Chapter 58 part 2
Nie jest do końca sprawdzony, ale w końcu jest. Proszę o komentarze i votes, bo tak dawno ich tu nie było.
Przepraszam za tą długą nieobecność.
Budzę się.
Mimo tego, dalej trzymam zamknięte oczy, po czym wzdycham cicho, czując promienie słońca na mojej twarzy. Następnie robię to, co praktycznie każdego ranka, czyli wystawiam rękę w bok, chcąc objąć moją dziewczynę ramieniem i pocałować ją w czubek głowy.
Lecz lecz nie ma jej obok mnie.
I właśnie w tym momencie przypominam sobie wszystkie nasze kłótnie, które przyprawiają mnie o ból głowy. Już mam zamiar otworzyć oczy i znów zacząć myśleć jak mogę to wszystko odkręcić, ale coś wydaje mi się dziwne.
Bo kiedy się przeciągam, moje ręce nie mieszczą się na materacu, a cholera, przecież moje łóżko nie jest takie małe. Spałem na kanapie.
Jestem przecież u Rosalie.
Otwieram oczy i powoli wstaję. Praktycznie od razu kieruję się do kuchni, przecierając twarz dłońmi i ziewając. Jestem w samych bokserkach i naprawdę przez chwilę nie mam pojęcia jak się tu znalazłem, dopóki nie zauważam moich wypranych rzeczy na suszarce, na balkonie, który wychodzi od dużego pokoju.
Zostałem tu na noc.
Wchodzę po cichu do kuchni i od razu wciągam piękny zapach. Wzdycham cicho i zamykam na chwilę oczy, a kiedy znów je otwieram widzę dziewczynę, która jest odwrócona do mnie tyłem i przygotowuje śniadanie.
Opieram się o ścianę i zaczynam na nią patrzeć.
Chodzi od szafki do szafki, wyciągając z niej pojedyńcze produkty i wszystko robi cicho, pewnie nie chcąc mnie obudzić, ponieważ nadal jest przekonana że śpię. Od czasu do czasu słyszę tylko jak ledwo słyszalnie nuci jakaś wolną melodię.
Jej włosy związane są w kok, z którego wychodzą pojedyńcze kosmyki, a potem zauważam coś, co zawsze sprawiało że czułem się o niebo lepiej. Szczęście, ciepło na sercu, albo czasami nawet podniecenie. To ostatnie staram się jakoś ukryć.
Black jest ubrana w moją szarą koszulkę, która jest na nią za duża i kiedy podnosi dłonie do szafki po kolejny produkt, widzę też moje czarne bokserki, które ledwo co trzymają jej się na biodrach. I chyba nawet skróciła ich boki wsówkami.
Szybko, by mnie nie zauważyła idę do łazienki i od razu szukam szczoteczki do zębów, której zawsze używałem kiedy tu byłem. Kiedy zaczynam jej szukać, w oczy rzucają mi się jej kosmetyki, których po prostu nienawidzę, ponieważ osobiście wolę kiedy dziewczyna nie ma makijażu. Wyglada wtedy bardziej naturalnie, szczęśliwie i strasznie uroczo. Bez makijażu nie jest dla mnie jeszcze do końca dorosłą kobietą. Jest jeszcze nastolatką, która po prostu musiała dorosnąć za szybko i chyba też stało się to z mojego powodu.
Bo jakby popatrzeć na to wszystko, to Rosalie ma dopiero osiemnaście lat. Niby bliżej dziewiętnastu, no ale jednak. Ja już prawie dwadzieścia, więc to oczywiste, że jestem bardziej dojrzały.
A wracając do niej, ma osiemnaście lat. A opiła się już nie jeden raz, zaciągam ją na imprezy, a to, co najbardziej we mnie uderza, jest jednocześnie tym, co sprawia mi cholerną przyjemność.
Ma osiemnaście lat, a ja już dotykałem ją w ten sposób. Ma dopiero osiemnaście lat, a ja niejednokrotnie uprawiałem z nią seks, ponieważ wykorzystałem to, że mi ufa. Większość dziewczyn w jej wieku nawet jeszcze nie mają chłopaka, a ona już nie jest dziewicą. Za każdym razem kiedy ją dotykam, za każdym razem kiedy ją całuję i kiedy chcę od niej czegoś więcej, zapomniam że ona ma dopiero osiemnaście lat. Chociaż gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, to mentalnie dałbym jej dwadzieścia cztery.
