[5] Kiedy się boisz
×Mark Evans / Endou Mamoru
Dzień meczu nadszedł zaskakująco szybko, a twój stres narastał z każdą sekundą. Nie potrafiłaś pozbyć się wizji, w których strzelasz samobója. Gdy dotarliscie na miejsce i wyszliście z autobusu, przed twoimi oczami pojawił się ogromny stadion. Zamurowało cię. Pierwszy raz będziesz grać na prawdziwym meczu. Stres nasilił się dwa razy bardziej, więc osłupiała stałaś w miejscu. Nikt tego nie zauważył i większość wyminęła cię kierując się do wejścia. Endou zaniepokoił się jednak twoim stanem i podszedł do ciebie zmartwiony.
— [twoje nazwisko] wszystko w porządku?
— Jest całkiem dobrze, tylko.. — przerwałaś, zastanawiając się czy podzielić się z Endou swoimi zmartwieniami. Odetchnęłaś i spojrzałaś chłopakowi w oczy. — Okropnie stresuję się tym meczem. Nie mogę się pozbyć przeczucia, że coś popsuję, albo się ośmieszę...
— [twoje imie], jak możesz! Na treningach szło ci przecież niesamowicie. Nie ma szans, że się pomylisz. Po prostu skup się na grze i potraktuj to jak zwykły trening, jesteś wśród przyjaciół. — Przyglądałaś się chłopakowi gdy ten mówił i mimowolnie się uśmiechnęłaś. Miałaś wrażenie on zawsze może podnieść kogoś na duchu. — Obiecasz mi, że nie będziesz się tym przejmować i zagrasz najlepiej jak potrafisz?
— Och, postaram się, kapitanie — odpowiedziałaś dramatycznie, poczym zaśmialiście się i udaliście w stronę wejścia.
— A co do tego ośmieszenia... — zaczął Endou —... to możemy się umówić, że gdy zrobisz coś głupiego to ja postaram się zbłaźnić jeszcze bardziej.
— Wow, naprawdę? — spojrzałaś zdziwiona na Endou.
— No tak, muszę brać na swoje barki cierpienia każdego z drużyny. To mój obowiązek! – wypiął dumnie pierś, a ty uśmiechnęłaś się z wdzięcznością. Deklaracja chłopaka trochę cię uspokoiła.
Dotrzymałaś obietnicy, którą złożyłaś Mamoru. Dałaś z siebie wszystko, twoje podania były praktycznie idealne, a nawet i z dryblingiem i strzałami nie było gorzej. Wszystko przebiegło cudownie i w ogóle cud miód, oprócz jednej sprawy. Starałaś się tak bardzo, że aż dorobiłaś się kontuzji. W następnym meczu, będziesz najpewniej grzać ławę, jednak przynajmniej wiedziałaś, że niczego nie zepsułaś.
×Axel Blaze / Gouenji Shuyya
Klasa [imie siostry] pojechała na wycieczkę do jakiegoś parku rozrywki. Pozostało ci tylko odprowadzenie jej pod szkołę i do wieczora miałaś święty spokój.
Autokar właśnie zniknął za zakrętem, a ty uśmiechnęłaś się do siebie, na myśl o tym jak bardzo będziesz się obijać w tym wolnym od szkoły dniu. Okazało się jednak, że na miejscu był też Shuyya, więc wracaliiście razem, bo mieszkaliście niedaleko i w dodatku w tym samym kierunku.
— Wejdziesz? — zapytał blondyn, gdy znaleźliście się przy domu Gouenjich. Byłaś lekko zdziwiona tą propozycją, ale zgodziłaś się bo czemu nie.
Następną godzinę spędziliście na rozmowie i graniu na konsoli chłopaka. Gdy Shuyya po raz kolekny odniósł miażdżące zwycięstwo wkurzyłaś się i rzuciłaś pad na drugi koniec kanapy. Postanowiłaś zadzwonić do siostry, by chłopak przestał droczyć się z tobą, gadając o twojej klęsce.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i nic. Dzwoniłaś jeszcze parę razy, za każdym razem coraz bardziej przestraszona. Dalej żadnej odpowiedzi. Twoje serce zabiło szybciej ze stresu. Czasami byłeś zmęczona jej zachowaniem i niańczeniem jej, ale nadal to była twoja siostra i to było jasne, że będziesz zmartwiona.
