Chapter 48 / part 2
Strasznie długi by wynagrodzić wam nieobecność! Proszę o komentarze i votes! Jesteście najlepsi!
***
Budzę się, a dziewczyna śpi wtulona we mnie. Tak bardzo się o nią martwiłem kiedy nie wracała tak długo, ale wiedziałem, że wszystko z nią w porządku, bo co chwila odpisywała na moje sms'y.
Leżałem na plecach, patrząc się w sufit i gładząc szatynkę po jej gładkim ramieniu.
Gdy wczoraj jej nie było, około godziny 15:00 dzwonił do mnie Ashton, który miał ,,dobre'' wiadomości. Chłopaki skończyli przygotowania, tak samo jak ja skończyłem sprawdzać broń i teraz wystarczy nam tylko czekać, aż namierzymy to. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem zdenerwowany i zagubiony. Muszę wykorzystywać ten czas.
Muszę cieszyć się, że dziewczyna, którą kocham śpi wtulona we mnie co oznacza, że jest przy mnie i jej na mnie zależy. A to jest naprawdę fantastyczne.
Muszę na chwilę zapomnieć o problemach, a zacząć cieszyć się, że jak na razie jestem tu cały i zdrowy z Rosalie, która naszczęście nic nie wie.
I niech tak pozostanie.
***
Dwa dni później wpadłem na genialny pomysł.
- Wstawaj, śpiochu... - Wyszeptałem do ucha dziewczynie, która jeszcze spała. Byłem już całkiem ubrany i gotowy do wyjścia.
Na pewno zajmie nam trochę czasu to, co chcę zrobić, ale dla niej warto. Bo normalnie, to przekreśliłbym ten pomysł od razu.
- Która godzina? - pyta i zakrywa się całkowicie białą pościelą i podciąga kolana do brody. Patrzę na nią i uśmiecham się delikatnie, widząc co robi. Rozumiem, że nie ma ochoty wstać.
- Już po dziewiątej. To nic nie da, że się zakryjesz... - mówię i lekko potrząsam kołdrą, by pokazać jej, że mogę ją z niej ściągnąć. Ona jęczy niezadowolona. To nie będzie łatwe.
- Zostaw mój kokon w spokoju... - mówi zasypanym głosem, a ja śmieję się i zostawiam kołdrę tak jak była. Dziewczyna nadal spod niej nie wychodzi.
- Kokon? - pytam i śmieję się głośniej, a ona wyciąga rękę spod kołdry tylko po to, by wystawić mi środkowy palec.
Obudzić kobietę to trudna sztuka.
- Daj mi spać. Miałam taki piękny sen... - mówi, nadal w swoim ,,kokonie''. A ja podnoszę brwi do góry.
- Mam nadzieję, że w nim byłem - mówię, a ona śmieje sie cicho.
- Byłeś. Czyściłeś kible w moim własnym, nowoczesnym hotelu - oznajmia, a ja wzdycham. Oh, ona naprawdę potrafi mnie zgasić.
- Wstawaj, albo sam wyciągnę cię z tego łóżka - tracę już powoli cierpliwość. Ale ona chyba nie da tak łatwo za wygraną.
- Na początku chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, teraz z niego wyciągnąć, facet zdecyduj się - moje oczy wędrują ku górze. Nadal mówi tym swoim zasypanym głosem, a czas leci. Mój Boże.
Nagle wpadam na pomysł. Mam nadzieję, że jej nie połamę, ale w razie czego, zrobię go delikatnie.
- Uwaga bomba! - krzyczę, a ona nawet nie zdążyła zareagować, bo wszedłem na jej kokon, przygniatając ją swoim ciałem. Ona pisnęła.
- Złaź ze mnie ty gorylu! - mówi i wyciąga głowę spod kołdry, próbując mnie z siebie zepchnąć. I tak jej się nie uda.
- Zejdę tylko wtedy, kiedy ty zdecydujesz się wstać - mówię, a ona kolejny raz jęczy z niezadowolenia. Uwielbiam ją szantażować, po prostu uwielbiam.
- Dobra, dobra... Wstaję, wstaję... - mówi i zamyka oczy, a ja z niej schodzę. Dziewczyna udaje, że znów może oddychać, a ja przewracam oczami. Potem uśmiecham się delikatnie i jeszcze raz na nią patrzę.
- I ubierz się szybko, na dole czeka śniadanie. - oznajmiam, a ona otwiera oczy i patrzy na mnie. W końcu.
Ale po jej wzroku mogę stwierdzić, że nie jest za bardzo zadowolona. Teraz, kiedy ją obudziłem, mogę nawet podejrzewać, że chwilowo mnie nienawidzi.
- A dlaczego mam się już ubrać? - pyta podnosząc się, tak by teraz siedziała.
- Bo jedziemy kupić ci coś ładnego - mówię, a ona zamyka oczy.
- Mi? A dlaczego?
- Wieczorem zabieram cię na imprezę do jednego z moich znajomych. Pomyślałem, że kiedy wyciągam cię na takie coś, to muszę cię też przygotować. Im szybciej wyjedziemy tym szybciej bedziemy w domu, więc pośpiesz się - mówię i siadam naprzeciwko niej i patrzę na nią, nie mogąc tylko spojrzeć w jej dalej zamknięte oczy.
- Imprezę? Coś ładnego? Wyjeżdżać? Poczekaj sekundkę lub dwie, za chwilę będę kontaktowała. - mówi i otwiera oczy, potem je przecierając. Ziewa i patrzy na mnie, a ja kręcę z uśmiechem głową.