Tylko czy ja jej przypadkiem nie psuję? Czy to nie dzieje się dla niej za szybko? Czy ta cała moja miłość do niej, nie jest dla niej przygnębiająca? Bo ja jestem starszy, więcej przeszedłem niż ona, dlatego wiem, że w całym swoim życiu nie byłbym w stanie pokochać kogoś mocniej niż moją małą brunetkę. A ona? Jak jej się to odwidzi? Dopiero zaczęła być pełnoletnia.
Myślę nad tym wszystkim podczas mycia zębów, a potem wychodzę z łazienki i kieruję się do kuchni, dalej w samych bokserkach.
A ona teraz stoi tyłem do mnie i widzę, że dalej coś szykuje, używając do tego bitej śmietany.
I wtedy zdaję sobię sprawę z jednego. To wszystko dzieje się dla niej za szybko.
Na pewno za niedługo porozmawiam z nią ten temat, ale jak na razie muszę wszystko naprawić.
Dlatego niepewnie i cicho podchodzę do niej, i oplatam dłońmi jej talię od tyłu i przysuwam ją do siebie, przytulając. Moja głowa jest w zagłębieniu jej szyi i muskam jej skórę delikatnie moim nosem. Proszę, nie odpychaj mnie. Proszę.
I kiedy ona rozluźnia się pod wpływem mojego dotyku, wiem że jest dobrze. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
- Cześć słoneczko - mówię cicho, a ona wzdycha, ale w końcu uśmiecha się lekko.
- Dzień dobry, Lukey - odpowiada i delikatnie gładzi moją rękę, która ją obejmuje. Robi to niepewnie, ale czule i ciepło. Wszystko idzie dobrze.
Wystarczy potem przeprosić i wytłumaczyć. Na razie trzymam się planu, który polega na tym, by zobaczyła że jestem już dobry.
Jestem i będę dobry.
- Co tak cudownie pachnie? - pytam wdychając zapach i już wiem co to. Mam ochotę skakać ze szczęścia.
- Zrobiłam gofry i kawę. Może być? - pyta niepewnie, a ja powoli, z lekkim wachaniem całuję ją w szyję.
- Jasne. Dawno nie jadłem gofrów, a chyba to je lubię najbardziej. Rozumiesz, chłopaki nie za bardzo umieją gotować cokolwiek, a tym bardziej gofry. Ja też nie umiem. Jadłem je ponad rok temu - mówię jej, a ona współczująco przytakuje głową. Wie, jaka była sytuacja jeszcze rok temu, kiedy jeszcze sie nie znaliśmy.
- To siadaj do stołu, jest ich dość sporo - niechętnie puszczam ją z moich objęć. Nadal czuje się skrępowana, wiem to. Widzę to.
- Pomóc ci?
- Weźmiesz kawę? - na to uśmiecham się i przytakuję głową, biorąc dwa kubki. Kocham zapach kawy. Kocham niedzielne poranki, szczególnie kiedy wyglądają tak jak dzisiaj.
Mógłbym spędzać je tak codziennie do końca życia. Kawa, spokój, gofry i moja dziewczyna bez makijażu, ubrana w moją koszulkę i ze związanym koczkiem krzątająca się po kuchni. Chciałbym się do tego przyzwyczaić.
Bo nie ma lepszej rzeczy, kiedy siadasz przy stole i zaczynasz jeść, co chwila pijąc kawę i patrząc na miłość swojego życia, która co chwila unosi kubek do swoich ust i moczy je w napoju, pijąc małymi łyczkami. Jezu, tak bardzo kocham niedzielne poranki.
Zauważam, że dziewczyna nie je, ale teraz nie mam zamiaru zaczynać tego tematu. Oczywiście, jak to ja jeżeli chodzi o nią - martwię się. Ale nie chcę tego psuć, nie teraz kiedy wszystko jest na dobrej drodze. A niestety wiem, że temat jedzenia i prawidłowej diety jest u niej czułym punktem.
I kiedy przez całe śniadanie cicho i spokojnie rozmawiamy, posyłając sobie uśmiechy i rozbawiając siebie nawzajem, to wiem, że wszystko się ułoży. Będę musiał na to pracować, by znów czuła się przy mnie zupełnie bezpiecznie, ale dam radę. Ona mnie nie skreśliła, tak jak wcześniej myślałem.
