Chapter 49
Jestem już po treningu, dlatego wycieram twarz w mały ręcznik, który podaje mi Irwin. Minął już tydzień od mojego wyjścia do klubu z Rosalie, który zakończył się naprawdę dobrze. Oczywiście pamiętam wszystko, chodź przyszło mi to z trudem, bo szczerze mówiąc byłem wtedy kompletnie wstawiony. Jednak wydaje mi się, że tamten dzień będę pamiętał na długo, bo byłem wtedy z dziewczyną i po prostu byliśmy zakochani. Nie kłóciliśmy się, nie martwiliśmy czy nie patrzyliśmy na innych. Po prostu kochaliśmy. A teraz co?
Przez ten cały tydzień jak ja nie pracuję, to dziewczyna, jak ja nie jestem na siłowni, to Rose z kimś wychodzi. I tak mijamy się, czasami udaje nam się chwilę porozmawiać i pośmiać się, lecz za moment i tak jedno z nas wychodzi z domu, zostawiając to drugie. Kurwa mać, jeden raz gdy wychodziła rano, obudziłem się i zdążyłem tylko poczuć jak składa delikatny pocałunek na moich ustach, szepcząc krótkie ,,kocham cię" i zanim zdążyłem się podnieść i otworzyć oczy, no nie wiem po prostu zasygnalizować, że nie śpię, jej już nie było.
Nie tak miał wyglądać czas, który miał być poświęcony tylko jej. Dni płyną coraz szybciej, a jak na razie to bycie ciągle przy mojej szatynce mi nie wychodzi.
W tym tygodniu nawet jeden raz nie zdążyłem powiedzieć jej, że ją kocham.
A dzisiaj jak wrócę do domu jej znowu nie będzie, bo kolejny raz ma dzień w pracy. Chyba tego nie wytrzymam.
- Facet z racji tego, że ani ja ani chłopaki nie mamy zamiaru siedzieć w domu i zamartwiać się na zapas przed tym co nas czeka, postanowiliśmy pójść na piwo. - Powiedział Ashton idąc ze mną do szatni. On też musi iść pod jeden z pryszniców, bo też ćwiczył. Co jak co, ale wysiłek fizyczny idealnie daje zapomnieć o problemach.
- I niech zgadnę, ja idę z wami? - Zapytałem, podnosząc do góry brwi i otwierając drzwi do łazienek. Wchodzimy do środka i szukamy naszych małych szafeczek.
Chłopak zaśmiał się i zgarnął z szafki swój szampon, co zrobiłem również ja.
- Otóż to, Hemmings, idziesz z nami. - mówi, a ja ściągam koszulkę i wkładam ją do szafki.
Moje oczy wyrażają teraz rozbawienie. Tylko na piwo? Myśli, że ja w to uwierzę?
- Tak naprawdę to nie będzie tylko piwo, co? - Irwin na moje słowa kolejny raz posłał mi uśmiech i wzruszył ramionami.
On ściąga swoją koszulkę, a ja jestem już w samych bokserkach i trzymam w ręce żel do mycia ciała, szykując się by wejść pod prysznic.
- Tak naprawdę to idziemy tam po to, by zalać się w trupa. Wchodzisz w to? - Zapytał, a ja przytaknąłem głową. I tak dziewczyna dziś pracuje, więc co za różnica.
Wchodzę pod prysznic zaciągając zasłonę i puszczam wodę, która sprawia, że trochę się uspokajam.
Jestem teraz wściekły, bo nie byłem w stanie zatrzymać Rosalie koło mnie w tym tygodniu, dłużej niż pół godziny. Cholernie za nią tęsknię, mimo, że jednak jakoś mijałem się z nią w domu. Teraz kiedy myślę, że gdyby ze mną nie zamieszkała, to prawdopodobnie w ogóle bym jej w te siedem dni nie widział.
Jak ja teraz za nią cholernie tęsknię po 7 dniach, to jak ja sobie poradzę od 16 lutego?
***
Rose POV
Wchodzę do domu po godzinie 15:30, cała rozpromieniona. Wyszłam wcześniej, bo dostałam aż trzy dni wolnego. Chłopak o ile się nie mylę, dziś też jest w domu, więc w końcu spędzimy razem czas, po tygodniu mijania się.
Zdejmuję buty i wchodzę w głąb mieszkania, ręką przeczesując włosy.
