Chapter 55

Gwiazdki kochani proszę! Miłego czytania :)

Hashtag na tt: #scaryff
PISAĆ!

Spogladam szybko na wyświetlacz telefonu i widzę, że Calum dzwoni. Wstaję z kanapy, bo wiem, że nie mogę z nim rozmawiać przy wszystkich i nie chodzi tu tylko o szesnasty luty. Nie mogę z nim rozmawiać przy wszystkich bo to Calum. Czasami naprawdę zwierzamy się sobie, a lepiej by inni nie słyszeli tych zwierzeń.

- Muszę odebrać. Jak coś to będę u góry - mówię i szybko kieruję się po schodach do naszego tymczasowego pokoju. Zamykam drzwi i odbieram polączenie.

- Cześć stary, co u was słychać? - pytam się go od razu i wiem, że teraz się uśmiecha. Strasznie dawno z nim nie rozmawiałem i mam nadzieję, że nie poruszy tematu związanego z lutym. Nie tak szybko.

- U nas wszystko okej. Ale ty mały skurwielu przez tydzien się nie odzywałeś! Wysłanie sms'a boli?! - syczy, a ja prycham.

- Czasu nie mam dupku. Przecież wiesz, że tu są dzieci. Do tego ciagle spędzam czas z siostrą i jej mężem. Nawet z Rose, w porównaniu do tego co było wcześniej, to się od siebie strasznie oddaliliśmy. - mówię i wzdycham, a on wydaje się być teraz bardziej poruszony. Wplatam palce wolnej ręki w swoje włosy i ciągnę za nie lekko w geście frustracji.

- Czekaj... CO DO CHUJA PANA? Ja miałem ci już mówić, że w kawiarni próbowałem wyrwać mega laskę, ale coś nie wyszło, a ty mi pierdolisz o tym, że z Rosalie i tobą jest źle?! - prawie, że krzyczy, a ja na początku podnoszę brwi do góry. Próbował wyrwać jakąś laskę, ale mu nie wyszło? Czyli ta dziewczyna nie jest głupia.

Później do tego wrócę, teraz muszę go trochę uspokoić. Albo uspokoić mnie? Sam nie wiem.

- Nie jest źle! Nie aż tak. Po prostu... Teraz jest inaczej. Ostatnio pół tygodnia temu byliśmy z dziećmi na placu zabaw i wtedy jeszcze było okej, ale teraz... Ledwo co odzywamy się do siebie, a jak coś to tak szybko i krótko, bo albo mnie woła siostra, albo ją. Do tego dzieci i Dylan. Mimo, że jest koło mnie, to mi jej brakuje - stwierdzam i kolejny raz wzdycham, siadając na łóżku, a on cmoka. Słychać, że mu się to nie podoba.

Tylko, że mnie kurwa nie podoba się to bardzo bardzo bardzo i jeszcze w chuj tych bardzo. A to naprawdę dużo bardziej niż jemu.

- No to faktycznie do dupy sprawa. Ale nie dołuj się Hemmings, bo za tydzień stamtąd wyjeżdżacie i będzie znów tak jak wcześniej,  bo przecież u was nie ma dzieci - stwierdza, a ja w myślach dodaję ,,dzięki Bogu, że nie ma''.

Znaczy się, uwielbiam Tony'ego i Maggie, ale na zostanie ojciem to chyba jeszcze za wcześnie. Dużo za wcześnie.

Co ja w ogóle gadam, nie chcę mieć dzieci. Jeszcze tak to mnie z tej miłości nie pojebało.

- A zmieniajac temat na lepszy, to nadal nurtuje mnie to, co wy sobie tak wtedy szeptaliście, kiedy z chłopakami obrabywaliśmy ci lodówkę. Jakieś sprośne rzeczy, ty niewyżyty chłopczyku? - pyta, śmiejąc się na końcu, a ja już mogę wyobrazić sobie tą jego minę zawodowego pedofila.