Kończymy śniadanie, a ja pomagam jej zmywać talerze i kubki. Zostawiłem jej parę gofrów na osobnym talerzyku, a kiedy ona to widzi, wzdycha. Wstawia je do lodówki, a ja mam nadzieję że później jednak je zje.
Podaję jej talerze, a ona je myje, po czym podaje mi, a ja zaczynam wycierać, śpiewając jedną z moich piosenek.
- I like the summer rain...* - zaczynam i wycieram, a dziewczyna uśmiecha się lekko.
Odkładam wytarty talerz do innych naczyń i sięgam po kubek.
- I like the sounds you make... - śpiewam kolejny wers i całuję ją szybko w policzek, a ona chichocze.
- We put the world away... - odkładam kubek i wycieram kolejny, i resztę które dziewczyna umyła. Kiedy kończę, wycieram dłonie.
- We get so disconnected - kończę i patrzę się na dziewczynę, która uśmiecha się czule.
- Co to za piosenka? - pyta.
- Podoba ci się? - odpowiadam pytaniem i przygryzam nerwowo wargę. Bardzo mi ma tym zależy, w końcu napisałem to dla niej.
To i jeszcze masę innych piosenek. Od kiedy jestem z nią, mam strasznie duży przypływ weny.
- Jest śliczna. - mówi, a ja uśmiecham się pod nosem.
- Pamiętasz jak kiedyś chłopaki powiedzieli ci, że czasami lubimy pograć sobie w garażu i pobawić się w zespół?
- Tak. Jesteś na gitarze prowadzącej. Najbardziej lubisz te elektryczne - wow, nie wiedziałem, że ona to wie. Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- I kiedy mamy niby ten zespół to musimy coś grać, tak? - podnoszę brwi do góry, a ona zasłania sobie usta ręką. Lubię się przed nią popisywać.
- O mój Boże to wasza piosenka? I ty ją napisałeś? - pyta podekscytowana, a ja jestem z siebie dumny.
- Tak, ja. Chłopaki jeszcze jej nie słyszeli.
- Kiedy ją napisałeś?
- Dwa tygodnie temu. Byłaś wtedy w pracy. Zajęło mi to dwie godzinki. - ona podnosi brwi do góry z wrażenia i kręci głową niedowierzając.
Pewnie nie spodziewała się tego, bym miał jakikolwiek talent pisarski.
- I ten rytm... Słowa... To wszytko ty?
- Tak. Jest aż tak źle?
- Nie. Właśnie jest... Cudownie. Ta piosenka jest piękna. A przynajmniej ten kawałek. Myślę, że cała jest równie genialna. - odpowiada, a ja odzyskałem chęci do wszystkiego. Podoba jej się, a to już strasznie dużo, kiedy każda jedna piosenka jest o niej.
- To dobrze. Strasznie mi na tym zależało.
- Dlaczego?
- Bo pisałem ją z myślą o tobie. - odpowiadam jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą. Ona otwiera oczy szerzej.
- Piszesz o mnie piosenki? - pyta, niedowierzając już kolejny raz tego dnia. Faktycznie, nigdy jej o tym nie wspominałem.
- Przeważnie. Jesteś moją inspiracją.
Na to posyła mi tylko swój delikatny uśmiech i zakłada kosmyk włosów za ucho, a ja widzę lekkie rumieńce na jej policzkach. Dawno nie widziałem by się rumieniła, więc czuję chorą satysfakcję kiedy widzę jak bardzo się speszyła.
Potem nic nie mówi, tylko po cichu idzie do łazienki, a ja śmieję się cicho, bo wiem jak bardzo jest teraz zaciekawiona. Najprawdopodobniej chciałaby przeczytać i usłyszeć je wszystkie, ale wie że to niemożliwe. Bo ja nie daję się tak łatwo przekonać.
***
- No to... Znaczy... Jak coś by się działo, em nawet jeśli nie, a potrzebowałabyś mojej pomocy albo nie wiem... Mnie? To dzwoń. Pisz. A ja zjawię się w ciągu pięciu minut - plączę się w słowach i zakładam czarną bluzę, która już została uprana i wyschła z wczoraj. Poprawiam kapur i patrzę się na szatynkę, a ona stoi naprzeciwko mnie i trzyma się za łokcie.