- Luke! Wróciłam! - Krzyczę, bo wiem, że chłopak jest u góry. I nie mylę się, po chwili Hemmings zbiega po schodach i uśmiecha się do mnie.
- Nie miałaś dziś pracować do 22:00? - Pyta i podchodzi by wziąć mnie w swoje ramiona.
Tego właśnie potrzebowałam, czuję jego dłonie, obejmujące mnie mocno i myślę, że chyba tęsknił za mną tak bardzo jak ja za nim.
Wtulam się w niego i wdycham cudowny zapach jego perfum.
- Dostałam wolne na trzy dni, zaczynając od dzisiaj. Możemy teraz obejrzeć jakiś film, albo wyjść na wieczorny spacer, prawda? Jest dzisiaj idealna pogoda - Mówię, odsuwając się od niego i wyciągając ręce w górę. Jego uśmiech zamienia się w grymas, a ja momentalnie zwieszam dłonie. Co znowu?
Błagam by nigdzie nie wychodził, błagam by nigdzie nie wychodził, błagam. Patrzę na jego ubiór. Czarna koszulka z logo jakiejś firmy i czarne spodnie. Do tego zarzucił na plecy jeansową kurtkę, a w boku jego wargi nadal tkwi czarny kolczyk.
Po ubiorze nie potrafię wywnioskować, czy gdzieś się wybiera. Ale czuję to.
- No bo ja dzisiaj nie mogę, za chwilę wychodzę z chłopakami... - Mówi, a mój uśmiech od razu znika. Czyli z moich planów nici. Wiedziałam.
- Oh... - Tylko tyle jestem w stanie z siebie wykrztusić. Chłopak patrzy na mnie przepraszająco i bierze moje dłonie w swoje.
- Ale oprócz tego są jeszcze dwa dni, tak? Jeszcze będziemy mieli dla siebie czas. - mówi a ja kiwam głową. Nie chcę by może miał wyrzuty sumienia, że mnie teraz zostawi. Niech wyjdzie z chłopakami, bo przeze mnie chyba za często się z nimi ostatnio nie widuje. Przecież dam sobie radę.
- Tak, są jeszcze przecież dwa dni... - mówię, ale przez to w jego spojrzeniu widzę jeszcze większą niepewność. Patrzę w jego oczy i wiem, że teraz rozważa czy nie zostać ze mną w domu. Więc spoglądam na niego tak, by rozwiać wszystkie jego wątpliwości, bo chcę by poszedł z chłopakami.
- M-muszę już iść słoneczko, nie musisz na mnie czekać bo wrócę późno. - mówi, na początku się jąkając, ale potem udaje mu się zachować spokój. Mimo tego, dalej stoi przy mnie i nie wygląda na to, by chciał wyjść. Marszczę brwi.
- Okej - mówię cicho, a on przygryza wargę i kładzie obydwie dłonie na moich policzkach i przysuwa się do mnie bliżej, po czym dociska swoje usta do moich i powoli je zamyka, składając tam czuły pocałunek. Oddaję go zamykając oczy, a on po chwili odsuwa się i odchodzi ode mnie, idąc tyłem. Ciągle na mnie patrzy, a ja wystawiam mu rękę i macham nią na pożegnanie, a on posyła mi słaby uśmiech.
- Wynagrodzę ci to - mówi, po czym wychodzi, jeszcze raz patrząc sie za siebie.
I tak właśnie wyszliśmy sobie na spacer.
Wzdycham i idę do dużego pokoju, włączając telewizor. Akurat leci film Bez Miłości Ani Słowa, więc na pewno nie będę się nudziła tak bardzo jak myślałam.
***
Około godziny drugiej w nocy, słyszę jak otwierają się drzwi do domu. Wiem, że to chłopak, dlatego powoli schodzę do niego na dół. Jestem ubrana już w jego koszulkę, w której dziś śpię, bo miałam się już kłaść.
- Wróciłem... kochanie ty... moje! - Słyszę jak chłopak głośno mówi, zagłuszając bełkot. Wychodzę do niego, a chichocze i podchodząc do mnie zatacza się.
Mogłam się spodziewać. Jest pijany.
- Ups... - Mówi, prawie lądując na ziemi, po czym podchodzi do mnie rozchyliając ręce i zamyka mnie w uścisku. Śmierdzi wódką.