Teraz wiem, że kobiety lepiej nie budzić, jeżeli nie chce się potem znosić jej nienawistnego spojrzenia.
***
- Ta nie, nie podoba mi się - mówi Rosalie, zasuwa kolejny raz zasłonkę, a ja siedzę na tej brązowej kanapie przed nią i podziwiam.
Chodzimy już od godziny po sklepach i w końcu znaleźliśmy jeden, no dobra, ona znalazła, w którym może być coś co się jej spodoba.
Ale jak nie brzydki kolor, to za duży rozmiar, jak nie za duży rozmiar, to mówi, że wygląda jak kupa. Mój jezu, zaczynam podejrzewać, że ona nie wie jak wygląda kupa. Bo według mnie, we wszystkim wygląda prześlicznie.
- Była dobra. Wszystkie były... - mówię, trzymając podbródek na pięści, a łokieć opieram na moim kolanie. Chyba zaczynam przysypiać. Do tego boli mnie tyłek, od tego siedzenia na tej niewygodnej kanapie.
Ona przewraca oczami, a ja wiem, że jeszcze nam trochę zejdzie.
- Cicho. Jak mowię że brzydka, to brzydka - mówi a ja się uśmiecham. Kobiety. Moja kobieta.
Potem znowu wchodzi do przebieralni. Oddycham głęboko i rozglądam się po sklepie. Widzę, że nie jestem tu jedynym facetem, bo trochę dalej, po mojej prawej jakiś chłopak robi coś na telefonie i też czeka na dziewczynę. Stary, czuję twój ból.
Oh, no i czuję też głód. Chcę do KFC.
- A co myślisz o tej? - słyszę dziewczynę i patrzę w jej stronę, a ona wychodzi niepewnie ze przymierzalni. Momentalnie otwieram szeroko oczy. Oblizuję wargi patrząc na nią i nie chcę odwrocić wzroku.
Jest ubrana w krótką granatową sukienkę, w której wygląda... Gorąco. Widać jej idealne nogi, podkreśla jej talię, nie ma ramiączek i jej biust... Nie mogę.
Dopiero potem orientuję się, że nie mogę jej tak puścić, bo tam bedzie tak dużo facetów, którzy będą mogli na nią patrzeć i rozbierać ją wzrokiem. Po moim trupie.
Spoglądam w prawo i widzę jak tamten facet również się na nią patrzy. Jak zwykle muszę pilnować, by żaden nie położył na niej swoich brudnych łap.
Szybko wstaję i delikatnie wpycham ją znowu do przebieralni, by żaden chłopak nie mógł jej zobaczyć. Wpadam z nią do pomieszczenia i nic nie mogę na to poradzić, że mój wzrok od razu ląduje na jej piersiach. Słyszę jak ona chrząka i teraz wracam spojrzeniem na jej oczy, posyłając jej uwodzicielski uśmiech.
- To znaczy, że ta? - pyta niepewnie, a ja od razu kręcę głową na nie. Broń Boże.
- O nie. Nie ma mowy, ta na pewno nie. Za dużo widać. - mówię i kładę dłonie na jej biodrach. Ona marszczy brwi i przegląda się w lustrze, które tam jest. Uśmiecha się delikatnie i kieruje swoje tęczówki na mnie.
- Ale ci się podoba, co? - pyta, a ja przełykam głośno ślinę. Ona z uśmiechem podnosi brwi, a ja przegryzam nerwowo wargę i kładę rękę na karku.
- Emm no tak. Znaczy ta sukienka... No bo... Ten, wiesz... Oh, przestań to robić - mówię zdesperowanym głosem, a ona wzrusza ramionami z uśmiechem.
- Co robić?
- Wprawiać mnie w zakłopotanie. Doskonale wiesz, że nie podoba mi się sama sukienka, ale to, że tak dużo przez nią widać. Ale nie pozwoliłbym ci w niej iść bo tyle mogę oglądać tylko ja - mówię, a ona śmieje się.
Cholera, wprawiła mnie w zakłopotanie. Nikt nie wprawia mnie w zakłopotanie, jestem Luke Hemmings, to ja sprawiam, że ludziom plącze się język i pokazują się rumieńce na policzkach. A teraz co? Ona myśli, że jak jestem w niej zakochany po uszy, to ona może sprawiać, że brakuje mi języka w gębie i że jej na to pozwolę? Otóż niestety odpowiedź brzmi... tak. Głupia miłość.
- Zawstydziłeś się, wyglądasz uroczo - mówi, a ja kolejny raz pozwalam jej mówić, że jestem uroczy. Przez nią głupieję. Nie powinno tak być.
Szybko wychodzę z przebieralni i znowu siadam na kanapie. Znów czekam na nią i myślę, czy to na pewno dobry pomysł by wziąć ją na tą imprezę. To jasne, że trochę się o nią boję, przecież tam będzie tak dużo ludzi, będzie alkohol, mogę stracić ją z oczu w każdej chwili. Do tego, gdy zaczynam myśleć o tym, jak dużo chłopaków będzie się na nią patrzyło i myślało nie wiadomo o czym, to zaczynam być strasznie zazdrosny.
Zwieszam głowę i chowam ją w rękach. Przecieram nimi twarz i potem kolejny raz patrzę się na przebieralnię, z której ma wyjść moja dziewczyna.
A chuj wam wszystkim w dupę, zabieram ją tam.