— Dlaczego, do cholery, nie odbiera?! — powiedziałaś, będac już absolutnie na skraju załamania nerwowego. Chłopak wszedł akurat do pokoju, trzymając jakieś przekąski.
— Może nie mogą ter..
— ZADZWOŃ DO YUUKI. TERAZ.
Okazało się, że siostra blondyna również nie odbierała i nawet on ostatecznie się tym zesresował. Następne dwie godziny spędziliscie na szukaniu w internecie i telewizji informacji o wypadkach oraz nieudolnym dzwonieniu do dziewczynek.
Siedzieliście na kanapie przez telewizorem, wyczekując na najnowsze wiadomości. Na kilka minut przed programem stres i zmartwienie przytłoczyły cię na tyle, że w twoich oczach zebrały się łzy. Gouenji objął cię ramieniem, a ty dopiero wtedy poczułaś, że chłopakowi trzęsą się ręce.
Po chwili w pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu. Z prędkością światła chwyciłaś za komórkę, a gdy zobaczyłaś, że dzwoni twoja siostra, jeszcze szybciej odebrałaś. Ze strachem słuchałaś głosu po drugiej stronie.
— Ty chyba żartujesz, [imie siostry]. Jak, do cholery, mogłaś przez przypadek wyciszyć telefon! — krzyczałaś po chwili, na szczęście wszystko było w porządku.— LEPIEJ JUŻ SIĘ ŻEGNAJ Z SWOIM TELEFONEM — rzuciłaś obrażona na koniec i zakończyłaś połączenie. Spojrzałaś na Shuyyę i zdaliście sobie sprawę, że dalej siedzicie w objęciach. Zawstydzeni odsunęliście się od siebie i siedzieliście w ciszy, aż dopóki chłopak nie zabrał głosu:
— No i na co tak się zamartwiałaś? — powiedział, a ty w odpowiedzi parsknęłaś pod nosem.
×Jude Sharp / Kidou Yuuto
Drużyna właśnie rozpoczęła przerwę w treningu i rozsiadła się na ławkach w szatni popijając wodę. Weszłaś z ręcznikami i zaczęłaś podawać je chłopakom.
Nagle coś przebiegło obok twojej nogi, przestraszona spojrzałaś w tamtym kierunku i zamarłaś. Niedaleko ciebie stał pająk! I to nie taki zwykły, był wielkości twojej dłoni, w dodatku włochaty. Twój instynkt samozachowawczy kazał ci krzyknąć i znaleźć się gdzieś, gdzie ten pomiot szatana nie będzie w stanie się znaleźć. Tym czymś, bardziej kimś, okazał się być, stojący najbliżej, Kidou...
Sakuma i paru innych zawodników wybuchło śmiechem widząc jak panikujesz na plecach Yuuto. Nie odrywałaś wzroku od pająka, którego drużyna jeszcze chyba nie zobaczyła.
—[twoje imie], wszystko w porządku? — powiedział Yuuto, starając się ukryć rozbawienie
—T-tam! — wykrztusiłaś i wskazałaś palcem na miejsce, w którym stał pająk. Parę osób wzdrygnęło się, jednak nikt nie zareagował tak samo jak ty.
—Oj, [twoje imie] to oczywiste, że chcesz się poprzytulać do Yuuto...
— Kto by nie chciał! — wtrącił żartobliwie Genda.
— ... Ale mogłaś wymyślić jakąś lepszą wymówkę — dokończył, wciąż się śmiejąc. Zrobiłaś się czerwona jak piwonia i zsunęłaś się z pleców chłopaka.