- Tęskniłem... Baaardzo - mówi i całuje mnie niedbale w czoło, odgarniając moje włosy do tyłu.
- Śmierdzisz alkoholem, Luke - mówię, delikatnie odpychając go od siebie, na co on wystawia dolną wargę do przodu. Potem śmieje się cicho i zaczyna bawić się palcami swoim kolczykiem w wardze.
- Jak to jest, że ode mnie wali alkoholem, a od ciebie różami? - pyta i kolejny raz podchodzi do mnie i kładzie ręce na moich biodrach, pochylając się tak by mógł dotknąć nosem mojej szyi i zaciągnąć się moim zapachem.
- Pachniesz tak dobrze... - mówi i całuje mnie w szyję, a alkohol teraz jest strasznie dobrze wyczuwalny.
- Oh, Lucas. - wzdycham i staram się odciągnąć od siebie chłopaka. On jednak zaczyna się cofać, w efekcie czego teraz dotyka plecami ściany, a ja jestem nad nim. Odsuwa się od mojej szyi i patrzy mi w oczy.
- Rosalieee?
- Słucham?
- Nie mów słucham... Bo cię wyrucham! - mówi i zaczyna się śmiać, a ja przewracam oczami. Potem on łapie mnie za biodra i przekręca nas tak, że teraz to ja jestem dociskana przez niego do ściany.
- Jestem tak bardzo napalony, możemy się teraz pieprzyć? - pyta, a ja kręcę głową na nie. On kiwa głową na znak, że zrozumiał i kolejny raz się do mnie przytula.
- Mój boże. - mówię cicho. On jest kompletnie zalany. W życiu by tak nie skończył żadnego tematu, ani wątpię, że tak szybko by mi to zaproponował, chociaż kto wie...
- Rosieee? Moja ukochana Rooosiieee? -przeciąga, a ja chcę wiedzieć, co powie tym razem.
- Tak, Luke?
- Gdy byłem z chłopakami w tym barze, to ciągle o tobie myślałem, wiesz? Nawet przez chwilkę nie przestałem... Chciałem... Zadzwonić, ale praktycznie od początku byłem zalany! No i... Nie chciałem... Byś się o mnie wtedy bała. - mówi i kolejny raz patrzy mi w oczy, ja głaszczę go po głowie i odsuwam od siebie delikatnie. Następnie wyciągam do niego rozłożoną rękę, tak by mógł mnie za nią złapać.
- Idziesz spać? - obchodzę się z nim jak z dzieckiem. Zauważyłam, że to trochę pomaga.
- Nie - mówi i uśmiecha się do mnie, tym swoim oszałamiającym uśmiechem.
- Dobrze, to ja idę do góry, a ty tu siedź - udaję, że mam zamiar odejść, a jego oczy powiększają się.
- Zostawiasz- sz mnie... samego? - pyta przestraszony.
- Przecież nie chciałeś iść spać. - tłumaczę mu, wzruszając ramionami i ledwo co powstrzymując się od uśmiechu.
- Chyba nie. Ale... Zdanie... Zmieniłem - mówi i pośpiesznie łapie mnie za rękę. - Możemy iść - mówi, a ja wchodzę z nim po schodach i u góry na korytarzu puszczam jego rękę i mam zamiar wejść do mojej sypialni. Tej nocy chyba będzie chciał spać sam, by miał więcej miejsca.
- Dobranoc - mówię i już mam wchodzić do pokoju, kiedy chłopak podchodzi do mnie, łapie mnie za biodra i przerzuca mnie sobie, o dziwo delikatnie, przez ramię. Piszczę zszokowana i uderzam ręką o jego plecy.
- Luke, puszczaj mnie! Chcę iść spać! - krzyczę na niego, a on nic sobie z tego nie robi.
- Idziesz spać... Ze mną - mówi i chichocze, po czym idzie ze mną na ramieniu do swojego pokoju. Trzymam się go mocno, a chłopak specialnie kołysze się. Normalnie wiedziałabym, że mnie utrzyma ale teraz w takim stanie? Co chwila naprawdę trochę się kołysze, a mój strach jest coraz większy.
Specialnie wydłuża drogę, chodząc w koło, a ja zaczynam bić go w plecy. Po chwili jednak przestaję, bo boję się, że cholera może przez to się przewróci, mimo, że nie robi to na nim żadnego wrażenia.
