Chapter 50

*PRZECZYTAJ* Alleluja, nowy rozdział! Specialna dedykacja dla moich małych zboczuszków, którzy po prostu nie mogli się doczekać aż Ruke będzie miał scenę +16. Rozdział jest do dupy, bo jestem zmęczona i na nic nie mam czasu, przepraszam was! Następny będzie lepszy! Proszę o votes i komentarze x

- Cześć Cami - mówię wchodząc do pustej kawiarni. Nie było żywej duszy, a dziewczyna stała koło kasy, uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech.

- Hej Rosie, jak życie? - pyta praktycznie od razu i podchodzi do mnie, po to by mnie przytulić.

- Lepiej być nie może. Dlatego, że z twoim życiem jestem na bierząco... - zaczynam uśmiechając się, a ona się śmieje. Wie, że to prawda. Camille nie ma przede mną żadnych tajemnic. Jest tak rozgadana, że czasami przez przypadek potrafi mi powiedzieć jakiego koloru majtki ma na sobie, ale nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Lubię jak się tak rozkręca.

- No a jak! - odpowiada i podchodzi do kasy, zapisując coś w notesie, który jest na blacie. Jej blond włosy wpadają jej do zielonych oczu więc co chwila odgarnia je palcami. Jest naprawdę śliczna.

- Kawiarnia miała być chyba dzisiaj zamknięta, co? - dokańczam, a ona patrzy na mnie i uśmiecha się. Przestaje pisać i pokazuje na drabinę, która znajduje się teraz na środku sklepu. Dlaczego jej wcześniej nie zauważyłam?

- Tak, tak, ale musimy posiedzieć tu godzinkę i porozwieszać świąteczne dekoracje! - wydaje się być strasznie podekscytowana. A w tej chwili dopiero orientuję się, że niedługo gwiazdka.

- Oh, święta. Zapomniałam. - mówię, a ona otwiera szeroko usta ze zdwiwienia.

- Święta, święta, jak można o nich zapomnieć? - podchodzi do mnie i pstryka mnie w nos, a ja śmieję się cicho. Jeszcze nie widziałam żadnych dekoracji, a w Australii jest ciepło więc nigdy nie ,,czuję'' tych świąt.

- Tak jakby nie za bardzo obchodzę wigilię, tylko dzielę się opłatkiem. - mówię, a ona kiwa głową i idzie za ladę by wyciągnąć spod niej jakieś duże tekturowe pudełko.

- Rozumiem. U mnie też nie za bardzo z wigilią. Ale święta to święta, a dziś trzeci grudnia! - mówi i chwyta za długopis, po czym wbija go w taśmę łączącą dwa brzegi pudełka i przesuwa długopisem rozrywając ją i otwierajac je. Potem wysypuje wszystkie świąteczne dekoracje na ladę i rzuca mi naklejki - śnieżki.

- Naklej je na szybach. Niech ludzie tutaj wiedzą, że istnieje coś takiego jak śnieg - mówi, a ja śmieję się i salutuję jej na znak, że zrozumiałam.

- Tak jest proszę pani! A ty lepiej zajmij się tym tańczącym mikołajem - odpowiadam, a ona chichocze i za chwilę słyszę jak zabawka śpiewa jedną ze świątecznych piosenek.

Podchodzę do szyb i naklejam na nie dokładnie śnieżki. Naklejki są tak zrobione, że widać ten nadruk od strony ulicy. W międzyczasie słucham opowieści Cami, czasami dorzucając coś od siebie, a gdy kończę naklejać śnieżki, biorę się za coś innego.

Ciekawa jestem co teraz robi Luke. Minęło pięć dni od czasu kiedy zabrał mnie na plażę, ale z tych pięciu dni dwa również spędziliśmy razem. Jednego dnia nawet chłopak tak bardzo się uwziął, że cały dzień oglądaliśmy na początku Iron Man'a, potem Kapitana Amerykę, Avengers i Thor'a. Ogólnie wszystkie części tych filmów. Chłopak strasznie się w to wciągnął, a potem to przeszło na mnie.

Ale dziś widzieliśmy się tylko rano, bo chłopak wychodził gdzieś z Calum'em, a ja szłam tutaj. Mam nadzieję, że jak wrócę do domu, to on już tam będzie, bo chciałabym go o coś zapytać.

***

Gdy wychodzę z kawiarni, czuję wibracje mojego telefonu. Szybko odbieram go, bo jestem ciekawa kto dzwoni.