— Wcale nie! — Miałaś dodać coś jeszcze, lecz nie było ci to dane bo do szatni wbiegł nauczyciel biologii. W szkole od dawna krążyły legendy i plotki o starszym mężczyźnie, bo w zasadzie powinien on być już dawno na emeryturze i nikt nie wiedział kto pozwolił pracować w tak prestiżowej szkole takiemu nierozważnemu i niepoważnemu człowiekowi. Niewiadomo też było dlaczego dyrekcja jeszcze nie zerwała z nim kontraktu, ale to pewnie na zawsze pozostanie tajemnicą.
— Apolinarynko! Tu jesteś! Przecież wiesz, że nie wolno ci uciekać! — Nauczyciel podbiegł do pająka i zabrał go na ręce. — Przepraszam za kłopot, Apolinaryna to prawawdziwy wulkan energii! Miłego dnia, kochani!
Odszedł głaskając swojego pająka po grzbiecie i śpiewając pod nosem piosenki BTS. Wszyscy patrzyli w jego stronę. Zamrugałaś parę razy zaszokowana i spojrzałaś na Kidou, który cały czas uśmiechał się ironicznie. Śmiech Sakumy wypełnił pomieszczenie.
— Takiego pajączka się przestraszyłaś. Kochanej Apolinarynki!
— To nazywa się arachnofobia, frajerze! — Pacnęłaś go w tył głowy, poczym usłyszałaś jak Yuuto parska śmiechem.
×Nathan Swift / Kazemaru Ichirouta
Za kilkanaście minut rozpoczynał się wyścig i tak jak reszta zawodników byłaś już na miejscu i czekałaś na rozpoczęcie. Nie spodziewałaś się, że tak bardzo przerażą cię zawody. Od kilku lat brałaś udział w takich wydarzeniach, ale tym razem nie mogłaś się pozbyć wrażenia, że wydarzy się coś okropnego. Przed oczami mieałaś jak wywracasz się na środku trasy albo, że przegrywasz i skazujesz swoją szkołę na porażkę i zostajesz pośmiewiskiem.
Siedziałaś skulona przy jakimś murku, przytulając swoje kolana. W pewnym momencie usłyszałaś znajomy głos.
— Cześć [twoje imie], jak nastroje przed wyścigiem? — Pytanie Kazemaru (bo to właśnie do niego okazał się należeć głos) było całkiem sympatyczne i nie było w nim nic dziwnego, ale i tak ścisnął ci się żołądek
— Całkiem nieźle, a u ciebie? — odpowiedziałaś, lekko uśmiechając, poczym splotłaś nerwowo palce.
— U mnie okej, ale czy przypadkiem się nie stresujesz? — Pewnie zauważył twoje dziwne zachowanie, w zasadzie kto by nie zauważył?
— A w życiu! — odpowiedziałaś odruchowo, Po chwili, choć z trudem, uznałaś, że niewarto dalej kłamać skoro chłopak i tak już to zauważył — Znaczy... Może trochę. Ale tylko troszeczkę!
— Będzie dobrze, przecież przygotowywałaś się do tego przez cały tydzień jak nie dłużej — przykucnął obok ciebie i położył ci ręke na ramieniu
— No pewnie masz rację... — powiedziałaś, wciąż trochę przygnębiona
— Na pewno mam rację — poprawił cię z pokrzepiającym uśmiechem, poczym wstał i gdzieś poszedł. Ty zaczęłaś zastanawiać się nad jego słowami. Może i miał rację?
Jak się potem okazało - miał. Twoje starania opłaciły się i wygrałaś. W myślach uznałaś, że gdyby nie słowa otuchy Kazemaru najpewniej nie dałabyś rady. Mimo że na początku trochę cię irytował, to coraz bardziej zaczynałaś go tolerować.
Tym bardziej zaczęłaś się zastanawiać, czy to że wyprzedziłaś chłopaka w ostatnich kilku sekundach było tylko twoją zasługą...
×Caleb Stonewall / Fudou Akio
W waszej szkole lekcje były dziś odwołane, aby każdy uczeń mógł uczestniczyć w przygotowaniach do jakiejś ważnej szkolnej uroczystości.