- Ojej... - Mówi i kuca gwałtownie, biorąc mnie w ramiona i trzymając nisko nad ziemią. Oczy mam zamknięte, ponieważ bałam się upadku, lecz nic takiego się nie dzieje.
Chłopak patrzy na mnie i chichocze po czym wstaje na równe nogi, nadal trzymając mnie jak pannę młodą.
- Myślałaś, że cię upuszczę? - Kolejny raz chichocze i zwiesza głowę w moją stronę, kręcąc nią - Nigdy... Nigdy - dokańcza patrząc mi w oczy i uśmiechając się, a ja na początku myślę ,,jejku jakie to urocze", a dopiero później ,,cholera co on takiego wypił?"
Śmieję się cicho, na co on uśmiecha się szerzej i przygryza swój kolczyk w wardze. Potem idzie ze mną na rękach prosto do swojego pokoju. Nogą otwiera dzrzwi do pomieszczenia i robi wielki krok przechodząc przez próg. Cały czas patrzy na moją twarz. Teraz zaczyna chichotać, patrząc na dół za siebie i znowu na mnie, marszczę brwi.
- Właśnie... Przeniosłem cię przez próg... Czyli jesteś teraz moją żoną? - Pyta i śmieje się, a ja nie mogę powstrzymać cichego chichotu. Ta wersja pijanego Luke'a, jest naprawdę urocza.
- Chodźmy już spać, Hemmings - mówię, chcąc by mnie już odstawił.
- Czekaj... Czyli jak jesteśmy małżeństwem to znaczy, że ty też jesteś Hemmings... Co nie? - pyta, a jego oczy błyszczą szczęściem.
- Może, a teraz spać!
- Rosalie... Rosalie Hemmings... Cholernie pasuje! - mówi, pochyla się i całuje mnie w usta, a ja mimo zapachu alkoholu, oddaję pocałunek.
- Tak, tak Lucas idziemy spać - po prostu nie mogę mu się oprzeć, całuję go jeszcze raz, a on uśmiecha się.
- Dobrze, moja żono - mówi i kładzie mnie w końcu na łóżku. Sam ściąga nieporadnie spodnie i przesuwa je dłonią pod szafkę nocną, przyklepując ręką. Ja patrzę na jego poczynania z delikatnym uśmiechem na ustach, bo teraz widzę w nim małe dziecko.
Następnie zdjął koszulkę, robiąc z nią to samo co ze spodniami i wskoczył pod kołdrę. Popatrzył na mnie, marszcząc brwi i złapał koniec mojej koszulki i zaczął podciągać ją do góry. Otworzyłam szeroko oczy i złapałam jego ręce, ograniczając mu ruchy.
- Nie zdejmujesz? - Pyta niewinnie i patrzy na mnie marszcząc brwi.
- Nie Luke, nie mogę być teraz naga. - mówię, czując rumieńce na policzkach.
- Ale przecież nie raz spałaś ze mną bez niej - mówi, a ja przygryzam wargę.
On teraz zupełnie nie myśli.
- To była inna sytuacja...
- Chcę tą sytuację. To wtedy... Wtedy, gdy uprawiamy seks, prawda? - pyta i kładzie głowę na poduszce i zamyka oczy. Czuję jak pod kołdrą wkłada rękę pod moją koszulkę i gładzi mój brzuch.
- Emm tak - mówię i czuję się dziwnie tłumacząc mu to.
- Dlaczego nie robimy tego teraz? - kolejny raz pyta niewinnie, a ja zachowuję spokój, kiedy przyciąga mnie do siebie i patrzy się na moje usta.
- Bo nie robi się tego zawsze - tłumaczę, a on oblizuje swoje wargi nie przestając patrzeć na moje. Cholera.
- Chciałbym zawsze - oh jaki szczery. Zaczyna się przysuwać, a ja odsuwam się szybko zanim zdąży wbić się w moje wargi. Jest pijany, muszę o tym pamiętać.
- Idziemy spać Luke! - Mówię i przykrywam go dokładniej pierzyną, po czym całuję w czoło. Wiem, że go to uspokoi.
- Spoko, spoko... Już... Już... Śpimy. - Mówi i ponownie wtula głowę w poduszkę, zamykając oczy. Ja kładę się na przeciwko niego i patrzę na jego twarz. Po chwili znowu otwiera oczy. Co jeszcze?