Muszę mieć ciągle na nią oko, ale to mi nie przeszkadza. Zrobię wszystko by była bezpieczna.
- Luke, wejdź tu - moje przemyślenia przerywa głos Rose. Wstaję z kanapy i z lekkim uśmiechem wsadzam głowę do jej przebieralni.
Moje oczy robią się dwa razy szersze, a serce zaczyna szybciej bić, kiedy widzę w co jest ubrana. Ma na sobie czarną sukienkę, odsłaniającą plecy. Materiał sięga trochę wyżej niż kolano, ale nie odkrywa za dużo. W niektórych miejscach przy zakończeniach jest jeszcze koronka, naprzykład przy zakończeniu sukienki. Patrzę teraz na jej idealnie nogi, na jej ciało, które wygląda wprost obłędnie i obserwuję jak przekłada swoje brązowe włosy na jedną stronę, odsłaniając szyję. Przełykam głośno ślinę.
Wygląda tak pięknie.
- T-tak, cholera, ta. Wyglądasz w niej naprawdę niesamowicie, kochanie - mówię i patrzę, jak ona obraca się w miejscu i jednocześnie patrzy się na swoje ciało. Wow.
- Naprawdę tak myślisz? - pyta, a ja wchodzę całkowicie do przebieralni i przytulam ją od tyłu, kładąc podbródek na jej ramieniu. całuję ją delikatnie w szyję i patrzę na nasze odbicie w lustrze.
- Nie dałbym rady skłamać. Wyglądasz przepięknie. A teraz ściągaj ją, kupujemy i idziemy jeść - mówię, a ona śmieje się i wypycha mnie z przebieralni. Naprawdę brak mi słów, by opisać jak niesamowicie wygląda.
***
Rose POV
- Stresujesz się? - pyta chłopak, trzymając mnie za rękę. Idziemy właśnie do klubu, na dworze jest już zupełnie ciemno, a ja naprawdę powstrzymuję się by nie uciec do domu.
Postanowiliśmy się przejść, ponieważ Hemmings powiedział, że to naprawdę nie daleko. Ale wiem, że też na pewno nie chce prowadzić samochodu pod wpływem alkoholu, bo na pewno coś wypije. Po to przeważnie chodzi się na imprezy... Chyba.
- Troszeczkę. Nigdy nie byłam na takiej imprezie, ja nawet nigdy nie byłam w klubie. - mówię, ale nie widzę by moja odpowiedź zdziwiła chłopaka. No jasne, że to wiedział. On wie wszystko, skubany.
- Przyzwyczaisz się, to najczęściej świetna zabawa - mówi i ściska delikatnie moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy.
Popełnił błąd nie zabierając mnie autem. Bo przynajmniej z samochodu bym nie wyskoczyła, a teraz myślę czy by mu się przypadkiem nie wyrwać.
Boję się, tam będzie tak dużo ludzi.
Po chwili chłopak pokazał mi budynek, a ja przełknęłam głośno ślinę. Gdy byliśmy już przed wejściem, Luke kompletnie zignorował kolejkę i przeszedł pod same drzwi do klubu. Dlatego teraz stoimy przed ochroniarzem, który wygląda na serio groźnie. Luke jest odrobinę wyższy od niego, co wygląda zabawnie, ale tamten dalej zachowuje kamienną twarz i nie wygląda na takiego, co by nas bez problemu wpuścił do środka.
- Bez dowodu nie wpuszczam więc zje- zaczyna ochroniarz, ale przestaje mówić, gdy Hemmings podnosi do góry brwi i przerywa mu. Ojojoj.
- Hemmings. Moje nazwisko brzmi Hemmings i nie sądzę by to było konieczne - w jego głosie słychać zirytowanie, dlatego nawet ja odrobinę się go przestraszyłam. Naprawdę jest tu taki znany?
Facet spojrzał na niego szybko, przełknął głośno ślinę i zwiesił głowę. Potem burknął ciche ,,przepraszam'' i wpuścił nas pośpiesznie do środka.
Nie martw się chłopak, wiem co czujesz. Mnie też często onieśmiela.
W klubie panował półmrok, grała głośna muzyka i czuć było piekący w nozdrza zapach alkoholu, do którego zaczęłam się już powoli przyzwyczajać. Przciskaliśmy się przez tańczących ludzi, a chłopak trzymał mnie blisko siebie, co chwilę na mnie spoglądając. Po chwili doszliśmy do baru, gdzie parę miejsc było pustych. Chłopak wskazał głową na krzesełko, na którym posłusznie usiadłam, a on oparł się o blat. Spojrzał na mnie i widziałam jak kącik jego ust podniósł się do góry, po czym wrócił wzrokiem do baru. Po krótkiej chwili szatyn stojący za ladą popatrzył w naszą stronę i uśmiechnął się szeroko widząc Luke'a. Kolejny znajomy.
- Cześć Hemmings! Dawno cię tu nie było, mój klub bez ciebie to nie to samo, stary - powiedział nieznajomy, wymieniając uścisk dłoni z blondynem. Czyli teraz mam pewność, że chłopak nie jest tu pierwszy raz.
- Miałem lepsze rzeczy do roboty. Czy straciłem już kartę stałego klienta? - odpowiedział mój chłopak, żartując. Tamten zaśmiał się.
Dopiero teraz mogłam się bliżej przyjrzeć nieznajomemu. Miał brązowe włosy, zupełnie roztrzepane na wszystkie strony i mały tatuaż na szyi. Jego oczy były ciemne i był odrobinę niższy od Hemmings'a. Można było się tego spodziewać, z tego co zaobserwowałam, to chyba nie ma chłopaka wyższego niż Luke. Poza tym, szatyn był umięśniony i całkiem przystojny.