Dzień powoli się kończył, a budynek z każdą chwilą pustoszał. W końcu została tylko twoja klasa, która została wyznaczona do koordynowania dzisiejszą pracą innych uczniów. Przewodniczący wydawał ostatnie polecenia. Tobie i Fudou trafiło się odniesienie mioteł i szczotek do składzika w piwnicy.
Ruszyliście w tamtym kierunku, wymieniając co jakiś czas szczątkowe zdania. Chłopak nie wydawał ci się zbyt chętny do rozmowy, a ty w dalszym ciągu trochę się go bałaś. Weszliście do składzika, zostawiając drzwi szeroko otwarte, i ułożyliście odpowiednio narzędzia. Na chwilę zamknęłaś oczy, byłaś wykończona całym dniem ciężkiej pracy i cieszyłaś się, że ten już się kończy.
Gdy otworzyłaś oczy, pierwszą rzeczą jaką zobaczyłaś był kark Akio, który znajdował się jakieś kilka centymetrów od twojej twarzy. Chłopak pewnie nie zdawał sobie sprawy, że jest tak blisko ciebie, bo dalej niedbale układał na półkach jakieś szczotki. Nie powstrzymało cię to jednak przed nagłym cofnięciem się do tyłu.
I tym samym wpadnięciem na półkę.
Upadłaś na ziemię, a razem z tobą z głośnym hukiem upadły wiadra i pudełka narzędzi. Fudou odwrócił się zaskoczony, a gdy zorientował się co się stało, spojrzał na ciebie z politowaniem.
— Gratulacje, królowo wdzięku — powiedział z parskając śmiechem i pomógł ci wstać. — Tylko nie myśl, że będę to sprzątał.
— Gdzieżbym śmiała — Otrzepałaś się z kurzu i niechętnie zabrałaś się do układania przedmiotów na swoim miejscu. Sprzątania było sporo, więc Akio, okazując ci wielką łaskę, postanowił ci pomóc.
Po kilku minutach krótkiej, lecz męczącej pracy wszystko było już uporządkowane. Poczułaś ulgę.
Nie mogło być jednak zbyt miło, bo kilka sekund później okazało, że drzwi, które zostawiliście szeroko otwarte teraz były zamknięte na klucz.
Zaczęło ci się robić duszno, od zawsze nienawidziłaś zamkniętych przestrzeni. W twojej głowie przemknęły wizje, w których umieracie z braku tlenu, a szkolny składzik staje się waszym grobowcem. Nie wiedziałaś, jakim cudem, ale ściany wydawały ci się zbliżać do siebie, tak jakby miały cię zaraz zmiażdzyć. Zsunęłaś się plecami po ścianie, poczym skuliłaś się na podłodze, zamykając oczy i masując się po skroniach. Nie chciałaś widzieć.
Fudou zdawał się nie zauważać twojego stanu, bo od dłużej chwili nawalał łokciem w drzwi, próbując je wyważyć. Nie udawało mu się to, więc zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejś opcji. W końcu jego wzrok spoczął na tobie.
— Nie dramatyzuj. Jakoś nas stąd wyciągnę... — Podniosłaś głowę, a gdy Akio zobaczył twoją zapłakaną twarz spiął się. Nie był przyzwyczajony do łez i nie wiedział jak ma zareagować. — Ty... Płaczesz?
— Fudou, proszę... — wyszeptałaś, między próbami złapania oddechu. Chłopak nie chciał tracić czasu na pocieszanie cię (zresztą on nie był w tym jakimś fenomenalny). Zamiast tego, postanowił was jak najszybciej wyciągnąć. Na tyle szybko, żebyś nie oszalała.
I tak już byłaś dla niego zbyt nietypowa.
Szkoła była już praktycznie pusta, więc nie mógł liczyć na to, że ktoś was wypuści. Jedyną opcją było okno, na samej górze ściany, dość wysokiego, składzika. Westchnął przeciągle i przesunął pod okno jedną z półek, tak żeby zrobić z tego prowizoryczną drabinę.