- Rosie, jesteś w pracy? - słyszę po drugiej stronie Calum'a. Mówi szybko i słychać, że jest zmartwiony, zestresowany i przestraszony. Nie wiem co się dzieje. Stoję nadal pod kawiarnią, bo może chłopak będzie czegoś ode mnie chciał. Chodzi o Luke'a?

- Calum? Tak jestem, ale za chwilę wychodzę, co się dzieje? - pytam szybko, przygryzając ze stresu wargę.

- Za tą twoją kawiarnią jest taka ulica i tam wchodzi się w jedną z takich mniejszych uliczek. Jest tam coś na kształt skatepark'u, tylko nikt tu nie przychodzi. Chodź tu, szybko! - prawie krzyczy, a ja zaczynam się martwić. Jestem teraz zdenerwowana i nie wiem co mam zrobić. Po co mam tam iść, coś się stało chłopakowi?

- Dobrze, już idę, ale co się dzieje? - mówię, kierując się do tego miejsca.

- Szybko! - chłopak krzyczy, a ja przyśpieszam, choć nadal nie wiem o co mu chodzi.

- Co się dzieje Calum?! - mówię do niego głośniej, a on oddycha szybko. Czyli jest źle.

- Co się dzieje?! Luke się dzieje! Musisz go upokoić, bo jak nie to za chwilę ten facet albo trafi do szpitala, albo za kraty! Ja nie mogę go powstrzymać, a coś czuję, że za chwilę poleje się krew - mówi, a z oddali słyszę jakieś krzyki. Cholera jasna, Luke ty idoto. Pewnie znowu chce wdać się w kolejną bezsensowną bójkę, błagam by nic mu się nie stało. Przyśpieszam jeszcze bardziej i tylko mówię do telefonu:

- Minuta.

Rozłączam się i biegnę ile sił w nogach. Szybko docieram do skateparku i rozglądam się. Nie muszę długo szukać. Widzę jak Calum próbuje poradzić sobie z Luke'iem, trzymając go przez chwilę, ale ten wyrywa się i popycha jakiegoś drugiego chłopaka tak, że tamten ląduje na ziemi podpierając się łokciami. Poznaję w nim tego niemiłego faceta, którego spotkaliśmy z Luke'iem w dniu walki w szatni. To, że nie jest miły nie znaczy, że mam pozwolić by Luke go zabił.

Biegnę do nich szybko, a ich walka już się zaczęła. Blondyn wymierza mocny cios pięścią w twarz bruneta, a on szybko popycha blondyna na ziemię. Teraz to on okłada mojego chłopaka pięściami po twarzy i klatce piersiowej.

Chcę krzyczeć, nie mogę patrzeć jak cierpi. O co znowu poszło? Brunet uderza Luke'a w twarz, a ja powstrzymuję się by nie piszczeć.

Hemmings szybko odpycha od siebie przeciwnika i jeszcze raz zaczyna go bić, przyciskając go do ziemi. Brunet w tym momencie już nie ma szans. Próbuje odciągnąć od siebie Hemmings'a, ale ten bije go mocno, aż tamten zaczyna tracić siły

- Jak śmiesz tak w ogóle mówić! - Luke krzyczy do niego i wymierza kolejny cios w jego szczękę.

- Ty gnoju! Zabiję cię! - Krzyczy, a ja szybko znajduję się za nim i widzę, że Calum mnie zauważa. Stoi trochę dalej i trzyma się za głowę, bo wie, że nie zdoła powstrzymać blondyna. Ja stoję za Hemmings'em i łapię go za talię i próbuję odciągnąć chłopaka, ale ten ani drgnie. Nie zauważa mnie.

- Luke! - Krzyczę i ciągnę go za rękę, ale ten delikatnie mnie odpycha.

- Odejdź, Rose! Zabiję gnoja! - Krzyczy i wymierza jeszcze jeden cios w klatkę piersiową chłopaka. Nie mogę na to pozwolić, nie chcę by ten drugi wylądował w szpitalu lub co gorsza zginął.

Napieram mocno na ciało Hemmings'a i biję go pięściami po plecach. Chcę by przestał, w moich oczach pojawiają się łzy.

- Luke, uspokuj się do cholery! Przestań! - krzyczę na niego, a on dalej nie przestaje.