- Zastanowię się. A teraz raczysz powiedzieć mi co to za ślicznotka siedzi obok ciebie? Jakbyś była zainteresowana, to jestem wolny koteczku - powiedział i mrugnął do mnie, na co Hemmings przysunął się do mnie i objął mnie ręką w talii, pokazując nieznajomemu, że jestem jego. Miałam ochotę przewrócić oczami.
- Rosalie, to jest Will. Will poznaj Rosalie, moją dziewczynę - powiedział chłopak, akcentując ostatnie słowo. Will sięgnął po moją rękę i pocałował jej wierzch, patrząc mi w oczy, a ja zarumieniłam się. To jakoś tak samo wyszło.
Luke widząc to, zacisnął mocno szczękę i objął mnie w pasie mocniej, na co spojrzałam na niego marszcząc brwi. A jemu co znowu?
- Twoją dziewczynę? Myślałem, że ty nie bawisz się w dziewczyny - oznajmił Will, a ja poczułam się trochę dziwnie. Dzięki Will za przypomnienie, że pewnie to w tym klubie pieprzył większość kobiet. Serdeczne dzięki. Mam nadzieję, że czujecie ten sarkazm.
- No i dobrze myślałeś, to dwieście dwadzieścia dziewięć, Will. - Powiedział blondyn, a ja zmarszczyłam brwi. Jakie dwieście dwadzieścia dziewięć? Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, widząc moje zmieszanie. No i kolejna rzecz z seri ,,Rose nic o tym nie wie, a Luke chyba nie zamierza jej tego wyjaśnić''. Chyba na serio powinnam zrobić listę tych rzeczy.
- To gratuluję facet. I kto tu miał rację? - Powiedział szatyn, jeszcze raz patrząc na mnie i uśmiechając się do mnie. O co chodzi? Co to za tajemnicze uśmiechy? Głupia solidarność plemników. Czy według nich, ja już nie mam prawa o niczym wiedzieć?
- Hemmo! - Usłyszeliśmy męskie wołanie z prawej strony i chłopak został pociągnięty w bok, jednocześnie zostając zmuszonym do ściągnięcia ręki z mojej talii. Zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Za chwilę wrócę skarbie. Daniels! Pilnuj jej stary! - krzyknął jeszcze do Will'a blondyn, a potem został pociągnięty w bok, przez kolejnego jego znajomego. Pokręciłam głową na boki.
- Nie ma sprawy, Hemmings! - odkrzyknął Will za Hemmings'em, a dla mnie nadarzyła się okazja do zadawania pytań.
- Co to znaczy dwieście dwadzieścia dziewięć? - zapytałam, a on podniósł do góry brwi, uśmiechając się.
- Nie powiedział ci?
- Najczęściej jest strasznie tajemniczy i trudno coś z niego wyciągnąć - powiedziałam śmiejąc się cicho, a on pokazał na mnie palcem, tak jakbym coś ważnego odkryła. Czyli się ze mną zgadza.
- Cały Hemmings! Ale jak wypije, to się strasznie otwiera! - mówi i śmieje się, a ja zaczynam go lubić.
- To było trzy lata temu. Byliśmy w tym klubie i piliśmy, a kiedy temat zszedł jak zwykle na kobiety, to wymyśliliśmy kod, który tylko my zrozumiemy. Dwieście dwadzieścia dzewięć, czyli: ,,Zakochałem się stary i to chyba TA". To było dla zabawy, nawet nie myślałem, że kiedyś to wykorzysta. To przecież Hemmings. - zaczął mówić, a ja zmarszyłam brwi. To było urocze, że Luke powiedział swojemu znajomemu, że jest we mnie zakochany. Nawet jeżeli to tylko kod.
- O co chodzi z tym ,,TA"? - zapytałam ponownie, a on popatrzył gdzieś w bok, po czym znów wrócił spojrzeniem na mnie.
- TA jedyna, niepowtarzalna, ta z którą chce spędzić resztę swojego życia. Bo gdyby to było tylko zauroczenie, to nie mamy na to kodu. - powiedział, a moje serce zaczęło bić o wiele szybciej. To takie kochane.
- A dlaczego akurat dwieście dwadzieścia dziewięć?
- Jesteś cholernie ciekawska jak na taką delikatną i malutką osóbkę, co? - powiedział i zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko i wzruszyłam ramionami unosząc oczy teatralnie w górę - To nazwa drinka, którego wtedy zamawialiśmy. Oczywiście to przypadkowe cyfry, bo nie mamy tu aż tylu alkoholów! - na jego słowa zaśmiałam się i chyba skończyły mi się pytania. Narazie.
,,Blondyn kończył kolejnego drinka i spojrzał na swojego znajomego, który zaczynał rozmowę. Byli już trochę wstawieni, ale wszystko kontaktowali. Noc była jeszcze młoda.
- Ej, facet, a co jeżeli kiedyś trafisz na Tą? - zapytał szatyn, na co blondyn zmarszczył brwi. Zupełnie nie rozumiał chłopaka.
- Tą? - powtórzył i nachylił kieliszek, opróżniając go całkowicie. Po chwili znów go napełnił.
- No, Tą jedyną. Tą, która skradnie ci serce i będziesz chciał być z nią do końca życia. Takie rzeczy się dzieją, co nie? - Na słowa przyjaciela Luke parsknął śmiechem i pokręcił przecząco głową. Uważał to za kompletną bzdurę.