— Dasz radę wejść? — zapytał, gdy skończył lecz nie odpowiedziałaś. Szczerze mówiąc mało wtedy kontaktowałaś.
Akio jęknął zirytowany, ale podszedł do ciebie i podniósł cię na nogi - tak delikatnie jak mógł. Podprowadził cię pod półkę, a ty po chwili zrobiłaś to co ci kazał. Kilka chwil pózniej znalazłaś się na zewnątrz, wciąż ciężko dysząc. Zaraz za tobą z małego okna wyczołgał się Fudou.
— Trafisz sama do domu? — zapytał się po chwili, a ty wciąż zapłakana, jednak dochodziłaś już do siebie.
— Ja... chyba tak — mruknęłaś pod nosem. Byłaś zawstydzona tą sytuacją. Nikt nie wiedział o twojej klaustrofobii, a w życiu nie przyznałabyś się do tego Fudou, który wydawał ci się tępić każdą słabość.
— Na pewno? — Uniósł brwi podejrzliwie.
— Tak, tak — Chłopak poklepał cię z udawaną dumą i odwrócił się na pięcie, by udać się w tylko sobie znanym kierunku. — Fudou... Ja... Bardzo ci dziękuje.
Akio uśmiechnął się szczerze. Pierwszy raz zrobił to w twoim kierunku bez jakiejkolwiek ironii, czy wyższości.
— 4 do 1 w wyświadczaniu przysług. Doceń to, bo w życiu mi się nie wypłacisz. Jeszcze nigdy nie byłem dla nikogo tak hojny.
Uśmiechnęłaś się słabo, wciąż wybitnie zawstydzona. Tym razem to ty odwróciłaś się, by udać się do domu.
Dość wstydu na dziś.
×Shawn Frost / Fubuki Shirou
Natknęłaś się na Shirou na szkolnym korytarzu. Było już po zajęciach, a do domu akurat ci się nie śpieszyło, więc zgodziłaś się pójść z Shirou na jego samotny trening.
Poszliście na szkolne boisko, by chłopak mógł udoskonalać wieczną zamieć. Miło było ci patrzeć na skupionego chłopaka. z
Zauważyłaś nawet, że gdy ten przygotowywał się do strzału, to jego włosy trochę podniesiły się do góry. Jednak zignorowałaś to i pomyślałaś, że to pewnie wina wiatru, który był codziennością na Hokkaido.
Kiedy przy którymś już razie Fubuki przygotowywał się do strzału i biegł w stronę bramki, coś nie wyszło i upadł, jak długi, na murawę. Jak oparzona wstałaś z ławki i pobiegłaś do chłopaka.
Wiatr przestał rozwiewać jego włosy i gdy stanęłaś przy nim były opadnięte jak zwykle. Nie widziałaś jego oczu, bo chłopak wbijał wzrok w swoje kolano, na które też spojrzałaś. Gdy zobaczyłaś spore zdarcie trochę się spiałęłaś. Od dziecka śmiertelnie bałaś się krwi. Momentalnie zbladłaś.
— Shirou! Ty... Ty krwawisz — Niemal bezgłośne dźwięki wydobyły się z twoich ust.
— To nic takiego, [twoje imie]. Nie martw się — powiedział spokojnie i uśmiechnął się uroczo. Spróbował wstać, co, mimo że trochę nieporadnie, ale udało mu się. Podszedł do ławki i ze swojego plecaka wyciągnął małą apteczkę. Widocznie to nie była pierwsza taka sytuacja, a chłopak był zawsze przygotowany. Ostrożnie podeszłaś do ławki, tak jakby każdy twój ruch miał zaważyć na życiu Shirou. Obserwowałaś jak rana jest opatrywana.
Gdy woda utleniona, którą chłopak polał kolano połączyła się z krwią i spłynęła stróżką przez całą nogę, zebrało ci się na wymioty. Przyłożyłaś dłoń do ust i zamknęłaś oczy.