- Zostaw mnie! Nie daruję mu tego! - odkrzykuje i dalej trzyma przeciwnika za kołnież, co chwila wymierzając coraz mocniejsze ciosy.

- Puść go! Luke! Proszę! - krzyczę jeszcze raz kiedy widzę, jak bardzo poobijany jest już chłopak, który jest podtrzymywany przez Luke'a. Z jego nosa poleciała krew, a jego oko chyba będzie podbite. Do tego brunet ma przeciętą wargę i kilka zadrapań. Jak blondyn za chwilę nie przestanie go uderzać, jego przeciwnik straci przytomność.

- Zostaw go w spokoju! Nie możesz choć raz pokazać, że jednak liczy się dla ciebie moje zdanie?! Zostaw go! Proszę, Luke... - mówię, a on zastyga w bezruchu. Chyba zadziałało.

Po chwili puszcza koszulkę bruneta, który na szczęście żyje. Tamten oddycha głęboko i patrzy na mnie, po czym rusza ustami które układają się na kształt ,,dziękuję''. Ale ja teraz jestem zajęta blondynem, który patrzy w moją stronę, dlatego momentalnie odwracam wzrok.

- Rosalie... - Mówi, ale ja kręcę głową i zaczynam szybko odchodzić. Słyszę jak chłopak biegnie za mną po czym w końcu łapie mnie za ramię, obkręcając do siebie.

- Kochanie... Nie bądź na mnie zła... Przepraszam cię, straciłem nad sobą kontrolę... - Mówi, ale w moich oczach zbierają się łzy. Jak mam nie być na niego zła? Odpycham jego rękę, ale w ostateczności patrzę na niego. Z jego nosa cieknie krew, a jego warga jest rozcięta. Do tego najprawopodobniej będzie miał na twarzy z dwa siniaki. Nie mogę na to patrzeć, wiem, że na pewno go to boli. Dlaczego znówu się bił?

- Wracam do domu, Hemmings. Bez ciebie, i naprawdę nie obchodzi mnie to, jak ty tam dotrzesz. Puść mnie - mówię płaczliwym tonem, a on delikatnie puszcza moje ramię, dlatego zrywam się biegiem, chcąc jak najszybciej stamtąd uciec. Patrzę jeszcze za siebie i widzę jak chłopak siada na ziemi i chowa twarz w dłoniach. Podchodzi do niego Calum i chce położyć mu rękę na plecach, ale on odpycha go i krzyczy by zostawił go w spokoju. Nie mogę na to patrzeć i biegnę jeszcze szybciej, marząc by być jak najdalej od tego miejsca.

***

- Rosalie? Jesteś tu? - słyszę jak chłopak wchodzi do domu, a ja udaję że mnie nie ma, leżąc ,,u siebie'' w pokoju. Po chwili znów go słyszę.

- Wiem, że tak. Proszę wyjdź do mnie. - w jego głosie słychać błaganie. Schodzę z łożka i kieruję się po schodach na dół. On stoi tam i na razie na mnie nie patrzy. Jego wzrok skierowany jest na czubki swoich butów, chyba pierwszy raz widzę go takiego.

- Nie masz dość, Luke? Chcesz jeszcze raz się bić, ale teraz łaskawie postanowiłeś mnie uprzedzić?... - Pytam. On w końcu patrzy na mnie z bólem, a ja widzę jak bardzo jest poobijany. Na twarzy ma dwa siniaki, na szczęce i czole, ma podbite oko i przeciętą wargę. Nie mogę na niego patrzeć w takim stanie. Wiem, że go to boli, od kiedy go znam, to nigdy chyba nie miał aż takich obrażeń.

- Dlaczego Luke? - pytam i podchodzę do niego bliżej. Patrzę mu w oczy, ale ostatecznie mój wzrok ląduje na jego podbitym oku.

- To nie jest ważne - oznajmia, a ja prycham. To nie jest ważne? Trzymajcie mnie, bo chyba za chwilę wybuchnę!

- Mogło ci się coś stać, idioto - mówię i oplatam go ramionami w pasie powstrzymując łzy. On przytula mnie do siebie mocniej. Boże jaki z niego głupek, zawsze musi wpakować się w kłopoty.

- Ale jestem cały. Tylko trochę boli. - Mówi, a ja, by nie widział jak płaczę, wyulam twarz w jego tors i wtedy zanoszę się szlochem. Gdyby stało mu się coś poważnieszego? Tak bardzo się wystraszyłam.