- Tak, jasne. - mówi cicho i przytakuje głową, a ja wiem że dalej jest między nami ta pieprzona bariera uczuciowa.
- Dzwoń. Ja mam czas i nawet jeżeli bym nie miał, a tobie by się coś działo, cokolwiek to...
- Wiem. Dziękuję - przerywa mi, jednocześnie mnie uspokajając, a moje ręce teraz tak strasznie drżą. Nie chce od niej odchodzić. Nie teraz. Nie po to tu przyszedłem, by odejść bez niczego.
- No to do zobaczenia... - mówię szybko, od razu policzkując się w myślach. Rosalie już chwyta za drzwi i kiedy wychodzę, zaczyna zamykać je powoli.
Nie, kurwa, nie. Przecież nie mogę jej tak zostawić.
- Do zob- zaczyna, ale ja zatrzymuję drzwi ręką i znów wchodzę do jej domu. Muszę to wszystko wyjaśnić.
Widzę, że pod wpływem moich gwałtownych ruchów dziewczyna przestraszyła się. To nie tak, kurwa to nie tak.
- Nie boj się mnie. Nie zrobię ci już krzywdy - mówię i wzdycham, a potem chwytam za jej dłonie. Patrzę jej w oczy i oddycham głęboko, zbierając się na najszczersze przeprosiny na całym świecie. Mam nadzieję, że wszystko będzie tak jak dawniej.
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam za to, że byłem takim potworem. Nie wiem co mnie napadło, miałem po prostu okropne dni, a do tego potem nie chciałem by mój atak wyszedł na wierzch, starałem się - mówię i patrzę na nią, a ona przytakuje powoli głową na znak, że słucha. Moje ręce dalej drżą, a dziewczyna to czuje, bo chwyta je odrobinę mocniej, po czym zaczyna gładzić je kciukami.
- Widzę jak od czasu do czasu patrzysz na mnie ze strachem w oczach, kiedy tylko zrobię coś czego nie przewidzisz i widzę też to, że czujesz się czasami skrępowana, i niepewna. Nie chcę by tak było, przysięgam że już jestem dobry. Już po wszystkim, nie mam zamiaru odwalić takiej rzeczy jeszcze raz - mówię i patrzę w jej oczy, a ona przygryza delikatnie wargę. Wiem, że teraz myśli.
- Ja po prostu chcę, by wszystko wróciło do normy. Byśmy byli dla siebie czuli, a wiem że to będzie trudne, bo zjebałem po całości - mówię, a ona dalej się na mnie patrzy, po czym puszcza jedną moją rękę i poprawia mi nią grzywę, która zaczęła powoli wchodzić mi na oko.
Może jest już lepiej?
- Jest z nami aż tak źle jak myślę? - pytam, a ona kręci głową.
- Jest troszkę chujowo, ale wciąż stabilnie - mówi cicho, a ja parskam śmiechem. Dobrze to ujęła.
Ale ja dalej jestem niepewny.
- Czyli już wszystko okej? Wybaczasz mi? - pytam kolejny raz, a ona przytakuje głową, uśmiechając się.
Nie sądziłem, że tak szybko mi wybaczy. Myślałem, że dalej będzie płakała, ponieważ to, co zrobiłem i to jak się zachowywałem było po prostu okropne. Nie zasłużyła na takie traktowanie a teraz jeszcze mi wybacza. Mam szczęście, że mam taką dziewczynę, a tak bardzo bałem się, że ją stracę.
- Nie potrafię się na ciebie dłużej złościć Luke. Ja nawet chyba nie byłam zła tylko... - zaczyna, ale wiem o co jej chodzi.
- Przerażona?
- Tak, chyba tak...- mówi i wchodzimy głębiej do mieszkania.
Nienawidzę sprawiać, że Rosalie się boi. To najgorsze co może być. A jeśli kiedyś znowu mi odbije i broń Boże zacznę ją straszyć, to już nie będę prosił ją o wybaczenie.
- Jestem najgorszym chłopakiem na świecie. - na to ona marszy brwi, kręcąc głową.
- Wcale nie. Tylko czasami. A ja jestem najgorszą dziewczyną na świecie.
- Wcale nie. Tylko czasami - przedrzeźniam ją, a ona śmieje się i siada na kanapie.
To jest ten moment.