— [twoje imie], wszystko dobrze? — usłyszałaś, w pewnym momencie głos Shirou. Otworzyłaś oczy i spojrzałaś w jego stronę, miał już cały opatrunek na kolanie więc poczułaś się trochę lepiej.
— P-poprostu.. — Nie chciałaś wyjść na jakiegoś tchórza, co boi się całkowicie naturalnej rzeczy, jaką jest krew. Gdzieś z tyłu głowy wmawiałaś sobie, że zostaniesz wyśmianal, mimo że wiedziałaś, że Shirou by tak nie postąpił. Zdawałaś sobie sprawę, że nie potrafisz kłamać, bo zawsze przy tym plątał ci się język i wychodziły nieskładne zdania. Jednak pomyślałaś, że zawsze warto spróbować — Nic, znaczy tak, chwila, nie, co?
A jednak wyszło jak zwykle.
— Co? — zapytał Shirou.
— Panicznie boję się krwi, okej? — powiedziałaś po chwili lekko zażenowana, chowając twarz w jednej ręce.
— To przecież nic złego. Każdy się czegoś boi — odrzekł i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłaś uśmiech, choć wciąż trochę zażenowana. Pomyślałaś, że Shirou jest chyba najbardziej wyrozumiałą osobą jaką znasz.
Ciekawe czego boi się Fubuki?
×Harley Kane / Tsunami Jousuke
UWAGA : spoilery do film ,,szczęki”
Był to wasz ostatni dzień na Okinawie. Pokonaliście Epsilon, a ku waszemu wielkiemu zaskoczeniu, pojawiła się kolejna drużyna - Diamond Dust.
Chcieliście wykorzystać ostatnie chwile na wyspie i rozluźnić atmosferę w drużynie. Ostatecznie uznaliście, że obejrzycie film. Ty i Touko chciałyście jakiś film akcji, jednak reszta (z wyjątkiem Gouenji'ego, który nie miał zdania) widocznie chciała poczuć dreszczyk emocji i obejrzeć thriller.
Na strychu znaleźliście stare pudło z kasetami i po dość burzliwej dyskusji wybraliście "Szczęki". Odpaliliście film i westchnęłaś niezadowolona. Nigdy nie lubiłaś niepotrzebnie sie bać, a nie chciałaś wyjść na tchórza. Zerknęłaś na Touko, która też nie chciała oglądać tego typu filmu. Dziewczyna siedziała na telefonie, a twoja komórka akurat się rozładowała, więc jedyne co ci pozostało to oglądanie.
Nie minęło kilka minut, a już balansowałaś na skraju załamania nerwowego. Cały czas miałaś przed oczami widok zmasakrowanego ciała nastolatki z początku filmu. Z każdą kolejną sceną miałaś ochotę schować się pod kocem i krzyknąć, że już nie oglądasz. Mimo to zacisnęłaś zęby i oglądałaś dalej.
Gdy na ekranie ujrzałaś niedojedzoną głowę rybaka, przytuliłaś do siebie kolana, jednocześnie chowając w nich twarz. Tylko po to by choć przez chwilę nie patrzeć na te dantejskie sceny.
Twoje zachowanie zauważył Tsunami, który siedział najbliżej ciebie. Wspomniał już, że oglądał "Szczęki" kilkanaście razy i znał każdą kwestie na pamięć, więc nie zwracał większej uwagi na film. Widząc twój strach postanowił zrobić najgorszą rzecz jaką można zrobić przy oglądaniu filmu czy serialu. Zaspoilerować. Nachylił się ku tobie i szepnął ci do ucha:
— Ten łowca zginie, kiedy niby złapie rekina, a policjant zabije rekina wrzucając do jego paczy butlę z gazem. Strzeli do tej butli z pistoletu, przez co butla wybuchnie i rozerwie rekina na strzępy. — Powiedział to tak cicho abyś tylko ty to usłyszała, a ciepły oddech przy twoim uchu sprawił, że przeszły cię dreszcze.
Pierwszy raz w życiu byłaś wdzięczna za spoiler. Mogłaś mentalnie przygotować się na to co pojawi się na ekranie.