- Em, nie. Co? Nie. Nie. - mówię szybko, bo naprawdę chcę uniknąć tego tematu. To przecież Hood, on będzie w to drążył i drążył, a ja jakoś nie mam ochoty słuchać jego porad dotyczących seksu. Wiem co robić, nawet lepiej od niego.

Ale on kurwa tak bardzo lubi ten temat.

- O MÓJ BOŻE. Tak. Tak. Pieprzyliście się potem?! - mówiłem? Skubany mimo, że zaprzeczyłem, to i tak o wszystkim wie.

Zabierzcie go ode mnie. Już przestałem za nim tęsknić.

- Nie! Znaczy może! Znaczy nie! Boże kochany, robiliśmy coś dopiero po tym jak zadzwoniłem do siostry. - mówię na początku przestraszony, a potem zirytowany. Czekaj...

Kurwa mać czy ja właśnie się mu do czegoś przyznałem? Boże broń mnie i spraw by ominął ten wątek, błagam na kolanach.

- Eh, no dobra... CZEKAJ CO? ROBILIŚCIE COŚ!? COŚ?! - praktycznie krzyczy, a ja otwieram szeroko oczy. Super. - Stary, jeżeli mój instynkt mnie nie myli, to ona definitywnie zrobiła coś dla ciebie...

Pieprzony instynkt Calum'a Hood'a. Nadal nie wiem na czym on dokładnie polega, ale jest cholernie skuteczny.

- Milczysz. Czyli mam rację! Co. Ona. Zrobiła?

- Szczerze to nie wiem od czego zacząć, bo...

- Zrobila ci loda. O chuj.- mówi szybko, a ja wzdycham. Instynkt, to ten instynkt.

- Tak, Boże, zrobiła to.

- Wiedziałem! Wiedziałem, że kiedyś to zrobi! I jak było? To był jej pierwszy raz więc nie była tak doświadczona i cholera jasna nigdy nie robił mi tego świeżak, chcę wiedzieć jak to jest, ja pieprzę - mówi, a ja przewracam oczami. Zboczony, pieprzony Hood. Ale jego ciekawość od zawsze wychodziła poza wszystko, a teraz to go nawet rozumiem, bo mi też nigdy nie robil tego ,,świeżak'', czyli tak nazywany przez nas pierwszy raz. Dziewczyna była moim pierwszym i przysięgam: ostatnim świeżakiem.

- Było...Było wow.

- Wow? Tylko tyle? Oh, stary na pewno stać cię na więcej.

- Znaczy serio, to było wow. Momentami czasami miałem wątpliwości do tego, że był to jej pierwszy raz, bo robiła to zaskakująco dobrze. Świetnie. Cholernie genialnie. - już niech będzie co będzie. Muszę się wyżyć, tyle emocji.

- O jezu, nasza mała Rosie dorasta! Ej, ale czekaj, jakby ci nie powiedziała, co na pewno zrobiła, że to jej pierwszy raz, to doszedłbyś do tego sam?

- Jasne, że tak. Wiesz jak to było z tymi z klubów, robiły to mocno i jak najszybciej, niedbale, chyba że czasami trafiła się taka, z którą było ciężej. Wtedy to było tylko takie, by tylko osiągnąć orgazm. A teraz tak nie było. - mówię, już nawet się nie powstrzymując. No bo po co? Facet z facetem, to zupełnie normalne. Znaczy normalne dla nas. Normalne dla Calum'a Hood'a.

- Rozwiń temat. Jesteś facetem, my rozmawiamy o takich rzeczach i ty wiesz, że na razie to ja nie rozumiem do czego zmierzasz.

- Gdy ona to robiła, po pierwsze coś czułem. Te cholerne motylki w brzuchu, czy coś kurwa innego, ale czułem. Podekscytowanie, podniecenie, niecierpliwość. Do tego kiedy zaczęła, robiła to wszystko czasami pewniej, a czasami nie, nie wiedziała, czy tak będzie dobrze. No i dodaj, że kurwa mać robiła to nadzwyczaj delikatnie. - stwierdzam, przypominając sobie o tym jak wyglądała, klęcząc przede mną. O nie, nie teraz, nie mogę sobie tego wyobrażać, bo nie owijając w bawełnę, nie mogę mieć wzwodu.