- Nie mogę zasnąć... - Mówi, a ja przewracam oczami i wzdycham - Chodź się przytulać. - Mówi po czym przyciąga mnie do siebie i przytula. Oplatam go ramionami i wtulam się w jego odkryty tors.
Mój Boże, ile on z chłopakami wypił? Przecież jest kompletnie zalany.
- Kocham cię, Rosie - mówi, a ja uśmiecham się delikatnie, trzymając zamknięte oczy. Kocha mnie nawet po pijaku, więc to jednak coś znaczy.
- Ja ciebie też kocham, Lukey - mówię i całuję go w wyrzeźbioną klatkę piersiową. Po chwili słyszę jego wyrównany oddech i teraz mogę zasnąć spokojnie, bo wiem, że tu jest bezpieczny.
***
Rano kręcę się po kuchni i podśpiewując jedną z piosenek Taylor Swift, robię śniadanie. Zalewam herbatę po czym kończę robienie kanapek. Dziś jest słonecznie, więc jak Luke'a nie będzie bolała bardzo głowa to może pójdziemy na spacer?
Po kilku sekundach czuję dotyk dłoni na moich biodrach i chłopak obejmuje rękami mój brzuch, nachylając się tak, by jego głowa była w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiecham się delikatnie.
- Dzień dobry, skarbie - szepcze mi do ucha, a ja uśmiecham się. Jestem ciekawa czy pamięta to, co robił wczoraj.
- Wczoraj trochę zabalowałeś, co? - mówię i nie przestaję smarować kanapek. On składa pocałunek na mojej szyi i patrzy się na moją twarz. To takie czułe.
- Emm może tylko trochę, ale... Byłem tam z chłopakami, to są kompletni idoci. Miał być kieliszek, potem dwa, cztery, chcesz już wracać i ani się obejrzysz oni wpychają ci już szósty... - Powiedział niepewnie, a ja zaśmiałam się cicho. Jestem prawie pewna, że boli go głowa, dlatego nie będę hałasować.
- A czy... Czy pamiętasz coś z wczoraj? - pytam, patrząc na niego kątem oka. Widzę jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Czyli chyba tak.
- Gdy wróciłem do domu? Tak, pani Hemmings - mówi i całuje mnie w policzek, a ja kolejny raz śmieję się.
- Chyba cię wczoraj za bardzo poniosło... - stwierdziam, mając na myśli to, że zaczął mówić o małżeństwie.
- Może tak, może nie, ale miałem rację. Moje nazwisko cholernie ci pasuje - mówi i patrzy na mnie z powagą, ale ja to ignoruję. Nie mogę teraz na niego spojrzeć, nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogę.
- Dziś jesteś w domu? - zmieniam szybko temat. On oblizuje wargę, nadal tuląc mnie do siebie.
- Tak. A ty? - pyta, a ja przytakuję głową. - Czyli dokończymy maraton Iron-Man'a? - zadaje kolejne pytanie, a ja wtedy odkładam nóż do smarowania chleba i sięgam do jego głowy, czochrając jego włosy.
- A może pójdziemy na spacer?
- A potem Iron-Man? - jego oczy prawie, że błagają mnie o to. Nie mogę mu odmówić.
- Zgoda. To idź się szykuj - mówię, a on śmieje się cicho i szczypie mnie w tyłek, na co cicho piszczę. Mały, podstępny gnojek.
- A ty pamiętaj o śniadaniu - mówi, całuje mnie w policzek i szybko zabiera jedną z kanapek, wgryzając się w nią zanim zdąże zaprotestować. Odwracam się do niego i patrzę na niego ze wściekłością, a on posyła mi całusa w powietrzu. Na to przewracam oczami, choć i tak potem uśmiecham się na tej gest.
- Cholernie dobre, skarbie. Cholernie, dobre - mówi i kieruje się po schodach do swojego pokoju, jedząc MOJĄ kanapkę.
Kręcę z uśmiechem głową i gryzę kolejną. On nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Ale jedno jest pewnie, chłopak miał rację. Cholernie dobre robię te kanapki.
***
- Gdzie jedziemy? - Pytam wykręcając się do niego, a on tylko uśmiecha się tajemniczo. I tak już od dobrych 10 minut. Nie chce mi nic skubany powiedzieć.
- Na spacer, dziewczyno niecierpliwa - mówi, a ja przewracam oczami i splatam ręce pod biustem.
