

- Nie wierć się tak. - skarcił*ś po raz kolejny Hazel, gdy ta ruszyła się przez co prawie źle dopasowałaś materiał. - To zajmie jeszcze tylko kilka minut.

- Powtarzasz to od godziny.

- Bo nie dajesz mi skończyć. - upomniał*ś ją. - Gotowe. Obróć się.

Centurionka wykonała twoje polecenie. Jej fioletowa suknia, przyozdobiona kryształami pięknie układała się na dziewczynie. Był*ś dumna ze swojej pracy.

- To ja już pójdę...

- Zaczekaj! - zawołał*ś, a córka Plutona spojrzała na ciebie z uniesionymi brwiami. - Co z nauką tańca? - Hazel wbiła spojrzenie w ziemię.

- Przełóżmy to na jutro...

- Nie, skoro masz na sobie już tą śliczną sukienkę to możesz wypróbować ją do tańca. - odparł*ś. - To nie takie trudne na jakie wygląda Hazel. Chodź. - zachęcił*ś ją. - Połóż rękę na moim ramieniu, a drugą mi podaj i teraz krok w przód i w tył. - tłumaczył*ś. - I jeszcze raz. I jeszcze... I jeszcze... Widzisz dobrze ci idzie. - na twarzy dziewczyny wpłynął uśmiech.

- Miał*ś rację, to wcale nie jest takie skomplikowane.

- A nie mówił*m.

- Oj zamknij się. - zaśmiał*ś się. - Teraz brakuje mi tylko partnera.

- A co powiesz na mnie?

🛡️Reyna Ramirez - Arellano🛡️

Skończyło się na tym, że wraz z Reyną zjadłyście/zjedliście cały karton ciastek, rozmawiając o najprawdziwszych bzdetach. O tym jakim kretynem jest Oktawian, o tym jak pewna osoba z Piątej Kohorty zamieniła zbroje w stroje na karnawał czy jak Jason pewnego razu oberwał cegłą.

Nie wiedział*ś czy to cukier tak na was działał czy po prostu odnalazłyście/odnaleźliście ze sobą wspólny język. Chyba to i to.

- Wcale nie jesteś taka straszna jak mi się wydawało. - przyznał*ś, a Reyna spojrzała na ciebie zmieszana.

- A co myślałaś, że torturuję legionistów za zamianę deseru w proteinowe batoniki?

- Ej! One są zdrowe. - obie/oboje się zaśmiałyście. Nagle Reyna spoważniała.

- Powinnam już iść. - stwierdzała wstając.

- Czemu? - spytał*ś z smutkiem.

- Jako pretor mam wiele obowiązków, nie powinnam się tak obijać i zajadać ciastkami.

- A kto tak powiedział? - córka Bellony spojrzała na ciebie zdziwiona. - Przecież większość cesarzy się obijała, kiedy nie planowała podbicia świata. Czemu ty nie możesz od czasu do czasu odpocząć?

- Moim obowiązkiem jest, przecież...

- Tak, wiem, wiem, ale nie jesteś maszyną Reyno, tylko człowiekiem, a każdy człowiek potrzebuje odpoczynku. - powiedział*ś patrząc w  oczy brunetki.

- (T/I) zobowiązałam się do ciężkiej pracy. Wiem, że przerwa jest dobra, ale nie mam na nią czasu. - kiedy to powiedziała, nie mogł*ś już dłużej się powstrzymać i wstał*ś.

- W imię Fortuny oraz świętej pamięci Beatelsów, ja (T/I) (T/N) ogłaszam, że mam zamiar zmusić ciebie Reyno Avillo Ramirez - Arellano do wzięcia urlopu. Przyciągam na Styks. - dziewczyna spojrzała na ciebie w szoku.

- Czy ty właśnie...?

- Tak i zanim zapytasz, tak zrobił*m to świadomie.

🖤Bianca di Angelo🖤

Wylądowaliście na trawię, która dzięki twojemu zaklęciu miała właściwości trampoliny wypełnionej stosem poduszek.

Wreszcie wszyscy umknęliście do lasu, lecz nagle Grover zatrzymał się i zwrócił do reszty:

- Musimy stąd zniknąć jak najszybciej. Trójka półbogów jak wy strasznie śmierdzi.

- Dzięki. - sapnęła oburzona Bianca. Położył*ś jej rękę na ramieniu na co się wzdrygnęła.

- Masz rację. - powiedział*ś, ale kiedy napotkał*ś spojrzenia rodzeństwa di Angelo dodał*ś. - Grover miał na myśli, że nas zapach przyciąga potwory.

- Ale jak się stąd wydostaniemy? Najbliższa ulica jest jakieś trzy kilometry stąd.

- Zrobimy to za pomocą magii. - satyr spojrzał na ciebie niepewnie.

- (T/I) wiesz, że to skomplikowane czary, wymagające mnóstwa energii?

- Jestem tego świadom*, ale nie mamy wyjścia i więcej czasu na dyskusje. Złapcie mnie wszyscy za ręce. - Bianca i Nico chwycili cię za dłonie tak samo jak Grovera. - Przekieruje waszą moc przez moją. Tak zyskam więcej siły na zaklęcie. - wytłumaczył*ś i zaczęł*ś recytować zaklęcie.

Po chwili nasza czwórka zniknęła w fioletowej mgle.

- Witam w Obozie Herosów. - powiedział*ś zanim zobaczyłaś ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top