Siadam naprzeciwko niej i chwytam kolejny raz jej dłonie, po czym je całuję. Proszę, zgódź się.
- Jeszcze jedna sprawa... - mówię, a ona chyba już wie o co mi chodzi i wzdycha cicho. Potem posyła mi błagalne spojrzenie, ale ja nie dam za wygraną. - Chcę byś wróciła do domu. Do naszego domu. - mówię, a ona kręci głową. Wiedziałem, że nie będzie chciała. Za dużo się stało.
- To nie jest nasz dom Luke, tylko twój - odpowiada, a ja posyłam jej spojrzenie pełne bólu.
- Bez ciebie to nie to samo. Nie potrafię zasnąć, nie mam siły jeść, ani wychodzić z domu, kiedy cię tam nie ma. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności w moim domu. Naszym domu, Rosalie. - mówię, a ona bierze ode mnie swoje ręce.
- Przestań, Luke. Nie mogę, rozumiesz? To się dzieje tak szybko, dopiero co zaczeliśmy się do siebie odzywać, a ty znów chcesz bym wróciła do twojego domu - mówi, a ja przygryzam wargę. Nie wytrzymuję bez niej. - Dlatego nie chciałam wcześniej zgodzić się na to krótkie mieszkanie u ciebie. Za szybko się przyzwyczajasz, wiesz? - kontynuuje, a ja zwieszam głowę i drapię się po karku. Za szybko się przyzwyczajam, to kolejna moja wada.
- I jeszcze jedno. Musisz zapamiętać, że to twój dom. Nie nasz. Mój jest tutaj i nie chcę go już opuszczać. Musisz się odzwyczaić, przepraszam - po tym zaciskam zęby, ale przytakuję z trudem głową.
Przecież ja kurwa nie dam rady. Muszę mieć ją przy sobie, bo zwariuję.
Mimo tego uśmiecham się słabo, bo wiem że na to zasłużyłem i odpowiadam jej, próbując pozbierać się do kupy.
- Okej. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by się odzwyczaić - na to ona powoli i niepewnie przytula się do mnie, oplatając mnie ramionami, a ja oddaję uścisk i zamykam oczy, ciesząc się naszą bliskością.
Muszę zwolnić z tym wszystkim. Ona nie chce by to wszystko działo się tak szybko i muszę to uszanować.
***
- Luke, bo ja mam coś dla ciebie... - zaczyna dziewczyna, a ja marszczę brwi i siadam na łóżku w jej pokoju, do którego przed chwilą mnie przyprowadziła. - To jest taki jakby prezent gwiazdkowy, ale nie miałam kiedy ci go dać - mówi, a ja podnoszę brwi do góry.
Krzywię się lekko, ponieważ naprawdę nie chcę by wydawała na mnie pieniądze. Ja mogę, bo uwielbiam obdarowywać ją różnymi rzeczami, ale wolałbym żeby ona jednak zatrzymała swoje pieniądze przy sobie.
- Nie musiałaś - mówię i posyłam jej proszące spojrzenie, a ona kręci głową i odsuwa się ode mnie, zapewne po to, by być bliżej prezentu, który ma mi podarować.
- Nawet tak nie mów. Ty ciągle robisz mi prezenty, to chociaż teraz pozwól mi się jakoś odwdzięczyć - na to przewracam oczami, ale przytakuję głową. I tak już za późno.
- Tadam! - dziewczyna mówi i wyciąga spod łóżka...
Gitarę elektryczną. Kurwa mać, to gitara elektryczna.
Wstaję na nogi i przyglądam się jej z szeroko otwartymi oczami i ustami. Wow.
To nie byle jaka gitara elektryczna. Ma piękny niebieski kolor, a wszystko wygląda po prostu jak z bajki. Do tego na pewno brzmi idealnie, ponieważ po paru chwilach zorientowuję się, że to do cholery jasnej jest Gibson.
- O Boże. Nie... To nie jest to, co ja myślę że jest! - prawie, że krzyczę, a ona chwyta gitarę mocniej i podaje mi. Odbieram ją powoli od Rose, bo wiem, że jest dla niej strasznie ciężka i przejeżdżam po tym dziele sztuki opuszkami palców.
- Tak, to to. Podoba ci się? Wybrałam niebieski kolor, ponieważ wtedy pasuje ci do oczu - mówi dziewczyna a ja dalej patrzę na gitarę moich marzeń.