- Chyba mi to nie grozi. Pasuje mi tak jak jest teraz. - odpowiedział zdecydowanie i jego wzrok powędrował na przechodzącą obok dziewczynę. A raczej na jej tyłek.
- Czyli kobiety na jedną noc?
- Albo na pół godziny, nie przesadzajmy. Liczy się przecież tylko seks, nie będę tego ukrywał. - Blondyn mówił prawdę. Nigdy nie zostawał po skończonej robocie, nawet rzadko kiedy się z nimi całował. Naprawdę rzadko. Ale mimo tego uważał i co jakiś czas robił badania, jak to sam sobie wmówił - dla bezpieczeństwa.
- Mówisz, że się nie zakochasz? - jego towarzysz, nie ukrywał zdziwienia. Nawet on ma zamiar w przyszłości się zakochać i wziąć ślub.
- Stary, ja nie wiem nawet co to jest miłość. Jak to wygląda? Kwiatki, czekoladki i różne takie duperele? To nie dla mnie. - Pod wpływem alkoholu, chłopak mówił szczerze, śmiejąc się ze swojego towarzysza. No bo jak bardzo głupim trzeba być, żeby wierzyć w takie rzeczy? Tak to sobie tłumaczył.
- To nie wygląda, to się czuje idioto. - Daniels był już zirytowany zachowaniem Luke'a.
- Cokolwiek. Chyba za dużo wypiłeś - stwierdził blondyn i roześmiał się, a Will przewrócił na to oczami.
- Ale jeżeli kiedyś któryś z nas się zakocha i przyprowadzi tą dziewczynę tutaj, to by się zorientować, mówimy kod, dobra? - szatyn nie dawał za wygraną. Wierzył, że jego dobry znajomy ma uczucia, które po prostu tylko ukrywa.
- To głupie. Ale dobra, jesteś jedną z tych osób które wiedzą, że to nie będzie mi potrzebne, dlatego wchodzę w to. - Hemmings na chwilę odłożył kieliszek, trochę zaciekawiony, co wymyśli jego znajomy.
- Jak się ten drink nazywał? Ten co pijesz?
- Dwieście dwadzieścia dziewięć , a co?
- To będzie ten kod. - szatyn się uśmiechnął. W tym momencie uważał się za geniusza.
- A na zauroczenie, nie będzie żadnego kodu, durniu - opowiedział Hemmings, podświadomie zapamiętując te trzy cyfry. Sam w to przecież nie wierzył, ale jakaś cząstka niego wiedziała, że kiedyś może będzie potrzebny.
- I tak tego nie użyję. A teraz tamta blondyna z tyłu się na mnie patrzy więc zmywam się. Wrócę za 15 minut, tyle mi wystarczy. - odpowiedział ze śmiechem chłopak, a Will pokręcił głową ze zrezygnowaniem i kolejny raz zawołał barmana. Wtedy jeszcze blondyn nawet nie mógł sobie wyobrazić, że niedługo w jego życie wejdzie nieśmiała i delikatna osóbka, która wszystko zmieni"
- Powiedział ci, że cię kocha? - pyta Will, po chwili, a mnie na początku dziwi jego pytanie, dopóki nie przypominam sobie jaki Luke był wcześniej.
- Tak, powiedział. Trzy miesiące temu. - mówię z lekkim uśmiechem, przypominając sobie tamtą chwilę. To było naprawdę niesamowite, do tego spełnił wtedy jedno z moich marzeń.
- A ty go kochasz? - marszczę brwi, ale nie przestaję się uśmiechać. On rówinież utrzymuje delikatny uśmiech.
- Oczywiście, że tak. A od razu powiem, że nie za bardzo się tego spodziewałam. - stwierdzam, a on śmieje się. Wie, o co mi chodzi i wie dlaczego.
- Jest o ciebie strasznie zazdrosny, patrz - mówi i pokazuje mi palcem blondyna, opierającego się dalej o ścianę i słuchającego swojego towarzysza.
- Co chwila tu spogląda - dopowiada, a ja odwracam się na sekundę i tym samym łapię spojrzenie Luke'a, który widząc, że rówież się na niego patrzę, puszcza mi perskie oko. Uśmiecham się i wracam do rozmowy z Will'em, który okazał się być naprawdę sympatyczną osobą.
- Jest uroczy - mówię, a Will dostaje napadu śmiechu. Kolejny raz.
- Dziewczyno, mam dużo określeń dotyczących tego człowieka i ani jedno nie jest podobne do tego. Hemmings uroczy? Od kiedy? Nie chcę mówić coś nie tak, bo uwielbiam tego gościa, ale założę się, że cię nawet nie przytula. - mówi, a ja teraz mogę się pochwalić.
- Przegrałbyś zakład. On naprawdę uwielbia pieszczoty. - odpowiadam, a on podnosi do góry brwi. Mam wrażenie, że od tego wszystkiego co ode mnie dziś usłyszał, facet zejdzie na zawał.
- Co ty z nim zrobiłaś Rosie? - Pyta uśmiechając się, a ja wzruszam ramionami i widzę jak Will zawiesza wzrok na jedym z prezentów od mojego chłopaka.
- To od niego? - pyta i dotyka mojego naszyjnika z literką ,,L'' i przygląda mu się uważnie.