W dodatku Jousuke został jak najbliżej ciebie i zakrywał ci oczy dłońmi, gdy działo się coś strasznego. W jakimś stopniu poprawiło twoje samopoczucie, a jeszcze bardziej rozbawiały cię krytyczne komentarze chłopaka. Gdy film się skończył okazało się, że wszyscy zasnęli i tylko ty i Tsunami trzymacie się jeszcze na nogach. Spojrzałaś w stronę różowowłosego i uśmiechnęłaś się lekko.
— Dziękuje, Jousuke
×Byron Love / Afuro Terumi
Do waszego miasta przyjechał park rozrywki, więc ty i Afuro postanowiliście nie marnować okazji i niezwłocznie się tam udać.
Chodziliście z atrakcji na atrakcje, w między czasie raz czy dwa, robiąc przerwę na odpoczynek i zjedzenie czegoś dobrego.
Byłaś z Terumim na samochodzikach, później oglądaliście występ magika i połykacza ognia. Zatrzymaliście się na precle, byliście przy stoiskach z maskotkami, a w końcu wpakowaliście się na karuzele dla pięcioletnich dzieci, ty usiadłaś na koniku morskim a Aphrodi zajął jednorożca, jednak długo tam nie zabawiliście bo zdegustowany operator maszyny was wywalił, po czym sztucznie uprzejmym głosem zasugerował, żebyście przestali robić z siebie debili i uczęszczali na atrakcje przeznaczone do waszej grupy wiekowej.
Kupiliście watę cukrową i usiedliście na ławeczce śmiejąc się w najlepsze. Gdy w miarę się uspokoiliście, rozwinęłaś mapę i zaczęliście analizować na czym was jeszcze nie było. Okazało się, że została wam wisienka na torcie, a dokładniej był to roller coaster - podobno najwyższy w kraju.
— Na roller coaster! — zawołaliście równocześnie.
Pełni entuzjazmu poszliście na miejsce, w którym znajdowała się owa kolejka. Nie zraziła was nawet jej miażdząca wysokość, a to już był pożądny wyczyn z waszej strony.
Minęło jakieś dwadzieścia minut stania w kolejce, aż w końcu nadeszła wasza kolej. Usiedliście na foletach, a operatorzy zapięli wszystkie zabezpieczenia. Nagle zaczęły ci się przypominać wszystkie filmiki jakie obejrzałaś o wypadkach na rollercosterach, z których nikt nie wyszedł żywy. Albo ewentualnie bez jakiejś części ciała. Przez głowę przeleciała ci myśl, że to może o was będzie następny taki materiał.
Zaczełaś nerwowo rozglądać się na wszystkie strony, aż twój wzrok spoczął na Afuro, który chyba poczuł twoje spojrzenie i też na ciebie spojrzał. Widocznie zauważył twoje zaniepokojenie, bo lekko uśmiechnął się do ciebie i pokrzepiająco złapał cię za rękę. Odwzajemniłaś uśmiech, choć nadal trochę niepewnie.
— Proszę przygotować się do odjazdu. Życzymy miłej zabawy i niezapomianych wspomień — dało się usłyszeć z głośników. Maszyna powoli ruszyła, a ty zacisnęłaś powieki i trochę mocniej ścisnęłaś rękę Afuro.
Czułaś, że powoli jechaliście w górę, aż nagle zaczęliście w bardzo szybkim tempie zjeżdżać na dół. Mimowolnie otworzyłaś oczy. Rzecz jasna nie obyło się bez krzyków, a wata i precle też dały o sobie znać. Przejażdzka jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła, mimo że dla ciebie trwała ona wieczność. Wysiedliście, choć ty trochę na chwiejnych nogach, zaraz potem poszliście w stronę bramy wyjściowej.
— I jak się bawiłaś [twoje imie]? — zapytał Aphrodi, z ironicznym uśmiechem.
— Do zapamiętania, nigdy więcej kolejek górskich po wacie cukrowej i preclach — odpowiedziałaś, opierając się o framugę wyjścia, aby nie upaść na chodnik.