- Brzmi jak orgazm życia. - jego stwierdzenie nie mogło być bardziej precyzyjne.

- Bo to zdecydowanie BYŁ orgazm życia.

- Luke! Chodź tu bo dzieci wołają! Do tego musimy ci coś powiedzieć! - slyszę moją siostrę i wiem, że muszę się szybko rozłaczyć i iść tam do nich.

- Hood, muszę kończyć. Pozdrów chłopaków i trzymajcie się tam, dopóki ja nie wrócę. O i ... przywiózł wam broń? - niechętnie nawiązuję do mojej ostatniej rozmowy z Danielem.

- Ta, dupek popsuł nam humory. Nienawidzę wszystkiego co jest związane w i po 16 lutym. Ale ty chyba masz najgorzej, bo Rosie.

- Dzięki za wsparcie Cal. Serio. Pocieszasz. - mówię z sarkazmem w głosie a on parska śmiechem.

- Nie ma sprawy.

- Dobra kończę...

- Nie! Czekaj. Tylko jeszcze szybkie pytanie: Wypluwa czy połyka? - wiedziałem, że o to zapyta. Po prostu musiał wiedzieć.

- A jak myślisz? - pytam, przygryzając wargę i uśmiechając się zadziornie. No po prostu nie mogę się powstrzymać. Błagam, by przed moimi oczami nie zaczęły przewijać sie te obrazy, błagam, musze nad tym zapanować. Nie mam czasu sobie ulżyć.

Z twojego podnieconego tonu mogę stwierdzić, że połyka. Oh, cholera te maluszki tak szybko ucza się tego co dobre.

***

Rose POV

- Dzieci w przedszkolu, wiec mamy czas dla siebie! - mówi Bella, wyrzucając ręce do góry, kiedy siedzimy obydwie przy stole, a chłopaki dalej zajmują kanapę i udają, że wcale nas nie podsłuchują. A tak naprawdę, to robią to cały czas.

- Uwielbiam ich, są tacy uroczy. - mówię i uśmiecham się, przypominając sobie o dzieciach. Wszystko co zrobią jest tak strasznie słodkie, ich miny, tańce, słowa, gesty. Wszystko.

- Wlęgli się do mamusi. - odpowiada dziewczyna, a ja już mam przyznać rację, ale przerywa mi głośny, sarkastyczny śmiech Luke'a.

- Pff, tak na pewno. A najbardziej urocza byłaś, kiedy zesikałaś się w czwartej klasie w majtki na matematyce, tylko dlatego, że pani zawołała cię do odpowiedzi. - mówi i wystawia jej język, a ona wstaje od stołu zdenerwowana. Nie jest szczęśliwa, że to powiedział, a ja próbuję powstrzymać śmiech.

- Ty... Chcesz, bym ja też coś o tobie powiedziała? - podnosi do góry brwi, na co chłopak wcześniej zadowolony z siebie i roześmiany, teraz wydaje się przestraszony i patrzy na mnie szybko, jakby upewniając się w tym, że niestety słyszę wszystko.

- Nie, błagam nie przy Rose, nie przy Rose. - mówi do siostry i składa ręce na znak błagania, dalej leżąc na kanapie.

Ja zaczynam się śmiać.

- Chętnie posłucham! - mówię i patrzę na Isabelle, która uśmiecha się z wyższością.

- Nie, nie mów jej nic! - krzyczy Hemmings, posyłając mi groźne spojrzenie. Ale i tak czai się w tym rozbawienie i po chwili i tak się uśmiecha.

- Black, masz może ochotę na jakiś babski wieczorek? Dzieci odbierze moja znajoma, lubi je, więc na pewno bedą mogły u niej przenocować - dziewczyna szybko zmienia temat, a ja wiem, że to wtedy coś mi powie na ten temat. Cwana.

- Jasne. Gdzie pójdziemy?

- Możemy do galerii, potem do kina... też na jakąś kawę?