- Tak, dał mi go niedawno, on ma z pierwszą literą mojego imienia, chyba ma go dziś na sobie - mówię i zakładam kosmyk włosów za ucho. On kręci z niedowierzeniem głową. To musi być dla niego szok, że jego przyjaciel tak bardzo się zmienił.
- Ciągle się na ciebie patrzy, każe mi cię pilnować, daje ci takie rzeczy... Co się z nim do cholery stało? To na pewno ten sam Luke Hemmings? - pyta i śmieje się. Ja przytakuję głową i dołączam do niego.
Po któtkiej chwili Hemmings podbiega do nas, od razu całując mnie w policzek, na co Daniels kolejny raz kręci z uśmechem głową. Jak tak dalej pójdzie, to boję się, że mu ta głowa odpadnie.
- Chodź no tu przygłupie - mówi do Luke'a i chwyta go za jego czarną, skórzaną kurtkę i przyciąga do siebie. Blondyn otwiera szeroko oczy i kładzie otwartą dłoń na całej twarzy Will'a, co wygląda naprawdę komicznie.
- Co? Nie całuj mnie facet! Wiem, że jestem kuszący, ale również zajęty! - przekrzykuje muzykę niebieskooki, a szatyn ściąga jego rękę ze swojej twarzy i przewraca oczami. Ja tylko się z nich śmieję.
- Zamknij mordę Hemmings, tylko chcę coś zobaczyć. - wytłumacza i wyjmuje zza koszulki Hemmings'a srebrny naszyjnik z literką ,,R''. Patrzy na niego przez chwilę. A potem puszcza go tak, by z powrotem opadł na klatkę piersiową Luke'a.
- Wow, to prawda. Nosisz to. - mówi do niego, a blondyn sięga do naszyjnika i delikatnie dotyka go palcami. Potem patrzy na mnie. A ja uśmiecham się do niego lekko.
- Noszę, bo kocham... - oznajmia, nadal na mnie patrząc, a jego wzrok jest tak bardzo intensywny, że rumienię się i odwracam głowę.
- Dobra, co chcecie gołąbeczki? - pyta szatyn zza lady, jednocześnie biorąc do ręki dwa kieliszki.
- Dwa kolorki, stary, wiesz o które mi chodzi - mówi chłopak, a Will przytakuje głową i odchodzi. Luke kolejny raz całuje mnie w policzek, a ja schodzę z krzesełka, po to by stanąć koło niego. Nie mija nawet 10 sekund, a Daniels przychodzi, kładzie dwa małe kieliszki pełne jakiegoś kolorowego alkocholu, uśmiecha się i odchodzi.
- No to na trzy... - mówi, podaje mi, a ja niepewnie biorę kieliszek do ręki. Dobra, raz kozie śmierć.
- Raz... dwa... I trzy! - Odlicza, a ja nachylam kieliszek i wypijam wszystko, tak samo robi chłopak. Krzywię się lekko, czując pieczenie w gardle. Chłopak śmieje się z mojej reakcji, a ja w tym samym momencie słyszę jeden z moich ulubionych utworów.
- Luke, uwielbiam tą piosenkę! - Staram się przekrzyczeć muzykę, a chłopak bierze mnie za ręce i idzie ze mną w tłum tańczących ludzi. Potem śmiejemy się i tańczymy, co chwila szeptając sobie coś do ucha.
***
Chłopak wypija trzeci kieliszek w ciągu prawie trzech godzin, więc nie jest źle. Oddycha głęboko, po połknięciu napoju i patrzy się na mnie, oblizując usta z alkoholu.
Bawimy się naprawdę świetnie, a przysięgam nie jesteśmy pijani. Może nie aż tak bardzo. Kontaktujemy wszystko, po prostu jest nam teraz o wiele zabawniej, a ja czuję się bardziej pewna siebie. Ale jak wcześniej mówiłam nie jest źle, jest dobiero prawie trzecia godzina, a Luke wypił dopiero 3 kieliszki z długimi odstępami czasowymi. Ja dopiero dwa i chyba na tym się zatrzymam.
- Rosalie nie wierzę, że to mówię, ale teraz twoja kolej! - Chłopak przekrzykuje muzykę, uśmiechając się do mnie, a ja kręcę głową na nie, kiedy podsuwa mi kolejny kieliszek.
- Nie chcę się upić, Lucas! - Odkrzykuję, a on przewraca oczami. Potem całuje mnie w czubek głowy i znów na mnie patrzy.
- Jestem tu z tobą, kontaktuję i przysięgam, że nic ci nie będzie! Dalej kochanie! - Mówi, a ja biorę kieliszek i wypijam go, na co chłopak klaszcze i kolejny raz bierze moje dłonie, ciągnąc mnie na parkiet. Luke uśmiecha się szeroko, a ja naprawdę jestem teraz szczęśliwa i na pewno to nie tylko przez ten alkohol.
Tańczymy przez jakiś czas, wymieniając co chwila z uśmiechem krótkie pocałunki, aż zaczyna lecieć kolejna piosenka, której zupełnie nie kojarzę, może dlatego, że teraz nie za bardzo przywiązuję uwagę do takich szczegółów.
Tańczymy teraz inaczej, troszeczkę wolniej i muszę przyznać, że co chwila nawet ocieramy się o siebie. Wykręcam się tyłem do chłopaka, biorąc ręce za siebie i oplatając nimi delikatnie jego szyję. On zaczyna składać pocałunki wzdłuż mojej szyi i wodzi rękami po moim ciele. Nasze biodra poruszają się w jednym rytmie, nadal ocierając się czasami o siebie, a chłopak zaczyna lekko przygryzać miejsca na mojej szyji, dlatego odchylam ją, dając mu więcej miejsca, a potem jęczę cichutko.