- Ja pierdolę! Wow! - patrzę jeszcze parę chwil i nie mogę uwierzyć, że to cacko jest moje.
- Cholera jasna jakim cudem?! Szukałem tego modelu tak długo! - mówię, przenosząc wzrok na Rosalie, która uśmiecha się do mnie tym pięknym uśmiechem, od czasu do czasu śmiejąc się z mojego podekscytowania.
Ale cóż mogę zrobić, marzyłem o tej gitarze.
Przejeżdżam delikatnie palcami po strunach, z których wydaje się naprawdę piękny dzwięk. Od razu była nastrojona. A ja ledwo co powstrzymuję się od grania na niej teraz, bo tak bardzo tego chcę, że wątpię, że byłbym w stanie przestać.
- Niesamowite. Dziękuję. Naprawdę, wow, dziękuję kochanie - mówię do dziewczyny i odkładam gitarę, po czym niewiele myśląc, przyciągam ją do siebie i cmokam jej wargi delikatnie.
Ona nie odpycha mnie, tylko oddaje króciutki pocałunek, a ja uśmiecham się bardziej. Mimo tego, że teraz jej policzki są czerwone, to wiem, że wszystko wraca do normy.
- Zagrasz mi coś? - pyta po chwili dziewczyna i siada naprzeciwko mnie na łóżku, a ja przejeżdżam palcami po moim kilkudniowym zaroście.
- Ale, że teraz?
- A kiedy? No dalej, co tylko chcesz.
- A mogę coś swojego?
- Tak! - prawie, że krzyczy. Widzę, że przez chwilę jest strasznie podekscytowana, ale za pare sekund zorientowuje sie, że mogło wyglądać to podejrzanie, więc szybko się poprawia - Mam na myśli, tak. Jeżeli chcesz - na to kręcę ze śmiechem głową i przytakuję głową. Jasne, że chcę.
Rose POV
Chłopak przez chwilę robi coś przy gitarze, a już po chwili patrzę na niego i nie mogę odrewać oczu, ponieważ zaczyna piosenkę, która z pewnością została napisana całkiem niedawno.
,,Stracony, gram tę samą scenę gdzie gonie twoje chore małe serce
dopóki nie jestem znużony i nie leżę na podłodze.
Odurzony, Jestem owinięty w twoich ramionach kiedy ty czekasz by mnie zniszczyć
Czy ostatni pocałunek pozostawiłby mnie pragnącego więcej?
Ty, ty jestem dylematem
Ze wszystkimi spieprzonymi pragnieniami
Jestem pod twoim urokiem
To mnie ratuje, załamuje dopóki z powrotem nie jestem w tobie zakochany
Jesteś dylematem
Jesteś dylematem
Niespokojny, nie śpię z tą całą przestrzenią
Z myślą o naszych splecionych dłoniach, to mnie przejmuje
Niebezpieczny, stoję przy twoich drzwiach i jestem bezradny
Zakręcony w tym szaleństwie, powtarzająca historia
Obiecaj mi, nigdy nie pozwolisz mi odejść''**
Przez cały czas patrzył na mnie, a jego piękny głos odbijał się od ścian pokoju. Gitara idealnie współgrała z nim i naprawdę nie chciałam, by tak szybko to skończył.
Lecz już po wszystkim, a chłopak patrzy na mnie wyczekująco. A ja po prostu przybliżam się do niego i całuję go w czoło, po czym uśmiecham się delikatnie.
To było piękne. A jeszcze piękniejsze jest to, że napisał to dla mnie.
Dlatego kiedy on odkłada gitarę, ja przytulam się do niego mocno.
- Obiecuję - szepczę, nawiązując do ostatnich słów jego piosenki, a on przytula mnie odrobinę mocniej i całuje w głowę.
I przez ten czas, wszystko jest dobrze.
***
*5SOS - Disconnected
**5SOS - Catch 22
Perspektywa Rose jest mała, ale chciałam ją jakoś wcisnąć.
Przepraszam za tak długą nieobecność. To z braku czasu i jak sami widzicie po rozdziale: teraz też nie mam go za dużo.
Mimo tego teraz postaram się dodawać tak jak wcześniej i już więcej was nie zawodzić.
Komentarze i votes, proszę?
Dziękuję za wszystko, kocham was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top