- Nieźle. Czyli wy macie wolny dom ma wieczór - zwracam się do Luke'a i Dylan'a, a oni przybijają sobie piątkę.

- Tak. My też robimy sobie męski wieczór co nie Dylan? - blondyn trąca ręką Moore'a, a on ochoczo mu przytakuje.

- No obowiązkowo! - po tym śmieją się, więc już na pewno mają coś na myśli.

- Umówieni. Za godzinkę? - na to wszyscy przytakujemy blondynce, a ona uśmiecha się szeroko.

A ja tylko myślę, jak bardzo pogrąży mojego chłopaka, kiedy tylko wyjdziemy z domu. Dla mnie to lepiej, bo będę mogła mu to wypominać, a szczerze, lubię sprawiać, że jest onieśmielony, a nie zdarza się to często.

***

- Dziś miałaś spędzić wieczór ze mną... - stwierdza chłopak, kiedy tylko wejdziemy do naszego tymczasowego pokoju. Wykręcam się w jego stronę i widzę jak marszczy niezadowolony brwi.

- Jesteśmy tu jeszcze trzy dni, muszę korzystać. Jak wrócimy, to będziemy mieli dla siebie czas. - na to on prycha i siada na łóżku, patrzac na mnie.

- Myślałem, że wieczorem, kiedy będzie już ciszej i spokojniej, położymy się na łóżku i będę mógł cię przytulać. Wiesz, jakby spojrzeć na to tak ogólnie, to dawno się nie przytulaliśmy. - mówi wdychając i kładąc się na łóżku, trzymając ręce pod głową.

- Wow, Lukey to urocze - stwierdzam, a on momentalnie podnosi się na łokciach.

- Nie jestem...

- Uroczy. Tak, tak przerabialiśmy już to. - nie pozwalam mu dokończyć, a on śmieje się cicho, kiedy przewracam oczami.

- Poza tym, taki wypad dobrze nam zrobi. A ty z Dylanem też będziecie robić co chcecie. - wzruszam ramionami i pakuję do torebki telefon, wcześniej sprawdzając godzinę.

- No może to nie jest taki zły pomysł. - w końcu stwierdza, a ja podchodzę do łóżka, na co on znów podnosi się tak by siedział, a jego nogi dalej dotykają dywanu. Teraz patrzy mi w oczy i wystawia do mnie twarz, a ja wiem na co czeka.

- No właśnie frajerze - odpowiadam, a on prycha, szczypiąc mnie w brzuch.

- Nie jestem frajerem, frajerko. - odpowiada i przyciąga mnie do siebie, po czym składa na moich ustach delikatny pocałunek.

***

- Jesteśmy goryle! Gdzie was wywiało?! - kiedy wchodzimy do domu, blondynka krzyczy. Już od razu słyszymy głośne śmiechy, które tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że chłopaki są pijani.

Wchodzimy do dużego pokoju, a oni siedzą razem na kanapie, trzymając butelki. Koło nich widzimy też używane szklanki, ale po pewnym czasie pewnie im się znudziły.

- I ty, ten no... Uwierzysz, że ta krowa... Ta krowa to nie była krowa? - bełkocze Dylan, trzymając półpełną butelkę whiskey, a Hemmings kręci z niedowierzeniem głową.

- Nie... Nie była krowa? Ta krowa to nie była krowa! Ja pieprzę, ale jaja! - Hemmings odpowiada i zaczynają się strasznie śmiać, a Dylan odstawia butelkę i bierze kolejną, tym razem z wódką, po czym napełnia im kolejne kieliszki.

Wow, no to się rozerwali.

- Halo! Jesteśmy! Ziemia do tych głupszych! - krzyczy jeszcze raz dziewczyna, a oni odwracają się, a ja od razu się śmieję. Boże, jacy nieprzytomni.

- Jesteś żono moja! ŻONO MOJA, SERCE MOJE, NIE MA TAKICH... - Dylan nieporadnie schodzi z kanapy i idzie do swojej żony, śpiewając, a ona uderza go lekko w tył głowy.