- Przepraszam... Nie płacz z mojego powodu. Nie chcę byś płakała... - mówi, przytulając mnie mocniej, a ja i tak płaczę, bo to chyba jedyna rzecz, którą mogę teraz zrobić, oprócz przytulania chłopaka.

***

Przez cały następny dzień staram się unikać Luke'a, bo kiedy na niego patrzę, od razu czuję jak łzy napływają mi do oczu. Nie wiem dlaczego teraz tak do tego podchodzę, przecież nie pierwszy raz się z kimś pobił i nie pierwszy raz ma obrażenia. Może dlatego tak mam bo tych wyjątkowo jest dwa razy więcej? Albo dlatego, że chłopak nie chciał mi powiedzieć dlaczego się bił, ale w głębi serca myślę, że to przeze mnie?

Jestem taka beznadziejna.

Wchodzę do kuchni, ale gdy po chwili chłopak również do niej trafia, od razu zbieram się, nie patrząc na niego i przechodzę do dużego pokoju. Nie mogę znów przy nim ryczeć.

Słyszę jak chłopak idzie za mną i łapie mnie za nadgarstek, obracając mnie w swoją stronę.

- Dlaczego na mnie nie patrzysz? - pyta, a mi udaje się uwolnić nadgarstek z jego objęcia i zaczynam bawić się końcem mojej białej koszulki. Nie powiem mu, że tak bardzo mnie to boli, bo będzie miał wyrzuty sumienia, a nie chcę by się jeszcze zadręczał czymś, czego się nie cofnie.

- Spójrz na mnie - mówi, a ja kręcę głową i słyszę jak on wzdycha. Tak strasznie mi przykro, że może to, że na niego nie patrzę go rani. Ale przynajmniej nie widzi tego jak bardzo mnie to boli, że on musi cierpieć.

- Czy choć raz nie może być dobrze? Czy zawsze wszystko musi się psuć do cholery? - pyta, lekko podnosząc głos. Wiem, że na mnie patrzy, ale nadal nie mam odwagi podnieść głowy.

- Myślisz, że mi jest tak łatwo? J-ja po prostu czasami nie potrafię nad sobą zapanować... Ja... Wściekłem się tak bardzo... - mówi, a przy końcu ścisza głos. Nadal stoi naprzeciwko mnie, a teraz wiem, że przeciera twarz dłońmi.

To był pewnie jeden z jego ataków złości. Rozumiem, że nie mógł wytrzymać by nie uderzyć bruneta, ale potem nie potrafił przestać go bić, a teraz sam również jest poszkodowany.

- Miałem ochotę go zabić. - mówi ciszej, a ja przełykam głośniej ślinę. Trochę zaczynam się bać, ale potem przypominam sobie, że to przecież mój Luke. Nie zrobi mi krzywdy, on nie chce krzywdzić.

Powoli zaczęłam się uspokajać, ale nadal nie podnosiłam głowy.

- Proszę, nie mów mi, że się boisz. Nie masz się czego bać. Bardzo cię kocham - chłopak mówi, po czym chwyta za moje dłonie i całuje je.

- Zawsze wszystko psuję - dokańcza, a ja już nie mogę. Nic nie zepsuł. To wyłącznie moja wina, że nie mogę się ogarnąć i przestać płakać. Zdaję sobię sprawę, że chłopaka bardzo łatwo jest wściec, ale jestem ciekawa co powiedział tamten chłopak w parku, że Hemmings się tak bardzo zdenerwował.

- To nie prawda, przestań mówić takie rzeczy. - odpowiadam, lekko podnosząc głowę, ale i tak na niego nie spoglądam. On przenosi rękę na mój policzek i gładzi go kciukiem.

- Ale nadal na mnie nie patrzysz... - w jego głosie słyszę urazę wymieszaną z bólem i bezsilnością. Powoli podnoszę głowę i patrzę na jego twarz. O mój Boże.

Chłopak ma siniaka na kości policzkowej i na szczęce. Jego przecięta warga wygląda lepiej niż wczoraj, ale dalej mam wrażenie, że go boli. Z nosa nie leje mu się już krew, ale za to dziś widzę, że ma parę zadrapań na jednym policzku. To musiało go strasznie boleć.

- Chcę do domu - mówię cicho, podnosząc rękę do jego twarzy i dotykam opuszkami palców zadrapań na jego policzku. On nawet się nie krzywi tylko patrzy się na mnie, pewnie próbując stwierdzić czy mówię na poważnie.