×Xawier Foster / Kiyama Hiroto
Szłaś z Hiroto przez miasto. Gadaliście o wszystkim i o niczym. Nagle poruszyłaś najnowszą wiadomość, która była na ustach wszystkich w całym kraju. A były nią ataki kosmitów na szkoły.
— A słyszałeś o tym całym pojawieniu się kosmitów? — zapytałaś, a przez chwilę odpowiadała ci cisza. Już miałaś powtórzyć pytanie, lecz usłyszałaś głos chłopaka.
— Kto by nie słyszał... — Miałaś pociągnąć dalej temat, ale coś ci przerwało. Przechodziliście akurat obok twojej szkoły, a dokładniej Gimnazjum Umbrella, a z daleka ujrzałaś właśnie kosmitów, którzy widocznie postanowili zaatakowac twoją szkołę. Przestraszona podbiegłaś do boiska by się bardziej przyjrzeć, a Hiroto udał sie za tobą.
— Z-zdecydowaliśmy. O-oddajemy mecz w-walkowerem, n-nie chcemy z wami g-grać — powiedział przerażony Lou, kapitan szkolnej drużyny
—Jesteście strachajłami, a dla takich nie ma tutaj miejsca — parsknął zielonowłosy kosmita, najwyraźniej kapitan drużyny. Wziął czarną piłkę — Za wasze tchórzostwo czeka was kara!
—Co, idioci?! Tylko spróbujcie, a zaraz wam skopie tyłki, tak że was rodzona matka nie pozna! Chwila, kosmici mają matki? — zwróciłaś się do Hiroto, który z niesmakiem patrzył na całą tę scenę — Zresztą nie ważne. Do boju frajerzy! Pokażcie tym podłym świ..
Niestety, ktoś ci przerwał, twój jakże piękny, monolog.
— My z wami zagramy. — Usłyszałaś pewnie brzmiący głos kapitana najlepszej drużyny w kraju, który pojawił się właściwie znikąd. Z tego co pamiętałaś chłopak nazywał się Endou Mamoru
— W takim razie zaczynajmy — powiedział, z lekceważącym uśmiechem zielonowłosy kosmita.
Cały mecz to była istna rzeź. Raimon został praktycznie wbity w murawę. W środku meczu łzy zaczęły same ci lecieć z oczu, a Hiroto to zauważył przytulił cię, tak byś nie widziała tej masakry (a także zdenerwowania widocznego na jego twarzy). Twoja szkoła została starta w drobny mak. Kiedy mecz się skończył, a kosmici rozpłynęli w powietrzu, wyswobodziłaś się z objęć Kiyamy i, wciąż pod wpływem ogromnych emocji, pobiegłaś do leżącego na ziemi, ledwo żywego Endou.
— Żyjesz? — powiedziałaś i wyciągnęłaś rękę w jego stronę, by pomóc mu wstać. Ten przyjął pomoc, lecz jednocześnie spojrzał na ciebie zdziwiony.
— Tak, jest okej, tylko...
— Kim jesteś i co tu robisz? — Dokończył za niego niebieskowłosy chłopak.
— [twoje imie], ja jestem, znaczy byłam, uczennicą Gimnazjum Umbrella. Chce wam pomóc pokonać kosmitów — Powiedziałaś poważnie jak nigdy dotąd. — Nie pozwolę im tak skakać z miejsca na miejsce i niczyć kolejnych szkół! Co prawda, niezbyt umiem grać ale mogę robić cokolwiek. Naprawdę jestem w stanie zrobić wszystko, byleby pomścić moją szkołę. Kiyama, też chcesz dołączyć?
Odwróciłaś się do kolegi, który się nie odezwał. Wydawał ci się on trochę przybity po tym jak oświadczyłaś, że chcesz dołączyć do drużyny. Nie zwróciłaś na to jednak większej uwagi.
— J-jasne każda pomoc się przyda — odparł, ledwo żywy, Endou. — Pierwsze zadanie: biegnij po apteczkę... Proszę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top