- Zamknij się. Rose my już idziemy do pokoju trzeba go ogarnąć, a ty zajmnij się swoim pijakiem. - mówi do mnie, a ja przytakuję jej.

- Dobranoc - mówię, na co ona posyła mi uśmiech.

- Dobranoc. Jak bedą się darli to wiesz, nie nasza wina. - to ostatnie co mówi, bo odchodzi z Dylanem do ich pokoju. Znaczy ona odchodzi, a Dylan idzie tanecznym krokiem, który przypomina jeden z układów Beyonce.

- Rosalie kochanie! Wróciłas do mnie w końcu! Tęskniłem bardzo - Luke mówi i podchodzi do mnie chwiejnym krokiem i przytula mnie, obejmując całkowicie ramionami.

- Tak jestem, już. A teraz...

- I jak było, było fajnie? Tutaj było fajnie! Na początku mecz, a potem było jeszcze fajniej bo wymyśleliśmy, że się napijemy. - na to śmieję się. Jest taki nieogarnięty i uroczy.

- U nas też było fajnie - mówię mu, a on puszcza mnie i odskakuje, wyrzucając ręce do góry.

- To fajnie! - mówi i jeszcze raz mnie przytula, a potem zaczyna chichotać i dmuchać w moje włosy powietrzem, tak by unosiły się w powietrzu.

- Idziemy teraz do góry, na łóżeczko, dobrze? - mówię do niego, całując go w czubek głowy kiedy się do mnie nachyla, a on dalej na mnie patrzy, huśtając się na stopach.

- A będziemy się przytulać? - pyta niewinnie, a ja przytakuję głową.

- No jasne, że będziemy. - na to on chichocze i idzie za mną do góry, trzymając mnie za rękę, a drugą od czasu do czasu szczypie mnie w tyłek i potem udaje, że to nie on. Jak dziecko.

Gdy wypije albo jest jak dziecko, albo jest napalony. Chyba nie ma nic pomiedzy.

Chłopak rozbiera się do bokserek i kiedy ja też się rozbieram, on wkłada na mnie swoją koszulkę. Robi to tak nieporadnie i z wielkim zaangażowaniem, że uśmiecham się szeroko.

I kiedy idę umyć zęby, on tylko cicho śpiewa sobie różne piosenki, od czasu do czasu mnie wołając.

- Rooosie! Gdzie jest moja Rooosie? - śpiewa i za chwilę słyszę jak klaska dwa razy.

A kiedy wychodzę z łazienki, on siedzi po turecku na łóżku i klapie sobie rękami z nudów.

- Chodź się przytulać! - mówi i wystawia szeroko ramiona, a ja chichoczę i idę do niego, wtulając się w jego ciało. On przytula mnie mocniej i całuje mnie w czoło. Potem zaczyna obdarowywać pocałunkami moje policzki, aż zaczyna je szybko cmokać raz po raz. Uśmiecham się czule.

- Lubię się z tobą przytulać - mówi, a ja przytulam go bardziej i teraz kładziemy się tak, bym jedną nogą oplatała jego biodro, a moja dłoń była na jego torsie. On jedną ręką mnie obejmuje, a ta druga spoczywa na moim udzie, głaszcząc je czasami.

- Ja też lubię się z tobą przytulać.

- Szesnasty luty to będzie piekło. Bez ciebie... - chłopak zmienia temat i głaszcze mnie teraz po włosach, odgarniając kosmyki, które wpadają mi na twarz. Patrzy się na mnie i muska palcami mój nos i usta, a ja zupełnie nie wiem o co mu przed chwilą chodziło.

- Słucham?

- Nie mów słucham, bo... - nie daję mu dokończyć. Nieważne, mówi głupoty.

- Csii. Już, nie kończ tego. - mówię i całuję go w szczękę. Jest taki uroczy i niewinny kiedy jest pijany. Niech tego nie psuje.

- Rosalie, ja jestem pijany? - pyta i chichocze, a ja maluję palcami znaczki na jego nagim torsie.

- Jesteś słoneczko. Jesteś bardzo pijany. Wiec powinnismy iść już spać - mówię, a on kręci głową.