- Ale na spacer się idzie, a nie jedzie chłopaku niemądry - odpowiadam i wystawiam mu język. On śmieje się, a w jego policzkach pojawiają się te zniewalające dołeczki. Mam ochotę włożyć w nie palece, ale w ostatniej chwili powstrzymuję się.
- Ale to będzie taki specialny spacer, spodoba ci się - patrzy przez chwilę na mnie, a ja podnoszę do góry brwi.
- No i co. Ale chcę wiedzieć gdzie mnie wywozisz. A jak zaciągniesz mnie w jakieś krzaki? - Żartuję, a on przygryza wargę. Już mogę sobie wyobrazić o czym on myśli.
- Spodobałoby ci się ze mną w krzakach - mówi i wzdycha zabawnie, a ja prycham.
- W twoich snach, Hemmings - dźgam go lekko w policzek, a on puszcza jedną ręką kierownicę, jak robi to zawsze i kładzie ją na moim udzie.
- A żebyś wiedziała - na to śmieję się cicho, a on uśmiecha się, patrząc na mnie z ukosa.
***
- Luke, ty... Ty.. - nie mogę się wysłowić, kiedy chłopak parkuje na parkingu, 5 minut drogi od tego miejsca.
Luke zabrał mnie na plażę. Dawno na niej nie byłam. Jest ponad godzina do zachodu słońca i plaża jest tak pusta jak jeszcze nigdy dotąd. To naprawdę piękne.
Blondyn śmieje się, a ja nadal nie mogę uwierzyć. Jak on lubi sprawiać, że czuję się jak w raju.
- Czyli ci się podoba? - Pyta, a ja przytakuję głową. Wychodzi z auta, zamykając drzwi i podchodzi do mojej strony, by otworzyć je przede mną i pomóc mi wyjść.
- Jeszcze jak. - Odpowiadam i zrywam się do biegu. Chłopak pewnie teraz jest zdezorientowany.
Odwracam się do niego i mówię na tyle głośno, by usłyszał:
- Kto pierwszy na plaży! - na moje słowa Luke zaczyna biec, a ja ze śmiechem również się zrywam. Mam nad nim małą przewagę, ale przez te jego długie nogi, chłopak biega strasznie szybko. Docieramy na plażę, słychać dokładnie szum fal i czuć lekki powiew wiatru, a pod nogami zapada się piasek.
Powoli zwalniam, a chłopak wykorzystując to podbiega do mnie i łapie mnie w talii, po czym opada ze mną na piasek. Piszczę cicho i zanim się orientuję, już opieram się o jego tors, który leży podemną na piasku. Śmiejemy się, a ja całuję go w nos.
- Wygrałam frajerze - mówię śmiejąc się, a on wypycha dolną wargę do przodu.
- To dlatego, że dałem ci wygrać, frajerko - odpowiada i przekręca nas tak, że teraz ja leżę plecami na pisaku, a on wisi nade mną.
Uśmiechamy się, patrząc sobie w oczy, a chłopak całuje mnie czule w policzek i wstaje, potem podając mi rękę, bym ja też mogła to zrobić. Zdejmujemy tutaj buty, wiedząc, że będzemy tędy wracać i weźmiemy je w drodze powrotnej.
Patrzę w stronę morza, a Hemmings delikatnie dotyka mojej dłoni swoją i splata nasze palce razem. Opieram głowę o jego ramię i idziemy wzdłuż morza.
Jest tak cicho i spokojnie, tak idealnie.
Zaczynamy rozmawiać, co chwila śmiejemy się, a ja myślę jak bardzo uwielbiam te nasze momenty, w których po prostu nic nas nie zatrzymuje.
- Luke, muszelki - mówię, pokazując na miejsce gdzie co chwila przypływa woda. Puszczam rękę chłopaka i podwijam nogawki moich spodni, po czym podchodzę bliżej wody i kucam, zaczynając szukać ładnych muszelek. Woda muska moje nogi, mocząc również moje jeansy, które chciałam jakoś uchronić. W ręce trzymam już cztery piękne muszelki, a chłopak śmieje się.