Nagle ręce chłopaka zatrzymują się na moich biodrach i zjeżdżają w dół na moje pośladki, lekko je ściskając. Teraz jednyne co czujemy to pożądanie i atmosfera staje się inna. Jestem już cała rozpalona, kiedy chłopak przyciska swoje biodra do mojego ciała, tak bym mogła poczuć jego erekcję. Odwracam się przodem do niego, wplątując palce w jego włosy i dalej trwając z nim w tym tańcu pełnym pożądania i pasji. W pewnym momencie patrzę chłopakowi w jego piękne niebieskie oczy, w których odbijają się kolorowe światła oświetlające klub i nie widzę nic poza tym. Chłopak patrzy na mnie, a w jego oczach teraz widzę błysk, który powiadanamia o tym jak bardzo mnie pragnie. Bez namysłu całuję go, a on odwzajemnia pocałunek, który jest czuły i pełen ekscytacji.
Odrywamy się od siebie, a chłopak chwyta mnie za rękę i szybko przepychamy się obok ludzi, a potem Hemmings wpycha mnie do jakiegoś pomieszczenia, potem zakluczając drzwi. Patrzę i orientuję się, że to łazienka, z osobnymi kabinami, w której nie ma ani żywej duszy i myślę, że blondyn o tym wiedział.
Wpycha mnie do jednej z kabin i zamyka za nami drzwi, po czym przyciska mnie do ściany biodrami i patrzy na mnie. Czuję jego erekcję, a on dokładnie lustruje mnie wzrokiem, przejeżdżając ręką po moim ciele, trafiając potem na brzuch. A to wszystko robimy w tej wielkiej kabinie, w której powinien być przynajmniej sedes, ale go tu nie ma, więc domyślam się po co zrobili to osobne.
Potem trzymając jedną rękę na moim biodrze, drugą jedzie w górę mojego uda trafiając nią pod moją sukienkę i dotykając mnie w czułe miejsce. Wciągam głęboko powietrze, w tle słychać jeszcze głośną muzykę. Luke patrzy na moją twarz i wbija się w moje usta, dokładając język i całuje mnie, warcząc w moje usta. Jego ręka wychodzi spod mojej sukienki i teraz chłopak skierował ją na mój brzuch, przybliżając się bliżej mnie i schodząc ustami na moją szyję.
W tym momęcie otrząsam się. Czy na pewno tak ma się to skończyć? W łóżku?
Odrywam od siebie Hemmings'a, a on patrzy na mnie marszcząc brwi. Całuję go delikatnie w usta i zaczynam mówić.
- Nie chcę by to się tak skończyło - na moje słowa on marszczy brwi.
- Jak? - pyta, a ja wiem, że zgrywa niewiniątko. Doskonale wie, że wrócilibyśmy do domu i poszli do łóżka. Ale na pewno nie chodzi tu tylko o sen.
- Że wylądujemy w łóżku. Naprawdę nie chcesz zrobić czegoś innego? Na przykład nie wiem jak ty, ale teraz mam ochotę po prostu się upić - mówię, a on śmieje się. Potem całuje mnie w czoło i odsuwa się ode mnie.
- Daj mi pięć minut, czekaj na mnie przed łazienką i idziemy się schlać - mówi, a ja śmieję się i wychodzę z kabiny. Nie mam pojęcia dlaczego mam na niego czekać, ale trudno.
- Ale uważaj na siebie! Za chwilę tam przyjdę! - mówi, a ja przewracam oczami na jego ,,uważaj na siebie'' i wychodzę z łazienki.
***
- Luke widzę plamki! Kolorowe! - przekrzykuję muzykę i mrugam oczami. Już trochę wypiliśmy. Trochę sporo. Ale widać, że chłopak trzyma się lepiej niż ja.
- Czyli zaczyna działać! - odkrzykuje i nalewa nam jeszcze, a ja kręcę głową z niedowierzenia. Jak my wrócimy do domu? Czy będziemy coś pamiętać? Teraz mnie to jakoś nie obchodzi.
Potem chłopak wypija wszystko ze swojego kieliszka i patrzy na mnie. Ja robię to samo, tylko krzywiąc się przy tym, a on od razu całuje mnie i kolejny raz ciągnie na parkiet.
Chłopak śmieje mi się w usta i przyciąga mnie bliżej siebie, a ja obejmuję rękami jego szyję i uśmiecham się.
***
- Jestem tak schlany, że ohoho! - mówi Blondyn, kiedy idziemy z powrotem do domu. Od czasu do czasu któreś z nas lekko zatacza się, ale to normalne. Jesteśmy kompletnie pijani. I to jest fajne.
- Ja też! Jak wychodziliśmy z klubu to byłam przekonana, że za krzakami widziałam jednorożca! - mówię, a on śmieje się i patrzy na mnie z miłością w oczach. Potem rozgląda się po domach, które są po obu naszych stronach. Jest tak późno, że ludzie już od paru godzin śpią.
- Ludzie! Ludzie słuchajcie! - mój chłopak krzyczy, a ja ja otwieram szeroko oczy. Jestem pijana, ale wiem, że może ich wszystkich obudzić i to nie będzie dobre.
- Co ty robisz!? Jest późno! - besztam go, ale on tylko podnosi ręce, a w jednej ma jeszcze do połowy pełną puszkę jakiegoś piwa. Teraz krzyczy jeszcze głośniej.