- Nie chcę spać. Chcę się przytulać. - obejmuje mnie mocniej, całując w czubek głowy, a ja śmieję się cicho.

- Kocham cię. Kooocham. - praktycznie bełkocze, a ja i tak uśmiecham się lekko.

- Ja ciebie też Lukey.

- Nie, nie, nie. Nie prawda. Nie tak mocno jak ja ciebie. Nie kochasz mnie tak mocno. Tylko mnie kochasz tak po prostu kochasz. A ja ciebie kocham najmocniej i najbardziej, o taaaak bardzo. A ty mnie nie - mówi, a ja marszczę brwi. Mimo tego, że przez jego słowa mięknie mi serce, a w brzuchu jest to przyjemne uczucie, to i tak jest jakieś ,,ale''.

Dlaczego myśli, że nie kocham go tak mocno? Chyba powinien już wiedzieć, że jest dla mnie najważniejszy i bez względu na wszystko będę tu dla niego.

- Kocham cię bardzo mocno, dobrze? Rozumiesz to? - pytam, a on patrzy mi w oczy, wypychając dolną wargę. Nie wydaje się być przekonany.

- No dobrze. - stwierdza i znów mocno mnie tuli, po czym ziewa.

- Dobranoc Lukey - mówię cicho, już odpływając.

- Branoc kwiatuszku...

***

- Wczoraj Bella powiedziała mi trochę o twoim hmm, dorastaniu. - mówię mu na drugi dzień, a on od razu otwiera szeroko oczy i puszcza moją talię. Odwracam się w jego stronę z uśmiechem na ustach.

- O nie, nie mów mi co ci nakłamała - po tym całuje mnie powoli w usta, a ja podczas pocałunku znów zaczynam się szczerzyć. Ciekawe.

- Jak na kogoś, kto ćwiczył całowanie na dłoni, to idzie ci to niebywale dobrze - mówię w jego usta, a on cmoka je ostatni raz i kiedy orientuje się co powiedziałam, odsuwa się ode mnie i jęczy z niezadowoleniem.

- Powiedziała ci to? - jego wzrok jest pełen zażenowania.

- To strasznie słodkie - dotykam jego nosa, a on znów jęczy. Nie wygląda na to, by mu się to podobało.

- Przestań, miałem wtedy trzynaście lat i nie wiedziałem jak to się robi...

- Na dłoni, nie wierzę, jak? - mówię i całuję jego dolną wargę, a on i tak oddaje pocałunek, zamykając oczy.

- Zapomnij o tym, proszę - mówi, kiedy odsuwa się ode mnie na parę milimetrów. Teraz ja opieram się o szafkę, a jego ręce są po moich bokach, przez co jest strasznie blisko mnie.

- Zapomnę, kiedy pokażesz mi jak to robiłeś - na to on przestraszony kręci głową. Ja parskam śmiechem.

- Nie ma mowy, to takie upokarzające - odsuwa się ode mnie i drapie się nerwowo po karku. A ja czerpię przyjemność z tego, że jest teraz taki speszony, co nie zdarza się często.

- Zrób to dla mnie... Proszę Lukey! - on na to wzdycha, podnosi swoją rękę i składa ją w pięść. Potem przykłada do niej usta i imituje całowanie. Szybko przestaje, a ja śmieję się.

Wow, teraz wszystko jasne.

- O Boże - mówię i dalej się śmieję, a on wypycha dolną wargę do przodu.

- To nie jest zabawne - mówi a ja ocieram łzy. Popłakałam się ze śmiechu, jeju. - Okej, może ćwiczyłem to na dłoni, ale przyznaj, dla tego co teraz robię to warto było - mówi i całuje moją dolną wargę i przejeżdża po niej delikatnie językiem, a ja już się rozpływam.

No cholera, ma rację.

- Tak, było warto... - mówię i całuję go jeszcze ostatni raz, po czym odchodzę od niego i wyjmuję walizkę spod łóżka, by zacząć się już powoli pakować. Niedługo niestety wyjeżdżamy, więc trzeba coś zrobić.