Chcę do domu, bo wiem, że to że się pobił to w jakimś stopniu moja wina. Nie trzeba było się do niego wprowadzać, nawet jeżeli miały być to tylko te dwa miesiące. Może on po prostu nie wytrzymuje? Przez większość czasu mieszkał sam, a teraz jak się budzi widzi mnie, kiedy zasypia również. Może znów potrzebuje przestrzeni?

- Kochanie, proszę, bądź przy mnie. Tak bardzo cię potrzebuję... Szczególnie teraz - prawie że błaga, a ja muszę mu ustąpić. Teraz wiem, że chyba nie chodzi o to, że ma mnie powoli dość.

Przybliżam się do niego dlatego on nachyla się do mnie, a ja chwytam delikatnie jego głowę i całuję lekko jego siniaki, a on zamyka oczy. Potem składam delikatnie pocałunki na jego powiekach, a następnie na nosie. On zawsze wpada w kłopoty, zawsze.

- Czy możesz mnie pocałować? - pyta, a ja wiem, że chce takiego prawdziwego pocałunku. Po chwili całuję go czule w usta, a on kładzie rękę na moim policzku. Robię to delikatnie, by go nie zabolało, ale on pogłębia pocałunek.

- Jesteś taki nieostrożny... - mówię na chwilę się od niego odsuwając. Chodzi mi jednocześnie o to, że wdaje się w bójki i o to, że nie obchodzi go, że może go boleć warga, dlatego specialnie jeszcze całuje mnie mocniej. Mój głupek. Po chwili znów wbija się w moje usta.

- Chcę tego - mówi, a ja nie rozumiem o co mu chodzi. Chłopak dalej mnie całuje, a jego ręka schodzi do mojej i splata nasze palce razem.

- O co chodzi? - pytam na chwilę się od niego odsuwając, ale on szybko kolejny raz wbija się w moje wargi.

- Pragnę cię. Chcę z tobą uprawiać seks. Teraz. - mówi, a ja nie wiem czy powinniśmy. Odsuwam się od niego.

- To nie jest dobry pomysł, Lukey. Jesteś cały poobijany, może cię to boleć, nie powinieneś się tak nadwyrężać, powinieneś odpoczywać... - mówię, a on kręci przecząco głową i kolejny raz przybliża mnie do siebie, i całuje mocno. Po chwili znów się odsuwa i patrzy na mnie podejrzliwie i po chwili wygląda jakby coś zrozumiał.

- Wiem o co ci chodzi. Nie podobam ci się taki. Taki poobijany, prawda? Faktycznie, pewnie wygladam teraz paskudnie - stwierdza i odsuwa się ode mnie, dotykając siniaka pod okiem. Ja szybko chwytam jego rękę i kręcę przeczaco głową.

Dlaczego tak pomyślał? Czasami potrafi tak bardzo wszystko wyolbrzymiać. Przecież dla mnie zawsze będzie najlepszy i najpiękniejszy, nie ważne co się stanie.

- Nie wygłupiaj się Luke, jesteś cudowny, zawsze. Po prostu nie chcę by cię bolało, głupku - mówię i całuję jego dłoń delikatnie. On uśmiecha się lekko.

- To chyba ja powinienem bać się, że zaboli ciebie. Ale zrobię to tak, by było ci dobrze. Błagam, Rosalie... - w końcu ulegam. Jeżeli mówi, że jest w stanie i że nie będzie go bolało to wierzę mu. Kiwam głową na tak, a on wbija się w moje usta. Po chwili dokłada też język i przybliża mnie do jego ciała, oplatając jego ręką moją talię, a drugą trzymając na policzku. Zaczyna to robić mocniej, ale dalej bardzo czule. Jestem teraz trochę zdziwiona, nie spodziewałam się, że aż tak bardzo pogłebi pocałunek.

- Robisz to teraz tak mocno - mówię, czując jego usta na swoich i jego kolczyk, który wbija mi się w wargę. Chłopak całuje mnie z niezwykłym zaangażowaniem i pasją. Przenosi w ten pocałunek wszystkie swoje emocje. Wiem, że jest to miłość, ale również gniew, bezsilność i strach. Nadal zastanawia mnie dlaczego chłopak się boi.

- Czego tak bardzo się boisz? - pytam, między jego pocałunkami. On odrywa się ode mnie szybko po czym przez chwilę znów mnie całuje i kolejny raz się odsuwa, trzymając dłońmi moje policzki.

- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz - mówi szybko, patrząc mi w oczy i znów składa na moich ustach krótki, ale mocny pocałunek.

- Luke już kiedyś przecież... - zaczynam, ale on znów ucisza mnie pocałunkiem. Kiedyś mu to już obiecywałam.

- Wiem. Ale obiecaj jeszcze teraz, proszę - mówi i znów szybko mnie całuje po czym czeka na moją odpowiedź.

- Obiecuję, że cię nie zostawię Luke. - odpowiadam, a on wydaje się być taki szczęśliwy, kiedy znów wbija się w moje usta, a ja wplatam dłonie w jego włosy, ciągnąc lekko za końcówki. On przenosi ręce na moje pośladki i podnosi mnie tak bym oplotła nogami jego biodra. Dalej mnie całuje, a ja ciągnę za jego włosy, kiedy tylko ściśnie moje pośladki odrobinę mocniej.

- Co powiesz na kanapę? - pyta pomiędzy pocałunkami, a ja uśmiecham się delikatnie, dysząc.

- Idealnie - na to chłopak kieruje się ze mną na kanapę, uśmiechając się. Przez chwilę przestaje mnie całować, bo nie możemy powstrzymać uśmiechów, ale za chwilę znowu zaczynamy, a blondyn kładzie mnie na meblu, kładąc się na mnie.

Powoli łapię za koniec jego koszulki i powoli podciągam do góry, ale nie mogę jej przełożyć bo chłopak nie przestaje mnie całować. Nie mogę powstrzymać śmiechu, kiedy trzymam jego koszulkę, a on nie pozwala mi jej przełożyć. Gdy się śmieję, on musi oderwać się ode mnie i również zaczyna się śmiać. Za chwilę mamy uprawiać seks, a my się śmiejemy. Jesteśmy naprawdę dziwni. Chłopak znów mnie całuje, a ja dalej trzymam jego koszulkę.

- Daj mi ją z ciebie zdjąć, głupku - mówię w jego usta, a on mruczy.

- Nie chcę przestać cię całować - mówi, a ja czuję jak się uśmiecha i delikatnie odsuwa ode mnie, patrząc mi w oczy bym mogła zdjąć mu koszulkę. Rzucam ją gdzieś za siebie, a chłopak przenosi usta na moją szyję, przez co odchylam głowę, by miał więcej miejsca i jęczę cicho, kiedy zaczyna mi robić malinkę. Moje ręce błądzą po jego torsie i jadę nimi w dół i odpinam guzik jego spodni i rozsuwam rozporek.

- Szybka jesteś, kochanie - mówi w moją szyję, a ja uśmiecham się, zamykając oczy.

- K-ktoś musi, a ty widać, że się nie śpieszysz - mówię, a potem jęczę cichutko, kiedy on chucha w moją szyję zimnym powietrzem. Następnie zdejmuje mi koszulkę, a potem spodnie. Uśmiecham się lekko, widząc jak bardzo przyśpieszył. Potem ściągam mu spodnie i teraz jesteśmy w samej bieliźnie. Chłopak sięga jeszcze do swoich spodni po to by wyciagnąć prezerwatywę.

On ma je wszędzie. Skubany, zawsze przygotowany.

Trzyma małe foliowe opakowanie i zaczyna mnie całować, jedną wolną ręką odpinając mi stanik i rzucając go za siebie. Potem wkłada rękę za moje majtki, a ja momentalnie łapię się rekami boków kanapy. Chłopak jednak tylko je ściąga, a ja czekam, opierając się o mebel.

- Jak będzie za mocno to mów, dobrze? - mówi, jeszcze nie ściągając bokserek, a patrząc się na mnie, a ja dotykam lekko siniaka na jego torsie i pochylam się by pocałować tamto miejsce.

- Nie. Chcę tego tak, jak to zrobisz. Chcę żebyś mnie pieprzył. - mówię zdecydowanie, a on otwiera szeroko oczy. Potem chwyta za mój podbródek i podnosi go do góry i patrzy mi w tęczówki.

- Rosalie, nie uważasz, że to bedzie trochę za mocno? Boję się, że nie dasz rady, jeszcze nie jesteś tak doświadczona i... - zaczyna, ale ja mu przerywam.

- Chcę żebyś mnie pieprzył, Luke. - mówię jeszcze raz. Wiem, że chłopak tego chce. Wiem, że wtedy jego negatywne emocje odejdą, ja też tego chcę.