Co on do cholery robi?
- Jestem pierdolenie mocno zakochany w tej dziewczynie! - krzyknął i przyciągnął mnie do siebie ramieniem. Ludzie zaczeli świecić światło w pokojach i widziałam jak zasłony lekko się poruszają. Czyli już wszystkich obudził.
Popatrzyłam na niego, kiedy zorientowałam się co on wykrzyczał. Moje serce zaczęło bić szybciej. Mój Boże.
- Luke obudzisz wszystkich... - powiedziałam ciszej, kiedy zdążyłam się opanować. Ale on nie dawał za wygraną. Schylił się i dotknął nosem mojej skroni, zamykając oczy, po czym kolejny raz zaczął krzyczeć.
- Chcę by wiedzieli. Ludzie kocham ją! Ta dziewczyna to najlepsze co mi się w życiu przytrafiło i naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niej! - zauważyłam jak ludzie otwierają okna i wychodzą z domów. Nikt nie wyglądał jakby był wściekły. Tylko słuchali tego co Hemmings krzyczy.
- Lukey słoneczko... - szepczę do niego, a on śmieje się.
- Kocham kiedy nazywa mnie słoneczkiem! Po prostu to kocham! Jestem zakochany! - krzyczał i w tym momęcie ludzie zamiast krzyczeć na niego, że ich obudził, zaczęli się cicho śmiać i wystawiać do niego kciuki w górę, uśmiechajac się. Słyszałam z ich strony ciche ,,Brawo, facet'', ,,Tak trzymaj'' i ,,Naprawdę mu zależy''. Uśmiechnęłam się lekko.
Spojrzałam na niego. Trzymał tą butelkę i teraz podniósł ręce do góry krzycząc chyba najgłośniej:
- Kocham Rosalie Black całym swoim sercem!!! I mam nadzieję, że ona zdaje sobie z tego sprawę, i że kocha mnie chociaż w połowie tak mocno jak ja ją!!! - krzyknął i popatrzył na mnie z miłością w oczach. Ludzie zaczeli bić brawo i gwizdać, a Hemmings odłożył puszkę z piwem na asfalt, przysunął się do mnie i pocałował mnie czule, uśmiechając się. Położył dłoń na moim policzku, a ja uśmiechnęłam się.
- Ty mój schlany idioto, kocham cię - powiedziałam do niego, a on zaśmiał się i popatrzył na tych wszystkich ludzi.
- Dziękuję za uwagę! - powiedział, a oni śmiejac się klaskali. Pokręciłam głową z niedowierzeniem i zaczęłam odchodzić z wesołym chłopakiem.
On jest taki kochany.
***
- Jak się czujesz? - pyta kiedy wchodzimy do domu.
- Pijanaaa! - przeciągam i o mało co nie upadam, ale chłopak łapie mnie zwinnie. Potem znów stawia mnie na nogi, a ja zdejmuję buty.
- Ja nie jestem pijany... Tylko schlany w trzy dupy... - mówi, a ja śmieje się i podchodzę do niego, łapiąc go za końce jego czarnej, skórzanej kurtki.
- Lukey, uwielbiam kiedy nosisz tą kurtkę. Wyglądasz wtedy tak... Tak... Tajemniczo i seksownie - mówię, a on patrzy na moją twarz i chowa mi kosmyk moich włosów za ucho.
- Jesteś piękna - mówi, a ja marszczę brwi. Patrzę na niego i czuję, że jestem w dobrym miejscu. Jesteśmy tak bardzo pijani.
- Serio? - pytam, a on przytakuje głową.
- Serio! Jestes najpiekniejszą kobietą jaką w życiu widziałem. Twoje oczy to takie piękne gwiazdy, mógłbym patrzeć w nie godzinami! - mówi, a ja uśmiecham się do niego.
Jejku, jejku, jejku, jejku, alkohol, alkohol, alkohol, jejku, jejku.
Jestem tak potwornie pijana.
- Teraz cię pocałuję - mówi do mnie i kładzie ręce na moich policzkach, nadal patrząc mi w oczy.
- Dobrze - odpowiadam, a jego usta lądują na moich i chłopak całuje mnie czule, a ja czuję się jak w niebie. Kiedy w końcu odrywamy się na chwilę od siebie, on szepcze:
- Kocham cię całować - i dalej robi to, a ja oddaję wszystkie jego pocałunki, nie martwiąc się o to jak późno jest, czy kiedy pójdziemy spać. Obydwoje jesteśmy pijani ale szczęśliwi. I kiedy polejny raz oddaję jego pocałunek, czuję jakby czas zatrzymał się specialnie dla nas.
Chłopak całując ją i jednocześnie mimo, że był pijany, nie mógł przestać myśleć o tym jak bardzo ją kocha, i że nie chce by szesnasty luty kiedykolwiek nastąpił. A gdy pomyślał, co wtedy ma się wydarzyć, stawał się cholernie smutny, zmartwiony i naprawdę chciał wykorzystywać każdą wolną chwilę, by mieć Rosalie blisko siebie. Bo potem nie będzie to możliwe.
***
Witam! Jak ja się cieszę, że ktoś jeszcze pamięta o tym ff i o mnie! Nie było rozdziału tak długo, ale w końcu jest i to dwa razy dłuższy niż powinien! Tak bardzo się cieszę, że to czytacie. Mam nadzieję, że wam się podoba.
Następny w następnym tygodniu! Daję słowo.
Dużo miłości!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top