Luke POV

Patrzę na Black i oblizuję dolną wargę. Mam uczucie jakby zaschło mi w ustach, choć to nie prawda. Sięgam po szklanę wody, którą wcześniej położyła na szafce nocnej i jakieś tabletki, dalej na nią patrząc. Ma na sobie ciemne spodnie, do tego założyła cieńki brzoskwiniowy sweterek, w którym wygląda strasznie uroczo. Do tego ma zrobionego luźniejszego koka, tak by parę włosów z niego wychodziło i ma na twarzy delikatny makijaż. Odrywa się od walizki, jakby sobie o czymś przypomniała i na mnie z czułością w oczach, a ja myślę, że wygląda dziś przepięknie.

- Nie pamietasz nic? - pyta, a ja jakbym wyrwał się z tego dziwnego transu, zamykam oczy i kładę się na plecach.

- Na razie nie, pewnie później sobie przypomnę. Ale nic ci nie zrobiłem, tak? - pytam szybko, otwierając oczy i patrząc na jej reakcję. Pamiętam jaki potrafiłem być i jaki dalej mogę być, gdy jestem pijany. Nie dość że czasami jestem strasznie bipolarny, to jeszcze mogę być agresywniejszy i bardziej natarczywy.

Moje pytanie nie było tylko o tym, czy coś jej zrobiłem. Zrobić coś mogłem, cokolwiek, ale bardzie przejmuję się tym, czy jej nie skrzywdziłem.

Czasami gdy piję, ta bariera, która powstrzymuje mnie od robienia tego co mi się podoba, zupełnie opada. Tak jak powiedziałem wcześniej, jestem bardziej natarczywy, groźniejszy. A jak znów nakłaniałem ją do seksu? A jak ona się opierała, a ja mimo tego to zrobiłem? Nie wiem nic, dlatego modlę się w duchu, bym czegoś takiego nie zrobił.

- Nic a nic. Byłeś taki słodki, taki czuły i... To było takie urocze. - mówi, a ja oddycham z ulgą i znów zamykam oczy. Czyli o nią dbałem.

- Nie zmieniaj się dla mnie. Nigdy, chcę byś był sobą. - mówi coś zupełnie od siebie, dalej na mnie patrząc, a ja przez chwilę czuję ukłucie w klatce piersiowej. Czy to, że jestem dla niej lepszy, niż dla większości innych ludzi na tym świecie jest zmianą? Chyba nie, bo przy niej jestem sobą. Czuję się wolny, czuję to co czuć powinienem.

Ona wchodzi na łóżko, więc wiem, że nie odpowiadałem przez dłuższą chwilę. Sięgam rękę na jej plecy i przyciągam ją bliżej siebie, ciesząc się, że wszystko powoli wraca do normy. Jest tu ze mną.

- Będę. Przy tobie zawsze będę - odpowiadam gładząc jej plecy kciukiem, a potem wtulając się w nią, ciągle o tym myśląc.

Gdyby widziała jak zachowuję się, jaki jestem w przystani, to czy dalej czułaby do mnie to samo? Może ona po prostu zakochała się w tym Luke'u, którym jestem w tym momencie? Może nie zna mojej gorszej, bardziej wybuchowej strony dokładnie?

I to pytanie zostaje w mojej głowie do końca dnia.

***
Cześć kochani!
Jest rozdział, pod koniec trochę przesłodzony, ale to dlatego że niedługo nie będzie wam to dane hehe.

I naprawdę, jezu tak trudno pisało mi się początek rozdziału, ponieważ przez chwilę musiałam myśleć jak facet. Taki 100% zboczony facet, jakim jest w tym opowiadaniu Hood. Ale udało się!

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, tak bardzo je uwielbiam haha.

Do następnego!

Ps. Nie wiem, czy zauważyliście, ale zawiesiłam Monster'a. Przepraszam, na pewno kiedyś go odwieszę i będę kontynuowała. Ale nie teraz.

Dużo miłości, bo was kocham x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top