- Jesteś taka delikatna... - mówi i gładzi mnie palcem po policzku, a ja popycham go lekko na drugi koniec kanapy i opieram się o jego tors, całując go. Jestem teraz na górze, a chłopak trzyma ręce na moich biodrach.

- Dam radę.

- Nie chcę zrobić ci krzywdy - mówi, a ja jeszcze raz go całuję i dotykam jego nabrzmiałego członka.

- Nie zrobisz... - Przejeżdżam po nim ręką, a on drży pod moim dotykiem. Hemmings delikatnie łapie mnie za tą rękę, a ja odsuwam się od niego, kiedy on patrzy na mnie i znów zmienia naszą pozycję tak, że teraz on jest na górze.

- Po pierwsze: Ja zawsze jestem na górze. Po drugie: pamiętaj, że cię kocham - zaczyna, ale ja mu przerywam.

- A po trzecie? - pytam, bo chcę by zaczął. On patrzy w moje oczy i zakłada mi kosmyk włosów za ucho. Robi to niezykle czule i delikatnie.

- A po trzecie, mam zamiar pieprzyć cię teraz tak mocno, że nie będziesz mogła jutro chodzić. - mówi, zdejmuje szybko bokserki, wkłada prezerwatywę, a ja poprawiam się na kanapie. On rozchyla moje nogi, po czym usadawia się między nimi i całuje mnie. W tym samym czasie wbija się we mnie mocno, a ja krzyczę mu w usta. Odsuwa się od moich ust i całuje mnie w policzek.

- Rozluźnij się, spokojnie... To będzie nam łatwiej... - mówi i jeszcze się nie rusza, a ja robię to co mi każe. I wtedy się zaczyna. Chłopak splata nasze palce razem i kładzie nasze ręce nad moją głową pochylając się w moją stronę nisko. Po tym zaczyna się we mnie poruszać. Robi ruchy do przodu i do tyłu na początku wolnym tępem, a ja jęczę. I kiedy chłopak wie, że jestem gotowa, zaczyna robić to szybko. Pcha mocno biodrami i jęczy głośno, całujac mnie od czasu do czasu, by stłumić moje krzyki. Potem porusza się szybko do tyłu i do przodu, a ja czuję jak mnie rozpycha, a moje ciało unosi się co chwila do góry na kanapie. Chłopak szybko wchodzi we mnie i wychodzi, a ja jęczę głośno i wyginam ciało w łuk. Chłopak dalej pcha i wychodzi ze mnie co chwila, aż w końcu znajdujemy własny rytm. Zaplatam nogami jego biodra, a ona porusza się we mnie szybko i oboje jęczymy. Chłopak wchodzi i wychodzi, a moje ciało co parę sekund porusza się po kanapie do góry. Chłopak teraz dosłownie mnie posuwa. Jęczę głośno, a on odchyla do tyłu głowę i przygryza wargę pchając do przodu. Dalej posuwa moje ciało, a ja czuję się genialnie. Biorę ręce z jego rąk, i zaplatam je za jego karkiem, a on przenosi swoje na moją talię.

- Głębiej Luke... - jęczę, a on spełnia moje żądania, a po chwili kręci biodrami rozpychając mnie. Teraz wchodzi we mnie mocniej, szybciej i głębiej. Czuję, że już nie daję rady.

- Aniołku, otwórz oczy... Chcę w nie patrzeć kiedy robię ci dobrze - jęczy, a ja otwieram oczy i widzę jego twarz i pojedyńcze kropelki potu spływające po niej. Patrzy mi teraz w oczy i pcha mocno, a ja wtedy jęczę i mocno je zamykam, otwierając szeroko usta.

- Oh kurwa... Rosalie... - jęczy głośno, a ja przygryzam wargę i czuję jak chłopak teraz robi to jeszcze głębiej. Gdy chłopak ponownie zaczyna mnie posuwać, ja krzyczę i osiągam orgazm. Chłopak otwiera szeroko oczy, wiem, że nie spodziewał się tego już teraz.

- ROSALIE DO CHOLERY! - krzyczy, a ja uspokajam się, kiedy on jeszcze wbija się we mnie trzy razy, sprawiając, że moje ciało podnosi się do góry na kanapie i chłopak również szczytuje z krzykiem. Uspokaja się i jeszcze ostatni raz pcha w górę i kładzie się na mnie. Oddychamy głosno, a on obejmuje mnie rękami, a ja wplatam dłonie w jego włosy i gładzę go po głowie.