- Nie będę ich zbierał, to nie dla mnie. Może zacząłem robić dla ciebie rzeczy, których wcześniej bym za nic nie zrobił, ale nie to. - mówi i czuję jak na mnie patrzy. Ja tylko wzruszam ramionami i zbieram dalej. Kiedy mam ich już sporo, wrzucam je do kieszeni, starając się ich nie uszkodzić i uśmiecham się delikatnie widząc chłopaka. Teraz klęczy i szuka czegoś w piasku, tak jakby coś przykuło jego uwagę. Mówił, że nie będzie zbierał muszelek, czyżby zmienił zdanie?
Podchodzę do niego, chyba po raz pierwszy mając przewagę wzrostu tylko dlatego, że chłopak kuca.
- I jak ci idzie? - Pytam i wplatam rękę w jego włosy, bawiąc się końcówkami. On wstaje, sprawiając, że muszę wyjąć rękę i patrzy na mnie. Dopiero teraz orientuję się, że faktycznie nie zbierał muszelek, tylko coś piękniejszego.
- Patrz co znalazłem. - Mówi i pokazuje mi pięknego bursztynka, wielkości małego kamyka. Mieni się w słońcu i wygląda na jeszcze mniejszego niż jest naprawdę, gdy chłopak trzyma go w swoich długich palcach.
- Jest piękny - mówię i patrzę na bursztynka. Chłopak kładzie mi go na rękę, a ja uśmiecham się delikatnie.
- Dla ciebie - mówi, a ja staję na palcach, by pocałować go w policzek i chowam bursztynka do kieszeni, dziękując mu. Potem nadchodzi większa fala i zalewa mnie prawie do kolan, a ja korzystam z sytuacji i chlapię Hemmings'a wodą, a on nie pozostaje mi dłużny.
Przez jakiś czas uciekamy przed sobą i chalpiemy się wodą, śmiejąc się, aż w końcu chłopak podbiega do mnie i bierze mnie na ręce. Piszczę cicho, a on wybiega ze mną z wody i dopiero teraz zauważam, że jesteśmy cali mokrzy.
Chłopak trzyma mnie w pasie, a ja oplatam rękami jego szyję, kiedy kręci się ze mną w koło, podnosząc mnie lekko. Potem podnosi mnie jeszcze wyżej i przytula, a ja całuję go w szyję.
- Jesteś najlepszy - mówię i wtulam się w niego, a on nie pozostaje mi dłużny. Uśmiecham się lekko, bo naprawdę nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, mając go przy sobie. Niczego nie żałuję, ani jednego dnia, spędzinego z nim. Nieważne czy był to dzień dobry, czy nie, ale niczego żałuję.
Hemmings puszcza mnie na ziemię i patrzy mi w oczy, po czym zakłada mi kosmyk moich włosów za ucho. Uśmiecham się do niego, a on kręci z niedowierzeniem głową.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jaki jestem z tobą szczęśliwy... - Mówi i składa pocałunek na moich ustach, trzymając palcem mój podbródek. Muska delikatnie moje wargi, a ja obejmuję rękami jego szyję. Kiedy odsuwa się ode mnie, ja mam nadal zamknięte oczy. Otwieram je powoli, a on patrzy się na mnie z miłością w oczach. Nie wytrzymuję.
- Hemmings, ty pieprzony romantyku - mówię, a on śmieje się cicho, a ja wykorzystując okazję, wkładam opuszkę palca w dołeczek w jego policzku. On natomiast powoli wykręca się do mnie i skrada mi kolejny czuły pocałunek.
Może nie było tego po nim widać, ale Luke przez ten cały czas był cholernie zmartwiony. Nie chciał 16 lutego, tak bardzo nie chciał. Ale wiedział, że musi temu podołać, bo jak nie, to zarówno on jak i chłopaki, którzy również biorą w tym udział, będą skończeni.
***
CIESZCIE SIĘ TYM ROZDZIAŁEM, ŻE JEST TAKI SPOKOJNY, BO TO TYLKO KWESTIA CZASU AŻ ZACZNIE SIĘ COŚ DZIAĆ. TAK TYLKO MÓWIĘ.
Cześć, kochani! Strasznie was przepraszam, miał być wcześniej, ale obowiązki nie pozwoliły wstawić mi go w niedzielę. Mam nadzieję, że mimo to się nie gniewacie, że tyle czekaliście na rozdział, a ja wam daję jakiś nudny zapychacz.
Proszę o komentarze i votes. Wiecie że dopiero teraz się zorientowałam, że to ma AŻ TYLE wyświetleń i głosów? To niesamowite. Dziękuję wam, naprawdę.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top