- Kochanie, przed chwilą po prostu cię przerżnąłem, zdajesz sobie z tego sprawę? - pyta, a ja uśmiecham się, jeszcze dysząc. Romantyczny, nie powiem.

- Luke, nie wiem czy będę mogła się ruszyć. - mówię, a on podciąga się na łokciach. Nadal jest swoim członkiem we mnie.

- Nie martw się, pomogę ci. Boli cię coś? - pyta, a ja chyba jeszcze nie czuję bólu.

- Jeszcze nie. Ale przez to, że mnie dosłownie posuwałeś, myślę, że jutro nie będę mogła chodzić. - on na moje słowa uśmiecha się lekko.

- Przynajmniej będę miał gwarancję, że tą noc zapamiętasz na dłużej. Taki był plan - mówi i całuje mnie w czoło - Teraz spokojnie, muszę tylko... - mówi i dopiero kiedy to robi orientuję się o co mu chodziło. Szybko i stanowczo wychodzi ze mnie, a ja jęczę ściskając jego włosy. Zaciskam oczy, bo dopiero teraz, moje ciało przeszył ból.

- O jejku, Lucas - mówię, a on patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem.

- Poczekaj chwileczkę, zajmę się tobą - mówi i delikatnie podnosi mnie z kanapy, po czym bierze mnie w swoje ramiona tuląc do siebie. Ide ze mną do swojej sypialni, a ja przytulam się do niego. Potem kładzie mnie delikatnie na łóżku i przykrywa kołdrą, a ja oddycham głęboko i patrzę jak chłopak kładzie się obok mnie. Przysuwa się do mnie bliżej i bierze mnie w swoje ramiona, po czym całuje w czubek głowy.

- Więc mówisz, że cię posuwałem? - mówi do mnie, a ja uśmiecham się lekko. Czuję, że chłopak też to robi.

- Oh tak... - stwierdzam, a on cicho się śmieje. Potem kolejny raz całuje mnie w głowę. Czuję się teraz taka spokojna.

- Podobało ci się, prawda? - pyta, a ja już nie mam siły. W jednym momencie dopada mnie zmęczenie i zamykam oczy. Mruczę do niego, przytakując. Bo strasznie mi się podobało.

- Wiesz, co chcę ci teraz powiedzieć? - zadaje kolejne pytanie, a ja oczywiście, że wiem. Chłopak kolejny raz chce powiedzieć, że mnie kocha, ale ja już to wiem.

- Mhm...

- Chcesz to usłyszeć kolejny raz? - pyta, dociskając usta do mojej głowy i zaciąga się zapachem moich włosów. Kiedy jestem tak blisko niego, mogę poczuć jak szybko bije jego serce, to wspaniałe.

- Nie mów mi tego. Chcę za tym trochę zatęsknić - oznajmiam, a on kolejny raz całuje mnie w głowę i zniża się tak, by jego głowa była w zagłębieniu mojej szyi.

- Cokolwiek zechcesz. Dobranoc aniołku - mówi i wiem, że teraz zamyka oczy. Przyciąga mnie bardziej do siebie, oplatając całkowicie ramionami, a ja czuję jego oddech na szyi. Jest tak, jak powinno być.

- Dobranoc Lukey - szepczę i po chwili zasypiam, myśląc tylko o nim.

Chłopak dalej był przerażony, ale powoli przyzwyczajał się do faktu, że niedługo nie będzie tak pięknie jak teraz. Do tego, gdy George wczoraj zaczął mówić takie okropne rzeczy o Rosalie i o tym, że Hemmings ją straci, Luke nie wytrzymał i dlatego pobił się z brunetem. Bo nie chciał jej stracić, a sam chciał przeżyć wydarzenia, które zaczną się od 16 lutego.

***
Cześć kochani!

TAK BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, SCARY MA JUŻ AŻ MILON, POWTARZAM M I L I O N WYŚWIETLEŃ NA WATTPAD. TO NIESAMOWITE.

Dziękuję za każdy głos, komentarz i przepraszam, że ten rozdział taki nudny. To jest jeden z tych moich zapychaczy. Ale przynajmniej ujawniłam wam datę hah.

Proszę was miśki by każdy kto przeczyta dał vote. Komentarze też mile widziane!

Dużo miłości x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top